PolskiAteista.pl
  • strona główna
  • Blogi
  • Biblioteczka ateisty
  • Artykuły
  • Szukaj

Wpisy Obserwatorium

Kolejny krok w ramach zamachu na autonomię uczelni wyższych. Czarnek odwołuje rektora UWr.

15 marca 2022/0 Komentarze/w Aktualności Szkiełko /przez Kuna

– Rektor Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Przemysław Wiszewski jest rektorem – z tego tytułu pobiera wynagrodzenie, a poza tym jest historykiem, badaczem, naukowcem. Badaczem o tak dużych osiągnięciach, że zdobywa także granty naukowe ze źródeł zewnętrznych. Jest to nie tylko możliwe, ale i wskazane, żeby rektor uczelni był także liczącym się badaczem, bo to podnosi prestiż uczelni, a poza tym każdy taki grant przynosi uczelni dodatkowe środki finansowe. Rektor Przemysław Wiszewski otrzymał od rady uniwersytetu obecnej kadencji zgodę na to, żeby pobierać także środki finansowe za kierowanie badaniami naukowymi. Zarzuty stawiane przez związkowców nie mają żadnych podstaw – odpowiada Katarzyna Uczkiewicz, rzecznik prasowy UWr.

ŹRÓDŁO

 

Tyle rzecznik prasowy UWr, Katarzyna Uczkiewicz.

Nie wnikając w kwestie atmosfery, układów, domniemanych tarć czy nawet rozgrywek wewnątrz uniwersytetu – wszak nie jestesmy dziećmi i wiemy jak się rzeczy mają – należy sobie powiedzieć wprost – tryb w jakim dochodzi do wygaszenia immunitetu Rektora Uniwersytetu jest dowodem na to, że minister edukacji zjednoczonej prawicy konsekwentnie dąży do wprowadzenia całkowitej kontroli, nadzoru oraz autokratycznych porządków w edukacji, nauce i szkolnictwie wyższym. To jest kolejny krok na drodze zdeptania Konstytucji dla Nauki, a także tworzenie warunków do przekształcenia demokratycznego ustroju uczelni wyższych w monolit konserwatywny, zarządzany ręcznie i odgórnie.

W konsekwencji uczelnie wyższe staną się kuźnią prawicowych ideologii oraz odpowiednio sformatowanych nosicieli idei konserwatywnych. Od dłuższego już czasu, w narracji krytycznej pod adresem uczelni wyższych, słychać głosy nie poparte żadnymi faktami, że naukę opanowali lewacy i poprawność polityczna… Jakkolwiek by to absurdalnie nie brzmiało – taki pogląd przyjmują dziś bezkrytycznie i młodzi i dojrzali obserwatorzy. A w praktyce prawdopodobnie chodzi o to, że na uczelniach wykłada się np. teorię ewolucji, antropologię, historię, nauki społeczne w oparciu o dowody  i badania przeprowadzane wg. metody naukowej, a nie wyssaną z palca teorię kreacjonizmu, teologię, numerologię czy astrologię w oparciu o widzimisię konkretnych wykładowców- bo nie śmiem nazywać ich profesorami.

Ten groźny w skutkach proces zastępowania Nauki fantazmatami i magicznym myśleniem, rozpoczął się od działań niegdysiejszego ministra edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego, Jarosława Gowina i jest skutecznie kontynuowany przez Przemysława Czarnka. Brak zdecydowanych reakcji świata nauki i studentów – choć oczywiście reakcje były i są, ale nieadekwatne do wagi problemu – sprawia, że metoda drobnych kroczków prawicy odbiera uczelniom ich autonomię i zmienia powoli sens ich istnienia.

PS.: A trzeba było głośno wrzeszczeć już wtedy, w latach 90-tych, kiedy zmieniono statusy uczelni wyższych i wpisano im do zadań naczelnych krzewienie wartości chrześcijańskich… nie precyzując co to właściwie są te wartości… Ale to tylko taka łza, którą puszczam nad rozlanym mlekiem.

 

kuna2022kraków

Inne publikacje na ten sam temat:

Czy w Polsce kropla drąży skałę czy już tylko wsiąka w piach?

Jak to działa? Chazan otworzył drzwi dla klauzuli sumienia, a Budzyńska dla ciemnogrodu w uczelniach wyższych.

Uczelnie wyższe areną wojny ideologicznej, studenci ofiarami przemocy wykładowców, autonomia w kajdanach Gowina.

Nagonkę na nieprawomyślnych nauczycieli uważa się za otwartą. Kuratorzy Barbara Nowak, Robert Gaweł i odkurzony Marek Jurek w akcji na UAM w Poznaniu.

Lekcje religii w szkołach wyższych (Ćwiczenia z ateizmu 1)

Nowelizacja w Konstytucji dla Nauki – minister Gowin ogranicza autonomię uczelni i otwiera drzwi „antyszczepionkowcom”

Państwo Wyznaniowe w Świecie Nauki

Poświęcenie nauki – w przenośni i dosłownie – polemika z młodzieżą inteligencji katolickiej.

Medycyna alternatywna i inne chiromancje dla opornych na wiedzę.

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego

Nie tylko pieniądze !

 

Jak to działa? Chazan otworzył drzwi dla klauzuli sumienia, a Budzyńska dla ciemnogrodu w uczelniach wyższych.

24 maja 2021/0 Komentarze/w Aktualności polityka /przez Kuna

13.06.2014 Warszawa , ul. Madalinskiego , Szpital Specjalistyczny im. Swietej Rodziny . Prof. Bogdan Chazan wsrod osob , ktore przyszly go poprzez podczas pikiety .
Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

Kiedy w 2014 roku miała miejsce afera Chazana, kiedy wydawało się oczywiste, że lekarz musi  ponieść odpowiedzialność za łamanie prawa i procedur, przekonaliśmy się dość szybko, że wcale nie musi. Mało tego – zobaczyliśmy tego człowieka, jak  z uśmiechem i satysfakcją bryluje w mediach, w klinice, pośród wielbicieli i wielbicielek, tak rozumianej moralności i etyki zawodowej, w której dobrostan lekarza stoi wyżej niż prawa pacjenta i ustalone procedury, gwarantujące działanie prawa w zakresie dopuszczalności aborcji. Zobaczyliśmy, że kobieta nie ma żadnych praw, nawet jeśli odpowiednia ustawa istnieje i ma teoretycznie obowiązywać jej wykonawców.

 

 

 

 

 

Taki głośny skandal był potrzebny, by wskrzesić i przywołać do życia klauzulę sumienia. Rychło więc NIL złożyła odpowiedni dokument na ręce TK i klauzula rozpoczęła swoje drugie życie. Dodam, jeśli ktoś jeszcze tego nie wie, że od tamtej pory klauzula sumienia przestała być osobistą sprawą lekarza. Stała się warunkiem zatrudnienia, a także gwarantem, że kobieta, nawet mająca pełne prawo do aborcji – nie będzie miała gdzie jej wykonać. Klauzula bowiem zaległa ciężko nad całymi placówkami medycznymi, a następnie nad całymi województwami.

 

 

Trybunał Konstytucyjny uznał, że lekarze którzy nie zechcą wykonać aborcji, nie muszą wskazywać placówki, która ją przeprowadzi. Uprawomocniła się też decyzja prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie profesora…

 

 

Podobnie jest i teraz z Konstytucją dla Nauki, którą zaczął demolować Jarosław Gowin, a teraz dzieła zniszczenia dokonać pragnie Czarnek. I podobnie jak w przypadku afery Chazana, potrzebny był pretekst do wszczęcia alarmu w sprawie wolności słowa i zniesienia jakichkolwiek ograniczeń, jeśli chodzi o treści głoszone z katedr uniwersyteckich. Takim pretekstem stała się awantura o treści głoszone przez prof Ewę Budzyńską w Uniwersytecie Śląskim.  Dla przypomnienia –

 

 

 

 

źródło

Skarga studentów socjologii Uniwersytetu Śląskiego wpłynęła do władz uczelni w zeszłym roku. Chodziło o zajęcia, które prowadziła prof. Ewa Budzyńska. Wykładowczyni wyjaśniała, że stosowanie antykoncepcji jest zachowaniem aspołecznym. Powtarzała, że normalna rodzina zawsze składa się z mężczyzny i kobiety.

– Dawała do zrozumienia, że osoby homoseksualne to coś gorszego – opowiadają nam studenci.

Przypominają też sobie, że prof. Budzyńska porównywała gender do komunizmu, a pewnego razu powiedziała, że posyłanie dziecka do żłobka to krzywdzenie go.

Po skardze studentów władze Uniwersytetu Śląskiego wszczęły wobec prof. Budzyńskiej postępowanie dyscyplinarne. Wtedy jednak w jej obronie stanęli abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki oraz Jarosław Gowin, który wówczas był jeszcze ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, a także Michał Woś, poseł Solidarnej Polski i od niedawna minister środowiska.

 

Budzi co najmniej zdziwienie, że Ewa Budzyńska wieloletni socjolog, wykładowca, nagle i bez widocznej przyczyny zaczęła głosić dość mocno sprzeczne z nauką twierdzenia. Na tyle kontrowersyjne w odbiorze publicznym, że przewidywalna reakcja studentów nie była  niczym zaskakującym, ani dla pani profesor, ani dla ministra Gowina. Powiem więcej – była reakcją, na jaką liczono, tworząc tę oczywista prowokację. Wszystko co nastąpiło potem, to tylko wypełnienie nakreślonego z grubsza planu przejęcia pełnej kontroli nad uniwersytetami, nad ich finansowaniem , nad wyznaczaniem celów i zatrudnianiem „odpowiednich ludzi”. Tak jak klauzula sumienia jest zamachem na praworządność i prawa człowieka, tak plan Gowina dla Nauki to zamach na naukę jako taką i na fundusze dla jej rozwoju niezbędne.

 

źródło

Na początku maja resort edukacji i nauki skierował do opiniowania projekt nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, określany „pakietem wolnościowym” lub „pakietem wolności akademickiej”. Przewiduje on m.in., że wyrażanie przez nauczycieli akademickich przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych nie będzie stanowiło przewinienia dyscyplinarnego.

 

 

Źródło

[…]negatywne stanowisko na temat pakietu wyraziła KRASP i Akademia Młodych Uczonych PAN. „Podczas wielomiesięcznej dyskusji środowisko akademickie wielokrotnie zwracało uwagę na fakt, iż wolność wypowiedzi pracowników uczelni musi łączyć się z odpowiedzialnością naukowca i przestrzeganiem kryteriów naukowości w pracy badawczej oraz dydaktycznej” – napisała w stanowisku KRASP.

KRASP podkreśla, że wolność wypowiedzi musi wiązać się z poszanowaniem godności człowieka, „a wolność akademicka nie może polegać na głoszeniu w przestrzeni uczelni opinii ignorujących wiedzę i metodologię badań naukowych”.[…]

 

 

Na to Czarnek teatralnie oburzony powiada, że:

 

„Z wielkim zażenowaniem przyjmuję stanowisko Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich w sprawie wolności akademickiej – KRASP występuje przeciwko Konstytucji RP i już to samo w sobie uważam za skandal” – tak skomentował dla PAP to stanowisko szef MEiN Przemysław Czarnek. Dodał, że warunkiem rozwoju nauki jest pełna wolność akademicka, pełna wolność nauczania, a także wolność debaty akademickiej.

 

Oświadczenie środowisk naukowych, traktować można jak łabędzi śpiew. Słuszne słowa, nawet najlepiej ułożone i brzmiące rozsądnie nie sprawią, że czas się zatrzyma i cofnie do momentu, gdy mieliście drodzy naukowcy szansę uratować swoje środowisko i samą ideę nauki. Autonomię uczelni spożytkowaliście źle. Nie zabezpieczyliście jej przed zakusami nieuków i ignorantów. Wydawało się Wam, że to Wasze gospodarstwo na wieki. Że nikt Wam nie będzie przeszkadzał robić co się Wam żywnie podoba. I stało się. Znalazł się sposób, by  wytrącić Wam władzę z ręki i przejąć ten obszar finansowania. Teraz tylko patrzeć, jak jeden po drugim zaczniecie przywdziewać barwy ochronne i tulić się do swoich nowych mocodawców. I to dopiero będzie żenujący obrazek panie Czarnek…

 

kuna2021kraków

 

 

 

 

 

 

Nowelizacja w Konstytucji dla Nauki – minister Gowin ogranicza autonomię uczelni i otwiera drzwi „antyszczepionkowcom”

25 maja 2020/0 Komentarze/w Blogi Szkiełko /przez Kuna

Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jarosław Gowin, uznał za konieczne wprowadzić zmiany do Konstytucji dla Nauki, bo jak twierdzi :

W związku z odnotowanymi przypadkami naruszania zasady wolności wyrażania poglądów na uczelniach, resort nauki zdecydował się zaproponować rozwiązania, które mają wzmocnić akademicką wolność.

Nie wiemy o jakich przypadkach łamania wolności do głoszenia przekonań mówił. Czy chodziło mu o prof. Aleksandra Nalaskowskiego? Albo prof. Ewę Budzyńska? Całkiem możliwe też, że ostatecznie minister zaproponował nowelę, by w przyszłości ułatwić życie takim osobnikom jak Konrad Smuniewski – student UW i działacz Ruchu Narodowego?

…pani profesor ( Ewa Budzyńska) przekonywała, że stosowanie antykoncepcji jest zachowaniem aspołecznym.

…tabletki antykoncepcyjne mają działanie wczesnoporonne, a stosowanie wkładki domacicznej to aborcja.

…aborcję, bez względu na przyczynę, nazwała morderstwem.

Wyraźnie dawała do zrozumienia, że osoby homoseksualne to coś gorszego.

Oniemieliśmy. W XXI wieku na uczelni wykładowca przekazywała fałszywe informacje.

Żródło 

 

 

Czy pan minister widzi tu gdzieś miejsce na ścieranie się poglądów? Czy „wiedza”, jaką prezentuje pani profesor, ma cokolwiek wspólnego z nauką? I gdzie miała by się odbyć krytyka poglądów pani profesor – na egzaminie?

 

„UW wolne od marksizmu”, która odbywała się pod bramą uniwersytecką przy Krakowskim Przedmieściu. Mówił tam: „Albo oni nas usuną, albo my ich usuniemy. I o to będziemy walczyć”. I dalej: „To są jakieś jaja, co robią. Nauką nazywają jakieś cwelostwo, które przepychają na uniwersytetach na całym świecie. Nie będę mówić, gdzie oni sobie grzebią i nazywają to nauką”.

Jego przemówienie przerywały okrzyki: „Śmierć wrogom ojczyzny”.

Smuniewski kontynuował: „Powinniśmy robić to samo co oni – promować siebie na uniwersytetach. Ściągać na doktoraty, bo zaczną robić to co w Anglii, gdzie pedalstwo jest uczone. Musimy wywalić ich z uniwersytetów, musimy przegonić ich kadrę wykładowców, która z nauką nie ma nic wspólnego”.

A na koniec mówił, że nie będzie „obdzierania z kasy klasy pracującej” i rozdawania jej „napływowej ludności z Afryki, Bliskiego Wschodu, z Azji”. – Nie będzie takich rzeczy w Polsce. Dlatego, że my rośniemy w siłę, a wy macie HIV-a – krzyknął.

źródło wyborcza.pl

 

Czy to brzmi panu ministrowi jak zaproszenie do debaty? Czy raczej jak wstęp do wprowadzenia getta ławkowego?

 

 

Akademicka wolność debaty nie polega na wciskaniu kitu studentom, którzy podejmują studia na poważnej uczelni i oczekują poważnego traktowania. My jako podatnicy, którzy szkolnictwo finansujemy także mamy określone oczekiwania w stosunku do tych podmiotów. W związku z tym nie wydaje mi się, żeby preferencje pana Gowina i jego osobiste wyobrażenie o wolności akademickiej (???) – cokolwiek to dlań znaczy, miało być powodem do ograniczania autonomii uczelni. Tym bardziej zażalenia profesorów i studentów takiej proweniencji jak wyżej nie powinny mieć wpływu na postawę ministra.

Tymczasem usłyszeliśmy z jego ust co następuje:

Celem projektowanej nowelizacji Konstytucji dla Nauki jest zagwarantowanie wszystkim członkom wspólnoty uczelni oraz pracownikom systemu szkolnictwa wyższego i nauki przynależnych im wolności związanych z kształceniem, wyrażaniem poglądów i prowadzeniem działalności naukowej. „Uczelnie muszą być przestrzenią, w której swobodnie ścierają się różne poglądy” – mówił 30 stycznia podczas śniadania prasowego w MNiSW minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.

 

Wyrażanie poglądów  wymaga dyscypliny i trwania w konsekwencji intelektualnej. Wymaga też rzetelnego przygotowania merytorycznego i gotowości do przyjęcia krytyki. Nie wydaje mi się aby ludzie o takich właściwościach wymagali specjalnej ochrony ze strony Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, albowiem są najbardziej pożądanym elementem każdej uczelni. Powiem więcej – uczelnie ubiegają się o takich właśnie ludzi nauki, bo to tacy ludzie stanowią nie tylko o samym prestiżu placówki, ale rzutują na jej poziom wymagań i gwarantują jej rozwój. O cóż więc chodzi ministrowi Gowinowi? Prawo do czego chce on zagwarantować i komu?

Chcę też zwrócić uwagę pana ministra na raport z działalności Ordo Iuris za 2019 rok. Przewodniczący Jerzy Kwaśniewski, chwali się :

– Zbudowaliśmy machinę, która jest gotowa przeciwstawić się inwazji ideologii wchodzących do Polski – mówi szef Ordo Iuris

 

Ordo Iuris wymyśla wroga, buduje strategie obrony przed nim, wdraża je i chwali się sukcesami:

 

 Instytut przygotował kilkadziesiąt opinii do ustaw i nowelizacji.

Piszą analizy prawne i pseudoraporty, w których wykazują rzekomą niekonstytucyjność działań ludzi i organizacji o przeciwnym do własnego światopoglądzie. 

minister zdrowia Łukasz Szumowski powołał na stanowisko konsultanta krajowego ds. genetyki medycznej wieloletniego eksperta Ordo Iuris, przeciwnika aborcji, awaryjnej antykoncepcji i in vitro prof. Andrzeja Kochańskiego.

 

A to już jest bardzo groźne w skutkach działanie systemowe… Czy pan minister Gowin zechce łaskawie to zauważyć? Czy będzie dalej udawał, że wolność wyrażania poglądów na uczelniach wyższych jest zagrożona i wzorem Ordo Iuris nadal będzie odwracał kota ogonem i twierdził jak oni, że :

 

prawa mniejszości, np. osób homoseksualnych albo niewierzących, są dyskryminacją wierzących, rodzin itd.

 

I teraz to co powinno zainteresować ministra Gowina w kontekście jego obaw o wolność debaty akademickiej

 

 2019 r. to wejście na uczelnie z Akademią Ordo Iuris – mówił ( J. Kwaśniewski – przyp.red.). W szkoleniach dla studentów prawa na publicznych uniwersytetach wzięło udział do tej pory ponad sto osób. Zorganizowano je m.in. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Uniwersytecie Łódzkim i Uniwersytecie Opolskim.

Najlepsi mogą ubiegać się o staż w Ordo – w ten sposób Instytut przeszkolił kolejną setkę młodych ludzi. – To początek dużego dzieła formacji prawników – stwierdził mec. Kwaśniewski. A na stronie organizacji pojawiają się kolejne propozycje pracy.

Mec. Kwaśniewski pochwalił się, że Ordo Iuris jest obecne w szkole, działa w samorządach. – Zaczęliśmy od poziomu szkolnego. Przygotowaliśmy poradnik dla rodziców, jak chronić dzieci przed inwazją ideologii LGBT na szkołę. Pomagamy w tym również samorządom. Naszą Kartę Praw Rodziny przyjęło do tej pory ponad 30 samorządów w Polsce – wyliczał.

źródło

 

Ideologia religijna od dawna sączy się w murach uczelni wyższych i łasi się do Nauki. Niekiedy usiłuje się z nią bratać, częściej jednak wprowadza powątpiewanie w jej ustalenia. Najchętniej wypełniła by wszystkie luki w wiedzy, by nabyć prawo do bycia nieodzowną w budowaniu obrazu rzeczywistości. A kiedy jej się to nie udaje – apologeci religii zaczynają lament porzuconej przed ołtarzem oblubienicy – plotą coś o dyskryminacji, nagonce, obrazie uczuć religijnych itd. A teraz pan minister Gowin stanął zdecydowanie po stronie religii i tych wszystkich, którzy za jej zasłoną będą realizować swoje ambicje, za pieniądze przeznaczone oficjalnie na rozwój Nauki.

 

 

Dopatruję się u pana Gowina pewnego wypaczenia widzenia rzeczywistości, jak wtedy, parę już ładnych lat temu, gdy na listę zawodów, całkiem poważnie, wpisał numerologię, wróżbiarstwo, różdżkarstwo, astrologię i jeszcze kilka, których nie pamiętam w tej chwili. Rozumiem, że minister Nauki i Szkodnictwa Wyższego ma jakieś inklinacje i osobiste sympatie dla tego rodzaju myśli twórczej, ale na litość- trzeba na takim odpowiedzialnym stanowisku umieć oddzielić od siebie prywatne powołanie od państwowego urzędu. Nie kieruje Pan swoim folwarkiem tylko naszym wspólnym zarządza  majątkiem – proszę o tym nie zapominać.

Zbliżamy się nieubłaganie do sedna.

Problem z wolnością wyrażania przekonań w takim miejscu jak uniwersytet polega na tym, że jeśli nie towarzyszy jej racjonalna  dyskusja i krytyczne podejście oponentów, to mamy jedynie do czynienia z biernym przenikaniem treści. Gdy treści te osiądą jak kurz na szacownych murach uczelni, zyskują prestiż i powagę – dwa atrybuty im nienależne, bo przydane tylko z powodu miejsca w jakim zostały zaimplementowane. Ideologie, gusła, religie – oczywiście mogą pojawić się na wyższej uczelni, ale tylko jako pretekst do dyskusji na temat nauki. Niestety –  paranaukowe tematy dość często są głównym zagadnieniem, nie towarzyszy im żadna dyskusja, oponenci jeśli nawet są, to dobrze się ukrywają, a brać akademicka, wychowana od urodzenia w oparach kadzidła,  już dawno nie widzi w tym nic niestosownego. A zwracam na ten szczegół uwagę, ponieważ to tłumaczy dlaczego nie protestuje przeciwko ideologizacji nauki, za to protestuje przeciwko wykładowi Romana Polańskiego…

Następny problem jaki zauważam, to rażący brak dyskusji wśród akademików na temat wprowadzania nienaukowych treści pod skrzydłami i ochroną uznanych autorytetów jak najbardziej naukowych. Nie będę tu przytaczać konkretnych nazwisk, bo nie o to chodzi, żeby kogoś piętnować personalnie, ale raczej o sygnał, że zauważamy ten proceder i  uważamy, że to kompromitacja i dewaluacja wartości akademickich i wartości samej nauki jako takiej. Nie może być tak, że ktoś w jednym zdaniu, na jednym wdechu miesza naukę z ideologią, względnie wypacza treści naukowe pod własną tezę ideologiczną.

Dlaczego to jest groźne?

Bo kiedy nikt wyraźnie nie oddziela tego co naukowe od tego co ideologiczne, to powoli przywyka się do takiej oto sytuacji, że ktoś, kogo znamy w innej roli, miesza nagle naukę z ideologią, ideologię z poglądami i przekonaniami i na odwrót. Z czasem zaś można zacząć na przykład widzieć boga wszędzie tam gdzie powinno się widzieć pytania naukowe. A kiedy zamiast pytań widzi się boga kwantowego, to jest koniec dociekliwości naukowej i pasji poznawania odpowiedzi.

To jest też koniec nauki i racjonalnej oceny rzeczywistości jaka jest nam dana do postrzegania. Niepoznawalność rzeczywistości takiej jaką ona jest w swej istocie, nie może być powodem łatania luk poznawczych za pomocą ezoteryki i wiary. Takie uproszczenia niczego nie upraszczają, tylko wyhamowują rozwój człowieka. A ten rozwój nie jest znowu aż tak oszałamiający, żebyśmy pozwolili go dodatkowo opóźniać. 

A niestety już dziś można stwierdzić, że powolna osmoza nienaukowej myśli do wnętrza uczelni wyższych odbywa się przy całkowitym milczeniu i w atmosferze nie znoszącej krytyki oraz pod  zewnętrznym naciskiem na władze uczelni. Jak można w tej sytuacji bezczelnie twierdzić, że nowelizacja Konstytucji dla Nauki, to wzmocnienie wolności wyrażania poglądów jej pracowników. Nie panie ministrze – to co pan robi z Konstytucją dla Nauki ma na celu odebranie uczelniom autonomii. Teraz to szef MEN, który dzierży kasę dla Nauki, będzie pokazywał palcem kto może, a kto nie może wykładać na uczelni wyższej. I Rektor ma nie mieć już więcej prawa do wyrażania się na ten temat.

Pan minister ma po prostu dość telefonów od swoich protegowanych, że znowu jakaś uczelnia nie chce go wpuścić do auli uniwersyteckiej z jego przezacnymi poglądami na różne tematy. Teraz te telefony będą się urywać do członków 9-osobowej grupy opiniującej – kto, kiedy i na jaki temat będzie mógł się wywnętrzyć swobodnie i nie niepokojony przez nikogo krytyką. Naprawdę myślał pan, panie ministrze, że nikt nie dojrzy prawdy i pańskich intencji poprzez okrągłe zdanka  na temat nowelizacji KdN?

Ale to nie wszystko. W uczelniach wyższych już dziś zatrudnionych jest wielu paranaukowców. Pan minister chce także, żeby pracownicy mieli wolność do badań naukowych i treści dydaktycznych – prawda, że to dobrze brzmi? Ale jeśli wziąć pod uwagę tę szczególną  koincydencję, o której tu rozprawiamy – to nie można wykluczyć, że środki, znowu nie tak wielkie, pochłoną w całości ambitni paranaukowcy pod protektoratem MEN. Za bardzo wybiegam w przód? Być może. Być może źle oceniam działania ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jeśli się mylę, to z wielka przyjemnością i radością wejdę pod stół i odszczekam, Słowo!

 

Nauka, i to nie tylko w Polsce, boryka się ze zjawiskiem ideologizacji – wydaje się, że minister Gowin pragnie, by ten proces w Polsce przyspieszył. A to jest bardzo niebezpieczne, degraduje bowiem naukę do paradygmatu ideolo. 

 

Po wprowadzeniu nowelizacji, która używa nieścisłych pojęć, będzie problem z interpretacją takich zachowań jak agresja słowna czy symboliczna, nawoływanie do eksterminacji, uwłaczanie godności ludzkiej czy obrazą godzącą w dobra osobiste. Żadnego z tych zachowań nie da się podciągnąć pod wolność debaty akademickiej czy ścieranie się poglądów, co nie znaczy, że w ocenie komisji specjalnej nie okaże się być li tylko brakiem poprawności politycznej. Wydaje się ponad to, że nowelizacja nie wychodzi na przeciw potrzebie pobudzenia debaty w murach uniwersyteckich – ta bowiem toczy się zawsze i stanowi jedno z wielu zadań uczelni wyższej.

Nowelizacja będzie raczej chroniła przed odpowiedzialnością dyscyplinarną ludzi przekraczających granice debaty i dobrych obyczajów. Sprawi, że ocena wspólnoty akademickiej na temat takich zachowań straci moc i skuteczność w zapobieganiu szerzenia się np. poglądów faszystowskich. Ponieważ wdzieranie się różnych ideologii na uniwersytety ma już miejsce od dłuższego czasu i doskonale widoczne są następstwa takiej sytuacji, to dość niepokojąca jest aktywność ministra w stronę eskalacji zjawiska, czemu skutecznie sprzyjać będzie  proponowana nowelizacja KdN. Nie bądźmy dyletantami i korzystajmy z wiedzy jakiej dostarcza historia. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby przewidzieć skutki krytykowanej noweli.

 

PS>: artykuł powstał przed wieloma tygodniami, gdy Jarosłąw Gowin był jeszcze ministrem Nauki I S.W. – tym niemniej mechanizm i sposób myślenia opcji, którą minister reprezentuje nie zmienia się i w tym sensie artykuł jest nadal aktualny.

wyborcza.pl

Założenia nowelizacji Konstytucji dla Nauki

wpolityce

 

Kuna 2020 Kraków

 

 

Regeneracja zamiast Tarczy. Manifest środowiska naukowego badań nad gospodarką.

9 kwietnia 2020/0 Komentarze/w Blogi polityka /przez Kuna

Zachęcam czytelników do zapoznania się z treścią manifestu i, jeśli jego postulaty są dla Was przekonujące, do podpisania go pod linkiem https://regeneracjamanifest.wordpress.com  , który prowadzi do oryginału tego zacnego dokumentu i gdzie jest  możliwość wzięcia udziału w aktywności społecznej polegającej na złożeniu podpisu poparcia.

 

 

Regeneracja zamiast tarczy!

Manifest środowiska naukowego badań nad gospodarką

Zamiast nieszczelnej “tarczy” lekceważącej potrzeby większości społeczeństwa proponujemy całościowy program społecznej i ekologicznej regeneracji, który nie tylko pozwoli nam solidarnie przetrwać trudny czas epidemii, ale sprawi, że Polska po kryzysie będzie krajem bardziej sprawiedliwym, społecznie i ekologicznie zrównoważonym.

 

 

 

Epidemia koronawirusa SARS-CoV-2 to jedno z największych zagrożeń stojących przed społeczeństwami Europy i Świata od czasu II Wojny Światowej. Dramatycznie zmieniają się warunki gospodarowania i zaspokajania potrzeb obywateli. To, w jaki sposób podejdziemy do tego wyzwania, zadecyduje o przyszłości społeczeństw i gospodarek.

Polska wchodzi w epidemię koronawirusa osłabiona przez dekady polityki gospodarczej nieliczącej się z ekologicznymi i społecznymi kosztami wzrostu gospodarczego. Efektami tego są niedofinansowane usługi publiczne, uśmieciowiony rynek pracy, dziurawy system pomocy społecznej oraz zrujnowane środowisko naturalne. Wszystko to sprawia, że dziś Polki i Polacy są szczególnie narażani na negatywne konsekwencje epidemii i towarzyszącego jej załamania gospodarczego. Dlatego zamiast nieszczelnej “tarczy” lekceważącej potrzeby większości społeczeństwa proponujemy całościowy program społecznej i ekologicznej regeneracji, który nie tylko pozwoli nam solidarnie przetrwać trudny czas epidemii, ale sprawi, że Polska po kryzysie będzie krajem bardziej sprawiedliwym, społecznie i ekologicznie zrównoważonym.

DZIURAWA TARCZA: ZYSKI PRZEDSIĘBIORSTW, STRATY OBYWATELI

Sytuacja naszego kraju, jaka jawi się po analizie rządowego projektu „tarczy antykryzysowej”, wygląda następująco:

  • nie wszyscy mogą sobie pozwolić na rzecz tak podstawową, jak dostęp do służby zdrowia;
  • nie wszyscy mają prawo do zwolnień chorobowych, a duża część pracowników jest zmuszona do pracy, aby pokryć podstawowe potrzeby swoich rodzin, pomimo ciągłego zagrożenia zarażeniem;
  • drastycznie obniżane są wynagrodzenia pracowników, co prowadzi do ubożenia ludności kraju;
  • zwolnieni pracownicy, szczególnie zatrudnieni na tzw. elastycznych umowach, podobnie jak liczne osoby prowadzące jedno- lub kilkuosobowe działalności gospodarcze, nie mają dostępu do zasiłku dla bezrobotnych, co wpędza masy obywateli w nędzę i długi;
  • publiczne szpitale muszą konkurować o środki higieny z prywatnymi przedsiębiorstwami, dążącymi do podtrzymania produkcji w trakcie szalejącej pandemii;
  • ciężar opieki nad dziećmi i osobami starszymi spada na rodziny, w tym przede wszystkim na kobiety, które nie otrzymają żadnego wynagrodzenia ani instytucjonalnego wsparcia ze strony państwa.

Jednocześnie “tarcza antykryzysowa”, wraz z dotychczasowym pro-biznesowym otoczeniem instytucjonalnym, gwarantuje ciągły dopływ środków finansowych do dużego, często zagranicznego biznesu, banków oraz przedsiębiorstw prowadzących działalność katastrofalną dla środowiska naturalnego. Nie pierwszy raz w najnowszej polskiej historii będą to środki publiczne, pochodzące z opodatkowania dochodów pracowników i konsumpcji społeczeństwa.

Polska po wdrożeniu “tarczy antykryzysowej” w obecnym kształcie będzie krajem pogłębionego kryzysu zdrowia publicznego, wzrostu ubóstwa i nierówności. Podstawowe potrzeby społeczne Polek i Polaków przegrywają bowiem z interesem sektora przedsiębiorstw prywatnych. Zyski są prywatyzowane, a koszty uspołecznione.

