Spotkania przy trzepaku

Warszawa – notatnik pedofilii. Część 9 i 10

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część IX.

Pamiętacie Państwo jak abp Henryk Hoser powoływał się na fakt, że w wypadku grzechu pedofilii ks. Grzegorza Kocięckiego nie mamy do czynienia z recydywą. Pisał o tym nawet w specjalnym komunikacie. Otóż, zaledwie w kilka dni po tym komunikacie arcybiskupa, do biura Prokuratury Rejonowej w Wołominie zgłosił się inny dawny ministrant ks. Grzegorza Kocięckiego, wówczas już dorosły mężczyzna, który opowiedział, co robił z nim dawny wikary z parafii w Radzyminie, a potem proboszcz w Otwocku Wielkim. Mężczyzna zgłosił się, gdy przeczytał o procesie i skazaniu ks. Grzegorza Kocięckiego. Chodziło tutaj o wyrok skazujący z dnia 28 marca 2013 roku, gdzie kościelny dewiant dostał rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. Tak więc, ordynariusz warszawsko-praski sam jakby wywołał demony z przeszłości.

W październiku 2013 roku ruszyło drobiazgowe śledztwo w wyniku którego stwierdzono, że dawny ministrant został wtedy wielokrotnie zgwałcony przez swojego księdza. Tym razem, gdyż ksiądz miał już jeden wyrok w „zawiasach”, zastosowano na wniosek prokuratora areszt pedofila. Zatrzymanie księdza obiło się szerokim echem po diecezji, już trudno było sprawę tuszować, gdyż śledziły ją lokalne media. W dniu zatrzymania rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie-Pradze stwierdziła, że: „Został zatrzymany na polecenie prokuratora. Jutro będą prowadzone z nim czynności”. Tyle suchy komunikat urzędu prokuratorskiego.

Śledztwo zakończyło się aktem oskarżenia w którym czytamy między innymi: że miało dojść do „współżycia z nieletnim” i że odbywało się „w sposób ciągły od dnia 1 stycznia 2000 roku do dnia 7 stycznia 2003 roku w parafii w Radzyminie i w Otwocku Wielkim”.

Ale jest już wtedy 2013 rok, to nie czasy naszego świętego rodaka czy jego niemieckiego następcy, gdy tylko wykonywano w całym Kościele Powszechnym pozorne działania, a tak naprawdę wykorzystywano każdą okazję, aby jedynie ratować wizerunek instytucji i kościelnych sprawców, jednak zawsze kosztem ofiar. Na tronie św. Piotra zasiada od marca 2013 roku papież Franciszek. W wielu krajach na świecie lecą głowy hierarchów. Po raz pierwszy na taka skalę.

W diecezji warszawsko-praskiej jej ordynariusz, abp Henryk Hoser też dokonał pewnych zmian, nie jakościowych, a jedynie wizerunkowych. Rzecznikiem diecezji zostaje osoba świecka, Mateusz Dzieduszycki, co wielu mydli oczy, gdyż nowy rzecznik diecezji, jak wielu rzeczników w strukturach politycznych umie zadbać o wizerunek instytucji, która reprezentuje.

Nikt z władz diecezji nie myśli poważnie o rozliczeniu i ukaraniu ks. Grzegorza Kocięckiego, tym bardziej o losie jego ofiar, ale rzecznik diecezji wydaje komunikaty, które zmierzają do stwarzania pozorów istotnych zmian w diecezji. W jednym z nich, z dnia 20 marca 2014 roku, gdy sprawa była już bardzo medialna, czytamy między innymi: „Jesteśmy w kontakcie z osobą poszkodowaną, której zaoferowaliśmy pomoc duszpasterską i psychologiczną”. Takiego komunikatu nie było jeszcze przed rokiem, gdy ruszał pierwszy proces karny ks. Grzegorza Kocięckiego. Na szczęście ten wykorzystany seksualnie dawny jego ministrant, szybko zorientował się w prawdziwych intencjach władz diecezji warszawsko-praskiej i zareagował we właściwy sposób. Wydał komunikat w którym stwierdził: „Nie oczekuję pomocy psychologicznej od ludzi Kościoła, oczekuję odsunięcia pedofilów od pracy z dziećmi, przeprosin i sprawiedliwości”.

To co nastąpiło później najlepiej obrazuje poziom hipokryzji i stopnia zakłamania władz tej diecezji, ale wydawane w 2014 roku komunikaty, niejednego jednak wprowadziły w błąd. Szczegóły już wkrótce.

Ciąg dalszy nastąpi…

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część X.

Ta druga sprawa karna ks. Grzegorza Kocięckiego, o której pisałem w ostatniej odsłonie tego cyklu, zakończyła się decyzją sądu o umorzeniu postępowania. Kilku prawników z którymi o tym rozmawiałem jest oburzonych taka decyzją sądu. Trudno jest mi także dotrzeć do ustaleń sądu i do uzasadnienia tej decyzji, gdyż toczyła się ona za zamkniętymi drzwiami. Według jednego z moich informatorów sąd ten doszedł do wniosku, że: „argumenty zgromadzone przez prokuraturę w tej sprawie okazały się niewystarczające”. Mój drugi informator stwierdził, że: „Z powodu przedawnienia umorzono to postępowanie”. Obaj jednak zgodnie sądzą, że „sąd był sparaliżowany tym, że sądzi duchownego”. Tym bardziej takiego, który ma już wyrok więzienia w zawieszeniu na cztery lata. W wypadku uznania go winnym, a była wiosna 2014 roku, sąd musiałby orzec więzienie dla pedofila. Komentarz w tej sprawie pozostawiam już samym czytelnikom, a ja z obowiązku sprawozdawcy tych wydarzeń, jedynie cytuję te dokumenty do których mam dostęp.

 

 

Ale ks. Grzegorz Kocięcki, mimo iż skutecznie uniknął kary więzienia w 2013 i w 2014 roku, miał wtedy nadal „pod górkę” z naszym wymiarem sprawiedliwości. Pojawiły się bowiem kolejne ofiary z dawnej parafii w Otwocku Wielkim. Proces w tej sprawie toczył się w Sądzie Rejonowym w Otwocku, a właściwie ślimaczył się i wydawało się już, że nigdy się nie zakończy. Ksiądz kluczył, nie zjawiał się w sądzie, nie można było go przesłuchać całymi miesiącami. Zwolnienia lekarskie, matactwa, zmiany obrońcy, żądania aby rozpocząć proces na nowo…

Ale w dniu 29 grudnia 2015 roku zapadł wreszcie wyrok. Ksiądz „został uznany winnym i skazany za czyn z artykułu 200, paragraf 1, Kodeksu Karnego na karę jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres dwóch lat oraz karę grzywny w wysokości 3 tysięcy złotych”. Doszło do apelacji, ale Sąd Okręgowy w Warszawie-Pradze wyrok utrzymał w mocy.

Jesteście Państwo w szoku, twierdzicie, że to skandal. Jak to możliwe, że ten sam facet, postawiony przed sądem z tego samego paragrafu, wieloletni pedofil wobec 10-11 letnich chłopców, zostaje w marcu 2013 roku skazany na zawiasy na cztery lata, w 2014 postępowanie wobec niego umorzono, a w grudniu 2015 roku, gdy obowiązywały jeszcze „zawiasy” z pierwszego wyroku, dostaje ponownie zawiasy? Cuda, proszę państwa, cuda…

Pewien zaprzyjaźniony ze mną prawnik, gdy konsultowałem z nim te wyroki i zapytałem dlaczego prokuratura w grudniu 2015 roku nie zwróciła uwagi, że oskarżony ma już „zawiasy” i jest w trakcie trzeciego procesu o pedofilię, zaśmiał się głośno i powiedział do mnie, że chyba zapomniałem o tym kto w 2015 roku był pierwszym prokuratorem w tym kraju i decydował o karierze każdego prokuratora w tym kraju. I co Państwo na to?

No i ta grzywna w wysokości 3 tysięcy złotych. Honorarium obrońcy kościelnego pedofila było wtedy nieporównywalnie wyższe. I to niech będzie cały mój komentarz do tego rozstrzygnięcia sądu.

Jedna z osób zarzuciła mi, że uwziąłem się na tego kapłana. Otóż nie chodzi mi o tego konkretnego księdza. Nie ma tu żadnego znaczenia, że to działo się w tej czy innej diecezji. Od pierwszego odcinka cyklu tłumaczę, że ten przykład, tak dokładnie opisywany z cytatami z wielu dokumentów, ma na celu opisanie i przybliżenie czytelnikom pewnego skutecznego schematu działania polskiego Kościoła i jego hierarchii w kwestii pedofilii i stosunku do nieletnich ofiar. Tylko tyle i aż tyle.