PLAN REGENERACJI SPOŁECZNEJ I EKOLOGICZNEJ

Antyspołeczna karta antykryzysowa zaproponowana przez rząd to nie jedyna dostępna strategia. Powiedzmy to głośno – alternatywa ekonomiczna i polityczna istnieje. Jej wprowadzenie jest konieczne, aby uniknąć kryzysu zdrowotnego i społecznego, który na wiele lat odbije się na całym polskim społeczeństwie. Jako badacze i badaczki gospodarki, w trosce o wspólnotowe dobro, o nasze otoczenie społeczne, które dzielimy z innymi (chociaż go nie posiadamy), postulujemy wprowadzenie strategii politycznej ukierunkowanej na głęboką regenerację systemu społeczno-gospodarczego, opartej na trzech zasadach:

  1. zdrowie publiczne na pierwszym miejscu,
  2. solidarność i sprawiedliwość społeczna,
  3. równowaga społeczno-ekologiczna.

ZDROWIE PUBLICZNE NA PIERWSZYM MIEJSCU

Nadajemy priorytet zdrowiu publicznemu głęboko wierząc, że ochrona zdrowia każdej obywatelki i obywatela kraju powinna być dziś wartością stawianą ponad inne – w tym zyski. Oznacza to, że bez względu na swoją pozycję społeczną i zawodową, w tym formę zatrudnienia, każdy mieszkaniec Polski powinien mieć darmowy dostęp do publicznej służby zdrowia oraz do świadczeń pieniężnych w okresie choroby. Konieczne jest radykalne wzmocnienie publicznej służby zdrowia, przekształconej przez reformę w 1999 r. w obecny niedofinansowany, ubezpieczeniowy i na wpół sprywatyzowany system. Oznacza to również, że publiczna służba zdrowia musi zostać poważnie i trwale dofinansowana i mieć ustawowy priorytet w dostępie do artykułów chemicznych i medycznych, jak również możliwość tymczasowego przejęcia w zarząd zasobów prywatnych (np. sprzętu, budynków). Musimy również zadbać o bezpieczeństwo pracowników ochrony zdrowia, grupy szczególnie dotkniętej skutkami epidemii. W ochronie zdrowia wiele osób zatrudnianych jest na niestabilnych formach zatrudnienia za bardzo niskie wynagrodzenie. Wszystkim pracownikom ochrony zdrowia  zapewnić należy  zaopatrzenie w sprzęt ochronny, godne płace oraz osłony socjalne. Niestety przez lata zdrowie publiczne przegrywało z zasadą „efektywności ekonomicznej”, praktykami prywatyzacji i liberalizacji rynków. W efekcie na opiekę zdrowotną przeznaczamy wyłącznie 6,3% PKB (przy dużym udziale wydatków prywatnych), przy średniej 8,8% dla krajów OECD, oraz mamy najmniej lekarzy i pielęgniarek na 1000 mieszkańców w całej UE. Dziś, umniejszenie tematu zwiększenia nakładów na opiekę zdrowotną w “tarczy antykryzysowej” wystawia polskie społeczeństwo na poważne ryzyko katastrofy epidemicznej.

SOLIDARNOŚĆ I SPRAWIEDLIWOŚĆ SPOŁECZNA

Rozwiązania dla gospodarki nie mogą dążyć jedynie do podtrzymania mocy produkcyjnych przedsiębiorstw w imię długookresowej efektywności, zyskowności czy konkurencyjności. To te właśnie praktyki, stosowane w Polsce od początku transformacji ustrojowej, doprowadziły do gigantycznych nierówności, masowego ubóstwa i emigracji, dewastacji środowiska naturalnego czy bardzo słabej pozycji pracowników. Tak zwane „koszty społeczne” zawsze traktowane były jako przykra konieczność reform.

Dziś jednak – w obliczu kryzysu, który dotyka całe społeczeństwo – potrzebujemy polityk opartych na głębokiej solidarności: między osobami różnych pokoleń, płci, zawodów, statusu materialnego, pochodzenia, czy stanu zdrowia. Potrzebujemy:

  • powszechnego dostępu do godziwych świadczeń pieniężnych (w tym podwyższonych i przedłużonych zasiłków dla bezrobotnych), które pozwolą wszystkim – pracownikom, ale także przedsiębiorcom, rolnikom i bezrobotnym – na utrzymanie siebie oraz swoich rodzin, nawet w sytuacji utraty pracy lub źródeł dochodu, czy niemożności znalezienia nowej pracy. Państwo powinno zagwarantować, że wszystkie gospodarstwa domowe w kraju posiadają łączne dochody (ze wszystkich źródeł) co najmniej na poziomie minimum socjalnego;
  • możliwości umorzenia długów wynikających z niezapłaconych czynszów i odroczenia spłat rat kredytów dla osób, które straciły pracę lub część dochodów z powodu epidemii;
  • zagwarantowania przez państwo ciągłości dostaw żywności oraz zbytu towarów rolnych pochodzących od polskich rolników – wraz z możliwością wprowadzenia przez państwo kontroli cen stosowanych przez hurtowników i sieci handlowe;
  • gwarancji, że pracownicy dalej będą nabywać należne im prawa emerytalne, pomimo zwolnienia firm z płacenia składek na ubezpieczenia społeczne.

Sprzeciwiamy się również rządowym propozycjom dalszego „uelastyczniania” prawa pracy i możliwości znacznej obniżki wynagrodzeń. Są to rozwiązania, które momentalnie uderzą w poziom życia pracowników i ich rodzin, zabezpieczając jedynie pozycję przedsiębiorstw prywatnych, w tym firm dużych i z udziałem kapitału zagranicznego – które posiadają inne możliwości sfinansowania kosztów. Z ekonomicznego punktu widzenia taka polityka jest zwyczajnie nieskuteczna: wywołane znacznymi cięciami płac osłabienie popytu wewnętrznego sprawi jedynie, że wychodzenie z recesji będzie trwało znacznie dłużej.

RÓWNOWAGA SPOŁECZNO-EKOLOGICZNA

Jesteśmy przekonani, że od przyjętego modelu polityki antykryzysowej zależy kształt polskiego społeczeństwa i gospodarki w nadchodzącej dekadzie. Dlatego postulujemy, aby pakiet antykryzysowy zawierał rozwiązania promujące równość, partycypację pracowników w zarządzaniu przedsiębiorstwem oraz ekologiczną modernizację polskiej gospodarki. W szczególności proponujemy podjęcie następujących działań:

  • uwarunkowania pomocy publicznej dla średnich i dużych przedsiębiorstw od wykorzystania przez firmy innych możliwości finansowania, w tym dokapitalizowania przez akcjonariuszy i spółki-matki;
  • utrzymania wynagrodzeń pracowników, zwłaszcza tych zarabiających mniej niż przeciętne wynagrodzenie, na obecnym poziomie;
  • ścisłej kontroli zasad wynagradzania zarządu w firmach, którym udziela się pomocy;
  • gwarancji utrzymania zatrudnienia w przedsiębiorstwach co najmniej przez okres 3 miesięcy po zakończeniu przestoju / wsparcia publicznego;
  • równoległego rozszerzenia praw organów reprezentacji pracowników – związków zawodowych, rad pracowniczych, zebrań pracowników – aby mogły odgrywać należną im rolę w dialogu społecznym na poziomie firm dotkniętych kryzysem i współdecydować o warunkach pracy i organizacji produkcji;
  • dowartościowania i systemowego wsparcia dla osób wykonujących pracę domową i opiekuńczą;
  • nadania priorytetu w pomocy publicznej dla form produkcji przyjaznych środowisku naturalnemu, w tym: odnawialnych źródeł energii, produkcji niskoemisyjnej, zapobieganiu skażeniom środowiska naturalnego i zapewnienie większej regionalnej i lokalnej bioróżnorodności;
  • przeznaczenia dominującej części środków Programu Inwestycji Publicznych na projekty związane ze sprawiedliwą transformacją energetyczną.

Należy również odrzucić mylne przekonania o niemożliwości sfinansowania potrzeb społecznych ze środków publicznych. Teoria ekonomii oraz praktyka wielu krajów, w tym Europy Zachodniej, wskazuje dostępne źródła finansowania wydatków rządowych, w postaci nie-inflacyjnego deficytu budżetowego oraz podniesienia wybranych podatków. Uważamy, że środki finansowe na pokrycie ww. potrzeb powinny zostać pozyskane ze wzrostu deficytu budżetowego, a w dalszej kolejności z podniesienia, obecnie jednych z niższych w Europie, stawek opodatkowania luksusowej konsumpcji, najwyższych dochodów i majątków. Deficyt musi zostać sfinansowany przede wszystkim przez zmobilizowanie oszczędności krajowych, a w dalszej kolejności przez skup obligacji skarbowych przez NBP. Taka kombinacja działań po stronie dochodowej finansów publicznych ograniczy ryzyko przyrostu inflacji oraz obniży wydatki importowe, a przez to złagodzi ewentualne napięcia w bilansie handlowym kraju (za sprawą ograniczenia popytu luksusowego). 

Każdy kryzys jest przede wszystkim momentem wyboru. To od przyjętej przez rząd polityki zależy, czy epidemia koronawirusa doprowadzi do pogłębienia nierówności społecznych i trwałej zapaści gospodarczej, czy też stanie się okazją do głębokiej regeneracji polskiej wspólnoty politycznej i środowiska naturalnego. W interesie Polek i Polaków leży to, aby zwyciężyło to drugie rozwiązanie. 

 

Jest środek przeciwko wirusowi COVID19. Nauka zrobiła swoje. Czy państwo albo milionerzy polscy wyłożą kasę na wdrożenie innowacji? Czy jak zwykle?

4 kwietnia 2020/0 Komentarze/w Aktualności Pod rozwagę... /przez Kuna

Sukcesem zakończyły się, intensywnie prowadzone na krakowskim UJ badania w poszukiwaniu skutecznego środka hamującego zakażenie koronawirusem SARS-CoV. Substancja, która była przedmiotem badań to polimer na bazie chitozanu. Substancja ta wiąże się z białkiem Spike, co skutecznie uniemożliwia wirusowi wiązanie się z receptorem komórkowym, co z kolei skutkuje tym, że wirus nie moze przeniknąć do komórki by się tam namnożyć.

 

Początek 2020 roku przyniósł nam informacje o nowym koronawirusie pojawiającym się w Chinach. Szybkie badania zaowocowały scharakteryzowaniem patogenu, który wydawał się być członkiem gromady podobnej do SARS, powszechnie spotykanej u nietoperzy. Pomimo globalnych i lokalnych wysiłków wirus uciekł od środków opieki zdrowotnej i szybko rozprzestrzenił się w Chinach, a później na całym świecie, oficjalnie powodując pandemię i globalny kryzys w marcu 2020 r. Obecnie pisane są różne scenariusze zawierające wirusa, ale rozwój nowe przeciwkoronawirusy dla wszystkich wysoce zjadliwych koronawirusów pozostają głównym wyzwaniem. W tym artykule opisujemy działanie przeciwwirusowe wcześniej opracowanego przez nas związku HTCC (chlorek chitozanu N- (2-hydroksypropylo) -3-trimetyloamoniowego), który może być stosowany jako potencjalny inhibitor obecnie krążących wysoce patogennych koronawirusów – SARS-CoV-2 i MERS-CoV.

ŹRÓDŁO

 

Nauka zrobiła swoje. Czas na wdrożenie czyli inwestowanie.

Czy polscy milionerzy lub państwo wyłożą konieczne środki,

czy jak zwykle pozwolą żeby wysiłek naukowców poszedł na marne?

Oto jest pytanie.

Onet.pl

Kuna2020Kraków

Kto zapłaci za katechezę w szkole? Pokolenie 20-latków już za nią płaci zdrowiem i życiem.

13 września 2017/3 komentarze/w Aktualności, Blogi, Edukacja, Religia, Społeczeństwo obserwator obywatelski /przez Kuna

Kontynuując wrześniowe obserwacje w oświacie, choć szczerze mówiąc głupio mi nazywać tak nieadekwatnie przedmiot oceny, podzielę się z Państwem wnioskami na temat wywołany przez krakowskiego proboszcza parafii NMP  z Lourdes. Otóż przez ostatnie 10 lat, uczniowie z Zespołu Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 1 przy al. Kijowskiej w Krakowie, uczęszczali na katechezę do salki parafialnej, dzięki czemu uczniowie kończyli wcześniej swoje zajęcia szkolne.

Ponieważ reforma edukacji zmieniła status szkoły i teraz jest to Sz.P. nr 12, proboszcz uznał najwyraźniej, że jest to doskonała okazja by też coś zepsuć.

[…]Proboszcz postawił ultimatum: albo podstawówka zapłaci za wynajem salki do katechezy, albo będzie musiała się z nią pożegnać. […]

[…] ksiądz proboszcz poinformował mnie otwarcie, że chciałby, aby szkoła płaciła za wynajem salki 30 zł za godzinę – opowiada dyrektorka Magdalena Mazur.[…]

[…] Od września więc wszystkie lekcje odbywają się w budynku szkoły. Uczniowie kończą później naukę: powrót katechezy do sal lekcyjnych spowodował, że dzieci uczą się na półtorej zmiany zamiast na jedną. […]

Pani dyrektor szkoły ma więc problem. Ale powiem szczerze – nie rozumiem postawy zdziwienia. Przecież to oczywiste, że utrzymanie salki czy klasy to koszty – trzeba ją wyposażyć, ozdobić,  od czasu do czasu odmalować, ogrzać i codziennie wysprzątać. Ktoś musi ponieść te koszty. Moim zdaniem, ponieważ rodzice ochoczo zapisują swoje pociechy na zajęcia z katechezy religii rzymsko – katolickiej, powinni równie ochoczo ponieść koszty wynajmu sali, tak jak to robią w przypadku innych, nieobowiązkowych zajęć pozalekcyjnych. Pani dyrektor jednak mówi, że :

Nie wyobrażam sobie, by zbierać pieniądze od rodziców na wynajem salki. Szkoła też nie ma na to pieniędzy.

Tylko taka dygresja na boku- a było, droga Pani, nie fundować parafii środków czystości – kapłani szybko się przyzwyczajają do lepszego traktowania i szybko twoją dobroć postrzegać zaczynają jak twój psi obowiązek. Warto o tym pamiętać bo to cecha immanentna kleru, bez względu na epokę.

I wracając do tematu – kreatywny proboszcz rzuca pani dyrektor koło ratunkowe – wskazuje do czyjej kieszeni należy sięgnąć po kasę i na pytanie:

[…]kto miałby płacić? Szkoła? Rodzice?[…]

[…] Proboszcz odpowiada: – Przecież na naukę ucznia w szkole gminy dostają rządową subwencję. Jeśli uczeń ma lekcje poza szkołą, to z tej subwencji należałoby opłacić również miejsce, w którym się odbywają. Rozumiem, że dyrektorzy szkół nie mogą sami podejmować takich decyzji, jednak skoro mają problem ze zmieszczeniem uczniów i chcą religii w salkach katechetycznych, mogliby porozmawiać z urzędnikami o rozwiązaniu tego problemu.[…]

 

na naukę ucznia w szkole gminy dostają rządową subwencję

którego słowa ksiądz proboszcz nie rozumie? !!

No to wyjaśniam. Twórcy projektu o subwencji na naukę ucznia w szkole, mieli  intencję wsparcia szkoły w procesie dydaktycznym, którego sensem jest przekazywanie WIEDZY, która jest owocem NAUKI, nie zaś INDOKTRYNACJĘ, która prowadzi do ograniczenia krytycyzmu i sceptycyzmu w odniesieniu do doktryny i jednocześnie zachęca do krytyki i sceptycznego podejścia do nauki jako takiej oraz do jej wymiaru symbolicznego, ergo, religia jest niezbędna, nauka to obciążenie i balast, z wyjątkiem gdy posługuje się nią kościół dla zdobycia rynku zbytu.( moje złośliwe dopowiedzenie) Poza tym, ale to tylko szczegół – pieniądze z budżetu to nie tylko pieniądze od podatników wierzących w boga katolickiego, to także kasa od wyznawców innych mitów oraz bezwyznaniowców. Mogę, w ramach solidaryzmu społecznego, zgodzić się na wydatkowanie środków jedynie na takie cele społeczne, które służą dobru tego społeczeństwa.* Religia w szkole – szkodzi.

Istnieje też inne rozwiązanie. O ile mi wiadomo, eventy reklamowe, służące pozyskaniu konsumentów, to imprezy, za które instytucje płacą każdorazowo sporą kasę. Można uznać cykl katechez za jedną całościową imprezę. KRK zyskuje na terenie każdej szkoły dostęp do potencjalnych konsumentów swoich usług i swojego niewidzialnego produktu. Powinien za ten dostęp zapłacić- i to nie tylko koszty bieżące. Tak naprawdę, to tylko sarkastyczna propozycja, bo na religię w szkole nikt nigdy nie powinien dać zgody – ponieważ jednak ktoś się na to zgodził i całe zło tej sytuacji spływa na kolejne roczniki uczącej się młodzieży, stwierdzić można, że szkoła w dzisiejszej Polsce, to teren na którym ścierają się  ze sobą, wzajemnie wykluczające się  dwa porządki, a skutki tego ciągłego dysonansu poznawczego, jaki odczuwają młodzi ludzie, wyraźnie już widać. Gratulacje dla KRK i wyrazy głębokiej dezaprobaty dla rodziców.

Kilka faktów; od wielu lat, tajemnicą Poliszynela jest, że nie co innego jak religia w szkole i całokształt działań kościoła katolickiego ograniczający świadomość chłopców i dziewcząt na temat ich seksualności, deformujący wiedzę o prokreacji naszego gatunku, oraz zniechęcający do poszukiwań własnej prawdy i  eksploracji rzeczywistości sprawił, że oddziały ginekologiczne pełne są ofiar niewiedzy i ignorancji w zakresie wychowania seksualnego. To bezpośredni skutek wciskania im w główki twierdzeń i mądrości, a to:

że:

środki antykoncepcyjne prowadzą do strasznych chorób i bezpłodności

używanie prezerwatyw powoduje bezpłodność u mężczyzn

seks dla przyjemności to grzech ciężki

w szczególności masturbacja, która ponad to prowadzi do chorób psychicznych

ginekolog to nie dentysta- badać się nie trzeba

celem życia kobiety jest rodzenie dzieci i wspieranie swojego męża

seks jest brudny z definicji – przestaje takim być dopiero po przyjęciu sakramentu małżeństwa

jednakowoż jeśli  dziewicę zgwałci ktoś – obojętne kto – dzidziuś będzie śliczny, a życie satysfakcjonujące- cokolwiek mają na myśli ci, co nigdy tego nie zaznali i nigdy się tego nie podjęli…

I wiele wiele innych bredni.

Tak, drodzy rodzice – sami sobie odpowiedzcie na pytanie – czy aż tak bardzo zależy wam na religii w szkole, że skazujecie dzieciaki na niewyobrażalne w skali ogłupienie ? Czy wiecie, że to jest klasyczna spychologia ? Oddajecie swoje dzieci obcym, nieznającym życia osobom, na wychowanie. Osoby te nie są przed nikim odpowiedzialne za wynik takiego wychowania. To wy nadal jesteście za to odpowiedzialni. I tego nic nie zmieni. A skutki poniesiecie wy i wasze dzieci. W zamian dostajecie jedynie pozór wygody, bo nie musicie odprowadzać dzieci na katechezę przy kościele – gdzie jej stosowne  miejsce. Wstydźcie się!

ŹRÓDŁO

 

PS.: * Nie ma mojej zgody na dofinansowanie nauki religii w szkole z budżetu. Pojawienie się duchownych i religii w szkole  spowodowała pogłębienie istniejących problemów oraz dostarczyła nowych. Przemoc w szkołach nadal niezmiennie jest obecna i wzmaga się proporcjonalnie do spadku poziomu edukacji, a dyskryminacja wzbogaciła się o następny powód jakim jest deklaracja ateizmu.

Nie zgadzam się też na finansowanie z budżetu ośrodków i oddziałów szpitalnych, zajmujących się opieką medyczną i psychologiczną nad ciężarnymi, które wiedzą, że urodzą niezdolne do życia organizmy, ponieważ jest to fanaberia, irracjonalnie myślących fundamentalistów katolickich, fanaberia, przez którą będą cierpiały kobiety, a koszt leczenia psychoz jest niebotyczny. I bez tego kobiety w Polsce mają dość problemów z prokreacją.

Nie zgadzam się także na dofinansowanie placówek opieki społecznej, prowadzonych i zarządzanych przez KRK czy organizacje pochodne i podległe doktrynalnie kościołowi, bo podopieczni doznają w tych placówkach poniżenia, głodu i wyjątkowego okrucieństwa, a to szczególnie dlatego, że tego typu placówki nie są regularnie i dokładnie kontrolowane przez organy uprawnione, jako nie podlegające krytyce pomniki działalności humanitarnej kościoła katolickiego. A w praktyce – symboliczna już siostra Bernadetta i podobne jej „zacne” postacie.

Pokrzyczałam sobie a muzom. I koniec końców wcale mi nie jest lżej, niestety.

To do następnego wkurwu codziennego żegnam się z Państwem.

„Czy Kopernik była kobietą?” czyli jak bańka katolicka niszczy świat nauki.

31 lipca 2017/11 komentarzy/w Blogi obserwator obywatelski /przez Kuna

Świat Nauki – to  moja ulubiona bańka – odeszłam z tego kręgu bardzo dawno temu i nie mogłam przyglądać się procesowi destrukcji całkiem z bliska… I może dobrze, bo to nawet z zewnątrz niesamowicie przygnębiający obraz. A zwróciłam uwagę na problem deprecjacji tego środowiska przez pełzającą klerykalizację na tyle wcześnie by można było jeszcze zapobiec upadkowi uniwersytetów… Jeśli ja, mały żuczek, mogłam zauważyć symptomy choroby, to cóż dopiero sami zainteresowani? Zatem dlaczego? Odpowiedź nie jest bardzo skomplikowana, ale trudna do przyjęcia. Uzależniony też długo zaprzecza swojej chorobie i twierdzi, że nad wszystkim panuje…

W poprzednim moim artykuliku „Bańka katolicka i semafory znowu opuszczone” zajmowałam się opisem tytułowej bańki jako czegoś w rodzaju matrixu, w którym zachodzą zmiany wsteczne i hamowanie dojrzewania społeczeństwa obywatelskiego. Obecnie przyjrzymy się jak jedna bańka wsysa inną, właśnie tę naukową, tę, wydawałoby się, ostoję racjonalnego myślenia, mocno stojącą na gruncie logiki i rozumnej kontemplacji świata rzeczywistego… ostatnią barykadę przed potopem absurdu.

 

szcz

Zdumiewające i zaskakujące jest dla mnie, jak słabo się bronili na tej barykadzie,  gdzie nie gdzie nawet nie podjęto walki i oddano walkowerem – kolaborując z kościołem katolickim, zachowali stanowiska, a nawet, niektórzy zaczęli „błyskotliwą” karierę, balansując bez wdzięku na styku teologii i nauki. Jak raz przypomina to pozycjonowanie się za komuny, w PRL-u, bo żeby robić karierę naukową bez specjalnych przeszkód, trzeba było dysponować wybitnym umysłem albo zapisać się do PZPR-u. Dziś jest jeszcze gorzej, bo wybitne umysły nie mają zielonego światła, zaś od pozostałych wymaga się uznania, zadeklarowania określonego światopoglądu, oraz wykazania się błyskotliwością w przeprowadzaniu sofistycznych wywodów na temat udziału ducha świętego w pracach naukowych. Na poziomie większego uogólnienia trzeba jasno sobie powiedzieć, że przenikanie ideologii do nauki przeważnie źle się kończy dla prawdziwych jej pasjonatów, wynosi zaś na pozorne wyżyny nieuprawnionych, co najwyżej sprawnych rzemieślników.

 

tnauka4           nauka1           nauka3

 

 

A zatem rekwizyty- tło i język opisu, to składowe katolickiego anturażu, który ma nas przekonać, że o świeckości nie ma co marzyć- bo nie ma powrotu do racjonalnego, naukowego myślenia, skoro katolicka większość uważa, że wystarczy się gorąco modlić. Jednakowoż, mimo tylu starań by utrzymać złudzenie w randze namacalnej rzeczywistości, ludzie nadal korzystają z usług lekarzy gdy chorują, akceptują krągłość Ziemi gdy podróżują samolotem, a kiedy zbliża się kres życia – całkiem po staremu – żal im odchodzić i boją się śmierci, bo wiedzą doskonale, że obietnica życia wiecznego to tylko obietnica, nie poparta żadnym dowodem naukowym.

źródło

 

Czy na pewno nauka nie dostarcza dowodów? Dziś poranek przyniósł mi kolejną porcję absurdu – tym razem prosto z Gazety Lekarskiej, z kwietnia 2017, gdzie czytamy, że :

 

Wiara i religijne przekonania pomagają w przejściu przez trudne życiowe chwile m.in. dzięki temu, że zmniejszają lęk. Dowody na to, że takie postępowanie faktycznie przynosi korzyści znaleźli ostatnio naukowcy z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W ramach grantu Narodowego Centrum Nauki, zespół kierowany przez prof. Małgorzatę Kossowską zbadał blisko 40 osób, deklarujących, że są chrześcijanami – katolikami. […] Wyszli z założenia, że znaczenie ma nie tylko sama wiara, ale przede wszystkim sposób jej przejawiania: silny i dogmatyczny. […] Wyniki pozwalają wnioskować, że silna religijność rzeczywiście stanowi bufor zabezpieczający przed lękiem, a osoby o silnych, dogmatycznych przekonaniach religijnych reagują spokojniej w sytuacji niepewności i dyskomfortu, w porównaniu do badanych o słabszej i niedogmatycznej wierze- mówi badaczka.

 

Hmmm… fanatyczna wiara przynosi korzyści (?)… warto sobie zapamiętać ten wniosek, hmm, naukowy. Mam kilka pytań

Po pierwsze – co spowodowało, że w kraju, gdzie żyje podobno 90% katolików wybrano zaledwie niespełna 40 -stu ochotników i wg. jakiego klucza dokonano wyboru  tych a nie innych. Jaki był rozkład wg. płci, miejsca dorastania, poziomu wykształcenia, zamożności itd…  O ile mi wiadomo ludzkie zachowania determinuje bardzo wiele złożonych czynników zatem trudno mi zaakceptować tezę o tak prostym wynikaniu…

Po drugie – jeśli faktycznie …

 

[…]W trakcie całej procedury naukowcy rejestrowali przebieg fal mózgowych osób badanych ( sygnał EEG ) – W warunkach komfortu silniejszą reakcję mózgową przejawiały osoby o silniejszych przekonaniach fundamentalistycznych. Efekt ten był jednak bardzo nieznaczny. Natomiast w warunkach niepewności i konfliktu pokazaliśmy, że silny fundamentalizm wiąże się ze słabszą reakcją mózgową, a słabszy fundamentalizm z silniejszą reakcją – informuje prof. Kossowska […]

*w wolnym tłumaczeniu – fanatycy w sytuacji zagrożenia, niepewności, stresu – mniej się telepią ze strachu, odczuwają mniejszy lęk, a mniej sfanatyzowani katolicy wręcz odwrotnie- mają dość rozumu by się bać i telepać jak należy, stosownie do sytuacji i stopnia zagrożenia.*

 

…to, czy można uznać te badania za podstawę naukową np. do segregacji uchodźców? Jeśli tak, czy naukowcy polscy chcieliby wprowadzić ustawę eugeniczną, na mocy której, już bez żadnych etyczno-moralnych przeszkód, zamknięto by granice przed potencjalnymi fundamentalistami islamskimi, a przy okazji naszych rodzimych fundamentalistów katolickich posłano by w kamasze by dzielnie bronili polskiej ziemi przed licznymi wrogami u bram? Pytanie jest jak najbardziej poważne. I to nie mój wymysł tylko jeden z licznych dogmatów neoliberalnych dla nauki… mianowicie ten, który mówi o samofinansowaniu się badań, ergo, wszystkie badania naukowe powinny być opłacalne, czyli wyniki powinny dać się zastosować odpowiednio, by wydoić rynek z kasy, czy jakoś tak to brzmiało…

Po trzecie – od zawsze słyszałam, że w Polsce na rozwój nauki idą śladowe fundusze. Skoro tak, to spodziewamy się, że zapewne starannie wybiera się te projekty, które są kluczowe i ważne z różnych powodów. Z jakich powodów – ta akurat praca została sfinansowana przez grant z Narodowego Centrum Nauki?

Moje pytanie jest napastliwe, przyznaję, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że praca ta jest tak żenująco mało ambitna, żeby nie powiedzieć nienaukowa, a wnioski, jakie by nie były, są nie do zastosowania bez złamania zasad etyki, a nawet wprost godzą w prawa człowieka. Zgoda na realizację tego tematu to diagnostyczny sygnał, że w polskiej nauce źle się dzieje, a elita naukowa cienko przędzie skoro firmuje ewidentne badziewie pseudonaukowe.

nauka

Niepokoi też brak reakcji tzw. środowiska – kto jak kto, na pewno nie ja, ale wybitne osobowości naukowe, powinny wydać z siebie jakiś słyszalny głos sprzeciwu. Jedynie oportunizm i strach może tłumaczyć fakt, że w Polsce nie odbył się w kwietniu Marsz dla Nauki – zamiast symbolicznej solidarności mieliśmy diagnostyczne milczenie przedstawicieli tego świata. No, ale jeśli milczą wzorem polityków i postanowili przetrwać do normalnych czasów, co nawet mogę zrozumieć, choć nie pochwalam, to niechaj mają świadomość, że ludzie patrzą, pamiętają i wypomną. I mnie w tym gronie nie będzie, bo ja akurat natychmiast wszystko zapomnę z pierwszym dniem w normalnym świecie – poważnie. Ja tak mam, że nie płaczę nad rozlanym mlekiem.

Zauważcie Państwo, że zakładam iż środowisko naukowe jest zróżnicowane i nie wszyscy przeszli na służbę w szeregach okupanta , ale też zakładam, i tu mogę się mylić, że moja ocena tej, konkretnej pracy jest słusznie tak niska.

Na koniec recenzji obywatelskiej muszę dodać, że pani prof. Kossowska zasiada w 24-o  osobowej Radzie NCN, która przyznaje fundusze i rozstrzyga konkursy na najlepszy projekt naukowy w kilku różnych dziedzinach, a to : nauki humanistyczne, społeczne i o sztuce;  nauki o życiu; nauki ścisłe i techniczne. Na wstępie wspominałam o budowie bańki katolickiej i jej perfekcyjnym uszczelnianiu – myślę sobie, że m.in. tak to się odbywa – przez powoływanie odpowiednich ludzi do gremiów decyzyjnych takich jak kapituły prestiżowych nagród, jury konkursów, komisje egzaminacyjne, wyborcze, dyscyplinarne … i, a to wiadomość z ostatniej chwili, na stanowiska sędziów, prokuratorów, biegłych sądowych – wow! chyba mamy pozamiatane, jak sądzicie?

prawo polakie

 

Konkluzje końcowe

Żeby jednak nie porzucać ciekawej  skądinąd tezy łączącej fundamentalizm z redukcją lęku, wypada zauważyć, że jeśli męczennikiem na chwałę Allacha jest dziecko, to terroryści nie biorą pod uwagę wyników badań naukowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, tylko na wszelki wypadek dołączają do kamizelki / bomby –  telefon komórkowy, za pośrednictwem którego „pomagają” dostać się malcowi do nieba, a to za pomocą jednego naciśnięcia odpowiedniego guzika na klawiaturze numerycznej. Amen

 

MINUTA CISZY    MINUTA CISZY     MINUTA CISZY      MINUTA CISZY      MINUTA CISZY     MINUTA CISZY     MINUTA CISZY    MINUTA CISZY    MINUTA CISZY

 

Tak. Niektórym dorosłym samobójcom puszczają nerwy szybciej niż dzieciakom, więc dorosłym też doczepiają elektroniczne zabezpieczenie.

 

Nie jestem psychologiem, ale nawet ja wiem z obserwacji, że modlitwa i skupienie wzroku na przedmiocie kultu lub dowolnie, jakimkolwiek innym, działa przeciwlękowo i uspokajająco, zupełnie na tej samej zasadzie jak joga, zen, techniki relaksacyjne oraz indywidualne sposoby radzenia sobie ze stresem. Zatem, tak, owszem religia, religijność, nawyk modlitewny w chwilach zagrożenia i wysokiego poziomu lęku może być przydatny. Ale co ma do tego fundamentalizm? Bardzo wątpię, czy fundamentalizm to jeszcze wiara, ba, nawet wątpię mocno czy ma z nią cokolwiek wspólnego. To raczej głęboka deprywacja, patologia, efekt szkolenia, gdzie religia to tylko otoczka, treść wypełniająca jakąś bezdenną pustkę w życiu fanatyka.

Mam  takie niejasne poczucie, że ta konkretna „praca naukowa” nie ma wiele z nauką wspólnego. Zarówno temat jak i metodologia pozostawiają wiele do życzenia. A tak poza wszystkim- po co wyważać otwarte drzwi?

Wnioski końcowe brzmią jak hasło reklamowe religii, niemal jak: zostań fundamentalistą katolickim, a lęk nigdy cię nie dosięgnie. A to już prawie jak: JP2:  NIE LĘKAJCIE SIĘ!!

 

Jak doszło do aneksji bańki naukowej?

Prawdopodobnie po cichu, przy okazji przekształceń formalnych, związanych z powrotem  autonomii uczelni wyższych, ktoś wpisał  parę słów w statucie. Nie wiadomo czy było to tylko formalne stwierdzenie faktu, czy stawianie uczelni i studentów przed faktem dokonanym. Jakby jednak nie było, od tego momentu uczelnie znowu, jak przed wojną, stanęły na straży wartości chrześcijańskich.

Prawdopodobnie studenci nie mają pojęcia, że w uczelniach, na których studiują, to nie nauka, nie etyka ani poszukiwanie prawdy jest w centrum uwagi i sednem wysiłku naukowców. I nim to zrozumieją, wiele razy będą zaskoczeni, zdziwieni, rozdarci przez dysonans poznawczy, podczas niejednego wykładu. Będą też musieli przedefiniować pojęcia takie jak autorytet, dowód naukowy, falsyfikacja, paradygmat i kilka innych. Wiem jak to paranoicznie brzmi, ale takie są fakty. Dla kogoś, kto jest nawykły do ścisłego, logicznego myślenia są one wyraźne i niepokojące, dla kogoś, kto wyrósł w nowej, po PRL-owskiej Polsce – wcale takie nie musi być. To kwestia akceptacji środowiska  w którym człowiek się urodził. Wiadomo, że jeśli urodziłeś się i wychowałeś w środowisku, w którym np. mówi się wyłącznie szeptem i na ucho, zachowanie kogoś mówiącego głośno i wyraźnie może być szokujące i wywoływać naturalny niepokój.

Konsumpcja bańki naukowej zaczęła się więc dawno temu, od zmiany statutu i zwrotu pełnej autonomii uczelniom wyższym. Po co pełna autonomia skoro taki statut? Ano po to, być może, aby rząd, sejm czy jakakolwiek inna instytucja państwowa nie była w stanie ingerować w to co się na tych uczelniach realizuje. Wyniki wyborów, mimo znacznej kontroli wyborców przez KK, są jednak w pewnym zakresie nieprzewidywalne i mogłoby się zdarzyć, choć to mało prawdopodobne, że władzę przejmie lewica lub ktokolwiek inny niż konserwatyści i zechce przywrócić uczelniom ich faktyczną rolę i znaczenie.

Nie można by było nadal korzystać z ich infrastruktury i zaplecza technicznego, a także, przede wszystkim z autorytetu i powagi tych miejsc dla realizacji tematów antynaukowych i paranaukowych, jak od lat ma to miejsce na polskich uniwersytetach. Obecnie w  murach uczelni znajdują przyjazną miejscówkę konferencje na temat szkodliwości szczepień profilaktycznych, rewelacje z zakresu „ukrytych terapii”, kreacjonizm, dlaczego Ziemia jest płaska z dowodami naukowymi oczywiście, i cały szereg konferencji poświęconych teologii jako nauce całkiem serio i w oparciu o autorytety profesorskie.

W ostatnim okresie studenci i niektórzy pracownicy uniwersytetów, nareszcie zabrali głos w tej skandalicznej sprawie i wiele tego typu paranaukowych i całkiem nienaukowych konferencji udaremniono. Jednak fakt, że komukolwiek mogło przejść przez myśl, że z powodów czysto komercyjnych, można udostępnić sale uniwersyteckie podobnym imprezom, jest niepokojący i znajduję na to tylko jedno wytłumaczenie. Neoliberalne wypaczenie celów i zasad funkcjonowania każdej ludzkiej aktywności, od zakładów produkcyjnych, przez placówki kultury i instytucje edukacyjne, po imprezy sportowe, festiwale filmowe i teatralne, placówki ochrony zdrowia publicznego, nie oszczędziło po drodze także uniwersytetów.

syzyf2

Skrzywienie tego typu dopadło większość z nas, bo nie byliśmy przygotowani na spotkanie z  filozofią ekonomiczną, wedle której celem i sensem naszych działań ma być ZYSK, rozumiany w sposób trywialny jako przychód, pieniądz realny i namacalny. Nie ma nic poza nim. A cały ten humanistyczny chłam, należy wyrzucić na śmietnik dziejów. I choć te wiekopomne myśli narodziły się na szacownym uniwersytecie w Bostonie, by jak zaraza przelecieć wszystkie kontynenty, w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat, choć pochłonęły miliony ofiar, co można z całą pewnością określić mianem ludobójstwa ekonomiczno-gospodarczego, nadal czarują, niektórych zachwycają, samą tylko perspektywą posiadania więcej niż można skonsumować, ale także dlatego, że neoliberalny sposób myślenia odwołuje się do prymitywnych, prostych zachowań, inspirowanych domniemaną koniecznością walki o byt, co w sumie sprawia, że kolejne roczniki młodych, niedoświadczonych życiowo ludzi od początku  i wciąż od nowa padają łupem potwora o odrastających głowach a to kolejno – chciwości, egoizmowi, chorej ambicji, bezwzględności i zwykłej głupocie.

Po niemal trzydziestu latach odchodzenia od humanizmu, nie będzie łatwo przywrócić ład i porządek w opiece zdrowotnej, w kulturze,  nauce i edukacji, bo to kwestia zmiany mentalności i sposobu myślenia o drugim człowieku i jego potrzebach. A to są zmiany najtrudniejsze do przeprowadzenia i będą wymagały ogromnego wysiłku na wszystkich etapach rozwoju społecznego od zera.

PS.: I tak oto, niepostrzeżenie od troski o naukę, przechodzę do tematu, który porzuciłam wiele miesięcy temu – ale chyba nie zaszkodzi wrócić do niego i podzielić się z Państwem konkluzjami… Będzie o ekonomii – już wkrótce.

 

A tymczasem niechaj straszy nas codziennie perspektywa spełnienia się jednego z wielu dziwacznych marzeń małego duce :

„Nie wszyscy będą geniuszami, nie wszyscy będą nadzwyczajnie zdolni, ale będą zdyscyplinowani” – anonsował przyszły rząd PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” na początku listopada.

źródło

humor 1

 

 

 

 

Epigenetyka- śmiech Lamarcka zza grobu

10 lutego 2015/0 Komentarze/w Blogi Pod rozwagę... /przez Kuna

Za GW z grudniowego numeru

 

Gdy naukowcy stworzyli mapę naszego genomu, odtrąbili zwycięstwo. Wiemy już, że mamy 3 miliardy par nukleotydów, które składają się na 25 tysięcy genów. Mamy przepis na człowieka.

– Co to za mapa? – drwią dzisiaj epigenetycy. – Jak się z jej pomocą poruszać, skoro nie wiemy, które z dróg są otwarte, a które zamknięte? I robią kolejne eksperymenty. Jak choćby ten z wąchaniem wiśni.

Wiesz, że może cię dręczyć strach dziadka lub ojca ?
Warto wiedzieć, co to takiego ta epigenetyka, choć na co dzień lepiej zapomnieć jak to działa… Tym bardziej, że raczej mamy nikły wpływ na ekspresję genów. Zostawić to nauce byłoby najprościej, gdyby nie rosnące obawy, jak ich odkrycia będą w przyszłości wykorzystane – w służbie dobra czy może właśnie zła… Odwieczny problem. Katastrofistów i piewców nauki zapraszam na forum…

Ćwiczenia z ateizmu

Ćwiczenia z ateizmu. Część 44 „Dlaczego religijność słabnie?”

13 marca 2022/0 Komentarze/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

W wielu krajach świata religijność słabnie. W Europie Zachodniej kościoły doznały wręcz katastrofalnej porażki, o czym pisałem przed miesiącem. Niedawno głośna stała się informacja, że Polska należy do krajów, w których religijność słabnie najbardziej.

Spróbuję dziś powiedzieć, dlaczego religijność traci na znaczeniu. Na koniec powiem o kuriozalnej wypowiedzi arcybiskupa Gądeckiego, który podał własną interpretację przyczyn kryzysu religii.

Najpierw jednak o religijności w świecie na podstawie raportu z badań sondażowych przeprowadzonych przez renomowany ośrodek amerykański Pew Research Center (link na końcu).

Podstawowe zależności

Badania międzynarodowe nie pozostawiają wątpliwości. Religia straciła na znaczeniu w krajach rozwiniętych gospodarczo, natomiast odgrywa wielką rolę w krajach słabo rozwiniętych. Inna zależność: Zdecydowanie bardziej religijne są kraje, w których poziom wykształcenia ludności jest niski. Natomiast wzrost poziomu wykształcenia ludności sprzyja osłabieniu religijności.

Podobne zależności występują wewnątrz poszczególnych krajów: Z reguły ludzie zamożniejsi i o wyższym poziomie wykształcenia są mniej religijni. Bardziej religijni są biedniejsi oraz o niższym poziomie wykształcenia.

Zależności te nie mają charakteru bezwzględnego. Są od nich wyjątki, a religijność jest bez wątpienia uwarunkowana także przez wiele innych czynników. W przypadku pojedynczych osób istotne są indywidualne cechy osobowości i „historia życia”. W przypadku całych krajów religijność uwarunkowana jest w znacznej mierze sytuacją polityczną kraju, jego historią i kulturą. Jednak poziom rozwoju gospodarczego i edukacji „przebija się” przez te różne uwarunkowania.

Wyjątkiem są na przykład Chiny. Według wielu badań jest to kraj najmniej religijny w skali świata, ale znajduje się na znacznie niższym poziomie rozwoju gospodarczego niż niereligijne kraje zachodnie. Z kolei USA należą do niewątpliwej czołówki rozwoju gospodarczego, ale są stosunkowo religijne. Trzeba jednak podkreślić, że USA nie są liderem religijności. Są znacznie mniej religijne niż kraje Afryki Subsaharyjskiej i kraje muzułmańskie. Ciekawa jest też bardzo duża różnica między Czechami a Polską. Do tych anomalii jeszcze wrócę.

Jak badano?

W przedstawianych tu badaniach religijność oceniano biorac pod uwagę odpowiedzi na pytania dotyczące następujących kwestii:

1. Identyfikacja religijna: Pytano, jaka jest obecnie twoja religia (ang. What is your present religion, if any?). Przedstawiano listę religii znanych w badanym kraju, z możliwością wymienienia także innej. Można było też wskazać, że jest się ateistą, agnostykiem lub wybrać odpowiedź „żadna szczególna” (ang. nothing in particular) – osoby te są kwalifikowane jako nie identyfikujące się z żadną religią, czyli bezwyznaniowe (ang. unaffiliated).

2. Częstotliwość praktyk: Pytano, jak często – poza ślubami i pogrzebami – chodzisz do kościoła/meczetu/świątyni itp.

3. Modlitwa: Jak często modlisz się?

4. Ważność religii: Jak ważna jest religia w twoim życiu?

W większości krajów pytano też o wiarę w Boga, jednak ze względów metodologicznych w prezentowanym tu raporcie Pew Research Center zrezygnowano z uwzględniania tego wymiaru religijności. Odpowiedzi na pytanie o wiarę w Boga przedstawiłem w innych artykułach (linki na końcu).

Przedstawione poniżej wyniki badań pochodzą z sondaży przeprowadzonych w 106 krajach przez amerykański ośrodek badawczy Pew Research Center (link na końcu). Sondaże zrealizowano na reprezentatywnych próbach mieszkańców badanych krajów (osoby pytane wybierano losowo). Oznacza to, że wyniki informują ze znaczną dokładnością o całej badanej zbiorowości. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że każdy sondaż zawiera błąd pomiaru, w przypadku prezentowanych sondaży wynoszący około 3 punktów procentowych. Ze względu na ten błąd, do małych różnic nie należy przywiązywać wagi. Porównując sondaże trzeba uwzględnić, że nawet w podobnych sondażach pytania bywają odmiennie formułowane. Ponadto sondaże pochodzące z różnych lat mogą odzwierciedlać zmiany zachodzące w poglądach badanych. Wyniki sondaży „mają prawo” różnić się o kilka punktów procentowych.

Świat w pigułce

Kraje niereligijne. Świat jest bardzo zróżnicowany pod względem religijności. Kraje niereligijne skupione są w trzech regionach kulturowo-politycznych (kraje wymieniam w kolejności alfabetycznej):

Daleki Wschód: Chiny, Japonia, Korea Południowa (w Korei Północnej nie ma możliwości prowadzenia badań), Wietnam.

Europa Zachodnia/Zachód: Austria, Belgia, Dania, Finlandia, Francja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Kanada, Niemcy, Szwajcaria, Szwecja, Wielka Brytania, Włochy, także Australia, która jest krajem o kulturze zachodniej.

Europa Wschodnia: Albania, Białoruś, Bułgaria, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Rosja, Węgry.

A oto 11 najmniej religijnych krajów świata: Chiny, Austria, Belgia, Czechy, Dania, Estonia, Francja, Niemcy, Szwajcaria, Szwecja, Wielka Brytania.

Bezkonkurencyjne są Chiny. Tylko 3 % pytanych uważa religię za bardzo ważną w ich życiu; 1 % modli się codziennie; 1 % bywa w świątyni co najmniej raz w tygodniu; tylko 13 % identyfikuje się z określoną religią.

Za kraj typowy w grupie krajów najmniej religijnych można uznać Wielką Brytanię: religia jest ważna dla 10 %; modli się codziennie 6 %; uczęszcza do kościoła co tydzień 8 %. Natomiast aż 77 % odpowiedziało pozytywnie na pytanie, jaka jest twoja religia, wskazując z reguły jedno z wyznań chrześcijańskich. Są to jednak – jak widać – w większości osoby niepraktykujące, a duża część mówi też, że nie wierzy w Boga. Identyfikacja religijna ma więc charakter nawykowy, nie oznacza wiary religijnej, ani praktykowania. Są to – można powiedzieć – w większości chrześcijanie niewierzący i niepraktykujący.

Zwraca uwagę, że bardzo niską identyfikacją wyznaniową wyróżniają się Czesi: tylko 28 % identyfikuje się z jakąkolwiek religią. Ponadto Estończycy 55 % i Szwedzi 58 %.

Najbardziej religijne są kraje Afryki Subsaharyjskiej, nieco mniej muzułmańskie kraje Azji i Afryki Północnej. Indie, które ze względu na liczbę ludności (1,2 miliarda) można porównać do kontynentu, są na poziomie zbliżonym do krajów muzułmańskich.

Średnia dla krajów Afryki Subsaharyjskiej przedstawia się następująco: 89 % uważa religię za bardzo ważną w ich życiu; 75 % modli się codziennie; 79 % uczęszcza do kościoła/meczetu itp. przynajmniej raz w tygodniu; 98 % identyfikuje się z jednym z wyznań religijnych. Dominują w tych krajach wyznania chrześcijańskie i muzułmańskie.

Wśród krajów muzułmańskich, leżących w Azji i Afryce Północnej, za typowy pod względem religijności można uznać Pakistan (około 200 mln. ludności): 94 % uważa religię za bardzo ważną w ich życiu; 67 % modli się codziennie; 59 % uczęszcza do meczetu/świątyni przynajmniej raz w tygodniu; 100 % identyfikuje się z jednym z wyznań religijnych (96 % stanowią muzułmanie).

Polska na tym tle sytuuje się gdzieś pośrodku. 30 % uważa religię za bardzo ważną w ich życiu (ale w młodszej grupie wiekowej, tj. w wieku 18-39 lat, tylko 16 %); 29 % modli się codziennie (młodsi tylko 14 %); 42 % uczęszcza do kościoła przynajmniej raz w tygodniu (młodsi tylko 26 %); 93 % identyfikuje się z jednym z wyznań religijnych (młodsi 89 %). Jak widać, różnice międzypokoleniowe są bardzo duże; tylko w większości nawykowa identyfikacja z Kościołem katolickim stopniała niewiele. Ponadto dokładniejsze badania wskazują, że odsetek chodzących co tydzień do kościoła jest zawyżony. Oddaje on intencje, ale nie rzeczywistość. Jak podaje portal Świecka Polska, z analizy badań prowadzonych przez Kościół wynika, że odsetek Polaków uczęszczających co tydzień do kościoła wynosi około 23 % (link na końcu).

Różnice międzypokoleniowe. Referowane tu badania wskazują, że w bardzo wielu krajach młodsi (w wieku 18-39 lat) są znacznie mniej religijni od starszych, tj. w wieku 40 lat i więcej.

Np. na 106 badanych krajów, w 46 młodsi znacznie rzadziej niż starsi mówią, że religia jest w ich życiu bardzo ważna (tylko w dwóch krajach, w Ghanie i Gruzji, jest odwrotnie; w pozostałych krajach nie zanotowano istotnej różnicy między badanymi grupami wiekowymi). Największa różnica (23 punkty procentowe) występuje w Polsce!!

W 71 krajach młodsi znacznie rzadziej niż starsi modlą się (tylko w dwóch krajach jest odwrotnie: Czad i Liberia). W 53 krajach młodsi znacznie rzadziej chodzą co tydzień do kościoła/meczetu itp. (tylko w trzech krajach jest odwrotnie: Armenia, Rwanda i Liberia). Polska jest pod tym względem zdecydowanym liderem. Różnica między młodszymi a starszymi grupami wiekowymi wynosi w Polsce aż 29 punktów procentowych.

Zwraca uwagę, że znaczny spadek religijności wśród młodszych zanotowano w wielu krajach muzułmańskich (w Tunezji, Iranie, Jordanii, Senegalu, Egipcie, Indonezji, Palestynie). Wbrew potocznym wyobrażeniom, wiele badań wskazuje, że także w krajach muzułmańskich religijność powoli słabnie, co wywołuje z kolei agresję ze strony religijnych radykałów.

Rola nauki i edukacji

Religijność spada przede wszystkim wskutek wzrostu wiedzy naukowej i jej upowszechnienia. W krajach najbardziej religijnych nauka i szkolnictwo są rozwinięte słabo, a często znaczny procent ludności stanowią analfabeci. Rozwój wiedzy naukowej i jej upowszechnienie powoli ale nieubłaganie powoduje erozję religijnych wierzeń i spadek religijności.

W Europie szybki rozwój nauki ma miejsce od XVII w. Historycy mówią o „rewolucji naukowej”. Za jej początek można uznać odkrycia i działalność Galileusza (1564-1642). Od XIX w. mamy szybki rozwój szkolnictwa wszystkich szczebli. W XX w. miała miejsce „rewolucja oświatowa”, tj. upowszechnienie wiedzy naukowej przez system szkolny obejmujący całą młodzież.

W średniowieczu Biblię traktowano jako niezawodne źródło wiedzy o świecie i człowieku. Np. teolodzy ustalali na podstawie Biblii, że Bóg stworzył świat i człowieka około 6 tys. lat temu. Głoszono, że choroby i śmierć to skutek nieposłuszeństwa Bogu, jakiego mieli dopuścić się pierwsi ludzie (Kościół katolicki głosi to także dziś, nawet w szkolnych podręcznikach religii). Nauczano, że człowiek posiada duszę nieśmiertelną i po śmierci będzie zbawiony, potępiony lub poddany karze w czyśćcu. Głoszono, że obecny świat zakończy istnienie wraz z powtórnym przyjściem Jezusa na ziemię, zmartwychwstaniem wszystkich ludzi i sądem ostatecznym. Dodajmy, że kościoły chrześcijańskie głoszą te starożytne wierzenia do dziś, co najwyżej niektóre szczegóły interpretują jako przenośnie.

W średniowieczu nieliczni ludzie, którzy zajmowali się filozofią i nauką, byli najczęściej księżmi i zakonnikami. Powstające wówczas uniwersytety i szkoły znajdowały się pod kontrolą Kościoła. Teologia był uważana za „królową nauk”, chociaż nie jest nauką.

W czasach nowożytnych Kościół traci stopniowo kontrolę nad uniwersytetami i szkolnictwem. Powstają niezależne od kościołów środowiska ludzi zajmujących się nauką i kulturą, oraz świeckie stowarzyszenia i akademie naukowe. Wzrasta liczba ludzi wykształconych, którzy nie są uzależnieni od Kościoła. Jest to skutek rozwoju miast i władzy państwowej/królewskiej, a głębiej – skutek rozwoju gospodarczego. Kościół nie był w stanie podporządkować sobie miast i państwa. W konsekwencji nie był w stanie utrzymać dominacji w dziedzinie nauki, szkolnictwa i kultury.

Olbrzymiego wyłomu w tradycyjnych wierzeniach religijnych dokonało Oświecenie (XVIII w.). Dlatego jest do dziś bardzo ostro potępiane w Kościele.

W czasach Oświecenia Kościół nie był już w stanie stosować najostrzejszych represji, np. palić ludzi żywcem na stosach za rzekome czary i herezję. Nie był też w stanie egzekwować zakazu upowszechniania książek umieszczanych na indeksie ksiąg zakazanych (był to spis dzieł, których nie wolno było rozpowszechniać bez zgody władz kościelnych).

W sytuacji osłabienia kościelnych represji dają o sobie znać ateiści, a na znaczeniu wśród ludzi wykształconych zyskuje deizm. Deiści akceptują wiarę w istnienie Boga, czy raczej Istoty Najwyższej, ale odrzucają kościelne „prawdy wiary”. Krytycznie myślącym, wykształconym ludziom w XVIII w. trudno było uwierzyć w prawdziwość cudów opisanych w Starym i Nowym Testamencie, w piekło i niebo, w anioły i szatany, w zmartwychwstanie Jezusa, jego powtórne przyjście i sąd ostateczny. Z tego bogatego zestawu wierzeń pozostawała jedynie wiara w istnienie bezosobowego Boga, nadnaturalnej Istoty Najwyższej, która stworzyła świat, ale nie ingeruje w jego sprawy i nie zajmuje się ludźmi. Kościół zdecydowanie potępia deizm.

Od czasów Oświecenia „prawdy”, podawane do wierzenia przez kościoły, są coraz powszechniej traktowane jako mity, urojenia i oszustwa. Trudno się dziwić, że myślącym krytycznie ludziom przestają odpowiadać starożytne i średniowieczne wyobrażenia religijne.

W XIX i XX w. sprzeczności między nauką a religią ujawniają się coraz wyraźniej. Rzekomo niepodważalny autorytet Biblii padał, kiedy okazywało się, że zawiera rzeczy ewidentnie nieprawdziwe. Podam jeden przykład: W Kościele ustalono – na podstawie zawartej w Biblii listy pokoleń od Adama i Ewy do Jezusa – że świat i człowiek istnieją około 6 tys. lat (religijni radykałowie uznają to do dziś). Ale już w XIX w. w efekcie badań naukowych stało się oczywiste, że świat i ludzkość istnieją dużo dłużej, a lista pokoleń od Adama i Ewy do Jezusa nie może być prawdziwa.

Upowszechniało się trafne przekonanie, że Stary i Nowy Testament zawiera mity religijne i opowieści „dla ciemnego ludu”, a nie prawdziwą wiedzę o świecie, człowieku i Bogu. Kościelni teolodzy mówią na to, że Pisma Świętego nie można rozumieć dosłownie, bo zawiera przenośnie i symbole. Ale zauważmy, że w ten sposób w istocie potwierdzają niewiarygodny charakter Pisma Świętego. Potwierdzają, że jest ono zapisem starożytnych mitów, urojeń i bajkowych opowieści.

Narastający kryzys religii można porównać do kryzysu magii. Pod wpływem wiedzy naukowej i oświaty wiara w skuteczność magii (a także w prawdziwość wróżb) stopniowo traciła na znaczeniu, chociaż do dziś nie zanikła całkowicie. Podobnie religia traci na znaczeniu, ale trwa. Magia straciła prestiż i znaczenie dość dawno, religia traci znacznie wolniej.

Rola bezpieczeństwa ekonomicznego i fizycznego

Prowadzone w ostatnim półwieczu badania wskazują, że bardzo ważnym czynnikiem powodującym osłabienie religijności, jest poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego i fizycznego. W społeczeństwach, w których ludzie cieszą się większym poczuciem bezpieczeństwa, religijność słabnie. Zaś tam, gdzie ludzie żyją w poczuciu zagrożenia, religijność zyskuje na znaczeniu. Potwierdza się znane przysłowie: Jak trwoga to do Boga.

Teorię, wskazującą na olbrzymie znaczenie poczucia bezpieczeństwa, najszerzej rozwinął i uzasadnił w kilku książkach Ronald Inglehart, inicjator i długoletni dyrektor programu międzynarodowych badań sondażowych World Values Survey (Światowy Sondaż Wartości). W marcu 2018 r. ukazała się jego najnowsza książka pt. „Ewolucja kultury” (Cultural Evolution).

Według Ingleharta tym, co wywiera szczególny wpływ na ludzkie myśli i czyny, jest brak poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego i fizycznego, niepewność jutra, bezradność wobec zagrożeń i niewiedza. Jednym ze skutków tego stanu rzeczy jest religijność. 

Religia tłumaczy świat i często daje psychiczne wsparcie, ale – dodajmy – jest to tłumaczenie i wsparcie fałszywe, złudne, nonsensowne w swej treści. Tak jest dziś i tak było w przeszłości.

Dawne społeczeństwa żyły w stanie niewyobrażalnego dla nas braku poczucia bezpieczeństwa, niepewnej przyszłości, zagrożenia głodem, wysokiej śmiertelności w młodym wieku, zagrożenia rabunkiem i wojną. Niewyobrażany dla nas jest zakres niewiedzy, jakiego wówczas doświadczano. Stan ten owocował powszechnością i siłą wierzeń religijnych. Natomiast wzrost poczucia bezpieczeństwa i wiedzy skutkuje spadkiem religijności.

Religia uległa wyraźnemu osłabieniu w krajach wyżej rozwiniętych gospodarczo, w których mieszkańcy zyskali większe poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego i fizycznego, lepsze materialne warunki życia, są lepiej wykształceni, nauka osiągnęła wysoki poziom.

Na podstawie badań i analiz Inglehart stwierdza zdecydowanie: Wzrost bezpieczeństwa ekonomicznego i fizycznego sprzyja sekularyzacji (tj. wzrostowi świeckości), powoduje erozję religijnych praktyk, wierzeń i przekonań. Sekularyzacja – pisze – ma miejsce w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat we wszystkich społeczeństwach o wysokim poziomie rozwoju gospodarczego.

„Cicha rewolucja”. W swej najnowszej książce Inglehart tak pisze o przyczynach fali sekularyzacji, która miała miejsce w krajach zachodnich w drugiej połowie XX w.: „W dekadach następujących po II wojnie światowej coś bezprecedensowego zdarzyło się w krajach rozwiniętych ekonomicznie: duża część powojennego pokolenia dorastała przyjmując utrzymanie się przy życiu za oczywistość. Było to odzwierciedleniem: (1) bezprecedensowego wzrostu ekonomicznego w powojennej erze w Europie Zachodniej, Ameryce Północnej, Japonii i Australii; (2) powstania systemu zabezpieczenia społecznego w ramach państwa opiekuńczego, gwarantującego, że prawie nikt nie umrze z głodu; (3) braku wojen między wielkimi mocarstwami”.

Bezprecedensowy wzrost gospodarczy, wraz ze wzrostem ekonomicznego i fizycznego bezpieczeństwa, spowodował nie tylko wzrost sekularyzacji (świeckości). Spowodował także wzrost znaczenia przekonań wolnościowych, indywidualizmu, tolerancji, włącznie z uznaniem zasady równego traktowania bez względu na płeć, rasę, narodowość, religię i orientację seksualna. Przedwojenny konserwatywny system wartości, w którym nierówne traktowanie było akceptowaną zasadą, ustępuje nowemu. Tę przemianę Inglehart nazwał „cichą rewolucją”, bowiem dokonała się ona od połowy XX w. nie w toku krwawych walk, ale w umysłach ludzi.

Krótko o przypadkach szczególnych

Chociaż wiedza naukowa oraz poczucie bezpieczeństwa mają największy wpływ na religijność, to istotną rolę odgrywa też sytuacja polityczna kraju, jego historia i kultura. „Wyjątkowość” niektórych krajów jest przedmiotem wielu dyskusji.

USA. Dlaczego w USA religijność jest silniejsza niż w Europie Zachodniej, chociaż oczywiście nie dorównuje krajom afrykańskim i muzułmańskim? Oto kilka przyczyn: (1) Do USA od XVII w. przyjeżdżało bardzo dużo protestanckich sekciarzy prześladowanych w Europie. Stworzyli oni segment bardzo silnej radykalnej i fundamentalistycznej religijności, nieobecny w tych rozmiarach w Europie. (2) W USA są znacznie słabiej rozbudowane instytucje służące bezpieczeństwu ekonomicznemu i socjalnemu, co powoduje poczucie zagrożenia i irracjonalne zachowania, w tym wzmożoną religijność. (3) Innym czynnikiem zwiększającym religijność w USA, jest napływ Latynosów i imigrantów z krajów bardziej religijnych. Wyznawcy wielu kościołów protestanckich tracą wiarę, ale przybywa za to Amerykanów nowych, bardziej religijnych. Również z Kościoła katolickiego odpływa wielu wiernych, ale ubytek jest uzupełniany głównie przez napływ Latynosów.

Badania nad religijnością w USA wskazują jednak wyraźnie, że religijność w USA słabnie, podobnie jak w innych krajach zachodnich, tyle że z opóźnieniem.

Czechy są dziś jednym z najbardziej ateistycznych krajów świata. Istotna jest tu długa tradycja oporu wobec Kościoła katolickiego, sięgająca czasów Jana Husa, a później kontrreformacji. Katolicyzm był narzucany Czechom siłą przez Habsburgów, wspierających kontrreformację. Godne podziwu, że po uzyskaniu niepodległości w 1918 r. Czesi zrywali z Kościołem katolickim, ale nie przystępowali do żadnego innego. Również po transformacji ustrojowej w latach 1990. Kościół katolicki zaczął szybko tracić wiernych, a Czesi nie przystępowali do innych kościołów.

Polska. Kościół w Polsce stał się symbolem sprzeciwu wobec zaborców, a później wobec władzy komunistycznej. Sprzyjało to podtrzymywaniu religijności. Także po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. bardzo wielu młodych ludzi oraz polityków zwróciło się ku Kościołowi i religii. Zaowocowało to postępującą klerykalizacją. Jednak wiara religijna Polaków na szczęście nie jest zbyt głęboka i słabnie. Młode pokolenie, które nie pamięta już stanu wojennego, jest znacznie mniej religijne niż starsze. Stwarza to szansę na znaczny spadek religijności.

Chiny. W kulturze chińskiej religia nie odgrywała takiej roli jak w Europie. Chińczycy czcili przodków i lokalne wierzenia ludowe. Władza cesarska (państwo) kultywowała konfucjanizm. Jest to konserwatywna ideologia państwowa. W popularnej wersji nakazuje, by każdy wykonywał przypisane mu obowiązki, był posłuszny, pracowity, czcił cesarza, jego urzędników, osoby starsze i rodziców. Wielką wagę ma nakaz trzymania się tradycji. W konfucjanizmie nie występuje pojęcie Boga w znanej nam postaci, a jedynie niejasne wyobrażenie „nieba” jako ucieleśnienia porządku. Najważniejsze były zasady postępowania przeznaczone dla funkcjonariuszy państwowych i poddanych. Konfucjanizm został odrzucony już na początku XX w. przez ruchy polityczne zmierzające do modernizacji Chin, bowiem widziano w nim – nie bez powodu – przyczynę zacofania i słabości Chin. Komuniści, którzy objęli władzę w 1949 r., przypieczętowali upadek konfucjanizmu. W efekcie obecnych przemian nie następuje szerzej powrót do konfucjanizmu ani religii. Komuniści represjonowali religię, w tym chrześcijaństwo, ale ateizm Chińczyków, potwierdzany w wielu badaniach, ma głębszą przyczynę niż represje komunistyczne – wynika z kultury chińskiej.

Podsumowując:

Rozwój wiedzy naukowej i edukacji sprawia, że religijne wyobrażenia są postrzegane coraz powszechniej jako starożytne mity i urojenia. Zaś wzrost ekonomicznego i fizycznego bezpieczeństwa sprawia, że zmniejsza się wśród ludzi ogólne poczucie lęku i słabnie skłonność do szukania wsparcia w religii.

O kuriozalnym przemówieniu abp Gądeckiego

Arcybiskup Gądecki w ważnym przemówieniu podał niedawno własną interpretację przyczyn kryzysu religii w Europie i Polsce. Stwierdził, że religia jest obecnie poddana represjom, które nazwał miękkim totalitaryzmem.