A skoro już o polskiej hierarchii kościelnej tutaj mowa, to odsłonię w kolejnych odcinkach tego cyklu wszystkie znane mi szczegóły działań ordynariuszy warszawsko-praskich, po skazaniu ich podwładnego. Będzie to najlepszą ilustracją tego w jakim miejscu w walce z kościelną pedofilią jesteśmy, jako naród i wspólnota wiernych, i ile jeszcze drogi przed nami.

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

Warszawa – notatnik pedofilii. Część 7 i 8

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część VII.

Zapewne wielu czytelników, tak jak i warszawskich wiernych, nie zna szczegółów działań kościelnej hierarchii, dotyczącej ochrony swoich zdemoralizowanych podwładnych. Warto więc przypomnieć kilka istotnych faktów w sprawie warszawskiego pedofila, ks. Grzegorza Kocięckiego.

Ostatecznie po długim procesie karnym, w marcu 2013 roku, zapadł w tej sprawie pierwszy wyrok w Sądzie Rejonowym w Otwocku. Sąd nie miał wówczas wątpliwości co do winy księdza proboszcza z Otwocka, a przewodnicząca składu sądowego, w ustnym uzasadnieniu podkreśliła, że nawet gdyby obrona oskarżonego księdza tutaj udowodniła, że do takiego postępowania doszło za rzekomą zgodą ofiar, to sprawca był dorosłym mężczyzna, a ofiarą 11-letni chłopiec. Niestety wyrok był niezwykle łagodny. Kościelny pedofil został skazany zaledwie na rok pozbawienia wolności, a wykonanie wyroku zawieszono mu na cztery lata. Oskarżony ksiądz nawet nie pofatygował się podczas ogłaszania wyroku do sądu, występował z wolnej stopy, a w sądzie reprezentował go jedynie adwokat.

 

 

Od czasów otwockich skazany kapłan był stale przenoszony na różne parafie w charakterze proboszcza, nigdy nie był zdegradowany przez żadnego swojego ordynariusza, a od 2010 roku był proboszczem na niezwykle dochodowej parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, Matki Pięknej Miłości na warszawskim Tarchominie. To okolica warszawskiej Białołęki, gdzie znajduje się najsłynniejszy areszt śledczy w stolicy, a w nim pedofile i kryminaliści wszelkiej maści. Już sama nazwa parafii ks. Grzegorza Kocięckiego brzmi niemal jak prowokacja. Kto o tym zdecydował? Ordynariusz warszawsko-praski, abp Henryk Hoser (1942-2021). Bez komentarza.

 

 

 

Czy wyrok sądu zrobił wrażenie na jego przełożonych? Odpowiedzią mogą być jedynie fakty. W dwa miesiące po wyroku skazany ksiądz proboszcz zorganizował wyjazd z dziećmi pierwszokomunijnymi do Sanktuarium Św. Faustyny. Pominę rzeczy które wówczas mówił o potrzebie ochrony naszych dzieci przed demoralizacją. Organizował procesje z najświętszym sakramentem, wygłaszał do dzieci kazania i konferencje, spowiadał i udzielał komunii. Towarzyszyły mu panie katechetki i były zachwycone… Zdjęcia z tych wyjazdów dołączam do tego wpisu.

 

 

W dniu 4 września 2013 roku, o godzinie 10:00, pół roku po wyroku (!!!), skazany ksiądz pedofil poświęcił nowy budynek szkolny przy ulicy Brzeskiej 12 w Warszawie. To znana Medyczna Szkoła Policealna nr 3 w Warszawie, przeniesiona z wcześniejszej lokalizacji z ulicy Hożej w Warszawie. Zdjęcie z tej uroczystości też dołączam do tego wpisu. Warszawska szkoła na Hożej istniała od 1946 roku, miała wówczas aż ponad 5 tysięcy absolwentów, a jednym z nich był właśnie Grzegorz Kocięcki. I tu jedna uwaga, pedofilowi machającemu po nowej szkole kropidłem ze święconą wodą towarzyszył zachwycony jego obecnością Marszałek Województwa Mazowieckiego, Adam Struzik z PSL, co warto przypomnieć tym politykom, którzy nie grzeszą nadmierną pamięcią. Nie wszystko bowiem co dotyczy ochrony kościelnych pedofilów nosi symbole PIS-u. No chyba, że mnie ktoś tutaj zacznie przekonywać, że marszałek województwa nie wiedział wtedy o marcowym wyroku sądu i dewiacyjnych wyczynach (już od co najmniej 12 lat!!!) proboszcza od Najświętszej Maryi Panny Matki Pięknej Miłości w Warszawie.

Jednym słowem nic się nie zmieniło od 2001 roku w życiu kościelnego dewianta. Przez kolejne 12 lat!!! Awansował, zarabiał coraz więcej i był pupilem władzy, zarówno swojej kościelnej jak i tej politycznej. Nawet wyrok sądu tego nie zmienił. I nie wiadomo jak długo taka sytuacja trwałaby nadal, gdyby do całej sprawy nie wkroczyli dziennikarze. Ci wredni, bo liberalni, czyli oczywiście ci z TVN24.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część VIII.

W dzisiejszej odsłonie poznacie Państwu kulisy postępowania władz diecezji warszawsko-praskiej, pół roku po skazaniu pedofila z Otwocka i proboszcza z warszawskiego Tarchomina, w stosunku do niego, jego ofiar i parafian.

Otóż do czasu emisji słynnego materiału stacji TVN24, która ujawniła kompromitujące fakty dotyczące ks. Grzegorza Kocięckiego oraz kulisy jego skazania przez sąd, kuria warszawsko-praska nie podjęła wobec niego żadnych działań prawnych czy kanonicznych, nie mówiąc o ewentualnym pozbawieniu go stanowiska proboszcza i umieszczeniu w miejscu, gdzie nie miałby kontaktu z małymi dziećmi. Oczywiście także w stosunku do ministrantów-ofiar tego księdza nie podjęto żadnych działań zmierzających do jakiegokolwiek zadośćuczynienia. Tym bardziej wierni z parafii otwockiej czy tarchomińskiej nie mogli liczyć na jakiekolwiek wyjaśnienia.

Po emisji materiału z dziennikarskiego śledztwa w TVN24, ruszyła w naszym kraju burza medialna. Kuria warszawsko-praska w osobie swojego kanclerza i rzecznika, ks. Wojciecha Lipki, podjęła nieudolne próby tłumaczenia całej sytuacji.

W dniu 27 wrześniu 2013 roku ks. Wojciech Lipka na zwołanej przez siebie specjalnej konferencji prasowej powiedział tam między innymi, próbując tłumaczyć dotychczasową bierność władz swojej diecezji, że: „Wyrok nie jest prawomocny”. Po pierwsze był on prawomocny, więc kanclerz warszawsko-praski „cudownie mijał się z prawdą”, żeby nie powiedzieć, że łgał jak pies. Ale załóżmy, że wyrok na księdza nie był prawomocny i zapadł pół roku temu, więc co… Już w dniu kiedy padło samo podejrzenie, że tarchomiński proboszcz jest tym potencjalnym pedofilem z Otwocka, to powinien zostać już odwołany i ewentualnie przywrócony do duszpasterstwa po ewentualnym uniewinnieniu i to w dwóch postępowaniach: karnym i kanonicznym. A kuria od 2001-2002 roku go kilkakrotnie przenosiła i wiedziała dlaczego to robi. Kiedy ks. Grzegorz Kocięcki został objęty śledztwem organów ścigania kuria nie wiedziała? Gdy postawiono mu w prokuraturze zarzut i skierowano sprawę do sądu nie wiedziała? Gdy przez tyle miesięcy trwał proces nie wiedziała? Pół roku po wyroku też nie wiedziała? Jak więc dobrze, że mamy TVN24!!!

Na tej samej konferencji kanclerz warszawsko-praski stwierdził także, że: „W sprawie księdza jednej z warszawskich parafii (bał się publicznie przyznać o której warszawskiej parafii wówczas mówi!!!) oskarżonego o pedofilię nie ma jeszcze prawomocnego wyroku sądu. Od wyniku postępowania sądowego będzie dalej zależało dalsze postępowanie kanoniczne i wynikające z niego konsekwencje”. O znowu tutaj mała poprawka. Postępowanie kanoniczne wobec pedofilów w sutannach i habitach winno toczyć się w sadach biskupich niezależnie od sądów państwowych. Nie ma watykańskiego zarządzenia, że należy z tym czekać do wyroków sądów państwowych. W innych bowiem krajach, a kościelna pedofilia występuje we wszystkich krajach na świecie gdzie pracują księża i zakonnicy, niekiedy takie sprawy kanoniczne kończą się jeszcze przed karnymi, a pedofile są usuwani ze stanu kapłańskiego bez względu na tempo prac świeckich organów ścigania, prokuratury czy sądów państwowych. A te słowa padły publicznie, aż pół roku po ogłoszeniu wyroku!!! Znowu przez ten okropny TVN24!!!