„W powojennej Europie – mówi Gądecki – dokonał się bowiem prawdziwy bezkrwawy przewrót. Rewolucja o którą chodzi przebiega dalej pokojowo i bez naruszania demokratycznych procedur (…). Idee, obyczaje i normy kulturowe zdają się dzisiaj być zaprzeczeniem tego, co obowiązywało jeszcze pół wieku temu. (…) dokonano rewolucyjnej zmiany charakteru nadbudowy, czyli zmiany kultury. Rewolucja europejska rozpoczęła się od zmiany kultury, z której uczyniono narzędzie ideologii. (…) Religię np. pragnie się zredukować do sfery prywatnej, czyli zmienić ją w zespół poglądów znaczących tyle co np. wegetarianizm. (…) Tym razem narzędziem do osiągnięcia tego celu nie jest już tradycyjny terror, ale jego miękki odpowiednik, czyli coraz szczelniejszy system prawny stojący na straży ideologii oraz przemoc symboliczna, uprawiana przez media i ośrodki opiniotwórcze. Europa staje się miejscem miękkiej wersji totalitaryzmu” (link na końcu).

W ostatnim półwieczu rzeczywiście w Europie dokonała się wielka zmiana w przekonaniach ludzi, wartościach, ideach. Ronald Inglehart nazwał tę zmianę „cichą rewolucją”. Trzeba jednak uświadomić arcybiskupowi, że przyczyną przemian nie jest „miękki totalitaryzm”. Mówiąc najprościej, coraz więcej ludzi nie chce wierzyć w starożytne mity i urojenia, podawane do wierzenia przez kościoły chrześcijańskie i inne.

Kościół w krajach zachodnich i w Unii Europejskiej nie jest poddany żadnym represjom. Korzysta z pełni praw, gwarantujących realnie wolność wyznawania religii i działalności kościołów. Rzecz w tym, że wolności religijne oznaczają także wolność niewyznawania żadnej religii i nienależenia do żadnego kościoła. Biskupom to nie w smak. Kościół katolicki aż do połowy XX w. sprzeciwiał się otwarcie tak rozumianej wolności religii i prawom człowieka. Obecnie nie może pogodzić się z ograniczeniem jego roli.

Gądeckiemu trzeba powiedzieć jasno: Kościół traci wiernych, bowiem podaje do wierzenia starożytne mity i urojenia religijne. Naucza o cudach, objawieniach, życiu wiecznym, grzechu pierworodnym, dziewiczym poczęciu Jezusa i jego zmartwychwstaniu, o sądzie ostatecznym i końcu obecnego świata, jaki po nim ma nastąpić. Trudno się dziwić, że ludzie nie chcą w te nauki wierzyć. Znaczy to, że nie wyzbyli się jeszcze rozumu i nie chcą żyć w kłamstwie, udając wiarę. – Alvert Jann.

PS. Oto przykład, do szerzenia jakich nonsensów posuwa się Kościół w szkolnych podręcznikach. W aktualnym podręczniku religii dla liceum, przygotowanym przez jezuitów i zatwierdzonym przez Kościół, czytamy: „powtórne przyjście Chrystusa będzie wchłonięciem czasu i dziejów doczesnych przez wieczność oraz absolutnym zakończeniem ciągu wydarzeń historii i czasu”. Mówi się tam wprost o „końcu świata”. Czytamy też o zmartwychwstaniu wszystkich umarłych: „Zmartwychwstanie (wszystkich umarłych) dokonuje się przy końcu świata” (link na końcu). O takim „końcu świata” i „końcu czasów” mówi Katechizm Kościoła katolickiego w punktach 681-682 i innych. Nie jest to podawane jako „przenośnia”, tylko jako „prawda”, w którą katolik powinien wierzyć.

O tym, czym są wierzenia religijne, piszę w artykule „Wiara w cuda”

– https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-w-cuda/

…………………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc „pierwszego”, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.

Wyniki innych badań sondażowych przedstawiam w:

„Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

„Wiara w Boga w krajach Unii Europejskiej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-boga-krajach-unii-europejskiej/

„Ilu jest ateistów w Europie Środkowo-Wschodniej?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ateisci-niereligijni-bezwyznaniowi-ilu-ich/

„O religii w USA krytycznie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/o-religii-usa-krytycznie/

O nonsensownych wierzeniach religijnych, kultywowanych nadal w Kościele, piszę w:

„Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/ – o tzw. opętaniach przez szatana i kościelnych egzorcystach.

„Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

„Kim był Jezus?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/kim-byl-jezus/

„Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/

„Stulecie objawień fatimskich już za chwilę!” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/stulecie-objawien-fatimskich-juz-chwile/

„Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

„Przenośnie w Biblii: 12 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/przenosnie-biblii-12-przykladow/

……………………………………………………………………………………

Przywoływane publikacje:

– Pew Research Center: „The Age Gap in Religion Around the World” (raport z badań dotyczących 106 krajów) – http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2018/06/14112107/ReligiousCommitment-FULL-WEB.pdf

– Ronald Inglehart: „Cultural Evolution”, Cambridge University Press 2018.

– Abp S.Gądecki: „Polska ma misję wobec świata” (24.06.2018) – http://episkopat.pl/przewodniczacy-episkopatu-potrzebne-jest-uzewnetrznienie-naszej-wiary/

– Świecka Polska: „Około jednej czwartej Polaków chodzi na msze” – http://swieckapolska.pl/autor/rafal-maszkowski/

– Cytowany podręcznik religii to: „Drogi świadków Chrystusa w świecie”, dla II klasy liceum i II i III technikum, roz. 36 (Wydawnictwo WAM – księża jezuici, notes ucznia i płyta DVD, Kraków 2013).

………………………………………………………………………………………….

Ćwiczenia z Ateizmu. Część 33 „Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów”

12 listopada 2021/16 komentarzy/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

pope-309611_640Kościół twierdzi, że między nauką a religią katolicką nie ma sprzeczności. Są to zapewniania ogólnikowe. Liczne sprzeczności są faktem, podam 10 przykładów dotyczących chrześcijaństwa, przede wszystkim katolicyzmu. W przypadku innych religii przykłady pod różnymi względami musiałyby wyglądać inaczej. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że sprzeczne z nauką są wszystkie religie.

1. Religia katolicka stoi na stanowisku, że świat został stworzony przez osobowego Boga. Nauka nie może tego twierdzenia uznać. Nie ma wprawdzie dziś wystarczająco uzasadnionej naukowej teorii powstania świata, ale nie oznacza to, że prawdziwe są wyjaśnienia religijne. Twierdzenie o stworzeniu świata przez Boga jest pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia, które na gruncie nauki może być wzięte pod uwagę. Jest ono zaczerpnięte z Biblii i ma charakter mitologiczny (teolodzy za przenośnię uznali stworzenie świata w ciągu sześciu dni, ale biblijny mit o stworzeniu świata przez Boga obowiązuje w Kościele). Różne religie głoszą różne mity dotyczące powstania świata; starożytni Grecy uznawali, że jest wieczny. Między wyjaśnieniami mitologicznymi a wyjaśnieniami naukowymi istnieje nieprzekraczalna sprzeczność.

2. Sprzeczna z nauką jest teoria końca świata, której naucza Kościół. Jak w skrócie wygląda ta teoria? Według Kościoła Chrystus ponownie zstąpi na Ziemię, odbędzie się sąd ostateczny, po czym z woli Boga nastąpi koniec obecnego świata. Tak można przeczytać również w szkolnych podręcznikach religii.

Żadne naukowe teorie przyszłości świata nie przewidują takiej wersji wydarzeń. Badania naukowe wskazują na „koniec świata” – w niewyobrażalnie odległym czasie – w efekcie zjawiska rozszerzania się wszechświata (ucieczki galaktyk) lub ponownego zacieśniania się. Pojawiają się też hipotezy dotyczące cykliczności, tj. cyklicznego rozszerzania się i zacieśniania wszechświata.

Koncepcja końca świata, której naucza Kościół, opiera się na biblijnych mitach, a nie na badaniach naukowych. Między religią a nauką mamy tu ewidentną sprzeczność.

3. Kościół uznaje dziś fakt ewolucji w przyrodzie, ale nadal stoi na stanowisku, że człowiek powstał wskutek ingerencji Boga w proces ewolucji. Oto oficjalne stanowisko polskich biskupów w sprawie ewolucji (2006 r.): „Ewolucja wiedzie ku pojawieniu się człowieka jako istoty wolnej, odpowiedzialnej i świadomej. Ale sama z siebie tego progu nie pokonuje. W celu powołania do życia człowieka Bóg mógł posłużyć się jakąś istotą przygotowaną na planie cielesnym przez miliony lat ewolucji i tchnąć w nią duszę – na swój obraz i podobieństwo”.

Stanowisko Kościoła jest sprzeczne z nauką. Nauki biologiczne przedstawiają proces ewolucji dokonujący się bez bożej ingerencji. Bardzo dobrze pokazują, jak ewolucja „sama z siebie” pokonuje próg oddzielający człowieka od innych gatunków. Biologia na przykład bardzo dobrze dokumentuje, jak stopniowo w toku ewolucji kształtował się układ nerwowy i mózg – od form najprostszych, po bardzo złożone u ssaków i człowieka. Nauka nie uznaje ingerencji Boga w proces ewolucji, bo brak na to jakiegokolwiek uzasadnienia poza wiarą religijną.

4. Kościół stoi niezmiennie na stanowisku, że człowiek posiada duszę nieśmiertelną daną mu przez Boga i dzięki temu będzie mógł żyć wiecznie. Czekać go ma zbawienie, tj. stan wiecznej szczęśliwości, pokuta, albo potępienie. Żadne badania naukowe nie potwierdzają istnienia duszy i perspektywy wiecznego życia. Kościół powołuje się na Pismo Święte i twierdzi, że to prawda.

5. Kościół zupełnie poważnie twierdzi, że choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego, tj. nieposłuszeństwa Bogu, jakiego mieli się dopuścić pierwsi ludzie. Podkreślmy, że to mitologiczne wyjaśnienie, zaczerpnięte z Biblii, nie jest uznane za przenośnię. Także szkolne podręczniki religii mówią o nim wyraźnie jako o wyjaśnieniu realnym, a nie w przenośni.

Nauka nie może tego wyjaśnienia uznać, gdyż opiera się ono wyłącznie na biblijnej opowieści o grzechu pierworodnym. Nie przeszkadza to teologom i religijnym naukowcom głosić, że między nauką a religią nie ma sprzeczności.

6. Nauka wymaga, by twierdzenia, które uznaje się za prawdziwe, były uzasadnione wynikami badań empirycznych, tj. obserwacji, doświadczeń, eksperymentów, analizy dostępnych materiałów (sposobami uzasadniania twierdzeń zajmuje się metodologia nauki). Twierdzenia naukowe mogą nie być pewne na 100%, ale ich bezpośrednie lub pośrednie empiryczne potwierdzenie jest konieczne.

Także hipotezy naukowe (przypuszczenia) muszą opierać się na analizach i badaniach naukowych. Nie mogą być dowolnymi fantazjami.

Podstawowe twierdzenia podawane przez Kościół, mówiące o istnieniu Boga, aniołów, szatana, duszy nieśmiertelnej, o objawieniu bożym zawartym w Piśmie Świętym i inne, nie są w żadnym stopniu uzasadnione empirycznie. Z tego powodu nie mogą być na gruncie nauki uznane, ani nawet potraktowane jako hipotezy. Natomiast władze kościelne twierdzą, że są prawdziwe. Stwarza to przepaść i sprzeczność między nauką a religią.

7. Sprzeczny z nauką jest sposób, w jaki Kościół dochodzi do swoich ustaleń.

Kościół twierdzi, że Pismo Święte zawiera prawdy objawione przez Boga. Dla Kościoła jest to wiarygodne źródło wiedzy o Bogu, człowieku i świecie. Teolodzy kościelni badają Pismo Święte, by zawarte tam prawdy poznać.

Nauka nie może uznać, że Pismo Święte rzeczywiście zawiera boże objawienie, bo brak jakichkolwiek argumentów, które by to przekonanie uzasadniały (nie ma też zresztą podstaw, by uznać istnienie Boga). Z punktu widzenia nauki Pismo Święte nie jest wiarygodnym źródłem wiedzy. Zawiera, obok niektórych historycznych i geograficznych faktów, masę zmyśleń i mitów. Poszukiwanie w Piśmie Świętym prawd objawionych przez Boga jest – z punktu widzenia współczesnej nauki – religijną fikcją, urojeniem. Nauka nie szuka w Biblii prawd objawionych.

8. Kościół twierdzi, że korzysta z nadprzyrodzonego sposobu poznawania prawdy o Bogu, świecie i człowieku. Ma to być poznawanie przy pomocy wiary, którą zawdzięcza łasce bożej. Pisze o tym także Jan Paweł II: „obok poznania właściwego ludzkiemu rozumowi … istnieje poznanie właściwe wierze” (idzie o wiarę religijną); „w pierwszym przypadku poznajemy przy pomocy naturalnego rozumu, a w drugim przy pomocy wiary” (Encyklika „Wiara i rozum” 8-9).

Otóż nauka nie może uznać, że coś takiego, jak badanie/poznawanie „przy pomocy wiary” istnieje. Powód: brak uzasadnienia. Władze kościelne bez żadnego uzasadnienia głoszą, że taka metoda istnieje i każą w to wierzyć także w podręcznikach religii. Nie ma argumentów wskazujących, że Bóg rzeczywiście dał teologom katolickim czy komukolwiek dar poznawania wiarą.

Podsumujmy punkty 7 i 8: Nauka nie uznaje żadnych nadprzyrodzonych źródeł wiedzy – ani objawienia bożego, ani poznawania przy pomocy wiary. Konsekwencje tego są dla religii i Kościoła druzgocące. Nauka odmawia teologii i religii jakiegokolwiek udziału w poznawaniu świata i człowieka, a także w poznawaniu rzeczywistości nadprzyrodzonej (bo nawet jeśli przyjmie się, że rzeczywistość nadprzyrodzona nie jest tylko religijną fantazją, to teolodzy nie mają sposobu, by tę rzeczywistość badać).

Kościół nie chce się z tym werdyktem pogodzić, zgłasza roszczenia poznawcze i formułuje wiele twierdzeń dotyczących rzeczywistości nie tylko nadprzyrodzonej, ale także naturalnej (dotyczących świata, przyrody, człowieka, np. że człowiek posiada duszę nieśmiertelną, a choroby i śmierć są skutkiem grzechu pierworodnego). Z punktu widzenia nauki są to twierdzenia pozbawione uzasadnienia; nie są to nawet hipotezy.

9. Religia opiera się wyłącznie na wierze – zaś nauka opiera się na badaniach empirycznych, spełniających wymogi metodologii obowiązującej w nauce. Są to praktyki sprzeczne, prowadzące do sprzecznych wyników. Religia przyjmuje, że istnieje Bóg, aniołowie, szatani, rzeczywistość nadprzyrodzona, dusza nieśmiertelna, objawienie boże zawarte w Piśmie Świętym – zaś nauka niczego takiego nie stwierdza i traktuje jako wierzenia religijne.

Czy mamy tu sprzeczność między nauką a religią? Sprzeczności by nie było, gdyby nauka chociaż w niewielkim stopniu potwierdziła istnienie rzeczywistości nadprzyrodzonej. Ale nie potwierdza.

10. Nauka współczesna stoi na stanowisku naturalizmu: w praktyce przyjmuje, że istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości, tj. natura, czyli przyroda. Natura to makro i mikrokosmos, wszechświat i cząstki elementarne, przyroda nieożywiona i organizmy żywe oraz ich pochodne, tj. doznania psychiczne i świadomość (są to pochodne funkcjonowania organizmów żywych, nie istnieją niezależnie od nich).

Dla nauki nie istnieje rzeczywistość nadnaturalna, nadprzyrodzona czy boska. Dlaczego? Bo jej istnienia nie stwierdzono. Dlatego nauka – w sprzeczności z religią – ignoruje rzeczywistość nadnaturalną, Boga, aniołów, szatana, podobnie jak ignoruje duchy leśne i niewidzialne krasnoludki pomagające ludziom lub psocące.

Komentarz

1. Wbrew temu, co się czasami sądzi, naturalizm nauki (tj. uznanie, że istnieje tylko natura/przyroda i jej pochodne) nie jest założeniem, aksjomatem, dogmatem, filozofią, światopoglądem czy ideologią przyjmowaną przez naukowców. Wynika z praktyki badawczej. Gdyby istnienie rzeczywistości nadnaturalnej dało się stwierdzić chociażby w niewielkim stopniu, na gruncie nauki by to z pewnością uznano. Ale nie stwierdza się.

Rozróżnia się czasami naturalizm ontologiczny i metodologiczny. Jak mówią zwolennicy tego rozróżnienia, pierwszy uznaje, że istnieje tylko natura, przyroda. Zaś drugi przyjmuje jedynie, że w badaniach naukowych nie należy brać pod uwagę przyczyn nadnaturalnych. Rozróżnienie to wprowadzono dlatego, że są naukowcy, którzy wierzą w istnienie Boga, chociaż w badaniach naukowych tego nie uwzględniają.

Można zauważyć, że rozróżnienie to dotyczy poglądów naukowców, a nie nauki. W przypadku badań i teorii naukowych sprawa jest jednoznaczna: Boga i przyczyn nadprzyrodzonych pod uwagę się nie bierze, bowiem ich istnienia w żadnym stopniu nie stwierdza się. Oznacza to w konsekwencji, że pojęcie Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej zostaje przeniesione do dziedziny wierzeń religijnych lub fantastyki paranaukowej.

Natomiast na gruncie religii przyjmuje się, że Bóg, aniołowie i szatan istnieją realnie jako osoby duchowe i ingerują w sprawy świata i człowieka.

Oto zajmujący przykład. Kościół nie wstydzi się oficjalnie głosić, że szatan może realnie wstąpić w ludzkie ciało (nazwano to opętaniem). Biskupi powołują egzorcystów, którzy tego szatana mają wypędzić. W Polsce działa ponad stu egzorcystów. Obiektem ich zabiegów, często szokujących, stają się osoby doznające zaburzeń psychicznych polegających na poczuciu, że owładnął nimi szatan.

Według neurologii i psychiatrii to poważne zaburzenia psychiczne z kategorii schorzeń schizofrenicznych i paranoicznych. Wiara w opętania przez demony pochodzi z czasów starożytnych, ale Kościół z niej nie rezygnuje.

2. Naukowiec może osobiście wierzyć w Boga lub jakąś formę rzeczywistości nadprzyrodzonej, ale jest to jego prywatny pogląd. W badaniach naukowych nie bierze się czegoś takiego pod uwagę.

Jak wyjaśnić fakt, że człowiek może w swoim umyśle łączyć zarówno religijne urojenia, jak i wiedzę naukową? 

Najkrócej mówiąc, mózg ludzki powstawał w toku przebiegającej dość chaotycznie ewolucji, wskutek czego tworzy on wewnętrznie niezborną całość. W efekcie poglądy ludzkie również bywają niezborne. Człowiek myśli w znacznej mierze racjonalnie, ale często także nieracjonalnie. Wiara w boga jest nieracjonalna, ale odpowiada na pewne ludzkie potrzeby. Dlatego jest szeroko akceptowana i skutecznie wdrażana w toku wychowania i życia w społeczeństwie. Naukowcy są takimi samymi ludźmi jak inni. Ulegają religijnej indoktrynacji i irracjonalnym skłonnościom, chociaż na ogół rzadziej i w mniejszym stopniu niż przeciętnie w danym społeczeństwie. Czasami dochodzą do tego zaburzenia psychiczne polegające na przykład na uznawaniu, obok poglądów racjonalnych, także poglądów ewidentnie dziwacznych. W grę mogą wchodzić także urojenia oraz tzw. objawienia, wizje i głosy, w przekonaniu doznającego pochodzące od boga, aniołów, świętych itp.

Podsumujmy 10 punktów:

Kiedy ma miejsce sprzeczność poglądów lub twierdzeń?

Ze sprzecznością poglądów czy twierdzeń mamy do czynienia wtedy, gdy są one ze sobą niezgodne, w szczególności gdy wykluczają się. Tak jest często między nauką a religią.

Metodologia współczesnej nauki (tj. zasady uprawiania nauki) neguje jakiekolwiek twierdzenia i wyjaśnienia odwołujące się do czynników nadnaturalnych i Boga, bo ich działania nie stwierdzono. Teologia zaś na takich twierdzeniach się opiera. Mamy ewidentną sprzeczność.

Religia katolicka opiera się na starożytnych mitach i na tej podstawie wyjaśnia powstanie i koniec świata, oraz głosi, że choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego. Religia obiecuje człowiekowi wieczne życie. Kościół głosi, że Bóg ingerował w proces ewolucyjny i człowiek powstał w efekcie tchnięcia duszy nieśmiertelnej w przedludzką istotę. Wszystkie te wyobrażenia to mity pochodzące z Pisma Świętego, których nauka nie uznaje.

Katolicyzm i nauka różnią się stosunkiem do Pisma Świętego. Dla nauki Pismo Święte nie jest autorytetem ani źródłem wiedzy objawionej przez Boga. Dla katolicyzmu jest autorytetem i źródłem najwyższym, bo nadprzyrodzonym.

Nauka nie uznaje nadprzyrodzonych źródeł i metod zdobywania wiedzy o świecie, człowieku i Bogu; nie uznaje objawienia bożego oraz poznawania przy pomocy wiary zawdzięczanej łasce bożej. Natomiast religia nadprzyrodzone źródła i sposoby zdobywania wiedzy uznaje jak najbardziej.

Nauka ignoruje istnienie rzeczywistości nadprzyrodzonej, bo na jej istnienie brak uzasadnienia. Religia wiarę w rzeczywistość nadprzyrodzoną kultywuje. Religia opiera się jedynie na wierze, nauka na badaniach empirycznych.

Relację nauki do religii sugestywnie charakteryzuje wypowiedź Alberta Einsteina: „Słowo Bóg jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić”. W szerszym rozumieniu, nie ograniczającym się tylko do Biblii, odnosi się to także do innych religii. – Alvert Jann 

PS. Polecam artykuł zamieszczony 1 stycznia 2020 r.: „Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

……………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

„Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/ (religia i nauka o „końcu świata”)

„Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/ (o stosunku Kościoła do ewolucji biologicznej)

„Grzech pierworodny” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-grzech-pierworodny/ (o ukrytym sensie grzechu pierworodnego)

„Argumenty przeciw istnieniu Boga” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/ (tytuł mówi za siebie)

„Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/ (o pojęciu Boga)

„Ilu naukowców wierzy w Boga?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ (wyniki badań dotyczące religijności naukowców)

…………………………………………………………………………………………………

PS. Podaję link do cytowanej wypowiedź Alberta Einsteina: http://wyborcza.pl/1,75400,12641586,Czy_Albert_Einstein_wierzyl_w_Boga_.html 

Link do cytowanego oficjalnego stanowiska Kościoła w sprawie ewolucji: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WE/kep/kosciol_ewolucja_27112006.html

……………………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu część 28 „Czy naukowcy zajmują się dowodzeniem nieistnienia? – Cezary Magura

2 października 2021/7 komentarzy/w Blogi /przez Alvert Jann

space-telescope-561368_960_720Spotkać się można z poglądem, że w nauce obowiązuje wręcz aksjomat, że nie można dowodzić nieistnienia czegoś. Taka metodologiczna zasada jednak nie obowiązuje. Zwykle gdy tylko owo kwestionowane „coś” zostaje troszeczkę zdefiniowane, natychmiast implikuje ono pewne efekty czy procesy, których istnienie możemy zweryfikować, i przy ich braku, zanegować owo „coś”. Spory kawał historii nauki przebiegł w ten sposób, tzn. zastosowano zasadę: „twój obiekt, ośrodek, czy proces nie istnieje, bo nie widzimy efektów, które implikuje”.

1. Garść przykładów

Kiedy możemy uznać, że nieistnienie zostało udowodnione? Otóż wtedy, gdy brak jest jakichkolwiek powodów istnienia, a jednocześnie stan wiedzy wyklucza możliwość pojawienia się takich powodów w przyszłości. Czyli niestety trzeba spełnić warunek nie tylko konieczny, ale i wystarczający.

Pomimo że taka definicja nieistnienia jest dość surowa/sroga, większość nauki polega i polegała na dowodzeniu nieistnienia obiektów i procesów postulowanych w modelach, które okazały się błędne.

Normalnie wygląda to tak, że zauważamy zjawisko X, które różne grupy badawcze próbują wyjaśnić przy pomocy różnych modeli/wyobrażeń. Z każdym takim modelem wiąże się zestaw postulowanych obiektów i procesów, które – gdy już jest „po wszystkim” – okazują się niebyłe, czy nieistniejące.

Przy czym adwokaci jakiegoś modelu zwykle nie poprzestają na udowadnianiu prawdziwości własnego modelu, ale często próbują zanegować modele konkurencji, nierzadko poprzez wykazanie, że nie istnieją efekty czy procesy implikowane przez te konkurencyjne modele (a zatem i postulowane obiekty, które miałyby wywoływać te procesy, lub brać w nich udział).

Historia nauki zna wiele przykładów, a narzucają się następujące:

 

mars-67522_960_7201. Kanały na Marsie, wypatrzone przez Schiaparellego (obsesja Percivala Lowella i niektórych astronomów). Nawet Alfred Russel Wallace (współodkrywca ewolucji organizmów) wdał się w słuszne i logiczne dowodzenie, że takowe rowy irygacyjne, oraz marsjańscy inżynierowie, którzy je zbudowali, w rzeczywistości nie istnieją. Ostateczny dowód przyniosły znacznie późniejsze bezzałogowe sondy międzyplanetarne.

Takież samo nieistnienie dowiedziono dla wyższych form życia marsjańskiego (typu bujna roślinność etc.)

2. Eter – gdyby światło miało być falą propagującą się w takowym ośrodku, ruch Ziemi względem eteru powinien zmieniać mierzoną prędkość światła (powinniśmy czuć „wiatr eteru”). W pomysłowym eksperymencie interferometrycznym Albert A. Michelson (Amerykanin urodzony w Strzelnie) oraz E. Morley wykazali, że efekt taki nie występuje. Ostatecznie koncepcję eteru zniszczyła szczególna teoria względności (A. Einstein, 1905). Światło okazało się polem energii podróżującej w próżni ze stałą prędkością, a przestrzeń i czas – względna („rozciągliwa”). Elektromagnetyzm i STW okazały się prostsze i spójniejsze (bardziej minimalistyczne w sensie ockhamowskim) od dodatkowego bytu – eteru.

Co prawda eksperyment Michelsona-Morleya miał na celu WYKRYCIE eteru, ale koniec końców okazał się eksperymentem negatywnym, mocno wskazującym na NIEISTNIENIE eteru.

3. Fale grawitacyjne – zanim Andrzej Trautman (którego Marek Abramowicz proponował jako polskiego kandydata do nagrody Nobla) matematycznie wykazał realność fal grawitacyjnych, wielu ludzi w nie wątpiło (włącznie z Einsteinem i promotorem Trautmana – Leopoldem Infeldem), argumentując, że może to być wyłącznie artefakt pewnych procedur matematycznych (cechowania). W tym przypadku takowe „dowodzenie nieistnienia” się nie powiodło. Hulse i Taylor w 1974 roku odkryli układ podwójny pulsara z gwiazdą neutronową (PSR B1913+16), którego orbita zacieśnia się wskutek emisji fal grawitacyjnych dokładnie wg przewidywań ogólnej teorii względności. W lutym 2016-go roku LIGO potwierdziło istnienie fal poprzez bezpośrednią detekcję (sygnał GW150914).

Był więc w historii poznawania fal grawitacyjnych etap „istnieją czy nie istnieją”, z wyznawcami obydwu poglądów.

W kosmologii nawet teraz, gdy piszę te słowa, sporo naukowców próbuje wykazać nieistnienie tej czy innej formy materii czy energii:

4. Ciemna materia – zamiast niej niektórzy fizycy preferują nieznaczne, wykrywalne tylko na dużych (galaktycznych) skalach, modyfikacje prawa ciążenia Newtona (teoria MOND Milgroma). Osoby takie utrzymują, że ciemna materia nie istnieje (ale chyba są w błędzie, bo MOND ma problem na ekstragalaktycznych skalach; tym niemniej ciągle ma zwolenników).

5. Ciemna energia – niektórzy naukowcy pracują nad alternatywnymi interpretacjami stałej kosmologicznej, które nie postulują istnienia ciemnej energii. Polskie Narodowe Centrum Nauki finansuje obecnie co najmniej jeden projekt, który próbuje zanegować istnienie ciemnej energii. W tym ujęciu stała kosmologiczna traktowana jest jako skutek zignorowania efektów relatywistycznych w procesach formowania niejednorodnej struktury Wszechświata.

Oczywiście „dowodzenie nieistnienia” przebiega w tym wypadku (jak i w wielu innych) w postaci interpretacji zjawiska (pomiaru niezerowej stałej kosmologicznej) przy pomocy innej prostszej teorii, która nie potrzebuje dodatkowego bytu (ciemnej energii).

6. Geocentryczny Wszechświat – wykazano, że nie istnieje (Arystarch, Kopernik, NASA).

7. Vis vitalis, tj. siła życiowa – nie istnieje również (biochemia).

8. Stworzyciel mrówki, małpy, tygrysa i człowieka – nie istnieje (Darwin).

10. Tachiony – hipotetyczne cząstki szybsze od światła. Dowiedziono na gruncie STW, że ich istnienie implikuje liczne (i absurdalne) sprzeczności i paradoksy.

11. Probabilistyczny indeterminizm – Einstein wielokrotnie próbował udowodnić Nielsowi Bohrowi, że nie istnieje probabilistyczny indeterminizm przyrody w skali mikro (tzn. że nie jesteśmy skazani na probabilizm mechaniki kwantowej). Polegało to na tym, że przedstawiał Bohrowi bardzo zmyślnie zaprojektowane eksperymenty myślowe, które z pozoru niwelowały czy obchodziły kwantową „nieokreśloność” (nieoznaczoność). Niesamowity Bohr zawsze udowadniał, że Einstein się myli.

time-machine-1783891_960_72012. Perpetuum mobile. Fizycy dowiedli, że maszyny takie nie istnieją i stały się one domeną pseudonauki (są sprzeczne z pierwszą lub drugą zasadą termodynamiki). Jeśli np. położyłbyś czytelniku na biurku fizyka swój projekt takiej maszyny, twierdząc, że zbudowałeś działający egzemplarz, który stoi w twoim warsztacie, to taki fizyk bez trudu wskazałby słaby punkt twojego projektu. Usłyszałbyś: „pan kłamie – pańska maszyna nie istnieje, ponieważ nie może ona działać z takiego a takiego powodu”. Wielu pomysłowych wynalazców proponowało różne modele perpetuum mobile (włącznie z Leonardo da Vinci) i wszystkie one zostały skrupulatnie zdemaskowane przez fizyków, inżynierów i innych krytycznie myślących wynalazców.

W dzisiejszych gimnazjach, liceach, na kółkach, konkursach fizycznych, itp, uczniowie czasami otrzymują zadanie: „Wykaż, że przedstawione na rysunku perpetuum mobile nie może działać” (tzn. działające urządzenie tego typu nie istnieje).

13. Przypadek, który dostarcza zwykle przykładów na fiasko „dowodów” nieistnienia. Chodzi o niezwykle ważny dla nauki problem istnienia (lub nieistnienia) METODY poznania czy zrozumienia danego obiektu czy zjawiska (czy istnieje jakikolwiek sposób sprawdzenia czy …). Co prawda niby pytamy tu o istnienie, ale lękamy się negatywnej odpowiedzi, czyli nieistnienia metody badawczej.

Klasyczny przykład to filozof Auguste Comte, który w 1844 roku próbował ustalić jakiej wiedzy nigdy nie zdobędziemy (a więc wskazywał obiekty i zjawiska, dla których poznania nie ma i nie będzie metody). Za dobry przykład uznał skład odległych gwiazd i planet. Utrzymywał, że nie poznamy go nigdy, bo nigdy nie dostąpimy szansy bezpośredniego badania tych obiektów. Jednak już trzy lata po jego śmierci odkryto, że skład chemiczny gwiazd można poznać przy pomocy spektroskopu. Po następnych trzech latach (1863) W. Huggins wykazał, że gwiazdy zbudowane są ze zwyczajnych ziemskich pierwiastków. Okazało się więc, że metoda istnieje.

14. Czarne dziury. Obecnie dowiedziono już istnienia różnych rodzajów czarnych dziur (o bardzo różnych masach), ale sir Eddington argumentował za ich nieistnieniem (grając niezbyt czysto w sporze z Chandasekharem).

15. Cieplik i flogiston – udowodniono, że nie istnieją (cieplik – niezniszczalny i nieważki fluid/substancja ciepła; flogiston – substancja występująca w ciałach palnych, odpowiedzialna za spalanie). Teoria cieplika nie dawała sobie rady z niektórymi empirycznymi ilościowymi prawami zjawisk cieplnych. Nie tłumaczy też ruchów Browna. Teorię cieplika zastąpiła kinetyczna teoria gazów oraz zasada zachowania energii, czy ogólniej – współczesna termodynamika. Zaś współczesna chemia pozbawiła racji bytu teorię flogistonu.