Ale ks. Wojciech Lipka (tutaj na dołączonym do wpisu zdjęciu), brnął w szaleństwo nadal i na pytanie o powody braku reakcji władz diecezji stwierdził także, że: „Księdza nie odwołano z urzędu, bo były to czyny dawne, z 2001 roku, zatem nieaktualne. Gdyby były aktualne, reakcja byłaby natychmiastowa”. Czyli ksiądz sprawca został za swoje czyny pedofilskie skazany pół roku wcześniej przez sąd karny, ale dla władz diecezji warszawsko-praskiej te czyny były zbyt mało aktualne, aby zasługiwały na ich reakcje. Dopiero po emisji w TVN24 jednak księdza odwołano z warszawskiego Tarchomina. Siła sprawcza TVN24!!!

Ks. Wojciech Lipka podejmował też głupawe próby lekceważenia tego co naprawdę zaszło w wyniku zachowania ks. Grzegorza Kocięckiego w stosunku do 11-letnich ministrantów z Otwocka, gdy powiedział, że: „Inne czynności seksualne wobec nieletniego to kwestia podlegająca interpretacji”. Jakiej interpretacji? Pół roku po wyroku sądu? Kto ma jej wtedy dokonywać w tej sprawie? Ordynariusz warszawsko-praski, abp Henryk Hoser? Jego kanclerz ks. Wojciech Lipka? A może obaj razem? To jeszcze niech zaproszą do tego ofiary i sprawcę.

A pamiętacie Państwo jak zachowywał się ks. Wojciech Lipka w słynnej sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego? Gdy ten ostatni popadł w ostry konflikt właśnie z abp Henrykiem Hoserem i poniósł wówczas daleko idące konsekwencje kanoniczne? Porównajmy „winy” tych dwóch kapłanów: ks. Wojciecha Lemańskiego i ks. Grzegorza Kocięckiego, obaj z jednej diecezji i podlegający jednemu ordynariuszowi. Widać tutaj różnicę?

Kiedy kanclerz warszawsko-praski brnął coraz bardziej w kłamstwa i kompromitował zarówno swoją diecezję jak i swojego ordynariusza, arcybiskup Henryk Hoser niespodziewanie go odwołał z zajmowanego stanowiska. Ale sam też wkrótce wypadł dramatycznie, gdy próbował sam bronić swoich decyzji, albo wręcz ich braku, w sprawie skazanego pedofila z Otwocka. Powiedział jednej z gazet: „Usuwanie z urzędu w tej fazie procesowej jest środkiem zapobiegawczym. Przełożony jest zobowiązany ocenić, czy osoba jest zagrożeniem dla otoczenia. Sąd nie zakazał mu kontaktu z dziećmi i młodzieżą, nie zastosował nawet aresztowania. Nasza analiza wykazała, że nie mamy do czynienia z przypadkiem recydywy”. Najpierw się wykorzystuje wszystkie możliwe kontakty władz diecezji, także z politykami oraz prawnikami, aby dany ksiądz-pedofil odpowiadał przed sądem z wolnej stopy i broń Boże nie trafił wcześniej do aresztu śledczego, a potem wykorzystuje się właśnie ten fakt do usprawiedliwienia swojej bezczynności, aby wiele miesięcy po skazaniu nadal twierdzić, że nie należy go usunąć ze stanowiska proboszcza, gdyż ksiądz nie jest recydywistą. Dzięki Bogu już nie upijał swoich nieletnich ministrantów, już nie molestował ich w zakrystii i w swoim mieszkaniu. To może dać mu z wdzięczności godność prałata i kanonika!!!

Ale kolejne skandale z udziałem ks. Grzegorza Kocięckiego, a także jego przełożonych miały nadejść już wkrótce. Gdy cały kurz opadnie, widzowie i wierni już zapomną, a materiał z TVN24 trafi do archiwów redakcji.

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

Warszawa – notatnik pedofilii. Część 5 i 6

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część V.

Być może przykład ks. Grzegorza Kocięckiego nie zasługuje na to, aby poświęcać mu aż tyle czasu na tym blogu, bo przecież mamy jeszcze znacznie gorsze i brutalniejsze przykłady deprawatorów naszych dzieci noszących sutanny czy habity. Ale nie osoba tego pedofila jest tutaj istotna, ale pewne mechanizmy, które od lat są niemal schematem działania w naszym Kościele i wiele wskazuje na to, że pozostanie tak jeszcze długo.

W tym wpisie zwrócę uwagę czytelników na zachowanie i działania naszych polskich hierarchów w sprawie tego kościelnego dewianta, a przede wszystkim na niemal pewien iście mafijny system wzajemnych powiązań pomiędzy nimi.

Ale zacznijmy od początku. Młody Grzegorz Kocięcki został przyjęty so seminarium warszawskiego w 1981 roku, gdy jego rektorem był znany polski biblista, ks. prof. Kazimierz Romaniuk (rocznik 1927), jeden z żyjących jeszcze tłumaczy Biblii Tysiąclecia. Od wielu lat najbliższy współpracownik metropolity warszawskiego i Prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego (1901-1981), teraz wyniesionego na ołtarze. Był także dawna bliskim przyjacielem i współpracownikiem przyszłego metropolity warszawskiego i Prymasa Polski, arcybiskupa (od 1983 roku kardynała) Józefa Glempa (1929-2013). W 1982 roku na wniosek abp Józefa Glempa i z nominacji papieża Jana Pawła II (1920-2005) dotychczasowy rektor warszawskiego seminarium duchownego został biskupem pomocniczym metropolity warszawskiego i do 1992 roku należał do ścisłego kierownictwa archidiecezji warszawskiej. Jako jej biskup pomocniczy decydował także niemal o wszystkich decyzjach personalnych, a jako wikariusz generalny archidiecezji warszawskiej, wiedział o każdym skandalu moralnym. Wiedział także, bo musiał wiedzieć, o skandalach obyczajowych z udziałem wszystkich księży diecezjalnych i zakonnych pracujących na terenie całej archidiecezji warszawskiej.

Kiedy w 1992 roku z woli papieża Jana Pawła II została erygowana diecezja warszawsko-praska, której katedra widoczna jest na zdjęciu dołączonym do tego wpisu, jej kapłanem został między innymi ks. Grzegorz Kocięcki. Tam deprawował ministrantów, był przenoszony z parafii na parafię. W tej diecezji w końcu został proboszczem i to na bardzo dochodowej parafii w Otwocku. To co wyrabiał na tej parafii w stosunku do ministrantów ze szkoły podstawowej już Państwo wiecie. Dokumentacja sądowa w sprawie karnej przeciwko niemu, gdzie ofiarą był zaledwie 11-letni Mateusz K. i jego rówieśnicy, jest tu najlepszym tego dowodem. A kto go wówczas przenosił, awansował, a potem chronił? Jego ordynariusz, a był nim w latach 1992-2004 bp Kazimierz Romaniuk. Czy to nie przypadek?

To on przyjął go do seminarium duchownego, on odpowiadał za jego formację seminaryjną (lub za jej brak), a jako biskup pomocniczy miał wszelkie możliwości, aby usunąć go jeszcze na etapie studiów. Ale w czasach naszych świętych papieży i prymasów, polski Kościół miał inne priorytety niż ochrona polskich dzieci przed kościelnymi dewiantami. Więc kiedy otwocki proboszcz molestował swoich ministrantów, jego ordynariusz nie był zainteresowany aby go karać. Musiałby bowiem przyznać, ze sam moralnie także jest za to współodpowiedzialny.

W 2004 roku bp Kazimierz Romaniuk przeszedł na swoją emeryturę. Do dzisiaj wiedzie życie szczęśliwego 95-letniego kościelnego emeryta oraz zasłużonego biblisty, profesora, biskupa…, i milionera. Jakoś mi trudno uwierzyć, że martwią go molestowani ministranci z Otwocka i innych parafii do których przenosił ks. Grzegorza Kocięckiego.