Podsumujmy ten rozdział: Podane przykłady wpadają pod różne kategorie „dowodu nieistnienia”. Większość polega po prostu na odkryciu lepszej interpretacji, która NIE WYMAGA istnienia kwestionowanego obiektu. Owa „lepszość” to niesprzeczność z obserwacjami i większa prostota w sensie ockhamowskim (William Ockham w XIV w. sformułował zasadę, że należy wyjaśniać zjawiska w możliwie jak najprostszy sposób, bez zbędnych komplikacji). Czasami teoria, która obywa się bez „kwestionowanego obiektu” jest raczej skomplikowana (np.: elektromagnetyzm plus STW versus eter) ale wyjaśnia takie multum procesów, że wypiera model prostszy a mało użyteczny/skuteczny.

W przypadku kanałów marsjańskich dowód nieistnienia przebiegł bezpośrednią metodą „polećmy i zobaczmy z bliska”. Ale jest oczywiście różnica pomiędzy lokalnymi i dobrze zdefiniowanymi rowami irygacyjnymi, a np. taką ciemną energią, rzekomo wszechobecną i słabo zdefiniowaną.

Metoda „dowiodę, że postulowany przez ciebie obiekt czy proces nie istnieje / nie zachodzi” jest chętnie stosowana w nauce, o ile tylko jest możliwość użycia takiej metody. Rzadko jednak dowód udaje się przeprowadzić równie celnym ciosem jak w przypadku marsjańskich inżynierów od nawadniania. Częściej dowodzenie nieistnienia polega na wysuwaniu lepszych interpretacji, wskazywaniu błędów w teoretycznych rachunkach, oraz przeprowadzaniu eksperymentów, w których nie widać objawów istnienia postulowanego bytu.

2. Absolutne nieistnienie na wieki wieków amen?

Ciekawe jest pytanie o to, KIEDY możemy być w 100 procentach pewni, że dany byt został na wieki, w sposób absolutny unicestwiony.

Historia nauki uczy nas, że całkowite unicestwienie domniemanego bytu jest możliwe, ale należy być tu bardzo ostrożnym. Klasycznym kontrprzykładem jest historia stałej kosmologicznej (Lambda), którą Einstein, pewnie sugerując się spokojnym widokiem nocnego nieba, wprowadził aby uzyskać statyczność Wszechświata. Bez owej stałej jego równania implikowały Wszechświat dynamiczny (mowa o równaniach OTW użytych do opisu dynamiki jednorodnego Wszechświata jako całości). Krótko po tym Edwin Hubble odkrył ucieczkę galaktyk, ku rozczarowaniu Einsteina, który gdyby nie wprowadził „Lambdy” przewidziałby ekspansję matematycznie (określił to „największą gafą swojego życia”). Ale nie był to koniec historii, bo późniejsze obserwacje supernowych (w latach 90-tych) dowiodły, że pomimo ekspansji, stała kosmologiczna (interpretowana najczęściej jako rezultat istnienia „ciemnej energii”) jest jednak niezerowa. Ciągle nie jest to koniec historii, ponieważ część naukowców próbuje udowodnić, że „ciemna energia” to zupełnie chybiona interpretacja niezerowej Lambdy. Idea niezerowej stałej kosmologicznej (a obecnie jej interpretacji w postaci ciemnej energii) zmartwychwstaje więc i umiera w skali czasowej rzędu kilkudziesięciu lat.

Istniały jednak byty/idee, których istnienie wykluczono ze stuprocentową pewnością. Takie rzeczy jak planetarne epicykle i deferenty, cieplik czy marsjańskie rowy nawadniające, zostały wykluczone z bezczelnie całkowitą, absolutną pewnością i nigdy nie zmartwychwstaną.

Cieplik jest tutaj ciekawym przykładem, z uwagi na jego „boskie” przymioty, miałby to bowiem być tajemniczy, nieważki i najwidoczniej bezpośrednio niewykrywalny fluid, którego przepływ odpowiedzialny jest za  zmiany temperatury. Przy wyjaśnianiu zjawisk cieplnych ten cieplik początkowo działał, ale w ograniczonym zakresie zastosowań. Szybko zaczęły się dlań schody i problemy. Wprowadzono więc wspomniany rój mrowiących się atomów/cząsteczek, rozwinięto kinetyczną teorię gazów, odkryto parę fizycznych praw i okazało się, że bez cieplika wszystko zaczyna składać się w sensowną całość, tzn. schody/problemy znikają, a teoria pędzących cząsteczek pięknie tłumaczy obserwacje. Cieplik został uznany za fatalny, nietrafiony pomysł; za nierealny, tzn. nieistniejący obiekt. Już na tym etapie zmartwychwstanie cieplika było całkowicie niemożliwe i nikt nie miał co do tego wątpliwości. Ale gdyby ktoś jeszcze wówczas wątpił, to „na dokładkę”, w słynnym „roku cudów” (1905) Einstein pokazał metodami statystyki matematycznej, że uderzenia cząsteczek wody pięknie tłumaczą dziwaczne podskakiwanie kwiatowych pyłków w wodnej zawiesinie (ruchy Browna).

Dzięki trudom pionierów termodynamiki okazało się więc, że de facto nie mamy do czynienia z ciągłym i nieważkim „fluidem ciepła”, tylko z dyskretną (policzalną) kolekcją ważkich cząsteczek w ustawicznym, chaotycznym ruchu, a zmiany temperatury to zmiany wigoru tychże ruchów (ich prędkości).

Cieplik odszedł więc w absolutny i nieodwracalny niebyt, pomimo że nikomu nie udało się udowodnić, że nie ukrywa się np. w jakimś jabłku, w jakiejś kuli bilardowej, w meteorycie, czy w mysiej dziurze. Pomimo braku takowej „negacji bezpośredniej” wiemy z całkowitą pewnością, że cieplik nie istnieje. A jako że pośmiertny los naszych tyłków nie zależy od istnienia cieplika, nikt, żaden naukowiec nie promuje jego istnienia; cieplik nie ma fanklubów, wyznawców, na żadnych procesjach nikt nie obnosi ukwieconego portretu cieplika w złotych ramach.

creator-602533_960_720Nasuwa się tu analogia z dowodzeniem nieistnienia Boga – stwórcy gatunków (boga jako sprawcy ewolucji i specjacji). Tak samo jak cieplik, również i Bóg natrafił na sprzeczności z obserwacjami empirycznymi: zbędne lub kiepsko zaprojektowane narządy, drastyczne deformacje chorych płodów i ogólna drapieżność czy perfidia życia. Tutaj również nikt nie potrzebował zabierać się za udowadnianie, że lewitujący w niebiosach starzec, który ręcznie rozdziela gatunki, nie istnieje. Zamiast tego wymyślono prosty w swej istocie proces doboru naturalnego. Właśnie jak nazwa wskazuje – „naturalnego”, czyli zachodzącego samoistnie w warunkach ziemskiego środowiska. Bóg – stwórca rzekomo „doskonałych” żywych stworzeń, odszedł w ten sposób w niebyt.

W przypadku Boga jednak, pośmiertny los naszych tyłeczków miałby rzekomo zależeć od jego istnienia. Dlatego dowód nieistnienia boga – kreatora gatunków, jakże podobny w swej formie do dowodu nieistnienia cieplika, jest ignorowany przez wielu ludzi. Bóg ciągle ma wielu wyznawców zrzeszonych w wielu fanklubach. Mawiają oni: „Że niby Darwin? Przecież nikt nie dowiódł nieistnienia! Bóg może chować się w gęstwinie Big Bangu, bo potrafi wszystko. Że niby surwiwalowy dobór PRZYPADKOWYCH mutacji? Phi, Bóg robi to wszystko tak, że wygląda na przypadkowe i naturalne.”

Widać więc tutaj dramatyczne nierównouprawnienie dwóch podobnych w swej formie dowodów nieistnienia: czyż bowiem ktoś argumentuje, że cieplik jednak istnieje, tylko działa w tak przemyślny sposób, że objawia się nam jako zwodnicza kolekcja ruchliwych cząsteczek? Ano nie – taki argument uznajemy za nieprzyzwoity i nieakceptowalny.

Dla Boga jednak obniża się standardy logiki, utrzymując, że nic się nie stało, że ciągle nikt niczego istotnego nie udowodnił w sprawie jego nieistnienia. Dla Boga rezygnuje się z uczciwości myślenia. Porzuca się dla niego regułę, że „za danym rozumowaniem musimy iść, dokądkolwiek nas zaprowadzi”. Z chęci pośmiertnego zysku dajemy biedakowi fory, których nie dajemy cieplikowi. A nie dajemy ich cieplikowi, bo są granice kompromitacji w „naginaniu kolanem” modelu do rzeczywistości. Nawet swojego ulubionego modelu. Dla Boga jednak – pal licho przyzwoitość, uczciwość czy kompromitację. W obliczu znacznych spodziewanych zysków, nie po raz pierwszy Homo sapiens odkłada uczciwość na bok.

Jak dowodzi historia cieplika, definitywne unicestwienie postulowanego bytu jest możliwe, ale tylko wtedy gdy empiryczne świadectwa nieistnienia nie są intencjonalnie lekceważone. Niezmordowane naginanie modelu do dowolnych faktów nie świadczy o niekompletności dowodu – świadczy raczej o nieuczciwości adwokatów istnienia. Myśleć uczciwie jest niebezpiecznie, jeśli żyć chcesz wiecznie.

3. Kryterium nieistnienia

Napisałem powyżej, że nieistnienie można uznać za dowiedzione wtedy, gdy brak jest jakichkolwiek powodów istnienia, a jednocześnie stan wiedzy wyklucza możliwość pojawienia się takich powodów w przyszłości.

Filozof jednak może tu zauważyć, że „brak potrzeby istnienia” nie jest „dowodem nieistnienia”.

Co więcej, gdy dotknę ręką gorącego przedmiotu, czuję jak ciepło „przelewa się” na moją rękę. Pomimo pojawienia się współczesnej termodynamiki, ciągle posiadam więc swój staroświecki powód, żeby postulować istnienie cieplika. Owszem, kinetyczna teoria płynów jest lepszym modelem, ale moja stara, oryginalna przyczyna istnienia cieplika wcale nie zniknęła.

Widać więc, że „brak powodów istnienia” to nie cała historia. To, co naprawdę unicestwiło cieplika, to inny postulowany byt – kolekcja ruchliwych cząsteczek. Zarówno dla cieplika, jak i cząsteczek potrafię podać „potrzebę istnienia”, a jednak wiem, że cieplik to bzdura. Ruchliwe cząsteczki wyjaśniają znacznie szerszą klasę zjawisk. Potrafią wyjaśnić wszystko to co cieplik, i o wiele więcej. Są więc ockhamowsko znacznie skuteczniejsze. I w przeciwieństwie do cieplika nie są sprzeczne z niektórymi obserwacjami.

Istotny jest więc aspekt ZASTĄPIENIA zanegowanego bytu innym, lepszym bytem.

Ot – po prostu cząsteczki opisują świat lepiej, ale czyż nie jest to zbyt słaba przewaga nad cieplikiem?

Wiemy, że jest to przewaga wystarczająca, ponieważ nasz stopień zrozumienia zjawisk cieplnych wyklucza niecząsteczkową interpretację cieplikową. Niczym współczesne zrozumienie kształtu Ziemi, które wyklucza jej płaskość.

Tym co unicestwia domniemane byty, jest więc dostatecznie głęboki poziom zrozumienia zjawisk natury. Gdzie przebiega ten poziom? Na jakiej głębokości pojmowania?

Nie wiem, czy na to pytanie istnieje „odpowiedź ogólnego zastosowania”, ale przypadek cieplika, perpetuum mobile i inne pokazują, że stan taki ludzkość potrafiła niejednokrotnie osiągnąć.

A jak to jest z „naszym Panem, stworzycielem nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych”? Słyszy się powracające desperackie głosy, że darwinizm przecie nie dowodzi nieistnienia Boga, a zaledwie odsuwa jego sprawczą działalność w czasie, gdzieś w okolice Big Bangu. Nie jest to oczywiście prawdą, bowiem darwinizm, wsparty astrofizyką i kosmologią, diametralnie zmienia przedmiot stworzenia: nie jest nim już „na podobieństwo” stworzony człowiek, a ekspandująca, supergęsta i gorąca zupa kwarkowo-gluonowej plazmy. bison-1801981_960_720Swoim chaotycznym nieuporządkowaniem taka zupa bliższa zdaje się być mgle wznoszącej się wieczorem nad stawem, niż naszemu oku, nerce, czy naszej świadomości. A przecież nikt już dzisiaj nie przywołuje bóstw by wyjaśnić jeziorną mgłę. Początkowa osobliwość jest środowiskiem zaiste nieludzkim, i to właśnie z tego nieludzkiego początku wyłaniają się galaktyki, planety, życie i my sami. Błąd! Zakończyłem ostatnie zdanie na Homo sapiens, jakby to miała być jakaś „korona stworzenia”, a przecież ten serial wyświetla się dalej i niewykluczone, że dalsze odcinki będą równie nieludzkie jak początki. Uznając ten kwarkowo-gluonowy wrzątek za naszą „pramatkę”, dochodzimy do wniosku, że jesteśmy zdecydowanie „na niepodobieństwo” stworzeni.

W całej tej gigantycznej historii, nigdzie nie widać poszlak do wprowadzenia Boga na scenę – wprost przeciwnie: świetnie działają naturalne wyjaśnienia. Co więcej, wprowadzając Boga dla poprawy samopoczucia, spada na nas lawina problemów takich, jak np. „dlaczego ten facet tak spieprzył robotę?”, „dlaczego się tak nad nami znęca?” Ale zaraz – jaki „facet” w czasach Big Bang? Przecież człowieczeństwo jest WYNIKIEM długiej ewolucji, a nie jej przyczyną. Widzimy tu „zgodność” chronologiczno-faktologiczną, która dorównuje „zgodności” cieplika z ruchami Browna.

Rozstrzygając istnienie Boga, postąpmy równie uczciwie, jak z cieplikiem.

Cezary Magura

Autor jest doktorem astrofizyki.

Artykuł, autorstwa Cezarego Magury, został zamieszczony przez Alverta Janna. Zgodnie z praktyką przyjętą na portalu polskiateista.pl, artykuły autorów nie posiadających uprawnień do samodzielnego zamieszczania tekstów, może zamieścić osoba posiadająca takie uprawnienia. 

…………………………………………………………………………………………………..

Ćwiczenia z ateizmu. (część 24) „O religii i nauce. Komentarz do podręczników religii”

27 czerwca 2021/22 komentarze/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

angel-910805_960_720Autorzy podręczników do religii starają się przekonać uczniów, że religia katolicka i nauka pozostają ze sobą w zgodzie. Jest to oficjalne stanowisko władz Kościoła katolickiego, a jego gorącym orędownikiem był Jan Paweł II. Pisałem już na ten temat, dziś skupiam uwagę na podręcznikach.

Sprzeczności

W podręcznikach pomija się liczne sprzeczności między nauką a religią. Podam kilka przykładów i spróbuję powiedzieć, na czym polega sprzeczność zasadnicza.

W jednym z podręczników czytamy, że „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny”. Na jakiej podstawie nauka miałaby to uznać za prawdę? Nauka i racjonalna wiedza nie pozostają tu w zgodzie z religią.

W encyklice Jana Pawła II „Wiara i rozum” czytamy: „ludzki rozum nie musi zaprzeczyć samemu sobie ani się upokorzyć, aby przyjąć treści wiary”. To nieprawda. Aby uznać, że Jezus został poczęty bez aktu seksualnego, trzeba zaprzeczyć rozumowi, upokorzyć rozum i siebie.

Podręczniki, które cytuję w tym artykule, to: „Drogi świadków Chrystusa w Kościele” i „Drogi Świadków Chrystusa w świecie”, jezuickiego Wydawnictwa WAM (dla liceum i technikum, płyta DVD i notes ucznia). Inne podręczniki zawierają podobne treści. Smakowity cytat dotyczący poczęcia Jezusa pochodzi z pierwszego z podręczników, notes, s.69.

Inne przykłady sprzeczności:

Władze kościelne uznały w końcu XX w., że ewolucja w przyrodzie rzeczywiście ma miejsce. Obstają jednak przy twierdzeniu, że Bóg ingeruje w proces ewolucji. Bóg miał (czytamy o tym w podręczniku) tchnąć duszę w istotę ukształtowaną w toku ewolucji, dzięki czemu zyskała ona właściwe ludziom umiejętności. Na gruncie nauk biologicznych jest to nie do przyjęcia.

Przypomnijmy też, że według Kościoła ludzkie cierpienia, choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego, nieposłuszeństwa Bogu, jakiego dopuścili się pierwsi ludzie (inaczej zapewne ludzie żyliby w zdrowiu i byli nieśmiertelni). Kościół nie traktuje grzechu pierworodnego jako metafory, podaje jako rzeczywiste wyjaśnienie. Jest to wyjaśnienie mitologiczne, nie do przyjęcia na gruncie nauki.

Władze kościelne kultywują wiarę w cuda, we wskrzeszanie zmarłych, w możliwość opętania człowieka przez szatana (szatan ma realnie wstępować w ludzkie ciało, mówią o tym oficjalne dokumenty kościelne), w duszę nieśmiertelną, objawienia, zmartwychwstanie ludzi przed sądem ostatecznym itp. Są to treści pochodzące z Pisma Świętego, czyli sprzed tysięcy lat. Nie da się ich pogodzić ze współczesną nauką. Dobrze daje temu wyraz następująca wypowiedź Alberta Einsteina: „Słowo >Bóg< jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić”.

Neurologia i psychiatria dobrze wyjaśniają tzw. opętania, objawienia, widzenia, mistyczne kontakty z bogiem, postrzeganie „światła w tunelu” itp. Najkrócej mówiąc, są to doznania powodowane procesami zachodzącymi w ludzkim mózgu, można je wywołać także środkami farmakologicznymi. Kościół z uporem próbuje wyjaśniać je działaniem sił nadprzyrodzonych. Także Jan Paweł II mówił, że szatan może realnie owładnąć ludzkim ciałem. W podręcznikach religii nigdzie nie prostuje się absurdów, od których roi się w katolickim piśmiennictwie. Dlaczego? Z pewnością dlatego, że te same lub podobne absurdy mamy w papieskich encyklikach i oficjalnych kościelnych dokumentach.

Kościół nie odpuszcza, nie chce zrezygnować ze starożytnych mitów. Tam, gdzie głosi niedorzeczności, mówi, że to tajemnica wiary, albo że Bóg jest wszechmocny i może wszystko. Niestety, to wykręt, unik, a nie wyjaśnienie czegokolwiek. Kościół brnie w absurdy do kwadratu.

A może sprzeczności nie ma, bo religia zajmuje się czymś zupełnie innym niż nauka? Religia – światem nadprzyrodzonym, zaś nauka – przyrodą. Pogląd ten nazwano akomodacjonizmem (łac. accommodatio – dostosowanie), chociaż lepiej byłoby nazwać go separacjonizmem. Nie jest on trafny. Katolicyzm i inne religie zajmują się przyrodą, światem, człowiekiem – i wchodzą w konflikt z nauką. Podałem przykłady, można je mnożyć. Fundamentalne dla wielu religii twierdzenie, że bóg stworzył świat, dotyczy przyrody. Nauka nie może uznać go za prawdziwe, kościoły twierdzą, że jest prawdziwe. Mamy sprzeczność.

Podsumujmy: W podręcznikach i kościelnych publikacjach mówi się ogólnikowo, że „nauka i religia mogą iść ze sobą w parze”. To nieprawda. Dlaczego?

jesus-christ-1149720_960_720Religie, także katolicyzm, opierają się na mitologii, na fantastycznych opowieściach o bogach i świecie nadprzyrodzonym, na „prawdach objawionych”. Nauka opiera się na badaniach empirycznych (łac. empiricus – oparty na doświadczeniu). Powoduje to, że religia mówi coś innego niż nauka – nie da się jednego z drugim pogodzić.

Naukowiec może wierzyć w Boga i godzić tę wiarę z prowadzeniem badań naukowych, bo większość badań nie dotyczy wprost zagadnień związanych z religią. Można badać DNA – i nie ma znaczenia, czy się wierzy lub nie wierzy w boga. Ale nie oznacza to – podkreślmy – że nauka i religia pozostają w zgodzie. Sprzeczność jest faktem.

Po pierwsze, w sprzeczności z nauką pozostają same wierzenia i dogmaty religijne (podałem kilka przykładów).

Po drugie, głęboka sprzeczność występuje w metodach uzyskiwania wiedzy. Religie nie opierają się na źródłach empirycznych, nauka – tak. Np. teologia katolicka za źródło wiedzy przyjmuje święte księgi i tzw. poznanie religijne, które wierzący mają zawdzięczać łasce bożej. Nauka tych metod nie akceptuje, bo są niewiarygodne.

Warto dodać, że na temat religijności naukowców pojawiają się często informacje z badań nie spełniających elementarnych wymogów rzetelności. Trzeba uważać. Wyniki dwóch dobrze wykonanych badań przedstawiam w artykule „Ilu naukowców wierzy w Boga?” (link na końcu).

„Prawdy objawione”

Chrześcijaństwo i katolicyzm opierają się na Piśmie Świętym, które ma zawierać prawdy objawione przez Boga. Jak twierdzi Kościół, nie podlegają one możliwościom empirycznego sprawdzenia. Również w podręczniku czytamy: „Bóg nie może być przedmiotem bezpośredniego i jednoznacznego poznania”, „Religia nie podlega żadnym możliwościom empirycznego sprawdzenia”.

Nauka nie może uznać za prawdziwe twierdzeń, które nie zostały sprawdzone, potwierdzone, zweryfikowane w drodze badań empirycznych. „Prawdy objawione” nie mogą być uznane na gruncie nauki. Mamy tu głęboką sprzeczność, której nie da się zaprzeczyć gołosłownymi zapewnianiami o zgodności między nauką a religią.

pope-309611_640Sprzeczność między nauką a religią dobrze pokazuje wypowiedź Jana Pawła II, zacytowana w podręczniku. Papież mówi: „nie ma sprzeczności między ewolucją a nauką wiary o człowieku i jego powołaniu pod warunkiem, że nie zgubi się pewnych niezmiennych prawd”. Jakie to prawdy? Papież powołuje się na objawienie boże i poucza, że człowiek „został stworzony na obraz i podobieństwo Boże”, czyli posiada nieśmiertelną duszę daną mu przez Boga itd. Nauki przyrodnicze musiałyby tę „prawdę objawioną” uznać.

Żadne badania naukowe nie potwierdzają, że człowiek posiada duszę nieśmiertelną. Ale co z tego, teolodzy mówią przecież, że religia nie podlega możliwościom empirycznego sprawdzenia, w prawdy objawione trzeba wierzyć bez sprawdzania. Takie postawienie sprawy to próba uniknięcia moralnej odpowiedzialności za to, co się głosi. Kościół bez wstydu głosi mity sprzed tysięcy lat. A może wypadałoby się wstydzić?

Słyszy się czasem, że Pismo Święte to nie mitologia – zawiera fakty historyczne i relacje naocznych świadków.

Stary i Nowy Testament rzeczywiście zawiera, tak jak Iliada i Odyseja Homera, pewne fakty historyczne, geograficzne i etnograficzne. Ale główny przekaz Pisma Świętego to opowieści o Bogu i cudownych zdarzeniach. To fantazje, nie fakty. A relacje świadków? Są tak samo wiarygodne jak w mitach greckich, także w Iliadzie i Odysei, relacje ze spotkań z greckimi bogami.

Można uznać, że Jezus był postacią historyczną, chociaż brak na to wystarczających dowodów w historycznych źródłach. Proroków w tamtych czasach było wielu (tak jak i dziś), Jezus mógł być jednym z nich. Ale tego, że Jezus był rzeczywiście synem bożym, w żaden sposób nie da się uznać za fakt. A czy zmartwychwstanie Jezusa to fakt? O zmartwychwstaniu Jezusa piszą tylko autorzy ewangelii. Robią to nadzwyczaj wstrzemięźliwie. Widzieli go nieliczni i tylko swoi, grób był pusty … To fantazje autorów ewangelii, a nie fakt. Nie istnieją żadne wiarygodne źródła historyczne  potwierdzające zmartwychwstanie Jezusa.

Traktowanie Biblii jako mitologii religijnej jest jak najbardziej uprawnione.

Podsumujmy: Kościół uznaje prawdy objawione przez Boga. Nauka prawd objawionych uznać nie może. Dlaczego? Bo właściwe współczesnej nauce empiryczne metody sprawdzania wiedzy nie potwierdzają tych „prawd”. Ich uznanie byłoby sprzeczne z podstawową zasadą nauki. Jaką? Nauka może uznać za prawdziwe tylko te twierdzenia, które zostały w wymagany sposób zweryfikowane, sprawdzone, uzasadnione. Tak nie jest w przypadku prawd objawionych.

Mamy tu głęboką sprzeczność między współczesną nauką a religią katolicką i każdą inną. Sprzeczność dotyczy podstaw całej wiedzy o przyrodzie, świecie i człowieku. Ot co!

Czy to prawdy??

Kościół i podręczniki głoszą, że to, czego nauczają, to „prawdy objawione” lub – inaczej mówiąc – „prawdy wiary”. Nie ma jednak żadnej możliwości sprawdzenia, że mamy rzeczywiście do czynienia z prawdą, a nie z mitologią i fantastycznymi opowieściami. Kapłani wszystkich religii podają swoje wierzenia jako prawdę.

Jaki wniosek?

Nie powinno się mówić, że kościelne nauki to prawda. To wierzenia, których prawdziwość w żaden sposób nie została potwierdzona. Władze kościelne, teolodzy, katecheci dokonują intelektualnego nadużycia, nazywając to, czego nauczają, prawdą.

Na jakiej podstawie twierdzą, że uczą prawdy?

Kościół przyjmuje, że są dwa rodzaje poznania: Jedno naturalne, oparte na ludzkich zmysłach i rozumie (tu mieści się nauka). Drugie to poznanie nadprzyrodzone, nazywane też religijnym lub teologicznym, którego źródłem ma być boże objawienie. To na nie powołują się władze kościelne i zalecają wiernym. W podręczniku czytamy, że tam, gdzie nauka nie znajduje odpowiedzi, udziela jej „najwyższy Autorytet – Bóg. Odpowiedź taką nazywamy prawdą wiary, bo jej pewność wynika z przyjęcia i wyznawania wiary w Boga”.

Wierzenia religijne można sobie nazwać „prawdami wiary”, ale jest do nadużycie słowa prawda. Z wiary w Boga w żaden sposób nie wynika, że to, w co się wierzy, jest prawdą. Co najwyżej może się tak wierzącym wydawać.

Nietrudno zauważyć, że tzw. poznanie nadprzyrodzone nie jest w ogóle poznawaniem czegokolwiek. To wyobrażenia religijne, grzeszą one subiektywnością. Każdy może twierdzić, że jego wierzenia są prawdziwe. Kościelni teolodzy mówią, że dysponują poznaniem obiektywnym, bo pochodzącym od Boga. Czy tak? Nie ma żadnej możliwości wiarygodnego potwierdzenia, że rzeczywiście pochodzi od Boga. Setki proroków, guru, założycieli sekt powoływały się na objawienie nadprzyrodzone. Nie ma żadnego powodu, by właśnie katolickie nauki uznawać za prawdziwe.

Nazywanie wierzeń religijnych „prawdami wiary” to – powtórzmy – intelektualne nadużycie, manipulacja. Nazywa się prawdą coś, co w żaden sposób nie zostało sprawdzone, potwierdzone. Stawia się słowo „prawda” obok słowa „wiara”, by sugerować, że wierzenia religijne, które się głosi, są prawdziwe. To manipulowanie słowami, tworzenie fałszywych skojarzeń, oszukańcza technika perswazji, przekonywania, wmawiania. Słowo „prawda” nie powinno być w tym kontekście użyte. Mamy do czynienia z wierzeniami religijnymi bezpodstawnie nazwanymi prawdami. Na myśl przychodzi świat Orwellowski, tam prawdą nazywano nieprawdę – i odwrotnie.

Również autorzy Ewangelii nazywali nauki Jezusa „prawdą”. Sam Jezus miał je tak określać. Nie ma w tym nic szczególnego. Na ogół każdy prorok, guru, wróżbita, astrolog, magik, także wielu cierpiących na zdiagnozowaną paranoję, mówi, że głosi prawdę. Nie ma podstaw, by właśnie nauki ewangelistów i Jezusa uznawać za prawdziwe.

Podkreślmy ponadto, że teologia katolicka wypowiada się na temat przyrody, świata, człowieka – podałem przykłady na początku. Także twierdzenie, że Bóg stworzył świat, dotyczy przyrody. Nauka tych twierdzeń nie może uznać za prawdziwe – Kościół naucza, że są prawdziwe. To ewidentna sprzeczność. – Alvert Jann

PS. Dziesięć przykładów sprzeczności między nauką a religią przedstawiam w artykule pt. „Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

…………………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Inne artykuły z cyklu „Podręczniki do religii”:

„Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

„Co wyjaśnia teologia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-wyjasnia-teologia/

„Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/

„Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/

„Grzech pierworodny” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-grzech-pierworodny/

„Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/

„Podręczniki do religii. Czy są wiarygodne? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-czy-sa-wiarygodne/

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

„Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

„Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

„Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

„Ilu naukowców wierzy w Boga?”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ i inne.

……………………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z Ateizmu 15. Ateizm na dziś.

5 marca 2021/26 komentarzy/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

Chciałbym napisać, jaki ateizm we współczesnej Polsce jest potrzebny i ma perspektywy rozwoju. Dziś ateizmowi najlepiej w towarzystwie naturalizmu, nauki i praw człowieka.

Naturalizm

Najlepszą filozoficzną podstawą ateizmu jest naturalizm. Główne twierdzenie naturalizmu mówi, że istnieje tylko przyroda, natura. Do przyrodniczej rzeczywistości należą także doznania psychiczne i wszelkie formy myślenia. Są to pochodne funkcjonowania układu nerwowego i mózgu, nie istnieją poza organizmami biologicznymi.

Na dobrą sprawę zamiast o ateizmie można by mówić właśnie o naturalizmie, chociaż nie postuluję takiej zmiany. Bez potrzeby nie warto burzyć językowych zwyczajów.

Przyroda (natura) to rzeczywistość, która nas otacza i której jesteśmy częścią. Obejmuje ona mikro i makrokosmos, wiele niepoznanych i trudnych do zrozumienia form. Nie ma żadnych uzasadnień, żadnych dowodów, by wierzyć, że istnieją jakiekolwiek byty nadprzyrodzone, nadnaturalne, bez względu na to, czy nazywa się je bogiem lub inaczej. To, że bóg nie istnieje, można dowieść/uargumentować bardzo dobrze (link poniżej). Natomiast tego, że bóg istnieje, nie można dowieść/uzasadnić w żaden sposób.

Bóg

Wyobrażenie boga występuje w świadomości ludzi w dwóch postaciach:

Po pierwsze, jako abstrakcyjna rzeczywistość nadprzyrodzona. To jakby bóg abstrakcyjny, nieokreślony. Nazywany jest transcendencją, absolutem, pierwszą przyczyną, pierwotną energią, siłą wyższą, uniwersalnym duchem, rozumem rządzącym wszechświatem, bytem przenikającym wszystko lub wręcz utożsamianym z przyrodą. To w zasadzie bóg bezosobowy, właściwy deizmowi i panteizmowi, ale bywa  eklektycznie łączony z wierzeniami chrześcijańskimi.

Pojęcie boga abstrakcyjnego występuje zarówno w umysłach niektórych dzisiejszych filozofów i naukowców, jak i w kulturach prymitywnych, w wyobrażeniach niepiśmiennych tubylców badanych przez etnologów i w pospolitych ludowych emocjach. W tej prostej postaci jest to wyobrażenie mocy tajemnych, zazwyczaj powiązane z magią. Pojęcie tzw. boga filozofów i fizyków jest niczym innym niż przetworzeniem owego pierwotnego wyobrażenia niepojętych mocy.

Po drugie, mamy pojęcie boga znane z wielu religii, w tym chrześcijaństwa. To istota duchowa, rozumna, ingerująca w życie ludzi, w szczególności opiekująca się nimi, ale także karząca za przewinienia. Każda religia nadaje bogu odmienne cechy. W judaizmie, chrześcijaństwie i islamie bóg wywodzi się z mitologii biblijnej, występuje jako wszechmocny stwórca świata i prawodawca. Pojęciu boga towarzyszy wiele innych wierzeń. W chrześcijaństwie są to wyobrażenia nieba, piekła, aniołów, szatana, duszy nieśmiertelnej, grzechu pierworodnego, sądu ostatecznego, zmartwychwstania, zbawienia, potępienia, cudów itp. Katolik powinien w to wszystko wierzyć.