Nowym ordynariuszem w diecezji warszawsko-praskiej został też z woli Świętego Papieża Polaka, mianowany przed miesiącem arcybiskup tytularny i od wielu lat Biskup Polowy Ordynariatu Wojska Polskiego, abp Leszek Sławoj Głódź (rocznik 1945). O konsekrowanej wątrobie naszego kościelnego pierwszego wojaka w randze generała dywizji, jego wyjątkowych walorach moralnych i intelektualnych napisano już setki artykułów, więc nie będę się tutaj powtarzał, tym bardziej, że sam mu poświęciłem niejeden wpis. Zwracam tu tylko uwagę czytelników, że piszę o konsekrowanej wątrobie naszego hierarchy, a nie tak jak inni złośliwcy, którzy piszą o niej, że jest zakonserwowana. Ludzie potrafią być złośliwi…

Gdy arcybiskup tytularny i ordynariusz warszawsko-praski został w 2004 roku kościelnym przełożonym ks. Grzegorza Kocięckiego, nawet trudno byłoby przypuszczać, że tego dewianta spotkają jakiegokolwiek konsekwencje prawne lub kanoniczne.

Nic się nie zmieniało także, gdy abp Leszek Sławoj Głódź, w swojej wrodzonej skromności uznał, że będąc arcybiskupem tytularnym, marnuje się na tronie ordynariusza warszawsko-praskiego i zasługuje na paliusz metropolity. I uszczęśliwił swoją skromną osobą tron metropolity gdańskiego, który opróżnił w 2008 roku abp Tadeusz Gocłowski CM (1931-2016), przechodząc na emeryturę.

Nowym ordynariuszem warszawsko-praskim został w 2008 roku inny arcybiskup tytularny, także warszawiak, abp Henryk Hoser SAC (1942-2021). Wątrobą nie dorównywał swojemu poprzednikowi, ale niewątpliwie intelektualnie go przewyższał. Czy także moralnie? Temu zagadnieniu poświęcę kolejny odcinek tego cyklu.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część VI.

Mój dzisiejszy odcinek ilustruje zdjęcie kurii warszawsko-praskiej, w której urzędują wszyscy ordynariusze i urzędy centralne tej diecezji od trzydziestu lat.

Wczoraj wspomniałem o abp Henryku Hoserze SAC (1942-2021), który w latach 2008-2017 był ordynariuszem warszawsko-praskim. Pisałem o tym biskupie już wiele razy. Czytelnicy pamiętają jego burzliwe epizody z czasów afrykańskich, potem z czasów jego działalności na terenie Europy Zachodniej, a następnie już jako ordynariusza warszawsko-praskiego.

Można tłumaczyć tego hierarchę, że jego podwładny, ks. Grzegorz Kocięcki wykorzystywał seksualnie ministrantów jeszcze przed jego rządami w Warszawie. Spotkałem się z taką narracją, ale nie jestem w stanie się z nią zgodzić.

Pamiętacie Państwo kompromitujące zachowanie abp Henryka Hosera SAC względem ks. Wojciecha Michała Lemańskiego (rocznik 1960)? Jego antysemickie odzywki do tego kapłana? Niszczenie człowieka tylko dlatego, że robił on coś naprawdę wartościowego względem pamięci o naszych byłych żydowskich sąsiadach? A czy pamiętacie Państwo szokujące konferencje prasowe abp Henryka Hosera SAC i komisji etycznej Episkopatu, której przewodniczył? Jego wypowiedzi na temat dzieci urodzonych za pomocą metody in-vitro? Pamiętacie moi drodzy kto wielokrotnie opowiadał szaleństwa o bruździe na twarzy dzieci urodzonych dzięki tej metodzie? A przypomnę tu tylko, że ten ordynariusz warszawsko-praski był nie tylko teologiem i to z tytułem profesorskim, ale także lekarzem, co w naszym episkopacie było czymś wyjątkowym.

I ten jakże aktywny biskup, który z takim zacietrzewieniem działał w sprawie ks. Wojciecha czy in-vitro, nie potrafił skutecznie rozprawić się w swojej diecezji z jednym czynnym pedofilem? Nie potrafił czy tylko nie chciał? A skoro nie chciał, to czy choć przez chwilę, jako biskup i lekarz, pomyślał o nieletnich ofiarach swojego podwładnego? Tyle czasu i energii poświęcał dzieciom poczętym poza organizmem matki, a nie miał czasu dla molestowanych ministrantów, chłopców ze szkoły podstawowej?

To jest książkowy przykład na zachowanie polskiego episkopatu wobec problemu pedofilii w naszym Kościele. Przypominam, że działo się to już w czasach, gdy temat pedofilii był nagłaśniany w naszych mediach. Nasi biskupi reagowali i reagują tylko wówczas, i niestety najczęściej z pominięciem interesu molestowanych dzieci, gdy o danym pedofilu huczały już polskie media. Jeżeli podejmowano jakieś próby ratunku, to jedynie swojego wizerunku i swojej diecezji.

W 2017 roku abp Henryk Hoser SAC uzyskał wiek emerytalny i został kościelnym emerytem. Nowym ordynariuszem warszawsko-praskim został bp Romuald Kamiński (rocznik 1955). W sprawie ks. Grzegorza Kocięckiego teraz on trzymał nad nim „parasol ochronny”. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Media i nasi dziennikarze rozpisywali się o tym dewiancie od dawna, wyliczano wszystkie jego kolejne placówki, uzyskiwane awanse, a także gromadzenie finansowych zasobów w coraz bardziej dochodowych parafiach. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na wzajemne powiązania tego księdza z jego kościelnymi przełożonymi.

Obecny ordynariusz warszawsko-praski był studentem w tym samym warszawskim seminarium co ks. Grzegorz Kocięcki. Mieli tych samych rektorów, prefektów i ojców duchownych, chodzili na wykłady do tych samych wykładowców i spowiadali się u tych samych spowiedników. Kiedy ks. Grzegorz Kocięcki został wyświęcony na kapłana przez kard. Józefa Glempa, ks. Romuald Kamiński był jego osobistym sekretarzem, jak Dziwisz przy polskim papieżu. Nie mógł nie słyszeć kim jest jego seminaryjny kolega. Mało tego. Ks. Romuald Kamiński stał od lat na czele administracji w Sekretariacie Episkopatu Polski, przez jego biurko przechodziły wszystkie najważniejsze dokumenty, te najbardziej tajne, także te opisujące wszystkie skandale obyczajowe.

Gdy w 1992 roku powstała diecezja, warszawsko-praska jej pierwszym kanclerzem został właśnie dotychczasowy sekretarz Prymasa Polski, kard. Józefa Glempa, ks. Romuald Kamiński. I znowu przez jego biurko przechodziły wszystkie tajemnice diecezji, dokumenty, nominacje, zeznania i wszelkie skandale obyczajowe. Ks. Romuald Kamiński był kanclerzem do 2005 roku, także wtedy, gdy jego seminaryjny kolega, jako otwocki proboszcz, grzebał po rozporkach swoich ministrantów, zabierał ich na basen, choć niekoniecznie pływanie było tego celem, a także upijał 10-11-letnich chłopców w swoim pokoju. Czy ktoś jest w stanie uwierzyć, że nie wiedział nic o tych skłonnościach i działaniach swojego kolegi?

W 2005 roku ks. Romuald Kamiński, za swoją długoletnią wierność i dyskrecję został nagrodzony sakrą biskupią. Został wtedy biskupem tytularnym i pomocniczym w diecezji ełckiej. Sakry udzielili mu w dniu 23 czerwca 2005 roku: abp Józef Kowalczyk (rocznik 1938), wówczas nuncjusz apostolski w Polsce i bohater wielu moich artykułów, a asystowali mu: bp Kazimierz Romaniuk (rocznik 1927), emerytowany ordynariusz warszawsko-praski i ordynariusz ełcki, werbista, bp Jerzy Mazur (rocznik 1953). Bp Romuald Kamiński pracował na Mazurach do września 2017 roku. Gdy tron biskupi warszawsko-praski się opróżnił, w tym samym dniu ogłoszono papieską bullę nominacyjną. Było na niej nazwisko bp Romualda Kamińskiego… Czy ktoś z czytelników jest zdziwiony?

W kolejnym odcinku opiszę Państwu szczegółowe kolejne działania kurii warszawsko-praskiej w sprawie otwockiego proboszcza. I to działania wieloletnie obejmujące blisko dwadzieścia lat, aż do stycznia 2022 roku. Matactwa, pozorne działania lub wręcz bezczelne kłamstwa, ale nie uprzedzajmy faktów.

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

Warszawa – notatnik pedofilii. Część 3 i 4

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część III.

Podtrzymuje nadal moją ofertę, aby osoby duchowne lub ich świeccy obrońcy, także wzięli czynny udział w komentowaniu tego cyklu, bo wiem jak wiele ludzi Kościoła czyta moje teksty, a wypowiada się na ich temat wyłącznie poza tym forum. Proszę tylko wszystkich czytelników o konieczne zachowanie kultury wypowiedzi.

Wychodzenie z małoletnimi chłopcami na miejscowy basem i ekscesy wobec młodych ministrantów do których dochodziło w zakrystii, tylko rozzuchwaliło ks. Grzegorza Kocięckiego, otwockiego proboszcza. Z czasem ksiądz zaczął pod różnymi pretekstami ściągać ministrantów, przypominam chłopców 10-11 letnich, do swojego pokoju na plebanii. Kiedy czyta się z dokumentacji sądowej i z relacji prasowych do czego dochodziło podczas tych spotkań, to każdemu człowiekowi nasuwają się pytania, które paść tutaj powinny.

Ksiądz podawał na plebanii dzieciom alkohol, po czym pokazywał im filmy pornograficzne, a następnie ich molestował. Nie chcę tutaj tego opisywać swoimi słowami, aby nie zostać posądzonym o stronniczość, więc zacytuję tu jedynie kilka zdań, które mnie osobiście wstrząsnęły: „Zapraszał do siebie ministrantów, częstował alkoholem i oglądał z nimi ostre pornograficzne filmy”.

Do postawienia księdza przed sądem doszło dopiero po dziesięciu latach, o czym jeszcze napiszę dokładnie w kolejnej odsłonie tego cyklu. Przede wszystkim dlaczego czekano z tym tak długo.

Proszę sobie wyobrazić, że obrona księdza wykorzystała ten fakt po latach i doprowadziła do formalnego przedawnienia tego zarzutu. Facet w wieku 45 lat upija chłopców ze szkoły podstawowej, pokazuje im przy tym filmy pornograficzne, a potem wykorzystuje seksualnie, po czym prokuratura uznaje ten pierwszy zarzut za już przedawniony. W dokumentacji znalazłem takie stwierdzenie: „Z powodu przedawnienia karalności umorzono postępowanie wobec ks. Grzegorza Kocięckiego za rozpijanie nieletnich ministrantów, którym także w dużych ilościach podawał alkohol”. Takie mamy jednak prawo. Dobrze, że tylko upijanie dziesięciolatków się mu formalnie upiekło.

Ale fakt pijaństwa z dziećmi alkoholu stał się też rzekomo powodem linii jego obrony. I tutaj proszę zobaczyć na niewyobrażalne matactwa w obronie kościelnego dewianta. Najpierw uniewinnia się go za fakt upijania dzieci, a potem ten dowód, że nieletnie ofiary były pijane, perfidnie wykorzystuje dla obrony samego sprawcy. Bo jak ministranci byli całkowicie pijani i „urwał im się film”, to nie mogli wiedzieć, co ksiądz im robił. Ilustruje to najlepiej jeden cytat: „ Pili z księdzem tak, że film się im urwał i dokładnie nie wiedzą czy coś z nimi robił czy też nie”. I jak się Państwu podoba taka linia obrony?

Robił czy nie robił? To jeszcze dwa druzgocące cytaty: „Ksiądz zdjął t-shirt, położył się na dywanie, kazał mi podejść do siebie i położył się prostopadle do niego, tak aby moja głowa była na jego brzuchu. On powiedział: „chodź, połóż się na brzuszku””. „Dotykał moich włosów i mówił: „Zobacz, jak mi staje””.

Jestem samotnym ojcem dwóch nastolatków. Moi synowie nie chodzą po plebaniach i zapewne chodzić nigdy nie będą, ale nie rozumiem jak do tego mogło dochodzić, że duchowny tyle razy już przenoszony na różne parafie mógł cos takiego robić zupełnie bezkarnie i nikt tego nie zauważył, że z jego mieszkania wychodzą pijane dzieci chodzące do szkoły podstawowej. Rodzice chłopców, inni księża pracujący na tej parafii, przypadkowi przechodnie na ulicach? Czy ktoś z czytelników potrafi mi to sensownie wytłumaczyć? O biskupiej kurii warszawsko-praskiej tutaj nawet nie wspominam, a tam wiedzieli najlepiej dlaczego go przenoszono. Ale wszystkim biskupom, którzy są zamieszani w tą aferę poświęcę jeszcze odrębny wpis.

Nie wiadomo jak długo by to jeszcze trwało, gdyby po kilku latach na drodze życia jednego z molestowanych ministrantów (Mateusza K.) nie stanął jeden mężczyzna, terapeuta ofiary, który stanął na wysokości zadania i powiadomił prokuraturę.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część IV.

Nikt z władz archidiecezji warszawskiej, a po 1992 roku, także diecezji warszawsko-praskiej, nigdy nie podjął próby rozliczenia ks. Grzegorza Kocięckiego z jego patologicznych zachowań. Na warszawskiej Pradze często zmieniali się ordynariusze, każdy z nich miał przy tym biskupią gębę pełną teologicznych frazesów, ale żaden z nich nie zrobił nic, aby chronić dzieci-ministrantów, ofiary kościelnego dewianta, a także ich podwładnego. Mało tego, ten pedofil nawet awansował w hierarchii diecezji, tym bardziej, że przynosił swoim ordynariuszom coraz większe zyski. Los nieletnich ofiar się nie liczył.

Jedną z najbardziej znanych obecnie ofiar ks. Grzegorza Kocięckiego był Mateusz K. Jako ministrant służył przy otwockiej parafii od czasów swojej pierwszej komunii świętej. Miał zaledwie 11 lat gdy po raz pierwszy padł ofiara księdza proboszcza. Jego dramat trwał przeszło 15 miesięcy, ale nawet po tym czasie nie był w stanie się pozbierać. Rozpoczął się psychiczny koszmar, który trwał latami. Mateusz wszedł w okres dojrzewania, było coraz gorzej. I wracały wspomnienia…

Był już pełnoletni, od czasów molestowania minęło dziesięć lat, gdy zdecydował się na terapię. Trafił do gabinetu psychologa-terapeuty, pana Marka Sułkowskiego (mam nadzieję, że nie będzie on miał mi za złe, że ujawniam jego dane), człowieka niezwykle doświadczonego. To terapeuta Mateusza K., podczas spotkań ze swoim pacjentem szybko się zorientował, że ma do czynienia z ofiarą pedofila. Zorientował się, kto i w jakich okolicznościach wykorzystywał seksualnie małoletniego Mateusza.

W 2011 roku terapeuta, pan Marek Sułkowski, gdy zebrał wszystkie potrzebne mu informacje, powiadomił prokuraturę o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat i dramacie swojego pacjenta. Ruszyła lawina prawna, długie śledztwo, akt oskarżenia i długi proces karny. O tym procesie napiszę jeszcze więcej w kolejnych odcinkach tego cyklu. W tym dodam tylko, że już podczas procesu, terapeuta Marek Sułkowski zeznawał jako świadek oskarżenia.

Można przyjąć niemal jako pewnik, że gdyby nie postawa pana Marka Sułkowskiego, ks. Grzegorz Kocięcki byłby nadal zupełnie bezkarnym pedofilem, a nawet cenionym duszpasterzem w diecezji warszawsko-praskiej. Spośród jego licznych ofiar, tylko nieliczne zdecydowały się po latach na zeznania i na współpracę z organami ścigania. I tu jeszcze jedna istotna uwaga. Kilku molestowanych ministrantów zdecydowało się wstąpić do seminarium. Biorąc pod uwagę opinie specjalistów z zakresu seksuologii, którzy zgodnie twierdzą, że wielu molestowanych w młodości chłopców, staje się po wielu latach sprawcami podobnych zachowań wobec dzieci, aż boje się pomyśleć, jakimi księżmi będą oni w przyszłości.

Niestety, wielu funkcjonariuszy (będą tutaj anonimowi) zajmujących się od lat ściganiem przestępstw o charakterze seksualnym z którymi rozmawiałem twierdzi, że zbyt wielu terapeutów nigdy nie informuje organów ścigania o tym, że ich pacjenci padli w dzieciństwie ofiarą pedofilów. Szczególnie dotyczy to terapeutów, którzy współpracują z diecezjami, zakonami i innymi instytucjami kościelnymi. Słyszałem nawet o drastycznym przypadku, gdy pewien terapeuta, podobno były ksiądz lub brat księdza (nie udało mi się tego jednoznacznie ustalić), powiadomił miejscowego biskupa o tym, że jego pacjent padł ofiarą księdza pedofila z tejże diecezji, a nie organy ścigania. Potem chronił sprawcę molestowania, a nie ofiarę.

Niech ilustracją tego problemu będzie cytat jednego z dokumentów, który dotyczy sprawy karnej Mateusza K.: „O podejrzeniu pedofilii powiadomił prokuraturę w 2011 roku psycholog, który prowadził terapię wykorzystywanego seksualnie ministranta. W trakcie terapii wyszło na jaw, że dorosły dziś mężczyzna, był w przeszłości ofiarą księdza pedofila. Sąd potwierdził, że takich ofiar w Polsce są tysiące”. Tysiące… Czy ktoś chciałby to skomentować?