Bóg abstrakcyjny i bóg ze znanych religii nie mają ze sobą nic wspólnego, poza może jednym – jest to przetworzenie pierwotnego wyobrażenia niepojętych mocy.

Z punktu widzenia chrześcijaństwa wiara w boga abstrakcyjnego jest ciężkim błędem i w średniowieczu można było za to spłonąć na stosie. Dziś, wobec kryzysu religii, Kościół katolicki toleruje te herezje także wśród wiernych, o ile zachowują lojalność wobec Kościoła i składają publiczną deklarację właściwej wiary.

Współcześnie idea boga abstrakcyjnego, np. nieokreślonej siły wyższej, bezosobowego ducha, transcendencji, stała się dość popularna w krajach zachodnich. Nie ma żadnych uzasadnień, dowodów, które świadczyłyby, że byty tego rodzaju istnieją realnie.

Można natomiast hipotetycznie brać pod uwagę, że istniała czy istnieje nieznana nam dziś pierwotna czy podstawowa forma rzeczywistości przyrodniczej, np. rzeczywistość kwantowa albo też rzeczywistość poprzedzająca tzw. wielki wybuch. Zauważmy jednak, że w obu przypadkach idzie o rzeczywistość jak najbardziej naturalną, a nie o boga i podobne mu wyobrażenia. Fizyka kwantowa, teoria cyklicznych wszechświatów poprzedzających powstanie naszego wszechświata i inne, dotyczą przyrody, rzeczywistości naturalnej, w żaden sposób nie uprawdopodobniają istnienia boga czy bytów nadnaturalnych.

Również transcendencję można by pojmować jako pierwotną czy podstawową rzeczywistość naturalną, przyrodniczą, chociaż kłóci się to z dotychczasowym rozumieniem tego słowa.

Naturalizm, odrzucający istnienie bytów nadprzyrodzonych, odgrywa we współczesnej kulturze i świadomości ludzi coraz większą rolę. Jest to skutek przede wszystkim rozwoju nauki.

Nauka

Konsekwentny ateizm odrzuca wiedzę pochodzącą z tzw. objawienia bożego, doświadczenia mistycznego, iluminacji, źródeł tajemnych, ezoteryki itp. Tylko wiedza zdobyta w sposób akceptowany na gruncie nauki współczesnej może być uznana za prawdziwą. Metody i procedury naukowe nie są czymś nadzwyczajnym, pozostają w zgodzie z naszym codziennym sposobem zdobywania wartościowej wiedzy za pomocą obserwacji, doświadczeń, eksperymentowania, racjonalnego myślenia. Poznanie naukowe, dzięki konsekwentnie przemyślanym metodom badawczym oraz instrumentom służącym obserwacji i analizie danych, osiąga znacznie wyższy poziom wiarygodności niż poznanie dostępne nam na co dzień.

Nauka współczesna, podobnie jak ateizm, stoi na stanowisku naturalizmu, tzn. przyjmuje w praktyce, że istnieje tylko przyroda i jej pochodne. Nie bierze pod uwagę rzeczywistości nadprzyrodzonej. Dlaczego? Bo nigdzie nie znajduje przyczyn nadprzyrodzonych, duchów, boga. Naturalizm nauki harmonizuje z ateizmem, natomiast kłoci się zdecydowanie z teizmem.

Wbrew poglądom teistów, naturalizm nauki nie jest założeniem czy rezultatem światopoglądu naukowców, ale wynikiem naukowej działalności, faktu, że badania naukowe nie wskazywały i nie wskazują na istnienie bytów i przyczyn nadprzyrodzonych. Byty nadprzyrodzone nie dają o sobie znać. Naukowiec może wierzyć, że bóg czy boska transcendencja istnieją. W wywiadach dla mediów może mówić, że jest o tym przekonany. Są to jednak wyłącznie jego osobiste przekonania nie mające nic wspólnego z nauką, podobnie jak sympatyzowanie z tym lub innym klubem piłki nożnej. Religijni naukowcy nie potrafią przytoczyć żadnych dowodów czy uzasadnień przemawiających za istnieniem rzeczywistości nadnaturalnej. Nic dziwnego, że religijnych naukowców jest niewielu. Np. wśród członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk wiarę w boga zadeklarowało 7% (link poniżej).

Różnica między nauką a religią polega m.in. na tym, że nauka uznaje za prawdziwe tylko te twierdzenia, które przeszły procedury sprawdzania. Jeżeli nie znajdują dostatecznego uzasadnienia, mają status hipotez, przypuszczeń. Hipoteza naukowa nie jest jednakowoż dowolnym przypuszczeniem, musi znajdować oparcie w analizach i badaniach.

Twierdzenie głoszące, że bóg istnieje, nie jest w żaden sposób potwierdzone i nie może być uznane za prawdziwe. Nie ma nawet powodów, by uznawać je za hipotezę.

Na gruncie religii tzw. prawdy wiary uzasadniane są na podstawie fantastycznych opowieści, które nie wytrzymują żadnych racjonalnych prób sprawdzenia. Np. chrześcijaństwo i judaizm opierają się na przypuszczeniu, pozbawionym jakichkolwiek podstaw, że Biblia zawiera objawienie boże. Także uznając nawet historyczność Jezusa, nie da się potwierdzić czy uzasadnić, że był on synem bożym poczętym z Ducha Świętego, zesłanym by odkupić świat. Nie można uznać, że to prawda albo hipoteza – to wyłącznie fantastyczna mitologia.

Nauka współczesna nie potwierdza żadnych przypuszczeń, że istnieje bóg, który stworzył świat i życie, kieruje ewolucją, ustanowił prawa przyrody, ingeruje na poziomie kwantów, przenika wszystko i jest obecny wszędzie. Przypuszczenia te nie mogą być uznane za prawdziwe.

W żaden sposób nie jest potwierdzone stanowisko tych religijnych filozofów, którzy uważają, że prawdziwe poznanie – w tym naukowe – człowiek zawdzięcza bogu. Nieuprawnione jest przekonanie, że pojęcie prawdy wymaga istnienia boga czy transcendencji. Założenie, że istnieje boska skarbnica wiedzy, którą człowiek odsłania, jest wyłącznie literacką fikcją. Teistyczna teoria poznania ma cechy sofistyki, tj. filozoficznego krętactwa. Nauka i poznanie nie mają teistycznych podstaw

Nauka czyni olbrzymie postępy, ale nie wyjaśnia wszystkiego – przede wszystkim nie wiemy, jak przyroda powstała, czy może w jakiejś formie była wieczna. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że religia nic nie wyjaśnia, nie odpowiada na te pytania, podaje co najwyżej wyjaśnienia fikcyjne, podtrzymuje archaiczne wyobrażenia i mity.

Etyka praw człowieka

Ateizm stoi na gruncie etyki świeckiej. Współcześnie najdonioślejszą świecką etykę i aksjologię prezentują prawa człowieka. Nie są one tylko przepisami prawnymi – są to zasady etyczne przekładane na język przepisów prawa.

U podstaw etyki praw człowieka leży idea ograniczenia przemocy i krzywd doświadczanych przez ludzi w życiu społecznym. Prawa człowieka regulują – zgodnie z wartościami i etyką praw człowieka – stosunki między ludźmi, przede wszystkim ograniczają władzę państwową i mają chronić przed jej nadużywaniem, ale mają chronić człowieka także przed kościołami, wspólnotami, organizacjami, przed społecznością lokalną, rodziną i innymi grupami, także tymi, do których należy się dobrowolnie. Można powiedzieć, że mają chronić człowieka przed człowiekiem.

Nie sposób tu przedstawiać szerzej wartości i etyki praw człowieka. Wspomnijmy tylko o wolności słowa i przekonań, prawach socjalnych oraz zasadzie równego traktowania bez względu na narodowość, rasę, religię, światopogląd, płeć, orientację seksualną itp.

Kościół katolicki przeciwstawiał się zdecydowanie prawom człowieka aż do drugiego soboru watykańskiego (1962-1965 ). Zmienił stanowisko z konieczności. Od zakończenia drugiej wojny światowej znaczenie praw człowieka we współczesnym świecie wzrosło na tyle, że ich otwarte negowanie groziło Kościołowi marginalizacją. Przedtem w encyklikach papieskich roiło się od zdecydowanego sprzeciwu wobec tych praw. Ciekawy przykład to papież Pius IX, który w encyklice „Quanta cura” z 1864 r. wymienił osiemdziesiąt dokładnie ponumerowanych błędnych – jego zdaniem – poglądów, których wierni nie mogą uznawać. Odrzucał prawa człowieka, uważał, że religia katolicka powinna mieć status religii państwowej, odrzucał wprost wolność słowa, wyznania, sumienia.

Kościół przyjmuje wsteczną, konserwatywną interpretację praw człowieka. Nadal przeciwstawia prawom człowieka tzw. prawo boże (nazywane też prawem naturalnym). Konflikt jest głębszy niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. „Prawo boże” ustalają kościelni hierarchowie zgodnie z własną wolą, powołując się dowolnie na objawienie boże i święte księgi. Prawa człowieka ustalane są w dyskursie publicznym niepoddanym kontroli kościołów, w państwach o liberalno-demokratycznych ustrojach są one podstawą prawa stanowionego, stoją wyżej niż rzekome prawo boże. Kościół próbuje stawiać tzw. prawo boże ponad prawem stanowionym. Widać tu dążenie Kościoła do klerykalizacji państwa.

Warto podkreślać, że chociaż prawa człowieka są wynalazkiem zachodnim, zyskują uniwersalny charakter. Ich rola we współczesnym świecie jest olbrzymia, są atrakcyjne także dla bardzo wielu muzułmanów i obywateli państw niedemokratycznych. Nie jest oczywiście łatwą sprawą wcielanie praw człowieka w życie, budzą one też wiele szczegółowych kontrowersji, ale stanowią najbardziej dynamiczną ideę moralną i polityczną współczesnego świata. – Alvert Jann

……………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili 16 artykułów, m.in.:

„Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

„Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

„Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

„Ilu naukowców wierzy w boga?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/

Ćwiczenia z ateizmu 14. Jan Paweł II bez taryfy ulgowej

20 lutego 2021/13 komentarzy/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

Jaki najgłębszy problem nasuwa encyklika Jana Pawła II pt. Wiara i rozum (1998)? Papież pisze, że nie ma rozbieżności między wiarą religijną a rozumem. Czyżby? A może trzeba powiedzieć wprost, że wiara religijna jest nie do pogodzenia z godnością istoty rozumnej jaką jest człowiek. Dlaczego? Bo w „prawdy wiary”, których prawdziwości w żadnej mierze nie dowiedziono, rozumnej istocie nie godzi się wierzyć.

W encyklice czytamy: „ludzki rozum nie musi zaprzeczyć samemu sobie ani się upokorzyć, aby przyjąć treści wiary” (43). „Jeżeli człowiek mimo swej inteligencji nie potrafi rozpoznać Boga jako Stwórcy wszystkiego, to przyczyną … są … przeszkody wzniesione przez jego wolną wolę i grzech” (19).

A czy bez upokorzenia własnego rozumu można wierzyć w to, co kościoły do wierzenia podają? Dlaczego mamy wierzyć w biblijne opowieści, mity, cuda, duchy i boga, który ma być duchem doskonałym? Sprzeczności między wiarą religijną a rozumem nie da się załatać sofistycznymi argumentami, ani w jakikolwiek inny sposób.

Chciałbym, nie stosując taryfy ulgowej wobec autora, który jest już katolickim świętym, pokazać błędy kryjące się w jego encyklice. A może więcej – chciałbym pokazać manowce ludzkiej psychiki, myśli i kultury; powikłania, z którymi ludzie nie mogą się uporać. Religia i inne irracjonalne wierzenia to właśnie takie manowce, pokrętne ścieżki ludzkiego umysłu, gdzie rozum wytwarza – jak w narkotycznym śnie – urojenia i zwidy, oszustwa i samooszustwa, intelektualne matactwa, wszystko z zadziwiającą inwencją. Dodam, że encyklika JP II jest tu tylko szczegółowym materiałem, problem dotyczy religii i umysłu człowieka. Żeby artykuł nie był zbyt długi, piszę tylko o kilku kwestiach.

*

Dwa czy jeden rodzaj poznania?

JP II stwierdza, że istnieją dwa rodzaje poznania: „obok poznania właściwego ludzkiemu rozumowi … istnieje poznanie właściwe wierze” (idzie o wiarę religijną); „w pierwszym przypadku poznajemy przy pomocy naturalnego rozumu, a w drugim przy pomocy wiary” (8-9).

Nie ma problemu ze zrozumieniem, czym jest ten pierwszy rodzaj poznania. Odbywa się ono za pomocą rozumu i zmysłów, posługujemy się nim na co dzień. Udoskonaloną jego wersją jest poznanie naukowe, nauka. Dzięki zastosowanym metodom badawczym i instrumentom służącym obserwacji, poznanie naukowe reprezentuje znacznie wyższy poziom niż to wykorzystywane przez nas na co dzień. Pojęcie rozumu, używane w encyklice, odnosi się do ludzkiej zdolności myślenia, którego efektem jest m.in. filozofia i nauka. 

Ale co to jest poznanie właściwe wierze, poznanie religijne? JP II powołuje się na autorytet pierwszego soboru watykańskiego (1869-1870). To poznanie – pisze – które zawdzięczamy łasce bożej, dzięki niemu odkrywamy tajemnice boże zawarte w objawieniu bożym. Efektem są tzw. prawdy wiary podawane przez Kościół.

Trzeba zapytać, czy rzeczywiście można tu mówić o poznawaniu czegokolwiek? I, powiedzmy wyraźnie, rozum staje w cichej lub głośnej opozycji do tych odkryć. Podpowiada, że nie ma czegoś takiego jak poznanie religijne, odkrywanie bożych tajemnic. To tworzenie religijnych fantazji, a nie poznanie, które człowiek rzekomo zawdzięcza łasce bożej. Także przekonanie, że Pismo Święte zawiera boże objawienie nie ma żadnego uzasadnienia. Każdy może powiedzieć o swojej religii lub nawet o swoich fantastycznych opowieściach, że objawił mu je bóg i są prawdziwe. Również opowieści o Harrym Potterze mogłyby być ogłoszone jako boże objawienie.

Ktoś może twierdzić, że ateiści nie są w stanie zrozumieć, na czym polega poznanie religijne, bo nie jest im dane. To żaden argument. Równie dobrze wierzący we wróżby tarota mogą twierdzić, że teolodzy katoliccy i ateiści nie są w stanie zrozumieć, że tarot to prawda. Mamy tu do czynienia z całkowicie dowolnymi przekonaniami i roszczeniami do prawdy. A jeżeli ktoś ma na myśli tzw. przeżycia mistyczne (poczucie kontaktu z bogiem), to są one niczym więcej niż szczególnymi stanami psychicznymi, możne je wywołać środkami farmakologicznymi lub doświadczać jako szczególne poczucie piękna, wielkości czy dziwności otaczającego nas świata, a nie kontaktu z bogiem.

Pojęcia poznania religijnego, poznania za pomocą wiary religijnej, to sofistyczny pomysł mający kościelnemu nauczaniu nadać status podobny do poznania racjonalnego i właściwego nauce.

Sofistyka to pokrętne rozumowanie, z pozoru poprawne, a w istocie pozbawione podstaw. Nazwa pochodzi od starogreckich wędrownych filozofów, zwanych sofistami, którzy nie stronili od filozoficznego kuglarstwa. Teologia od wieków tym wzorem stoi.

*

Sofistyczne rozwiązanie

Problem relacji między wiarą religijną a rozumem i nauką papież rozwiązuje na sposób sofistyczny, tzn. fikcyjny, niemerytoryczny, manipulując pojęciami, przyjmując dowolne założenia. Czytamy w encyklice: „Chociaż jednak wiara jest ponad rozumem, nigdy nie może zaistnieć prawdziwa rozbieżność między wiarą a rozumem: ten sam Bóg, który objawia tajemnice i udziela wiary, rozniecił też w ludzkim umyśle światło rozumu, nie może zatem tenże Bóg wyprzeć się samego siebie ani też prawda nie może zaprzeczać prawdzie” (55).

Po pierwsze, wbrew temu, co pisze papież, wiara religijna (o niej mowa) nie jest i nie powinna być ponad rozumem. Nie ma żadnych merytorycznych powodów, by uznać papieską tezę. Wierzenia religijne w praktyce tylko w niewielkim zakresie decydują o działaniach i myśli ludzkiej. A jak powinno być? To rozum powinien stać wyżej niż wierzenia religijne.

Wprawdzie rozum nie gwarantuje trafności decyzji i prawdy, ale wierzenia religijne dają po temu jeszcze mniej podstaw. Lepiej polegać na rozumie niż na religijnych wierzeniach, które w praktyce obarczone są większym ryzykiem błędu. Wywyższając wiarę religijną papież dał wyraz partykularnemu interesowi Kościoła, jego dążeniu do przywilejów i władzy. Można to zrozumieć, ale nie ma to nic wspólnego z prawdą i JP II nie powinien był tego napisać. Kościołowi przydałoby się czasami trochę pokory.

Po drugie, nie jest trafne twierdzenie papieża, że „nie może zaistnieć prawdziwa rozbieżność między wiarą a rozumem”, bo jedno i drugie pochodzi od boga, a bóg nie może zaprzeczać sam sobie. Takie rozwiązanie problemu to pokrętna sofistyka. To tak samo jakby powiedzieć, że nigdy nie może zaistnieć prawdziwa rozbieżność między poglądami Kasi i Marysi z V b, bo prawda jest jedna i pochodzi od boga. Albo że nie było prawdziwej rozbieżności między Ptolemeuszem a Kopernikiem.

Między wiarą religijną a rozumem, między nauczaniem kościelnym a nauką, istnieje mnóstwo rozbieżności. Papież powołuje się w swoim rozumowaniu na hipotezę boga, który stworzył wszystko, i twierdzi na tej podstawie, że prawdziwych rozbieżności być nie może. Ale rozbieżności są i hipoteza boga niczego tu nie zmienia. Np. Kościół głosi jako prawdę, że istnieje bóg, aniołowie, dusza nieśmiertelna itd. Nauka tego – najdelikatniej mówiąc – nie potwierdza, co oznacza, że nie uznaje tych twierdzeń za prawdę, a nawet za uzasadnione badaniami hipotezy. Czy to rozbieżność? Tak, bardzo poważna. Teiści pocieszają się, że nauka nie zaprzecza istnieniu boga. Jest gorzej. Z punktu widzenia nauki bóg i inne byty, o których mówi religia, to fantazje podobnego rodzaju jak krasnoludki, duchy leśne, wilkołaki, magia, czary i wróżby.

Można się zgodzić, że prawda jest jedna, ale Kościół nie zna prawdy. Sprzeczność między tzw. prawdami wiary a tym, co rozum i nauka mogą za prawdę uznać, występuje rzeczywiście. A jeżeli Kościół i papież mówią, że prawdy wiary, które głoszą, pochodzą od boga, jest to pogląd nieuzasadniony, a może grzech pychy.

Po trzecie, papież przyjmuje, że skoro bóg dał człowiekowi zarówno rozum, jak i wiarę, wyklucza to prawdziwą rozbieżność w tym względzie. Jest to bardzo wątpliwe założenie. Zdolności te ukształtowały się w procesie ewolucji, ostatnio nawet Kościół skłania się powoli, „jak żółw ociężale”, do uznania ewolucji. A ewolucja wytwarza także sprzeczności, zawdzięczają jej ludzie zarówno skłonność do irracjonalizmu (efektem tego jest częsta wiara w tzw. zabobony, w nieszczęśliwą trzynastkę, w złe duchy hasające po lasach, a także w boga i religię), jak i umiejętność myślenia racjonalnego, dzięki któremu nastąpił rozwój nauki. Tymczasem papież mówi, że wszystko zawdzięczamy bogu, a bóg wykluczył prawdziwą rozbieżność między rozumem a wiarą. Polegałbym na wiedzy o ewolucji, a nie na wierze religijnej.

*

Co to jest prawda?

JP II wyróżnia trzy formy prawdy: „Warto może teraz przyjrzeć się pokrótce tym różnym formom prawdy. Najliczniejsze są te, które opierają się na dowodach bezpośrednio dostępnych lub które można potwierdzić eksperymentalnie. Jest to rząd prawd występujących w życiu codziennym i w sferze badań naukowych. Na innej płaszczyźnie usytuowane są prawdy natury filozoficznej, do których człowiek dociera dzięki zdolności spekulatywnej rozumu. Istnieją wreszcie prawdy religijne, które w pewnej mierze sięgają korzeniami także do filozofii. Są one zawarte w odpowiedziach, jakich różne tradycje religijne udzielają na fundamentalne pytania” (30).

Na jakiej jednak podstawie mamy uznać, że wierzenia religijne są prawdziwe? Że są prawdami, a nie fantazjami?

Teolodzy katoliccy i JP II (por. 82) uznają tzw. klasyczną definicję prawdy, arystotelesowską, przyjętą także przez św. Tomasza z Akwinu. W tym rozumieniu prawda to zgodność myśli/twierdzenia z faktycznym stanem rzeczy, z rzeczywistością (adaequatio intellectus et rei). Otóż w żaden sposób nie stwierdzono, że zdanie „Bóg istnieje”, jest zgodne z rzeczywistością. Nie ma więc podstaw, by zdanie to uznawać za prawdziwe. No i sprawę można by zamknąć. Nie wiadomo też, jak można by istnienie boga stwierdzić.

Kościół przyjmuje, że to, co głosi, opiera się na prawdziwym objawieniu bożym. Skąd wiadomo, że to prawda? Sam papież stwierdza, że to „przeświadczenie” (7). Czy prawda i przeświadczenie to to samo? Nie. Rozum musi buntować się przeciw głosowi Kościoła, bo nie ma żadnych rozumnych podstaw, by uznać, że teksty Pisma Świętego zawierają boże objawienie. Jeżeli ktoś w to wierzy, może co najwyżej powiedzieć: wierzę, bo wierzę, wierzę chociaż jest to pozbawione jakichkolwiek podstaw. Sprzeczność między rozumem a wiarą religijną ujawnia się w pełnej krasie.

W historii Kościoła wielu zwolenników miało stanowisko, nazywane fideizmem, według którego wierzy się wbrew rozumowi (idzie o wiarę religijną). Ujęto to w formule: „Wierzę, bo jest to niedorzeczność” – Credo quia absurdum. Kościół odrzuca to stanowisko, chociaż trafnie ujmuje ono, na czym polega wiara religijna.

*

Depozytariusz archaicznych mitów

„U podstaw wszelkiej refleksji, jaką podejmuje Kościół – czytamy w encyklice – leży jego przeświadczenie, że zostało mu powierzone orędzie, które bierze początek z samego Boga (por. 2 Kor 4, 1-2). Wiedzy, którą pragnie przekazać człowiekowi, Kościół nie uzyskał w drodze samodzielnych przemyśleń, choćby najwznioślejszych, ale dzięki przyjęciu z wiarą słowa Bożego” (7).

Kościół – jak czytamy – ma przeświadczenie, że jest depozytariuszem prawdziwej wiary. Skąd ta pewność? Skąd to wiadomo? Wyłącznie z oświadczeń tegoż Kościoła. Rozum zgłasza sprzeciw, wszak wielu było takich, którzy oświadczali, że posiedli prawdę. Skąd ma być wiadomo, że to Kościół katolicki, a nie muzułmanie, żydzi czy mormoni głoszą prawdziwe słowo boże? Straszny galimatias jest z tymi religiami. Co ma zrobić człowiek stojący wobec tych niejasności? Nie wiadomo, które są prawdziwe. Najlepiej gdyby uwierzył we wszystkie religie jednocześnie albo stworzył sobie własną. A jeszcze lepiej, gdyby nie wierzył w żadną.

A czego depozytariuszem jest Kościół? Archaicznych biblijnych mitów, przetwarzanych od wieków przez kapłanów, teologów i religijnych filozofów.

*

Fałszywy akord

JP II jest ostrym krytykiem współczesnego świata, skrytykował także współczesną demokrację. Można jej wiele zarzucić, ale w tym przypadku krytyka grzeszy kościelnym partykularyzmem i intelektualną ślepotą.

W encyklice czytamy, że obecnie doszło „do ukształtowania się pewnej koncepcji demokracji, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek odniesienie do zasad o charakterze aksjologicznym, a więc niezmiennych: o dopuszczalności lub niedopuszczalności określonego postępowania decyduje tu głosowanie większości parlamentarnej. Konsekwencje takiego założenia są oczywiste: najważniejsze wybory moralne człowieka zostają w rzeczywistości uzależnione od decyzji podejmowanych doraźnie przez organy instytucjonalne” (89). Parlamenty z pewnością nie są nieomylne, ale przeczytajcie jeszcze raz ten cytat. Znacie ten głos? To głos przeciw demokracji, „fałszywy akord jak syk węża, jak zgrzyt żelaza po szkle”. Papież pisał w 1998 r., fałszywy akord słyszymy do dziś, struna złowróżąca jeszcze nie pękła.

JP II nie dostrzegł, że demokracja współczesna opiera się na prawach człowieka, które są w równej mierze koncepcją polityczną, jak aksjologiczną, etyczną. Dokumenty mówiące o prawach człowieka zostały ratyfikowane przez państwa demokratyczne i odgrywają zdecydowanie pozytywną rolę. Natomiast Kościół i jego aksjologiczne idee w wielu krajach Ameryki Łacińskiej oraz Hiszpanii i Portugalii do niedawna służyły karygodnym dyktaturom. Kościół akceptuje prawa człowieka pod naciskiem, do drugiego soboru watykańskiego (1962-1965) programowo był przeciw. Dziś wszelkimi sposobami broni się przed demokratyczną kontrolą nad swoimi poczynaniami, także finansami. Na pewno dzisiejszy Kościół nie jest lepszy od współczesnej demokracji.

Papież twierdzi, że w krytykowanej przez niego koncepcji demokracji brak jakichkolwiek odniesień do zasad aksjologicznych, „a więc niezmiennych”. To bardzo poważne oskarżenie, w istocie odsądzenie od czci, od uznawania jakichkolwiek wartości etycznych, bo aksjologia to wartości. Powiedzmy więc wyraźnie, że papież manipuluje pojęciami, uprawia sofistykę. Utożsamił aksjologię z zasadami niezmiennymi, czyli w jego rozumieniu ustanowionymi przez boga i głoszonymi przez Kościół. Pozwoliło mu to oskarżyć współczesną demokrację o brak jakichkolwiek zasad aksjologicznych. Inaczej mówiąc, skoro rzekomo boże zasady aksjologiczne ustalają kościelni hierarchowie, to jak ktoś nie uznaje aksjologii ustalonej w Watykanie, to według papieża nie uznaje jakiejkolwiek aksjologii. Sprytne rozumowanie, ale nie fair.

JP II ujawnia kościelne dążenie do monopolu na ustalanie zasad moralnych, do negowania etyki świeckiej, do ustalania standardów w demokratycznym państwie, bo Kościół rzekomo reprezentuje niezmienne i boskie zasady aksjologiczne. Trzeba powiedzieć zdecydowanie, Kościół nie ma moralnego tytułu do ustalania standardów aksjologicznych stojących ponad etyką świecką, świeckimi prawami człowieka oraz demokracją opartą na tych prawach. Dlaczego? Bo Kościół jest instytucją grzeszną, nie jest nieomylny, to co głosi nie jest głosem boga, tylko głosem hierarchów naginających rzekomo niezmienne zasady do własnych doraźnych dążeń. Jak chcą, to zmieniają aksjologię, jak nie chcą to nie zmieniają. Wbrew temu, co hierarchowie mówią, nie reprezentują niezmiennej aksjologii lecz swoje partykularne interesy.

Wiele jeszcze można by złego powiedzieć o tej encyklice. Ale obiecałem, że tekst nie będzie zbyt długi, więc tylko 

słowo na zakończenie.

Według badań sondażowych 20-23% Polaków nie wierzy w duszę nieśmiertelną, niebo, sąd ostateczny, cuda. 7-9% nie ma zdania w tych sprawach (CBOS, 2015). W Europie zachodniej niedowiarków jest dużo więcej, a około 50% Holendrów i Szwedów nie wierzy w boga, 34% Niemców, 23% Hiszpanów (World Values Survey, 2010-2014). Skąd ta laicyzacja?

W encyklice JP II czytamy: „ludzki rozum nie musi zaprzeczyć samemu sobie ani się upokorzyć, aby przyjąć treści wiary” (43). Kościół każe wierzyć w duchy, anioły, szatana i boga jako ducha doskonałego, w duszę nieśmiertelną, zbawienie, niebo, piekło, potępienie, sąd ostateczny, w boskie pochodzenie Pisma Świętego. Kościół każe w to wszystko wierzyć, a jednocześnie nie chce przyznać, że człowiek, przyjmując religijne treści, których prawdziwości nie dowiedziono, sam się poniża, pozbywa się godności istoty rozumnej, upokarza. I że to poniżenie musi się kiedyś skończyć. Rozum ludzki buntuje się przeciw zaprzeczającej mu wierze religijnej. Mamy dramat niezgody między wiarą religijną a rozumem, Kościołem a ludzką godnością.  –  Alvert Jann

*Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili 15 artykułów, m.in.:

„Ewolucja i moralność” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ewolucja-i-moralnosc/

„Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

„Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

„Sens według teologów i nie tylko” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sens-wedlug-teologow-i-nie-tylko/

** Link do encykliki „Wiara i rozum” – http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/encykliki/fides_ratio_0.html

Ćwiczenia z ateizmu 10. Bóg przed trybunałem nauki

12 stycznia 2021/4 komentarze/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

Na czym polega największy wkład nauki w zaprzeczenie istnieniu boga? Nauka zakwestionowała i odrzuciła podział na rzeczywistość naturalną i nadnaturalną. Dokonała tego w praktyce badawczej. Naukowcy, prowadząc badania, konstruując teorie naukowe, przestali brać pod uwagę przyczyny i byty nadprzyrodzone. W praktyce przyjęli, że istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości – przyroda, rzeczywistość naturalna. Postępowali tak nie dlatego, że nakazywał im to ich światopogląd lub że przyjęli takie założenie. Raczej przeciwnie, wielu naukowców było ludźmi religijnymi. Rezygnowali z uwzględniania bytów nadprzyrodzonych, bowiem – podkreślmy mocno – nic nie przemawiało za ich istnieniem. Bóg, najznamienitszy z bytów nadnaturalnych, odszedł w niebyt, wraz z innymi nadprzyrodzonymi istotami i wierzeniami – duchami, bóstwami, aniołami, szatanem, niebem, piekłem, sądem ostatecznym, reinkarnacją, magią, przeznaczeniem, wróżbami. Na gruncie nauki nastąpiła głęboka zmiana obrazu świata. Wykreślona została cała rzeczywistość nadnaturalna, pozostała tylko natura (przyroda) i jej pochodne, np. przeżycia psychiczne i pojęcia, które nie istnieją samodzielnie, a są pochodnymi funkcjonowania układu nerwowego i mózgu.

*

Naturalizm nauki

Nauka współczesna stoi na gruncie naturalizmu. Odrzucono dualizm ontologiczny, tj. stanowisko zakładające istnienie dwóch rodzajów rzeczywistości – naturalnej i nadnaturalnej (nadprzyrodzonej). Dlaczego? Bo nic nie świadczy o istnieniu rzeczywistości nadnaturalnej, boga, transcendencji itp. Istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości, rzeczywistość naturalna, tj. przyroda i jej pochodne.

Często rozróżnia się naturalizm ontologiczny i metodologiczny. Ten drugi, to metodologiczna zasada, zgodnie z którą w badaniach i teoriach naukowych nie należy brać pod uwagę przyczyn i bytów nadnaturalnych. Zasada ta ma sens tylko dlatego, że byty i przyczyny nadnaturalne nie istnieją. Gdyby istniały, zasada byłaby pozbawiona podstaw. Dlatego naturalizm metodologiczny wiąże się z naturalizmem ontologicznym.

Są jednak naukowcy, którzy w badaniach stosują się do zasady naturalizmu metodologicznego, ale jednocześnie wierzą w istnienie rzeczywistości nadnaturalnej. Jest to brak konsekwencji zadziwiający, ale zrozumiały. Naukowcy zajmują się zwykle szczegółową dziedziną i mogą wierzyć, że gdzieś tam poza sferą ich badań bóg występuje, chociaż nie daje o sobie znać w ich badaniach. Wskazuje to też, że nasz mózg, ukształtowany w toku dość chaotycznej ewolucji, pozwala myśleć logicznie i nielogicznie zarazem. Odsetek naukowców religijnych jest niewielki („Ilu naukowców wierzy w Boga?” (link na końcu).

Bóg znikł nie tylko z nauk o przyrodzie, ale także z nauk społecznych, historycznych i humanistycznych. Przekonanie, że bóg kieruje zdarzeniami historycznymi i życiem społecznym, należy szczęśliwie do przeszłości, podobnie jak domniemanie, że jest sprawcą reakcji chemicznych i ruchu gwiazd. Wskazuje to na istotną jedność nauki nowożytnej.