Ale sprawa ks. Grzegorza Kocięckiego nie zakończyła się na tym etapie. Nie zakończył jej także prawomocny wyrok jaki zapadł w tej sprawie.

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

Pod Krzyżem Giewontu. Krystian Piwowarczyk grzesznik pod ochroną. Cz.1

KOŚCIELNY GRZECH POD KRZYŻEM GIEWONTU –część 1.
Jestem już często zmęczony ciągłym pisaniem o pedofilii w szeregach naszego duchowieństwa. Jako historyk wolałbym dzielić się ze swoimi czytelnikami swą wiedzą na ciekawe tematy z odległej historii, także tej dotyczącej dziejów Kościoła, ale grzeszna codzienność duchowieństwa w tym kraju, nie pozwala mi na zbyt długo oderwać się od tego co rozgrywa się stale w naszych parafiach, w salkach katechetycznych, w ośrodkach rekolekcyjnych, wielu klasztorach, a także podczas różnego rodzaju aktywności i wydarzeń sportowych, wycieczek i pielgrzymek organizowanych przez naszych duchownych.
Tym razem zapraszam czytelników pod Giewont, do archidiecezji krakowskiej, zarządzanej w latach 2005-2016 przez kard. Stanisława Dziwisza (rocznik 1939), a następnie od 2016 roku przez abp Marka Jędraszewskiego (rocznik 1949).
Niefortunnym „bohaterem” tej historii jest ks. Krystian Piwowarczyk. Nie żaden ks. Krystian P., lecz ks. Krystian Piwowarczyk. Mam już dość tego ukrywania i ciągłego udawania przed całym światem, że żadnych problemów moralnych w naszym Kościele nie ma, albo że są one tu jedynie marginalne.
Urodził się w 1982 roku, co ciągle podkreślał i z czego był niezwykle dumny, w cieniu bazyliki wadowickiej, przy której w 1920 roku urodził się i mieszkał z rodzicami i bratem sam Karol Wojtyła (1920-2005), późniejszy metropolita krakowski, kardynał, a od października 1978 roku papież Jan Paweł II. Wielu z nas zna to miasto i muzeum-dom rodzinny Karola Wojtyły oraz samą bazylikę wadowicką gdzie został on ochrzczony. Małopolskie Wadowice każdemu Polakowi, nawet jak nie jest członkiem wspólnoty Kościoła, kojarzą się i pewnie kojarzyć się już będą zawsze z polskim papieżem. O słynnych na świecie wadowickich kremówkach papieskich nie wspominając.
Pochodzący z miasta Wojtyły ks. Krystian Piwowarczyk był niezwykle aktywnym młodym księdzem. Już w seminarium krakowskim, wstąpił do niego w 2001 roku, gdy metropolitą krakowskim był jeszcze kard. Franciszek Macharski (1927-2016), był niezwykle aktywny i nigdy nie ukrywał, że jego pasją jest aktywna praca z dziećmi i młodzieżą. Swój życiowy cel realizował krok po kroku. Zadaje sobie w tym momencie tylko jedno tu ważne pytanie. Czy rzeczywiście nikt z przełożonych krakowskiego seminarium (rektor, liczni prefekci, ojcowie duchowni, psycholodzy i spowiednicy), a pracowało tam wówczas wielu z tych, którzy dzisiaj tak chętnie chodzą we fioletach biskupich i prałackich i są znani powszechnie w całej Polsce, nie zauważył wówczas podwójnej moralności i skłonności dewiacyjnych w tym adepcie do kapłaństwa? Nie zauważył tego zupełnie nikt, mimo cotygodniowych spowiedzi seminarzystów? Ciągłych rozmów, wielu konferencji, licznych rekolekcji i stałej sześcioletniej formacji w murach seminaryjnych?
Kiedy w 2007 roku diakon Krystian Piwowarczyk został wyświęcony na księdza archidiecezji krakowskiej przez byłego sekretarza papieskiego, a od 2006 roku purpurata Kościoła, kard. Stanisława Dziwisza, trafił jako wikariusz, na swoją pierwszą placówkę duszpasterską do znanej podkrakowskiej Parafii Najświętszej Maryi Panny w Michałowicach, przy ulicy (a jakże by inaczej) Jana Pawła II nr 2. I co niezwykle ważne, został natychmiast mianowany diecezjalnym moderatorem Służby Liturgicznej i Ruchu Światło-Życie, mimo iż nie miał wówczas żadnego doświadczenia duszpasterskiego do pełnienia tej funkcji i zerowy staż kapłański. Podlegali mu więc wszyscy ministranci, lektorzy, dzieci z oazy, a potem jeszcze ruchy w ramach Nowej Ewangelizacji, nie tylko z samych Michałowic, ale z całego dekanatu Kraków-Prądnik. I znowu nikt niczego nie zauważył? Okazuje się teraz, że niepokojące sygnały wówczas były, od dzieci i ich rodziców, ale reakcji przełożonych już niestety nie było żadnej.
Były natomiast ciągłe przenosiny młodego wikarego, potem pobliska Parafia Św. Małgorzaty w Raciborowicach, a w lipcu 2015 roku Parafia Przemienienia Pańskiego w Brzeziu koło Wieliczki (gmina Kłaj). Kiedy tam dochodziło do kolejnych „kontrowersyjnych zachowań” księdza katechety wobec zaledwie chłopców na etapie szkoły podstawowej i gimnazjum, pewna rodzina nie wytrzymała i postanowiła reagować. Z dokumentacji do jakiej mam dostęp wynika, że „ksiądz pozwalał sobie na niewybredne komentarze z seksualnym podtekstem oraz sprośne zaczepki wobec uczniów”. Ale ani kuria metropolitarna, ani organy ścigania nie widziały wtedy problemu. Rodzice jednego z uczniów postanowili zatem wziąć sprawy w swoje ręce i złożyli wobec księdza pozew cywilny do sądu. I wygrali…
I dopiero gdy ks. Krystian Piwowarczyk przegrał wytoczoną mu przez rodziców ucznia w sądzie cywilnym sprawę, jego kościelni przełożeni wtedy zareagowali… Zareagowali i przenieśli go do Parafii Miłosierdzia Bożego w Zakopanem, pod adresem Chramcówki 19. Zdjęcie tego zakopiańskiego kościoła parafialnego załączone do wpisu. Był czerwiec 2017 roku. Osobiście decyzję w tej sprawie podjął najbardziej znany w tym kraju znawca w kwestii „tęczowej zarazy”, abp Marek Jędraszewski.
Parafia była duża, niezwykle dochodowa, ludek Boży jak to na Podhalu pobożny i w każdego księdza wpatrzony jak w obrazek święty. Księży na tej parafii było pięciu, ale ks. Krystian wśród nich był najmłodszy i najbardziej zainteresowany pracą wśród młodzieży. Nikt w krakowskiej kurii w tej sprawie jednak nie zareagował… Trudno jednak przyjąć tezę, że nikt nie wiedział. Wiedzieli wszyscy, bo wszyscy wiedzieli dlaczego młody ksiądz trafia wtedy do Zakopanego.
Co więc się stało takiego, że w piątek, w dniu 8 lutego 2019 roku, w tej spokojnej raczej zakopiańskiej parafii wkroczyli na plebanię uzbrojeni policjanci, a po chwili wyprowadzili z mieszkania skutego już młodego księdza wikarego? To nie jedyne pytanie na które w ciągu najbliższych dni padną na tym profilu odpowiedzi. Nie wszystkim zapewne się one spodobają, ale życie jest pełne niewygodnych pytań i jeszcze bardziej zawstydzających odpowiedzi.
Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

Bp Tyrawa rezygnuje… a raczej z niego rezygnuje papież Franciszek…

Więź zamieściła bardzo grzeczny komunikat w sprawie rezygnacji biskupa Tyrawy z zarządzania diecezją bydgoską. Stało się to dopiero po zakończeniu śledztwa w sprawie jego postawy wobec wiedzy na temat nadużyć seksualnych wobec dzieci, jakie miały miejsce w tej diecezji przez dziesięciolecia, pod jego zarządem. To jedna z wielu bulwersujących nas spraw. A to, że ta akurat doczekała się jakiegoś finału i że zawdzięczamy to decyzji Franciszka, jest jedynie zabiegiem PR-owym. Ma pokazać prawym katolikom, że Watykan nie stoi po stronie przestępców.

Jako zabieg polityczny być może zadowala świat polityki. Dla ofiar nie znaczy nic albo prawie nic. Ofiary i społeczeństwo oczekują zdecydowanych działań, a resztka katolików praktykujących, że to się więcej nie powtórzy, że instytucja KK wdroży odpowiednie zarządzenia, uniemożliwiające kontakty duchownych z potencjalnymi ofiarami w sytuacjach izolowanych sam na sam. W praktyce oznacza to zero wyjazdów, pielgrzymek, spotkań na plebaniach itd, bez obecności osób trzecich. I nie! Nie wystarczy zgoda rodziców. Rodzice nie okazali się wystarczająco odpowiedzialni za swoje dzieci, zatem to państwo powinno systemowo zagwarantować dzieciom ochronę przed zakusami księży.

Nie może być tak, żeby jakaś sekta bezkarnie krzywdziła część młodego pokolenia, bo rodzice mają prawo wychowywać dzieci zgodnie z własnym światopoglądem i chrzczą swoje dzieci bez ich świadomej zgody. I nie może być tak, że kiedy te dzieci dorosną nie mogą skutecznie wypisać się ze związku wyznaniowego, który nie odpowiada ich prawdziwemu światopoglądowi. To nie są zdrowe zasady współżycia społecznego tylko realizacja polityki kościoła w zakresie zabezpieczania własnych interesów.

 

 

kuna2021kraków

Andrzej Dymer. Najdłuższy proces ukrywania pedofila…

Myślę, że tysiące widzów stacji telewizyjnej TVN24 oglądało w ramach znanego cyklu „Czarno na białym”, wstrząsający materiał dotyczący pedofila ks. Andrzeja Dymera (rocznik 1962), znanego kapłana z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, który przez całe lata perfidnie wykorzystywał nieletnich chłopców w kościelnych instytucjach, którymi kierował na Pomorzu Zachodnim.

Co ważne ofiarami ks. Andrzeja Dymera byli także chłopcy, którzy po latach sami zostali duchownymi, a teraz dochodzą sprawiedliwości względem swojego dawnego oprawcy. Co prawda nie należą oni do duchowieństwa tej archidiecezji, bo są księżmi zakonnymi, ale jako obecnie księży, ich głos w debacie o pedofilii w polskim Kościele brzmi tym bardziej wiarygodnie. I wybrzmiało to niezwykle wyraźnie także w tym wyświetlonym dziś materiale.

Co niestety także typowe w naszej polskiej rzeczywistości, grzechowi seksualnego wykorzystania dzieci przez naszych księży towarzyszy inny grzech, skutecznego i długoletniego tuszowania tej dewiacji przez hierarchów naszego Kościoła. A w wypadku ks. Andrzeja Dymera ten grzech trwa już od przeszło ćwierć wieku i dotyczy aż trzech kolejnych metropolitów z Pomorza Zachodniego. Ale nie tylko ich…

Kolejny pedofil w sutannie ujawniony przez TVN24 to także jeden z największych biznesmenów w tejże archidiecezji. Człowiek niezwykle powiązany ze światem polityki, biznesu, a także lokalnego samorządu. I to także być może było okazją do otworzenia przed laty nad nim parasola ochronnego. Niezwykle skutecznego parasola.

Materiał jaki mogliśmy wszyscy oglądnąć w dniu dzisiejszym, nie objął jednak wszystkich wątków tej bulwersującej sprawy, gdyż wiele z nich kryją jeszcze kościelne archiwa, także te sięgające samego Watykanu. Dlatego odniosę się do sprawy ks. Andrzeja Dymera w odrębnym cyklu i podejmę trud naświetlenia pewnych wątków bardziej szczegółowo. Czekam jednak jeszcze na odpowiednie potwierdzone źródła i ważne dokumenty do tej jakże bulwersującej sprawy. Być może wówczas czytelnicy zrozumieją lepiej jak skomplikowaną kwestią jest walka z patologią seksualnej deprawacji nieletnich przez naszych duchownych, szczególnie wówczas gdy sprawca jest wpływowym i do tego bardzo dobrze ustosunkowanych człowiekiem, a być może także seksualnym partnerem innych wpływowych ludzi Kościoła.

 

 

BUM!!!! I NIE MA GO WŚRÓ ŻYWYCH

BUM!!! I KOLEJNY ZŁOCZYŃCA, PEDOFIL I KSIĄDZ

NIE DOSTĘPUJE ŁASKI KARY

dodane przez red. PA.pl)*

 

 

Ks. Andrzej Dymer (rocznik 1962), kapłan archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, od wczoraj jeden z najbardziej rozpoznawalnych w polskich mediach seksualnych dewiantów w naszym Kościele, zmarł zaledwie w kilka godzin po emisji materiału TVN24. Ksiądz zmarł po publicznym ujawnieniu jego wieloletniej działalności jako seksualnego oprawcy nieletnich chłopców, dzieci podległych jego działalności duszpasterskiej i wychowawczej. Ale także po ujawnieniu przez media długoletniego mechanizmu ukrywania jego dewiacji zarówno przez samych ludzi Kościoła, ale także osób ze świata polityki, biznesu i lokalnego samorządu.

Kościelny oprawca umarł dziś w nocy, ale dopiero po opublikowaniu wiadomości o jego śmierci, kuria archidiecezji gdańskiej opublikowała komunikat, że zaledwie cztery dni temu zapadł wyrok trybunału metropolitarnego, jako sądu kościelnego drugiej instancji, na który Stolica Apostolska i opinia publiczna w Polsce czekała ponad osiem lat!!! I co ważne wraz z informacją o wydanym wyroku tegoż trybunału, opinia publiczna została powiadomiona, że ten długo oczekiwany wyrok nie zostanie jednak opublikowany. Równocześnie kuria w rodzinnej archidiecezji zmarłego dewianta wydała dzisiaj oficjalny komunikat, że w związku ze śmiercią ks. Andrzeja Dymera, cała sprawa dotycząca seksualnego wykorzystania nieletnich chłopców zostaje uznana za zamkniętą, gdyż sprawca zmarł. I to wszystko, po 26 latach bezskutecznego oczekiwania na reakcję kościelnych zwierzchników zmarłego dziś kapłana.

No takiego scenariusza i takiego zwrotu akcji nie wymyśliliby nawet w Hollywood i to zawodowi specjaliści od filmowych sensacji. Ale oni w tym nędznym Hollywood nie docenili członków naszego rodzimego Episkopatu. I siły cudów w historii Kościoła…

A skoro już o cudach w Kościele mowa, to przypominam wszystkim czytelnikom, że takie nagłe śmierci duchownych i kościelnych hierarchów, miały już wiele razy miejsce i za każdym razem kończyły nie tylko całą sprawę, ale i rozganiały czarne chmury nadciągającego skandalu. O nagłej i niespodziewanej śmierci byłego arcybiskupa Józefa Wesołowskiego poczynając, który raczył „odejść do Domu Ojca” zaledwie po pierwszej rozprawie sądu kościelnego i to w samym Watykanie. Umarł po rozprawie wstępnej z jego skromnym udziałem, która z resztą i tak nic nie wyjaśniła.

Nie wykluczam wcale, że ks. Andrzej Dymer był śmiertelnie chory, choć jeszcze stosunkowo niedawno pracował na eksponowanym stanowisku dyrektora Instytutu Medycznego, którym kierował. Został z niego z resztą zwolniony, jeżeli się nie mylę zaledwie pięć dni przed śmiercią, przez samego metropolitę szczecińsko-kamieńskiego, abp Andrzeja Dzięgę (rocznik 1952), który od lat bronił jego seksualnych dewiacji i robił wszystko, aby nie poniósł on żadnych prawnych i kościelnych konsekwencji swoich perfidnych działań. Skoro był taki niewinny, to kto odwołuje niewinnego i do tego ciężko chorego kapłana z tak prestiżowego stanowiska i to na łożu śmierci? Taki równie święty i bogobojny metropolita? Kolejny cud w archidiecezji?

A może jednak było inaczej? A może znaleźliśmy się Wszyscy Panowie Prałaci już w takiej sytuacji, że grunt zaczął usuwać się spod wielu nóg i spod wielu biskupich tronów? A może nie chcieliśmy już (parafrazując nieskromnie Wodza Narodu), abyśmy mieli w Szczecinie i Gdańsku drugi Kalisz…!!! A może nieboszczyk uznał, że w tej sytuacji to jedyne wyjście, tym bardziej przy takiej dramatycznej diagnozie lekarzy? A może ktoś mu w tym pomógł? A może jednak…? Jak cuda, to cuda. Niezbadane są przecież wyroki nieba!!! A w polskim Kościele limity cudów są zdecydowanie liczniejsze. A talent naszych hierarchów przewyższa nawet możliwości wyroków samego nieba…!!!