Naturalizm nauki wywiera znaczny wpływ na sposób myślenia i światopogląd współczesnych ludzi. Bo skoro nauka zrezygnowała z pojęcia przyczyn i bytów nadprzyrodzonych, to może wiara w ich istnienie jest bezpodstawna? Naturalizm nauki podrywa zaufanie do „prawd” religijnych, przekształca religię, sprzyja sekularyzacji i przekonaniom ateistycznym. Można powiedzieć, posługując się retoryką Oświecenia, że bóg stanął przed trybunałem nauki i przegrywa proces.

Oskarżyciele boga zwracają uwagę, że współczesna nauka odkrywa zadziwiający mikro i makrokosmos, trudną do wyobrażenia fascynującą rzeczywistość. Ale wszystko okazuje się przyrodą, rzeczywistością naturalną. Tylko w przenośni nazywa się czasami jakiś obiekt boskim, np. boską cząstką. Nie odkryto jednak niczego, co byłoby prawdziwie boskie. To poważny argument – mówią oskarżyciele – że bóg to fikcja, pojęcie bez pokrycia. Gdyby istniał, dałby się metodami naukowymi zauważyć. Tymczasem na jego rzecz przytacza się jedynie argumenty spekulatywne, powtarzane od czasów św. Tomasza z Akwinu, zdecydowanie nieprzekonujące. Tak naprawdę pozostaje tylko argument wiary pozbawionej podstaw – przekonanie, że bóg jest, bo jest, chociaż brak na to dowodów.

*

„Fałszywe prawdy społeczne”

Oskarżyciele wskazują, że ludzie potrafią wierzyć w najdziwniejsze nieprawdziwe historie. Nie zawsze są to tylko indywidualne złudzenia. Niektóre fantazyjne wyobrażenia podlegają instytucjonalizacji, tzn. stają się przekonaniami kultywowanymi w pewnej społeczności, uznaje się je za prawdziwe, przekazuje z pokolenia na pokolenie, naucza. Obrastają w rytuały, obrzędy, zwyczaje. W ten sposób powstają „fałszywe prawdy społeczne”. Są to przekonania, które dzięki ciągłemu powtarzaniu, nauczaniu i kultywowaniu, uchodzą za „prawdziwe”, chociaż nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Tak powstają mity, legendy i „prawdy plemienne”, właściwe zarówno ludom archaicznym, jak i współczesnym. Taka „prawda” nie jest już indywidualnym złudzeniem, urojeniem, halucynacją. To mitologia. Oskarżyciele mówią, że „bóg” to właśnie mit plemienny, fałszywa prawda społeczna.

Największy absurd może stać się fałszywą prawdą społeczną, mitem plemiennym. Jest to istotna różnica w porównaniu z nauką. W nauce istnieje obowiązek konfrontowania tez i teorii z rzeczywistością, respektowania zasad logiki, krytycznej analizy. Nie każda niedorzeczność może być uznana za prawdę, są granice fantazji i absurdu. Natomiast w religii i teologii nie ma granic absurdu. Dlatego teolodzy lubią mówić o granicach nauki i przenosić się poza te granice, gdzie za „prawdę” może uchodzić wszelka niedorzeczność. Teologia brnie w absurdy. Nie przesadzam. Np. w poważnym tekście rozważa się skutki grzechu pierworodnego i stwierdza, że przez ten grzech „wszyscy ludzie utracili łaskę uświęcającą, a tym samym prawo do nieba (…) odtąd musieli ciężko pracować, cierpieć, chorować i umierać”.

Dzisiejsze pojęcia boga, transcendencji, absolutu itp. nie zawierają żadnej wiedzy o świecie. To wyłącznie kontynuacja archaicznych mitów kulturowych, pierwotnych wyobrażeń mówiących o siłach tajemnych rządzących światem, i o bóstwach, które te siły ucieleśniały. Wskutek nawyku sądzi się nierzadko, że pojęcia te zachowały ważność. Warto spojrzeć krytycznie. Otóż wyobrażenie boga czy transcendencji wnosi do naszej wiedzy tyle samo, co wiara w duchy krążące po lasach. Podkreślmy, pojęcia takie jak bóg, transcendencja, idee platońskie, to mity kulturowe, a nie wiedza o rzeczywistości, mająca jakiekolwiek walory poznawcze.

Nauki społeczne i przyrodnicze dostarczają wystarczająco dużo informacji, by powiedzieć w zarysie, jak powstało wyobrażenie dwóch rzeczywistości – naturalnej oraz nadnaturalnej, boskiej. To ciekawa legenda. Równie ciekawe, że kilku fizyków i kosmologów legendę tę opowiada dziś, ubierając w nowe szaty, mieszając z naukowymi teoriami. To tak, jakby biolog-genetyk podtrzymywał na poważnie opowieści o wilkołakach, ludziach przemienionych w krwiożercze wilki.

*

U źródeł legendy o bogu

Nauki historyczne i społeczne wskazują, że pojęcie boga, jakie znamy z naszego kręgu kulturowego, pojawiło się stosunkowo późno. Przytaczany czasami pogląd, że w boga wierzono od zarania dziejów człowieka, jest pozbawiony podstaw. Bóg znany jest co najwyżej od kilku tysięcy lat.

Pojęcie boga ma charakter partykularny, a nie uniwersalny, także w tym znaczeniu, że pojawiło się tylko w niektórych, chociaż bardzo wpływowych, kulturach. W kulturze chińskiej nigdy chyba nie zakorzeniło się na dobre. Matecznikiem bogów/boga był w szczególności region dzisiejszego Bliskiego Wschodu. Przed trybunałem nauki wytknięto bogu, że gdyby nie inwencja rosnących w siłę korporacji kapłanów, chyba by o nim dziś w ogóle nie mówiono. Jest więc bóg pojęciem swojego czasu i swojego ludu, a nie uniwersalną postacią, za jaką chciałby uchodzić.

Badania sugerują natomiast, że dużo starsza i powszechniejsza była wiara w różne istoty, siły, byty i zdarzenia, które łączyło jedno: były nadzwyczajne, zasadniczo odmienne od tej rzeczywistości, której ludzie doświadczali zmysłami na co dzień. Czy to religia? Niekoniecznie, co najwyżej quasi-religia. Była to niejasna wiara w moce tajemne oraz w duchy, szczególnie w duchy ludzi zmarłych i przodków. Znalezione przez archeologów groby neandertalczyków świadczą o ceremoniach pogrzebowych i chyba także o wierze w życie po śmierci, chociaż na podstawie wykopalisk trudno powiedzieć coś więcej. Na pewno nie świadczy to o wierze w boga/bogów, zbyt pochopnie mówi się o religii i religijności. Wiara w życie pozagrobowe mogła powstać np. pod wpływem snów i należy do najbardziej elementarnych wyobrażeń protoreligijnych, ale nie oznacza wiary w bogów czy boga. Tego rodzaju powszechnie występujące imaginacje przypominają bardzo ludowe wierzenia w duchy, czary itp. Sam słyszałem, jak skądinąd normalna kobieta opowiadała, że przyszedł do niej w nocy zmarły niedawno mąż, stał w drzwiach, następnie powiedział: „Spotkamy się tam przed Wielkanocą”. Kobieta była przerażona. W dawnych społeczeństwach wierzenia te zostały zinstytucjonalizowane, stały się ważnymi składnikami ich kultury, a nie tylko pokątnymi opowieściami.

Badania etnologiczne prowadzone od połowy XIX w. w egzotycznych społecznościach tubylców, pozostających na prymitywnym poziomie rozwoju gospodarki i techniki, wskazywały – poza wiarą w duchy – na ważną rolę wiary w magię, w siły tajemne, które przenikają wszystko (Melanezyjczycy nazywali je „mana”), w tabu, totemizm, legendy. Czasami, np. wśród Indian Ameryki Płn., pojawiało się wyobrażenie istot duchowych, przypominających bóstwa.

Czy te dalece niejednorodne wierzenia miały jakiś wspólny mianownik? Jeżeli tak, to jest nim niejasne wyobrażenie rzeczywistości nadnaturalnej. Skłonność ku tego rodzaju fantazjom jest rzeczywiście pierwotna i szeroko rozpowszechniona. Wykazują ją też – na szczęście nieliczni – współcześni profesorowie fizyki i kosmolodzy.

Wyobrażenia i kulty bogów pojawiły się lokalnie przed kilkoma tysiącami lat w kulturach Bliskiego Wschodu. Stamtąd pochodzi znany nam bóg, w Biblii występujący często pod imieniem Jahwe.

Bogowie są postaciami antropomorficznymi, ale jednocześnie ucieleśniają moce nadnaturalne, nadprzyrodzoną rzeczywistość. Już w starożytności wyobrażeniom bogów i rzeczywistości nadnaturalnej zaczęto nadawać bardziej abstrakcyjny kształt, a z powstaniem filozofii przekształcać i opowiadać za pomocą pojęć filozoficznych. Bóg w tych filozoficznych opowieściach zamienia się np. w transcendencję lub absolut. Pojawia się bóg filozofów, deistów, panteistów. Ale nawet w najbardziej abstrakcyjnej postaci zachowuje on cechy ludzkie, jest np. tym, który jak rzemieślnik stworzył świat i nadał mu ruch. Albo jest najwyższą inteligencją, umysłem na kształt ludzki, tylko nieskończenie doskonalszym. Ten abstrakcyjny bóg, pozornie obdarty z ludzkich szat, pozostaje – jak bóg z archaicznych religii – głęboko antropomorficzny.

Trybunał nauki ogłosił, że bóg – także ten abstrakcyjny, transcendencja – to jedno z wielu wyobrażeń istoty nadnaturalnej, jakie pojawiały się i pojawiają w różnych religiach. Bóg jest dzieckiem swojego czasu i ludu. Bóg chrześcijan jest postacią mitologiczną tak samo jak Zeus, Ozyrys i inni. Czy stanie się kiedyś bogiem „martwym”, jak ci dwaj? Tacy bogowie przypominają nieużywane „martwe” języki.

W żadnym wypadku bóg nie jest istotą nadnaturalną, bo – jak twierdzi trybunał – istnienia rzeczywistości nadnaturalnej, nadnaturalnych sił i przyczyn nie stwierdzono. Bóg i transcendencja to tylko pojęcia, wytwory ludzkiego umysłu i kultury, a nie jakakolwiek rzeczywistość nadprzyrodzona, bo ta nie istnieje.

Nauka – twierdzi trybunał – odebrała pojęciu boga i transcendencji jakąkolwiek wartość poznawczą. Zaliczyła do kategorii archaicznych mitów, a nie pojęć z dziedziny wiedzy o świecie i nauki. Trybunałowi nie zabrakło poczucia humoru. Zwrócił uwagę, że nazywanie boga transcendencją może przynieść zaskakujące efekty. Niebawem ksiądz, pasjonujący się fizyką, powie do wiernych, że po śmierci będzie ich sądzić transcendencja. Kogo trybunał miał na myśli?

*

Boski eksperyment?

Nauka wymaga, by twierdzenia, które uznajemy za prawdziwe, były należycie uzasadnione. By spełniały wymogi logiki i metodologii badań naukowych. Czy twierdzenie, że bóg istnieje, jest wystarczająco uzasadnione? Czy opiera się jedynie na bezpodstawnej wierze i równie bezpodstawnych spekulacjach?

W naukach dedukcyjnych, formalnych, takich jak logika i matematyka, twierdzenia uzasadniamy przez poprawne wyprowadzenie z innych twierdzeń i aksjomatów. W naukach o rzeczywistości, tj. w naukach indukcyjnych, uzasadnianie opiera się na wynikach bezpośredniej lub pośredniej obserwacji, którą można wielokrotnie powtarzać, poddawać krytycznej analizie, sprawdzać, czy została prawidłowo wykonana (obserwacja pośrednia polega na badaniu objawów czy wskaźników dotyczących badanego obiektu, chociaż sam obiekt może być niedostępny obserwacji).

Na tej podstawie uznajemy dziś kulistość Ziemi, promieniowanie rentgenowskie, istnienie bakterii itp. Ale skąd wiemy, że Rzym istniał już w odległej starożytności? Wiemy pośrednio, na podstawie zabytków, wykopalisk, różnych dokumentów analizowanych krytycznie przez historyków. Mimo to, jeżeli ktoś bardzo chce, może wątpić w starożytność Rzymu. Może też nie wierzyć w istnienie bakterii. Rozmawiałem kiedyś z chrześcijańskim fundamentalistą, który twierdził powołując się na Biblię, że ludzkość liczy zaledwie kilka tysięcy lat. Powiedziałem, że badania naukowe wskazują na dużo dłuższą historię. Odpowiedział, że naukowcy popełniają błąd w datowaniu. Dla niego autorytetem było Pismo Święte, nie wyniki naukowych obserwacji i analiz.

Najlepszą metodą, stwierdzającą rzeczywiste istnienie boga, byłby eksperyment. Eksperymentalnie potwierdzono np. rzeczywiste istnienie takich cząstek, jak neutrino i cząstka Higgsa. Ich występowanie przewidywano na podstawie teorii i analiz, ale uznano dopiero na podstawie doświadczeń.

Nikt, jak dotąd, nie przedstawił możliwości eksperymentalnego potwierdzenia istnienia boga. Sfinansowaniem takiego eksperymentu powinna być zainteresowana wspierająca religię fundacja Templetona. Dotyczy to także takich pojęć, jak transcendencja, absolut czy platońskie idee, które pod względem istotnych treści utożsamiane są z bogiem. Czy projekt takiego doświadczenia, spełniającego wymogi przyjęte w nauce, pojawi się? Trybunał sądzi, że nie. Stanowi to poważny argument na rzecz tezy, że bóg to wyłącznie pojęcie, a nie rzeczywista istota.

*

Argumenty obrońców

Wszystkie argumenty, przytaczane na rzecz istnienia boga, to spekulacje, w których operuje się tzw. „bogiem luk”. Kto to taki? Jeżeli nauka czegoś nie wyjaśnia (luka w wiedzy), teolodzy i osoby wierzące przypisują sprawstwo bogu, wstawiają w lukę boga, „boga luk”. A istnienie luk w wiedzy miałoby dowodzić istnienia boga.

Łatwo zauważyć, że takie wyjaśnienia nic nie wyjaśniają. Np. zamiast uczciwie przyznać, że nie wiemy, jak świat powstał, mówi się, że to bóg go stworzył. To pozorne wyjaśnienie. To tak, jakby na pytanie, kto stworzył piramidy w Egipcie, odpowiedzieć, że stworzyciel. A dlaczego żelazo rdzewieje? Bóg to sprawia.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, ale religia nic nie wyjaśnia. Na gruncie nauki dokonuje się jednak postęp wiedzy o świecie, teologia nic nie wnosi, oferuje mitologię.

Obrońcy boga mówią, że świat musiał mieć stwórcę, ale pomijają pytanie, kto w takim razie stworzył boga? Twierdzą, że bóg to rzeczywistość ostateczna, nie musiał być już stworzony. To manipulowanie definicjami, a nie merytoryczne wyjaśnienie. Nie ma powodu, by uznawać taką definicję boga. Co więcej, skoro mielibyśmy przyjąć, że bóg nie musiał być już stworzony, to dlaczego nie uznać, że świat nie musiał być stworzony przez kogokolwiek? Równie dobrze świat, przyroda, może być rzeczywistością samoistną i ostateczną.

Ostatnio obrońcy boga szczególnie dużo mówią o prawach przyrody. Według nich o istnieniu boga świadczy istnienie praw przyrody, oraz to, że te prawa poznajemy. Prawa i zdolności poznawcze człowieka muszą – jak twierdzą – pochodzić od boga. Są to, powiedzmy wyraźnie, tylko spekulacje, za którymi nic nie przemawia. Prawa przyrody są nieodłącznym atrybutem przyrody, ich istnienie w żaden sposób nie świadczy o istnieniu boga czy transcendencji. Bez tych praw przyroda nie mogłaby istnieć.

Niektórzy obrońcy boga, używając frazy „prawa rządzące przyrodą”, dokonują przy tym intelektualnego nadużycia. Sugerują, że „prawa” są bytami istniejącymi poza przyrodą i realnie „rządzą” przyrodą. Takie prawa, to ma być boska rzeczywistość. Otóż nie ma praw jako odrębnych bytów. To, co często nazywa się prawami, to pewne właściwości przyrody. Rozróżnijmy, istnieje np. grawitacja jako właściwość przyrody, oraz – po drugie – prawo grawitacji (prawo nauki), które jest twierdzeniem sformułowanym przez naukowców, czyli przez ludzi.

Nie świadczy o istnieniu boga także tzw. matematyczność świata. Prawa przyrody są często ujmowane w matematyczne formuły/wzory, ale z tego w żaden sposób nie wynika istnienie boga. A co wynika? Niestety, tylko to, że naukowcy pewne właściwości przyrody odkrywają i zapisują w formie matematycznej. Podobnie jak w matematyczny sposób, za pomocą liczb, określamy temperaturę powietrza. Nie ma czegoś takiego, jak „matematyczność” świata w postaci istniejących niezależnie od przyrody praw matematycznych rządzących przyrodą.

Czasami mówi się, że w przyrodzie panuje zadziwiający ład. Ma to dowodzić istnienia boga, który ten ład zaprojektował. Ale – zauważmy – zachwyt nad ładem wynika z niedostrzegania nieładu. Tyle kosmicznych kolizji, zderzeń, wybuchów, żywiołowości, ile mamy w przyrodzie, nie świadczy o ładzie, ale co najwyżej o współwystępowaniu ładu i bezładu. Być może świat jest systemem otwartym, a to znaczyłoby, że ład ma charakter względny, częściowy, zaś cały system charakteryzuje się czymś w rodzaju bezładu.

A może nie jesteśmy w stanie zrozumieć ładu i doskonałości wszechświata (księża mówią, że „niezbadane są wyroki boże” lub „bóg ma swój plan zbawienia”)? Wszelki absurd można uzasadniać tą równie absurdalną metodą argumentacji.

Nie jest żadnym argumentem na rzecz istnienia boga to, że świat poznajemy. Mamy zdolność poznawania świata, bowiem jesteśmy jego częścią, z niego wyewoluowaliśmy i jesteśmy z nim „z natury” kompatybilni. Bez zdolności poznawczych nie moglibyśmy powstać i istnieć. Wszelkie zwierzęta, a w pewien sposób nawet rośliny, poznają swoje otoczenie. W żaden sposób nie dowodzi to istnienia boga. Można śledzić, jak ewolucyjnie zmieniał się układ nerwowy i mózg, jak rozwijało się życie psychiczne, świadomość i zdolności poznawcze. Teoria ewolucji, a nie bóg, to najlepsze wyjaśnienie, jakie znamy.

Przyroda, świat, jest skomplikowaną rzeczywistością. Może urzekać i zadziwiać. Nauka odsłania coraz to bardziej zaskakujące zjawiska. Czy są jakiekolwiek podstawy, by sądzić, że wszechświat rozwija się zgodnie z kosmicznym „planem”, wielkim „projektem”? Jak ktoś bardzo chce, może w to wierzyć, ale nic nie wskazuje, żeby istniał nadnaturalny umysł, który wszystko zaprojektował. Nie ma „inteligentnego projektu”. Nie wiemy, czy i jak świat powstał, ale twierdzenie, że taki „projekt” istnieje, jest niczym więcej niż kolejną wersją archaicznego mitu o stworzeniu świata przez boga.

*

Summa summarum

Bóg przed trybunałem nauki wypada fatalnie. Podsumujmy, pamiętając, że dotyczy to nie tylko boga, ale także pokrewnych mu wyobrażeń, takich jak transcendencja i absolut.

Po pierwsze, nic nie przemawia za istnieniem boga. Dlatego zarówno na gruncie nauki, jak i w praktyce w życiu codziennym, nie bierze się pod uwagę jego istnienia, nawet jeżeli bez dowodów w niego się wierzy.

Po drugie, pojęcie boga jest celowo przedstawiane niejasno, by można było powiedzieć, że może jednak w nieokreślonej postaci i nieokreślonym miejscu bóg istnieje.

Po trzecie, pojęcie boga to absurd, obciążone jest wewnętrzną sprzecznością, ma wszelkie cechy sofizmatu (triku, sprytnej kuglarskiej sztuczki). Według teologów bóg istnieje obiektywnie, ale nie ma żadnych właściwości obserwowalnych bezpośrednio lub pośrednio, jest niewykrywalny, jest niepojętą rzeczywistością nadnaturalną. Cóż to takiego? Mamy tu do czynienia z rozumowaniem niedorzecznym, a zarazem chytrym wybiegiem, w którym można dostrzec chęć oszustwa. Taka istota nie może istnieć, tak jak nie istnieje kwadratowe koło. Bóg to tzw. pojęcie puste, pozbawione desygnatów, tj. obiektów istniejących realnie.

I po czwarte, badania historyczne i religioznawcze wskazują, że bóg to pojęcie mitologiczne, postać fikcyjna. Zostało wykreowane w kulturach Bliskiego Wschodu, tak samo jak Ozyrys, Zeus i inni, a następnie przetworzone przez wieki w toku sofistycznych zabiegów. Nie ma żadnych dowodów i uzasadnień wskazujących, że te mitologiczne postacie istniały lub istnieją w rzeczywistości.

Trybunał nauki uznaje, że przedstawione zarzuty stanowią wystarczający dowód na nieistnienie boga. Półżartem trybunał dodaje, że według tzw. logiki religijnej, bóg istnieje, nawet jeżeli go nie ma.

*

Epitafium

Istnieje tylko jedna rzeczywistość. Jest to rzeczywistość naturalna, przyroda i jej pochodne, np. właściwe rozwiniętym organizmom biologicznym przeżycia psychiczne i świadomość. Nie ma rzeczywistości nadprzyrodzonej. To dlatego nauka nie może odkryć boga, ani nie można zaplanować doświadczeń, które by jego istnienie potwierdziły. Nie można odkryć czegoś, czego nie ma. To dlatego wszystko, co nauka odkrywa, okazuje się przyrodą, formą natury, a nie boską transcendencją. Rzeczywistość nadnaturalna w jakiejkolwiek postaci – bóg, transcendencja, absolut, idee platońskie, pierwszy poruszyciel – nie istnieje. To wyłącznie kulturowe mity i ludzkie złudzenia, które nie mają żadnej wartości poznawczej.

Z pewnością oczom nauki ukażą się niewyobrażalne dziś formy istnienia przyrody. Np. badania astrofizyczne wskazują na istnienie tzw. ciemnej energii, o której niewiele jeszcze wiadomo. Nie słyszałem, by teolodzy na poważnie uznali, że idzie tu o byt nadprzyrodzony. Zawsze okazuje się, że nowo odkryta forma rzeczywistości to postać przyrody, a nie coś boskiego. Dlaczego? Bo rzeczywistość nadprzyrodzona, bóg, transcendencja, to starodawne wyobrażenia mitologiczne, co najwyżej aktualizowane. Mają to do siebie, że nie istnieją realnie, podobnie jak duchy leśne, wilkołaki i krasnale.

Nauka odsłania zdumiewającą budowę naszego świata i nas samych, fascynującą rzeczywistość przyrody i jej pochodnych, ludzkiej psychiki i umysłu. To bez porównania ciekawsze niż religijne fantazje, nawet w filozoficznych wariantach. Czasami z nostalgią mówi się, że racjonalne myślenie i nauka odczarowują świat, niszczą wyobrażenia zakorzenione w religii i magii. Nie ma czego żałować. Lepiej mówić o odfałszowaniu, i nie żałować odczarowania. Obraz świata, który kreśli nauka, jest bardziej ekscytujący, ciekawszy i ma walor prawdy.

Strofy poetyckie czasami ujmują problem lepiej niż jakakolwiek analiza. Dlatego naukowcom, skłonnym dziś jeszcze wierzyć w boga lub transcendencję, polecam alegoryczny wiersz Juliana Tuwima (skróty i tytuł pochodzą od A. Janna):

SEN O TRANSCENDENCJI

Pomnę dzieciństwa sny niewysłowne

Baśń lat minionych wstaje jak żywa

Bajki czarowne, bajki cudowne

Opowiadała mi niania siwa

              O złotym smoku, śpiącej królewnie

              O tym jak walczył rycerzy huf

              A gdy skończyła, płakałem rzewnie

              Prosząc, nianiusiu, mów dalej mów

Mów dalej, mów dalej, mów jeszcze

Aż usnę i dalej śnić będę

Niech we śnie spokojnym wypieszczę

Złocistą tajemną legendę

               Złóż z marzeń wzorzystą mozaikę

               Niech przyjdą rycerze tu do mnie

               Mów dalej czarowną swą bajkę

               Ja bajki tak lubię ogromnie

Alvert Jann

……………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : „Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia”.

Polecam pierwszy artykuł z cyklu ćwiczeń z ateizmu pt. „Dowód na nieistnienie. Kogo?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/ 

Podaję też link do artykułu pt. „Ilu naukowców wierzy w Boga?”  – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ ).  

Ćwiczenia z ateizmu 7. Bóg Luk i bogini Luka

29 listopada 2020/3 komentarze/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego – to popularny argument na rzecz istnienia boga. Czy uprawniony? Czy można przypisać sprawstwo bogu, jeżeli nauka nie wyjaśnia, jak powstało życie, jak powstała ludzka świadomość? Metodę argumentowania wykorzystującą luki w wiedzy, by wskazywać na istnienie i działalność boga, nazwano alegorycznie argumentem „boga luk” lub „boga zapchajdziury”.

Jest to metoda błędna. Jeżeli nauka nie wyjaśnia danego zjawiska, to wniosek, że mamy do czynienia z działaniem sił boskich, jest nieuprawniony. Po pierwsze, w grę mogą wchodzić inne przyczyny, jak najbardziej naturalne. Po drugie, nauka czyni postępy, z czasem wyjaśnia to, co było niewyjaśnione. Po trzecie, hipotezy teistyczne, wskazujące na rolę sił nadprzyrodzonych, są zawsze gołosłowne, brak im uzasadnienia poza jednym, niewystarczającym argumentem– że nauka nie daje odpowiedzi.

Sensowna hipoteza wymaga poważnego uzasadnienia. Tak nie jest w przypadku hipotez teistycznych. Nie wystarczy powiedzieć, że być może mamy w danym przypadku do czynienia z działaniem boga. To nie żart, ale równie dobrze można by twierdzić, że to dzieło krasnoludków, szatana lub innych nieuchwytnych istot. Formułowanie niczym nie popartych przypuszczeń nie ma wartości poznawczej.

Co więcej, wskazanie na sprawstwo boga to wyjaśnienie pozorne. To tak jakby na pytanie, kto zbudował piramidy egipskie, odpowiedzieć, że stworzyciel. Nadal nic nie wiemy, otrzymujemy odpowiedź gołosłowną, która nic nie wyjaśnia. Nauka nie wyjaśnia wielu zjawisk, ale religia nic nie wyjaśnia.

Przykład z życia

Z faktu, że biochemia nie podaje obecnie dokładnego opisu powstania życia, nie można wnioskować, że jest ono dziełem boga. Nie jest to też argument na rzecz istnienia boga.

Wiedza biochemiczna pozwala na poważną hipotezę, że życie powstało w drodze naturalnego procesu. Natomiast wskazywanie na sprawstwo sił nadprzyrodzonych, to odwoływanie się do mitologicznych wyjaśnień, do „boga luk”.

Żeby uwiarygodnić swoje stanowisko teiści – osoby wierzące w boga – powołują się nierzadko na autorytet nauki. Możemy przeczytać, że współczesna nauka potwierdza, że życie nie mogło powstać z materii nieożywionej. Tymczasem jest to co najwyżej osobiste przekonanie niektórych badaczy. Zwolenników hipotez teistycznych jest wśród naukowców niewielu. Wystarczy wspomnieć, że wśród członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, zrzeszającej najwybitniejszych naukowców, wiarę w boga deklarowało tylko 7 %, w tym wśród biologów 5.5 % (por. – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ )

Dziś teolodzy stali się nieco ostrożniejsi w korzystaniu z argumentu „boga luk”, niektórzy krytykują jego nadużywanie. Wiadomo dlaczego. Bo co będzie, jeżeli biochemicy dowiodą możliwości powstania życia w drodze procesu naturalnego? Będzie kompromitacja kościelnego stanowiska. Kościół wielokrotnie się mylił. Jednak argument „boga luk” ciągle jest w użyciu.

Katalog zjawisk, w których osoby wierzące i Kościół dopatrują się interwencji boskiej, rozciąga się od rzekomych cudów medycznych po powstanie świata. Poziom wypowiedzi bywa bardzo różny. Pozostańmy na polskim podwórku i sięgnijmy do górnej półki.

Bóg Luk według ks. prof. Hellera:

Na stronie Copernicus Center (nie mylić z Centrum Nauki Kopernik), instytucji działającej pod patronatem ks. prof. Michała Hellera, można było przeczytać: „Zdaniem profesora Hellera, istnieją jedynie trzy 'dziury’, które ostatecznie muszą być 'wypełnione’ Bogiem”: dziura ontologiczna, epistemologiczna i aksjologiczna. Można powiedzieć, że Bóg Luk istnieje w trzech osobach.

 Bóg luki ontologicznej

Na czym ma polegać luka ontologiczna? Wiemy, że świat istnieje, ale nie wiemy dlaczego, wielu rzeczy nie wiemy. Według Hellera odpowiedź wymaga uwzględnienia boga. Świat zawdzięcza istnienie bogu i jest przez niego kierowany. Luka w wiedzy zostaje wypełniona bogiem. Teraz już wiemy.

Czy to zadowalająca odpowiedź? Jak wielu teologów Heller przyjmuje, że bóg istnieje i nie musiał być stworzony. Jest rzeczywistością ostateczną, samoistną, absolutną. Teolodzy uznają to na mocy definicji, założenia, aksjomatu. Czy jest to uzasadnione? Nie, nie ma powodu, by takie wydumane definicje i założenia przyjmować.

Jak najbardziej zasadne pozostaje pytanie, które teolodzy chcą odrzucić na mocy definicji: Kto w taki razie stworzył boga? Co więcej, skoro teolodzy uznają, że bóg już nie musiał być stworzony, to równie dobrze można przyjąć założenie, że także natura, przyroda, nie musiała być stworzona, jest rzeczywistością samoistną. Wtedy hipoteza istnienia boga okazuje się niepotrzebna, bo tak jak ostateczną i nie wymagającą uzasadnień rzeczywistością według teistów jest bóg, tak samo według ateistów samoistną, przez nikogo nie stworzoną rzeczywistością może być świat, przyroda/natura.

To jednak spekulacje, co innego jest ważniejsze. Lepiej uczciwie powiedzieć, że nie wiemy czy i jak świat powstał, niż głosić, że został wytworzony przez boga. Nie jest prawdą, że ludzie koniecznie pragną odpowiedzi na pytanie, jak świat powstał. Nie słyszałem, by cierpieli z powodu tej niewiedzy. Nie ma potrzeby upierać się przy iluzji z epoki brązu, nieco tylko unacześnionej. Powiem mocniej. Wierzyć w ten mit, to żyć w kłamstwie. Jeżeli mamy obowiązek wierności rozumowi, to rozum nie pozwala wierzyć w archaiczne mity, tak jak nie pozwala wierzyć w duchy krążące po lasach.

Bóg luki epistemologicznej

Luka epistemologiczna ma być związana z pytaniem, dlaczego możemy poznawać świat, dlaczego możemy go badać metodami matematycznymi.

Heller odpowiada, powiedzmy w skrócie, że świat został stworzony przez boga według matematycznych zasad i dlatego może być badany przez naukowców metodami matematycznymi.

Zauważmy, że kwestię tę znacznie lepiej można zrozumieć bez przyjmowania hipotezy o stworzeniu świata przez boga. Jak? Przyroda posiada właściwości, które naukowcy starają się przedstawić za pomocą matematycznych formuł/wzorów. Wiele zjawisk daje się opisać za pomocą liczb, np. temperatura powietrza. Nie ma potrzeby zakładać, że bóg stworzył przyrodę według matematycznych wzorów, które ma w swoim umyśle. Formuły te, zwane prawami przyrody, są tworzone przez naukowców w efekcie badań. Nie ma żadnych uzasadnień, by twierdzić, jak chce Heller, że istnieją w boskim umyśle.

Posłużmy się przykładem. Istnieje grawitacja, która jest właściwością przyrody. Naukowcy tę właściwość badają i przedstawiają w postaci matematycznego wzoru. W ten sposób powstaje prawo grawitacji, które jest twierdzeniem sformułowanym przez badaczy. Nie ma potrzeby zakładać, że prawo to istnieje w boskim umyśle.

A ks. prof. Heller zakłada dużo więcej. Przyjmuje, że matematyka i twierdzenia matematyczne istnieją niezależnie od człowieka, a matematycy jedynie odkrywają istniejącą obiektywnie matematyczną rzeczywistość. Gdzie ona istnieje? Nie jest jasne, ale teolodzy chrześcijańscy przyjmują, że w boskim umyśle. Podobne stanowisko, nazywane matematycznym platonizmem, było w starożytności, w czasach Pitagorasa i Platona dość rozpowszechnione wśród filozofów, ale bynajmniej nie powszechne. Dziś to kuriozum kultywowane przez niektórych matematyków.

Trzeba zwrócić uwagę, że nauka starożytna różni się bardzo od współczesnej nie tylko zakresem wiedzy, ale przede wszystkim standardami metodologicznymi. Aż do tzw. rewolucji naukowej, która rozpoczęła się na dobre w XVII w., nauka nie była wyraźnie odróżniana do wiedzy magicznej i ezoterycznej, astrologii, wróżbiarstwa, alchemii. Pitagoras był, jak byśmy dziś powiedzieli, szalonym sekciarzem. Nie on jeden uprawniał – nie rozróżniając – matematykę, wiedzę magiczną i ezoterykę. Głęboką zmianę przyniosło dopiero Oświecenie. Dzisiejsza skłonność do wstawiania boga w luki w wiedzy o świecie, do kreowania teistycznych wyjaśnień, jest reliktem zaprzeszłych czasów. Teologiczne i filozoficzne dociekania dotyczące spraw nadprzyrodzonych, a także platonizm matematyczny, są ryzykownie bliskie dawnej wiedzy tajemnej.

Dlaczego możemy poznawać świat? Wyjaśnienie naturalistyczne jest nie tylko możliwe, ale i lepiej uzasadnione niż teistyczne. Mamy zdolność poznawania świata, bo jesteśmy jego częścią, powstaliśmy w drodze ewolucji, jesteśmy z nim „z natury” kompatybilni. Wszelkie zwierzęta, a w pewien sposób nawet rośliny, poznają swoje otoczenie. Można śledzić, jak ewolucyjnie zmieniał się układ nerwowy i mózg, jak rozwijało się życie psychiczne, świadomość i zdolności poznawcze. Teoria ewolucji, a nie bóg, to najlepsze wyjaśnienie, jakie znamy.

Podsumowując, nie na żadnej luki/dziury epistemologicznej w rozumieniu przyjętym przez Hellera. Nie ma po co przywoływać boga luk.

Bóg luki aksjologicznej

Teiści twierdzą często, że nauka nie wyjaśnia, skąd się biorą wartości uniwersalne, właściwe wszystkim ludziom. Także Heller sądzi, że nauka nie ma nic do powiedzenia o ich pochodzeniu i o naturze dobra i zła. Tylko wskazując na boga można wyjaśnić istnienie uniwersalnych wartości.

Trzeba powiedzieć, że luki aksjologicznej – wbrew temu, co mówi Heller – nie ma, nie trzeba przywoływać boga, by wyjaśnić pochodzenie i treść wartości uniwersalnych. Odpowiedzi dostarczają współczesne badania socjobiologiczne i teoria ewolucji. Wskazują one, że wśród zwierząt żyjących w grupach ma miejsce współpraca, pomoc i opieka wzajemna, poczucie solidarności. Zwierzęta społeczne walczą z wrogiem zewnętrznym, potrafią za grupę poświęcić życie. Jednocześnie zwierzęta społeczne walczą o pozycję w stadzie, tak jak ludzie walczą o pozycję społeczną i wpływy nawet w rodzinie. Osobnik, który jest nadmiernie agresywny w stosunku do członków grupy własnej, jest przywoływany do porządku, karany.

Wszystkie te zachowania kształtowały się wśród zwierząt ewolucyjnie i są wręcz niezbędne dla życia grupowego. Można je zauważyć nawet bez prowadzenia badań. Nasz ludzki uniwersalny system wartości wyrasta z naszej odległej ewolucyjnej przeszłości. Podstawę ludzkiej moralności stanowi biologiczne, ewolucyjne wyposażenie.

Czy nasza moralność czymś się wyróżnia? Ludzie, mając rozwiniętą zdolność abstrakcyjnego myślenia, ujmują zasady moralne w kodeksy, w systemy wierzeń, w niejasne maksymy. Dają o sobie znać kulturowe uwarunkowania. Ale praktyka wygląda zasadniczo podobnie jak wśród wielu innych gatunków zwierząt społecznych, chociaż kulturowe modyfikacje są znaczne.

Przekonanie, że ludzka moralność ma wyższe, boskie pochodzenie jest dziś nie do obrony. Ma pochodzenie ewolucyjne, zwierzęce. Teoria ewolucji jest genialnym wynalazkiem, zaś wyjaśnienia religijne – archaiczną ściemą. Że mają zwolenników także wśród naukowców? Tak, ale niewielu. Przypomnijmy, wśród członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk wiarę w boga deklarowało 7 %, w tym wśród biologów 5.5 %.

Słowo na zakończenie

Postęp nauki sprawia, że powstają nowe problemy, nowe pytania, na które nie ma jeszcze odpowiedzi. Zawsze będą istniały luki w wiedzy. Taka jest właściwość współczesnej nauki. I powiedzmy wyraźnie, dzięki temu dokonuje się postęp nauki. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

 „Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się”.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Ćwiczenia z ateizmu 4. Ilu naukowców wierzy w Boga?

12 października 2020/1 Comment/w Blogi Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

Autor: Alvert Jann.

Pojawiają się na forach różne, często rozbieżne informacje dotyczące odsetka amerykańskich naukowców wierzących w Boga. Głównym problemem jest oczywiście to, jaką populację/zbiorowość bierzemy pod uwagę w badaniach, czy np. wszystkich wykonujących prace badawcze w instytucjach naukowych, czy też legitymujących się wysokiej rangi osiągnięciami. Ponadto ważne jest, jakie dziedziny nauki uwzględniamy, np. czy tylko nauki przyrodnicze, „ścisłe”, czy także społeczne i humanistyczne. Ważne jest też, jakie przyjmujemy kryteria wiary/niewiary w Boga. Uznaje się, że podstawowe znaczenie ma deklarowanie osobistej wiary w Boga.

Wyniki badań wskazują na wyraźną zależność: im grupa naukowców charakteryzuje się wyższymi osiągnięciami naukowymi, tym odsetek deklarujących brak wiary w Boga jest wyższy. Wśród członków amerykańskiej National Academy of Sciences, zrzeszającej najwybitniejszych naukowców amerykańskich, wierzący w Boga stanowią tylko kilka procent. Wyniki badań opublikowano w „Nature” w 1998 r. (vol. 394, No 6691). Podaję dane dotyczące wiary w Boga osobowego. Oto one:

 – Wierzący w Boga – 7.0 %

– Niewierzący w Boga 72.2 %

– Nie mający pewności lub agnostycy – 20.8 %

Wyniki te dotyczą członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk (National Academy of Sciences) z dziedziny nauk przyrodniczych i matematycznych. Dodajmy, że wśród biologów wierzy w Boga 5.5 %, wśród fizyków i astronomów 7.5 %). Akademia liczy około 2000 członków, ok. 200 nagrodzonych Noblem.

Jeżeli uwzględnia się bardzo szeroką kategorię naukowców, tj. wszystkich prowadzących prace badawcze, a nie tylko tych, którzy są członkami National Academy of Sciences, to według badań Pew Research Center z 2009 r. (to wysoko ceniony ośrodek badawczy), naukowcy wierzący w Boga stanowią 33 %. Mamy tu bardzo duży kontrast w stosunku do ogółu Amerykanów: 83 % dorosłych Amerykanów deklaruje wiarę w Boga.

Informacje powyższe wzbudziły znaczne zainteresowanie i pytania na fb, podaję linki i kilka uwag w uzupełnieniu:

Badanie dotyczące wiary w boga i religijności napotykają znaczne trudności powodowane np. tym, że w krajach zachodnich obecnie znaczny odsetek pytanych deklaruje wiarę w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, odrzucając zdecydowanie wiarę w boga osobowego. W chrześcijaństwie, islamie, hinduizmie i judaizmie, a więc w religiach liczących współcześnie najwięcej wyznawców, występuje wyraźnie pojęcie boga osobowego. Deklarowanie wiary w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, a wyraźne odrzucanie wiary w boga osobowego, jest wskaźnikiem odchodzenia od wierzeń religijnych, przynajmniej w ich tradycyjnym rozumieniu (bezosobowa siła wyższa lub bezosobowy duch nie jest „Bogiem”)

W buddyzmie pojęcie boga nie odgrywa istotnej roli, ale trzeba wziąć pod uwagę, że w USA buddyści stanowią bardzo mały odsetek. Według amerykańskiego sondażu identyfikacji religijnej z 2008 r., buddystów było w USA ok. 0,5 % , a wśród naukowców przypuszczalnie znacznie mniej (chociaż nie mam danych). Kwestia buddyzmu komplikuje badania nad religijnością, ale w odniesieniu do USA nie wpływa w istotny sposób na podane wyżej wyniki badań.

Artykuł w „Nature” dostępny jest odpłatnie, ale można przeczytać dość obszerny skrót zrobiony przez autorów (Edward J. Larsen i Larry Witham):  – https://www.nature.com/nature/journal/v394/n6691/pdf/394313a0.pdf

Artykuł z Pew Research Center: http://www.pewforum.org/2009/11/05/scientists-and-belief/  

Polecam ponadto: „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/:  Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

O tzw. filozofach mądralach. Felieton satyryczny

19 grudnia 2016/5 komentarzy/w Ateizm, Bez kategorii, Blogi, Edukacja Ćwiczenia z ateizmu /przez Alvert Jann

santa mini-1717779_960_720Jest taka kategoria ludzi, którym bardzo łatwo przychodzi mówienie, że prawda obiektywna nie istnieje. Rozumieją to w ten sposób, że ponieważ wnioskowanie indukcyjne jest zawodne, to nic nie wiadomo na pewno.

Np. to, że istniał starożytny Egipt i Grecja, to nie jest wcale takie pewne, bo z istnienia piramid, ateńskiego akropolu i innych zabytków wynika tylko, że istnieją jakieś ruiny i kupy kamieni dziwacznie poukładanych, a nie coś takiego, jak starożytna cywilizacja egipska i grecka. Żadna nasza wiedza nie jest pewna, więc dlaczego to miałoby być pewne. Wnioskowanie na podstawie takich szczegółów, jak wspomniane ruiny i inne zabytki, jest zawodne i nie prowadzi do prawdy obiektywnej.

Również nie jest wcale pewne, że istnieje Słońce, Ziemia, a w szczególności inne planety, bo teoria heliocentryczna wcale nie jest taka pewna, jak się niektórym naiwnym racjonalistom wydaje. Niektórzy tacy filozofowie mówią, że „to tylko teoria”, rozumiejąc przez to, że to nie do końca udowodniona hipoteza.

Tedy nic nie wiadomo i wszystko jest możliwe. Czasami przy tej okazji przywoływany jest duch Poppera.

Jeszcze inni uważają, że racjonaliści powinni wspierać i sami głosić sceptycyzm podważający naiwną wiarę innych racjonalistów, że jakiekolwiek twierdzenie oparte na badaniach empirycznych może być prawdziwe. Tylko twierdzenia dedukcyjnie wywiedzione z aksjomatów są prawdziwe, bez względu na to, jakie te aksjomaty są.

Jeszcze inni mówią, że rzeczywiście każdy kot jest zarazem żywy i martwy, chociaż Schroedinger, odkrywca tych kotów, przedstawiał to jako absurd, do którego prowadzi mechanika kwantowa.

W sumie przybywa ostatnio tzw. filozofów mądrali, którzy mówią, że wszystko jest możliwe, nic nie wiadomo, żadne twierdzenie nie jest pewne. W szczególności – mówią – nie można udowodnić, że coś nie istnieje, bo to sprzeczne z logiką.

Spotkałem kiedyś młodego człowieka, który twierdził, że układ słoneczny musiał istnieć, nawet jeżeli nie istnieli ludzie. Jego zdaniem jest to prawda obiektywna. Został zakrzyczany przez filozofujących kolegów, którzy twierdzili, że wcale nie jest to takie pewne, bo prawda obiektywna nie istnieje. A to, że układ słoneczny istnieje, to może być tylko nasze złudzenie.

Niektórzy sceptycy twierdzą natomiast, że istnieje prawda absolutna. Przeczytali o tym w encyklikach Jana Pawła II. Tę prawdę posiada Bóg, a człowiek ją tylko odkrywa. Nawet jednak Kościół i papieże nie odkryli jej do końca i nie wiadomo czy odkryją. Sami tak twierdza. Więc może jednak prawdy absolutnej nie ma, albo nigdy jej nie poznamy, co na jedno wychodzi.

Moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna twierdzi, że ostatnio przybywa filozoficznych mądrali twierdzących, że nauka nic nie udowodniła i nie udowodni, a prawda obiektywna nie istnieje. Mądrale twierdzą, że istnieje za to prawda absolutna, którą bada teologia w oparciu o boże objawienie i zmysł wiary, który zawdzięcza łasce bożej.

Takie to są dylematy współczesnych filozofów mądrali. Dodam, że z zawodności twierdzeń opartych na indukcji warto sobie zdawać sprawę, a sam pojęcia prawdy obiektywnej nie używam. – Alvert Jann

PS. Gorąco polecam artykuł Cezarego Magury „Czy naukowcy zajmują się dowodzeniem nieistnienia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/naukowcy-zajmuja-sie-dowodzeniem-nieistnienia-cezary-magura/

………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” –– https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.

Spotkania przy trzepaku

Maciek Wieczorek. Nauka jak trzeźwy ziomek na zakrapianej imprezie religiantów. Klarownie o istocie wiary.

18 lutego 2021/0 Komentarze/w Blogi Nauka /przez Kuna

Racjonalny obserwator jest jak nieprzyzwoicie trzeźwy kumpel na mocno zakrapianej imprezie, psujący nam zabawe komentarzami w stylu: Może już wystarczy?

Nauka uważana jest przez mentalność religijną za akt „srania do własnego gniazda“

Nauka obiektywizuje bowiem to co jest w religiach święte czyli „ego“.

Może to się wydawać dziwne lecz jednak tak zwany Jezus nie cierpiał za wartości uniwersalne lecz za ciebie.

Konkretnie za ciebie drogi wierzący.

Podobnie: Nie istnieje grzech jako taki. Grzech nie istnieje bez ciebie konkretnie, drogi wierzący. To ty zawsze jesteś grzeszny. I o to chodzi – aby nie rozumieć ani kontekstu ani konkretu lecz aby personalizować.

Ciekawe, że najmniej konfliktów jest w konfrontacji nauki z buddyzmem.

A to właśnie dlatego, że buddyzm – podobnie jak nauka, relatywizuje, uniwersalizuje i obiektywizuje człowiecze „ego“.

W buddyzmie dość powszechnie mówi się: Jest cierpienie, zamiast, jak w religiach: Ja cierpię.

I to jest fundamentalna różnica.

Religie w centrum istnienia lokują „ego“

Tymczasem nauka wpisuje „ego“ w wielopoziomowy, złożony świat wzajemnie kształtujących się elementów.

To jest „sranie do własnego gniazda“.

To odbiera ludziom komfort i satysfakcje z bycia w centrum.

Koncepcje religijne zbudowane są z narcystycznych i infantylnych emocji.

Te emocje są nieprawdopodobnie silne.

Ludzie budują swoje tożsamości nie na naukowych refleksjach lecz na emocjach.

Nauka odbiera ludziom hormonalny koktajl, którym zalewane są nasze mózgi.

Religijny zachwyt, ekstaza i euforia polega na gloryfikacji swoich osobistych emocji.

Naukowy zachwyt polega na świadomości rozumienia, rozpoznawania uniwersalnych praw, mechanizmów, związków, relacji, przyczyn, uwarunkowań, współzależności.

Jezus, który nie umiera za mnie – przestaje być dla mnie interesujący.

Deizm jest właśnie taką próbą stworzenia Jezusa nie umierającego za nikogo.

Obojętność z jaką ta religijna idea jest traktowana uświadamia nam czym w rzeczywistości jest religia.

Religia polega na inwazyjnej dekonstrukcji intelektu i emocji.

Tylko po takiej inwazyjnej ingerencji można przyjąć tak zwane, religijne prawdy.

Zakazane jest zdobywanie wiedzy ( drzewo poznania ), zakazane jest współpraca tworzenia ( Babel ) a błogosławieni są ci, którzy nie widzieli a uwierzyli.

Błogosławiona jest niewiedza i dziecięca naiwność.

Religijne prawdy są tak absurdalne, że muszą zostać ukryte w oparach świętości, tabu, dogmatu, sekretu, tajemnych planów czyli w kwantowej przestrzeni teorii spiskowych, intryg, manipulacji, konfabulacji i mistyfikacji.

Przede wszystkim ukryty zostać musi fakt, że religijne wyobrażenia są zawsze lokalne, zawsze sformatowane są według lokalnych wzroców, wpływów i warunków.

Dlatego Eskimosi nie mają boga piasku a ludy żyjące na Saharze boga śniegu.

To trzeba koniecznie zakłamać.

Zakłamać należy również to, że religijne wyobrażenia permanentnie dostosowują się do naukowych odkryć, do weryfikowalnych dowodów i uniwersalnych interpretacji oraz obiektywizacji naszych aktów poznawczych.

Przez tysiące lat cały nasz system społeczny dostosowany był do mentalności magicznej i religijnej.

Nauka potrafiła uwolnić się i uniezależnić od tych fałszywych i błędnych wrażeń i opresji.

Dawkins w swojej wspaniałej książce „Samolubny gen“, która niestety jest często źle rozumiana, pisze mniej więcej tak: … jesteśmy wprawdzie motywowani przez samolubne geny lecz dzięki nauce potrafimy się im przeciwstawić. Potrafimy rozpoznać i tworzyć wartości uniwersalne. Religie tego nie potrafią.

To jest kwintesencja jego przesłania.

Wychowywanie dzieci oraz budowanie wspólnoty na utrwalaniu wiary w duchy, demony, diabły, anioły i moce nadprzyrodzone – gwałci nasz intelektualny potencjał i naszą wrażliwość etyczną.

Odrzucenie tego ewolucyjno-kulturowego obciążenia jest konieczne w podróży naszej samoświadomości, przez czas i przestrzeń.

Maciek Wieczorek

Przełomowe odkrycie naukowców z UW. Koncerny już zapłaciły za nie ponad 600 mln dol. A było to w 2016 roku!

17 stycznia 2021/0 Komentarze/w Aktualności Nauka /przez Kuna

O SZCZEPIONCE NA COVID (I NA RAKA).

Ryszard Straus

 

Okazuje się, że szczepionka przeciw COVID powstała dzięki przełomowemu odkryciu polskich uczonych. Opracowali oni i opatentowali metodę zwiększenia trwałości i produktywność mRNA, bez czego tej cząstki nie dało się stosować praktycznie, bo była nietrwała.

Prace toczyły się od 1980 roku, a patenty uzyskano w 2007 i 2008 roku. Tylko, że potem trzeba było przeprowadzić badania kliniczne, a to koszt rzędu 20-40 mln dolarów. Uniwersytetu Warszawskiego nie było na to stać, rodzime koncerny farmaceutyczne też się nie kwapiły. Zwrócono się więc do inwestorów zagranicznych i ostatecznie badania sfinansowała (nie zgadniecie Państwo!) – niemiecka firma BioNTech, aby pracować nad szczepionką na raka. I ta firma ma prawa do dalszej odsprzedaży tych patentów. Do 2016 roku sublicencje kupiły od niej giganty farmaceutyczne Roche i Sanofi, płacąc każdy po 300 milionów dolarów. Do Polski – instytutów i uczonych – spłynęło z tego tytułu kilka procent.

Zapewne wszyscy słyszeliśmy, kto to jest Robert Lewandowski, Zenek Martyniuk czy Krystyna Janda. Ale czy komuś z nas obiło się chociaż o uszy nazwisko JACEK JEMIELITY? A to on kierował zespołem, który opracował wynalazek na skalę światową (co dopiero teraz jesteśmy w stanie docenić). Cóż się jednak dziwić. Sprawdziłem. W Wikipedii hasło „Robert Lewandowski” zawiera 14.621 wyrazów, a hasło „Jacek Jemielity” – 163.

Kotłują mi się myśli i o tym, jakimi niesprawiedliwymi ścieżkami raczy chadzać popularność; i o tym, jak beznadziejnie słaba jest nasza polityka w zakresie finansowania nauki i wspierania innowacji.

xxx

Poniżej artykuł relacjonujący konferencję prasową na ten temat z 2016 roku (tej konferencji zorganizowanej przez UW, nie raczył zaszczycić swoja obecnością ani przedstawiciel ministerstwa nauki, ani ministerstwa rozwoju, mimo zaproszeń wystosowanych przez Rektora).

 

Artykuł wyjaśniający dokładnie zawiłości tematu…

Money.pl 

 

36 rocznica śmierci Laureata Nagrody Nobla, angielskiego fizyka Paul’a A.M. Dirac’a, a jego przesłanie znowu aktualne…

20 października 2020/0 Komentarze/w Aktualności Nauka /przez Kuna

 

Dzisiaj mija 36 lat od śmierci (20 października 1984r) największego angielskiego fizyka- jednego z twórców mechaniki i elektrodynamiki kwantowej. Laureat Nagrody Nobla

Paul Adrien Maurice Dirac

Najważniejszym wkładem Paula A. M. Diraca w rozwój mechaniki kwantowej jest odkryte przez niego w 1928 roku równanie falowe opisujące elektron w sposób relatywistycznie niezmienniczy. Dzisiaj znane jest ono jako równanie Diraca. Równanie to pozwoliło mu na przewidzenie istnienia pozytonu – antycząstki elektronu.

” Nie potrafię zrozumieć, czemu marnujemy czas dyskutując o religii. O ile jesteśmy uczciwi, a naukowcy powinni być tacy, musimy przyznać, że religia jest zbieraniną fałszywych stwierdzeń, bez żadnych podstaw w rzeczywistości. Sama idea Boga, to wytwór ludzkiej wyobraźni. To zupełnie zrozumiałe, dlaczego pierwotni ludzie, którzy o wiele bardziej byli narażeni na łaskę i niełaskę sił przyrody, niż my dzisiaj, personifikowali te siły w strachu i z drżeniem. Ale dziś, gdy już zrozumieliśmy tak wiele naturalnych procesów w przyrodzie, nie mamy takiej potrzeby. Nie mogę dostrzec, za żadne skarby świata, jak Wszechmogący Bóg pomaga nam w jakikolwiek sposób. To, co widzę – że to założenie prowadzi do tak bezproduktywnych pytań – dlaczego Bóg pozwala na tak wiele nieszczęść i niesprawiedliwości, wyzysku biednych przez bogatych i wszystkich innych okropności. Mógł temu zapobiec. Jeśli religia jest ciągle nauczana, to bynajmniej nie z powodu, iżby jej idee wciąż nas przekonywały. Lecz po prostu dlatego, że niektórzy z nas chcą zapewnić spokój klas niższych. Spokojnymi ludźmi jest o wiele łatwiej rządzić niż krzykliwymi i niezadowolonymi. Jest też znacznie łatwiej ich eksploatować. Religia to rodzaj opium dla ludu, które pozwala uśpić ludzi w pobożnych marzeniach i skłonić aby zapomnieli o krzywdach, jakie są im wyrządzane. Stąd wynika sojusz owych dwu wielkich potęg politycznych, państwa i Kościoła. Państwo i Kościół potrzebują iluzji, że dobry Bóg nagrodzi ludzi w niebie, nie na ziemi – tych wszystkich którzy godzą się na niesprawiedliwości, którzy wypełniają swoje obowiązki cicho i bez narzekania. Dlatego właśnie uczciwe stwierdzenie, że Bóg jest tylko wytworem ludzkiej wyobraźni, nazywane jest przez Kościół najgorszym ze wszystkich grzechów śmiertelnych.”

 

Pamiętał i przypomniał :

Roman Kryszak

 

komentarz :

Kuna2020Kraków

Polecamy łaskawej pamięci dzisiejszych studentów wszystkich uczelni w Polsce, w chwili gdy ma miejsce bezprecedensowy atak na autonomię i samorządność instytucji, będących ostatnim przyczółkiem dla Nauki i miejscem racjonalnego dyskursu o rzeczywistości takiej, jaką ona jest w swej weryfikowalnej istocie.

 

 

Wpisy Peryferium Leszka

Nabożeństwo z fizyki – dlaczego nie? Kościół ateistyczny raz jeszcze…

13 stycznia 2020/0 Komentarze/w Blogi Księga paradoksów /przez Leszek Salomon

Ateistyczny kościół to jeden z takich pomysłów, który potrafi niemal w równym stopniu „oburzyć” teistów, jak i ateistów. Nie ukrywam więc, że jest to więc swego rodzaju prowokacja w dodatku czyniona przez mnie po raz kolejny. Ponieważ jednak pomysł (jak i reakcje na niego) wciąż nie daje mi spokoju, postanowiłem go postawić ponownie – tym razem nieco bardziej komplikując sprawę…
Na starcie jednak muszę doprecyzować – chodzi nie tyle o kościół ateistyczny, ile Nauki, co może niekoniecznie ograniczać dostęp do niego teistom. To ważne, bo wśród już istniejących projektów tego typu (np. w USA) mam wrażenie, bardziej chodziło o „odessanie” jedynie stwórcy i związanych z nim dogmatów i pozostawianie całej reszty, a więc poczucia wspólnoty wynikającej z określonego ceremoniału. Czyli nadal pląsamy w uniesieniu, tyle że słuchamy trochę innych kazań…  Chyba łatwo zgadnąć, skąd takie pomysły się biorą – zapewne z prostej obserwacji dowolnej religijnej wspólnoty, w której znakomitą większość tworzą członkowie albo „przymuszeni” tradycją, albo realizujący ponoć przyrodzone nam potrzeby duchowe, które jednak (jak tego dowodzi mnogość religii)  z dana mitologią wiele wspólnego nie mają. Tak więc liczy się „pląs” a nie formalny jego powód – bo ten prawdziwy i tak wynika z naszej psyche…
Jednak nie taki kościół chciałem proponować, choć być może liczę, że jakieś ujście dla tych naszych potrzeb duchowych oraz poczuciu przynależności do wspólnoty i w nim by się znalazło. Zanim jednak opiszę jego zasady dokładnie, jeszcze jedna ważna dygresja.
Już słyszę te głosy oburzenia – kościoły to wspólnota wiernych! Ateiści to przecież niewierzący!
Czy na pewno? Jeśli zastanowić się nad tym całkiem spokojnie, to chyba nie ma większej różnicy – wszyscy opieramy się na jakiejś wierze. Owszem w przypadku ateizmu inaczej nieco rozumianej, ale to wciąż raczej identyczny mechanizm. Ateista też jedynie wierzy w ustalenia nauki, no bo kto z Was, drodzy ateiści, sprawdzał ostatnio prawo Ohma? Albo istnienie fal elektromagnetycznych? Przecież nawet nie mamy właściwego instrumentarium i często wiedzy — musimy uwierzyć! Owszem, istnienie i możliwość działania np komórki każe nam domniemywać, że wszystkie ustalenia naukowe, które pozwoliły ostatecznie ją zbudować, są prawdziwe, jednak ilu z Was widziało jakąś inną, poza Drogą Mleczną, galaktykę? A przecież nie wątpicie w ich istnienie? Tak więc przyjmujemy to wszystko na wiarę, bo stoi za tymi ustaleniami autorytet Nauki — tak jak autorytet tego czy innego Boga, stoi za przeświadczeniem o prawdziwości religijnych dogmatów. Pewnie teiści nadal będą oburzeni (i pewnie ateiści także) dowodząc przeróżnych „cudowności” w akcie Wiary i związanych z nim ceremoniałów, ale pozwólcie, że sobie daruję ich obalanie – wystarczy dla mnie już to, co napisałem, a więc nie stoi za tymi cudownościami autorytet nauki. Jeśli kościół, to wspólnota wiernych, to już nic nie stoi na przeszkodzie, by taką wspólnotę tworzyli np ateiści, czy w tym wypadku nawet racjonaliści i sceptycy.
Przejdźmy zatem do naszkicowania owego Kościoła Nauki. Dla lepszego zrozumienia analogi będę posługiwał się w punktach zwrotami zaczerpniętymi z religijnej terminologii.

1.  Sfera dogmatu i mitologia.
Tu sprawa prosta – w miejsce Boga i całej mitologii podstawiamy aktualne ustalenia naukowe. Tzw. „słowo boże” w tym kościele to głos samej nauki. Rzetelnej, sprawdzonej, niepodważalnej w takim stopniu, do jakiego sama się przyznaje. Zero twierdzeń „naukawych”, zero teorii spiskowych – wręcz podręcznikowa wiedza na której stoi cały gmach nauki. To nic nie szkodzi, że sama nauka się zmienia i czasem poprawia własne ustalenia – właśnie temu miałby tez służyć nasz kościół służyć, by je prezentować. Na marginesie – takim miejscem, które miało dać wszystkim nieograniczony dostęp do wiedzy i podnieść kaganek oświaty, miał być  … internet. Jaki z niego dziś jest pożytek i jak generuje kolejne zastępy ignorantów, to chyba nie muszę opisywać.

2. Kapłani
Oczywiście, że muszą być i w tym kościele byliby niezwykle ważni. Problem w tym, że musieliby to być ludzie szczególnego typu – z jednej strony posiadający akademicką wręcz wiedzę, z drugiej zaś zdolni do przekazywania wiedzy w sposób przystępny. Dlatego nie liczyłbym na prawdziwych badaczy – ani nie mają na to czasu, ani zapewne mało kto by cokolwiek rozumiał z ich „kazania”. To muszą być popularyzatorzy wiedzy zdolni dostosować się do poziomu odbiorcy. To trudna sztuka, ale przecież nie wszyscy dobrze wykształceni i zdolni dydaktycznie (choćby tylko gawędziarsko) ludzie zostają naukowcami. Ponadto są jeszcze pasjonaci.

3. Wierni.
To ludzie, którzy sami są ciekawi, a chcieliby też zaszczepić głód wiedzy swoim pociechom. Jednak jedną rzecz – w porównaniu do wspólnot religijnych – należałoby zmienić, tj. bierność wiernych. To musiałby być kościół interaktywny, prowokujący do zadawania pytań i precyzyjnie na nie odpowiadający. Jak mogłoby to wyglądać? Zajrzyjcie pod ten link – prawda, że wciąga? A biologia, chemia, historia (no tu byłby pewnie problem ze względu na tzw polityki historyczne), a inne przedmioty? Przecież nie istnieją głupie pytania, najczęściej to odpowiedzi są głupie, czego wciąż doświadczamy.

4. Ceremoniał, liturgia czy jak tam to się jeszcze nazywa.
Tu zostawiłbym wolną rękę kapłanom i wiernym w danej grupie warunek tylko jeden – cała ta forma nie może przesłonić treści, a więc głoszeniu  słowa naukowego…

To właściwie wszystko i doskonale zdaję sobie sprawę, że zaraz ktoś stwierdzi – przecież to najzwyklejsza świetlica, a nie kościół! Tylko czy te świetlice rzeczywiście tak działają? Czy kiedykolwiek uzyskają rangę, jaką przypisujemy kościołom? A może, my ateiści, racjonaliści, humaniści i sceptycy potrzebujemy jednak instytucjonalnej konsolidacji w rodzaju kościoła, w którym dogmat byłby tylko jeden: To nauka odsłania prawdę o otaczającym nas świecie. Teoretycznie takim miejscem jest szkoła, czym jednak wytłumaczyć zalew nonsensownych teorii w rodzaju płaskiej ziemi, chemitrails, czy szkodliwości szczepień? Czy także jej nie popsuto nie ucząc w niej samodzielnego myślenia, że o raku religii nie wspomnę? Czy nie odnosicie wrażenia, że w świecie globalnej sieci z kompendium wiedzy w każdym telefonie, mnogością bibliotek i placówek oświatowych ignorancja jednak wzrasta?
Jeśli o mnie chodzi, nie miałbym żadnych oporów – już w najbliższą niedzielę (może być dla odmiany poniedziałek) udałbym się na taką naukową „mszę” i tylko szkoda, że dzieci mi już wyrosły i odleciały…

Leszek Salomon

Tagi

-pandemia aborcja absurd Alvert Jann Andrzej antyklerykalizm ateizm ateiści bóg demokracja edukacja epidemia fraszka Fundacja "Nie lękajcie się" Gerlach indoktrynacja Jarosław Juliusz Kalafaticz klerykalizacja klerykalizm Koalicja Ateistyczna kobiety Korzan Kostorz kościół katolicki nauka ordo iuris Paetz pedofilia PiS polityka prawa człowieka prawo przemoc Rakiija religia społeczeństwo teologia Tomasz ustawa Wocial Włodek Zenon Ziobro

Archiwa

Zaloguj się

  • Lost Password
Ta strona korzysta z plików cookies. Warunki przechowywania i dostępu do cookies możesz ustawić w Twojej przeglądarce. Accept Polityka cookies
Polityka Cookies

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT
Scroll to top