Zostawiamy Was Panowie Prałaci z Waszymi cudami. My zajmiemy się jedynie faktami i dokumentami na których kilka jeszcze oczekuje. A wtedy przypomnę fakty, wydarzenia i wzajemne powiązania zmarłego seksualnego oprawcy nie tylko z tymi dwoma biskupami, których nazwiska już padły publicznie. Przypomnę także te nazwiska naszych hierarchów, które jeszcze publicznie nie padły, ale paść w tej sprawie muszą.

Ks. Andrzej Dymer nie żyje, ale jego śmierć niczego nie kończy, wręcz odwrotnie, dopiero teraz ta śmierć otwiera kolejne wątki w tej jakże bulwersującej sprawie, które należy ujawnić wszystkim tym ludziom, którzy od przeszło ćwierć wieku oczekują na jej wyjaśnienie. A wielu ludzi Kościoła, których nazwiska tu padną, bo paść muszą, żyje nadal. I to będzie kolejny cud. Nasz cud, Panowie Prałaci…

 

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 3 i 4

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część III.

W tej naszej opowieści niezwykle ważnym okazał się okres przełomu 1997 i 1998 roku. W dniu 13 grudnia 1997 roku papież Jan Paweł II zamianował nowym ordynariuszem tarnowskim, dotychczasowego ekonoma archidiecezji katowickiej, ks. Wiktora Skworca (rocznik 1948), a w dniu 6 stycznia 1998 roku, sam go osobiście konsekrował w Bazylice Św. Piotra w Rzymie. Cały wcześniejszy proces informacyjny w tej sprawie przeprowadził ówczesny nuncjusz papieski abp Józef Kowalczyk (rocznik 1938), pochodzący rodzinnie z parafii Jadowniki Mokre (diecezja tarnowska). Parafia ta należała, i należy do dnia dzisiejszego, do tego samego dekanatu radłowskiego, do którego należy parafia w Woli Radłowskiej w której od lata 1996 roku proboszczem był ks. Stanisław P. Przypadek czy Palec Boży? Ani jedno, ani drugie…

Nowy ordynariusz tarnowski, to były długoletni sekretarz i osobisty kapelan legendarnego ordynariusza katowickiego z czasów PRL i niezłomnego wroga systemu komunistycznego, bp Herberta Bednorza (1908 – 1989), który przez lata znajdował się w kręgu zainteresowań służb specjalnych PRL. Hierarcha ten przez wiele lat miał podłożony podsłuch, zarówno w swojej rezydencji jak i w swoim gabinecie, a nawet w swojej prywatnej sypialni. Zaś jego były kapelan i osobisty sekretarz, a od grudnia 1997 roku biskup tarnowski, to były Tajny Współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Dąbrowski”.

Gdyby Jego Ekscelencja chciał nam opowiedzieć dlaczego nosił ten pseudonim, kto go wymyślił, jak również kto podłożył podsłuchy w rezydencji bp Herberta Bednorza, to mój portal jest do dyspozycji księdza (teraz, o zgrozo!!!) arcybiskupa. Osobiście znam odpowiedzi na te pytania, przesiedziałem bowiem w archiwach IPN długie miesiące nad dokumentami takich „Judaszy w złotych ornatach” jak TW „Dąbrowski”, ale czytelnicy chętnie by usłyszeli odpowiedzi na te pytania z ust Jego Ekscelencji, nieprawdaż? A może przy okazji opowie ksiądz arcybiskup naszym czytelnikom jakże pikantne szczegóły dotyczące okoliczności samego werbunku przez oficerów Służby Bezpieczeństwa? Za co księdza tajne służby PRL „złapały”? Zdewociałe i zdewociałych czytelników uprzedzam jednak, że nie był to ani pastorał, ani kropidło…

Tak więc niech nie dziwi nikogo fakt, że kościelne kadry w diecezji tarnowskiej, bardzo szybko zorientowały się, że wraz z przyjściem nowego ordynariusza do diecezji, zmieniły się w niej szybko standardy moralne. Nigdy nie były one oszałamiająco wysokie, ale niewątpliwie pod nowymi rządami TW „Dąbrowskiego”, dla wielu duchownych rozpoczął się „złoty okres w ich kapłańskim życiu”.

Na więcej mógł więc sobie pozwolić także nowy proboszcz w parafii Wola Radłowska. Był już nie wiejskim wikarym, jak dotychczas, ale proboszczem i do tego jedynym kapłanem w podległej mu parafii. Sam spowiadał, sam katechizował, a tym samym znał najintymniejsze szczegóły z życia niemal każdej rodziny we wsi. Jeżeli czegoś nie dowiedział się bezpośrednio od kogoś, bo ten ktoś spowiadał się w innym kościele lub parafii, to „wyciągał” interesujące go szczegóły z życia swoich parafian, ze spowiedzi innych członków ich rodzin lub ich sąsiadów.

Szczególnie łatwo wyciągał potrzebne mu informacje ze spowiedzi dzieci. Skąd to wiemy? Bo bardzo często wiele z wątków z konfesjonału, miało swój ciąg dalszy przy wesołych rozmowach przy stole na własnej plebanii lub w sąsiadującej parafii, którą nazwę dziś tajemniczo „Parafią Dwóch Czesławów”. Jak dodam, że jeden z tych Czesławów skończył swój kapłański żywot na sznurze wisielca, to w kurii biskupiej już będzie wiadomo o którą parafię chodzi. Historia „Parafii Dwóch Czesławów” to także niezwykle ciekawy wątek w opisie innego „grzechu w diecezji tarnowskiej”, który kiedyś także poruszę bardziej szczegółowo.

A skoro już o spowiadaniu i katechizacji dzieci mowa, to dodam, że podczas tych kontaktów duszpasterz z Woli Radłowskiej coraz częściej pozwalał sobie na coraz dziwniejsze gesty i zachowania względem nich. Podczas spowiedzi wypytywał, skrępowane tym dzieci, o najintymniejsze szczegóły z ich osobistego życia, te najmłodsze niekiedy nawet nie rozumiały pytań księdza, a podczas katechizacji w szkole często dotykał w miejsca intymne swoje nieletnie ofiary. Wiedział o nich przecież niemal wszystko. Z czasem stawało się to coraz trudniejsze do zniesienia.

Niestety, ani rodzice, ani nauczyciele z miejscowej szkoły wówczas nie reagowali. I taka sytuacja trwała przez kilka lat. Przez blisko dwie godziny rozmawiałem kilka tygodni temu z dorosłym już człowiekiem, który opowiadał mi jak wówczas próbował szukać ratunku u swoich własnych rodziców. Efekt tego był taki, że dostał karę, a ponadto musiał przeprosić księdza za to, że mówił o nim źle. I tak miał wielkie szczęście, jego kolega z klasy oraz jego młodszy brat, za to samo dostali jeszcze ostre lanie w domu. Ich ojciec to do dziś bardzo znany biznesmen w okolicy Radłowa.

Dwa czy trzy lata temu na pewnej edycji tarnowskiej „ALFY”, doszło miedzy mną, a emerytowanymi nauczycielami z tamtejszej szkoły niemal do ostrego starcia. Tematem naszego sporu był oczywiście „niewinny ksiądz i zdemoralizowane dzieci szkalujące Sługę Bożego”. I kilkoro równie „zdemoralizowanych rodziców, którzy stanęli po ich stronie, a nie po stronie Prawdy i Kościoła”. I to wszystko działo się w XXI wieku…

Dopiero po sześciu latach duszpasterzowania w Woli Radłowskiej ks. Stanisława P., część rodziców zdecydowała się zwrócić ze skargą na swojego proboszcza do tarnowskiej kurii biskupiej. Skarga dotyczyła głównie niewłaściwego zachowania księdza, także podczas lekcji religii, względem ich nieletnich dzieci (większość z nich nie miała wtedy nawet 13 lat) i notorycznego „dotykania ich w miejsca intymne”.

Reakcja oburzonych rodziców dzieci z Woli Radłowskiej była wówczas jak najbardziej uzasadniona, ale nie uwzględniała jednego, że w 2002 roku na tronie biskupim w tarnowskiej katedrze zasiadał bp Wiktor Skworc. A w tarnowskiej kurii biskupiej urzędowali ludzie, którymi się on skutecznie otoczył i którym daleko było do wrażliwości względem jakiś nieletnich ofiar z dalekiej podradłowskiej wsi, molestowanych przez ich proboszcza. Liczył się natomiast przede wszystkim interes i dobre imię instytucji, którą ci panowie reprezentowali.

Wszystkich czytelników zainteresowanych decyzjami władz diecezji tarnowskiej w tej sprawie i dalszym losem ks. Stanisława P., zachęcam do ponownego odwiedzenia mojego profilu.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część IV.

Zapewne wielu z Państwa zadaje sobie teraz pytanie, co robi biskup ordynariusz Kościoła Katolickiego gdy dowiaduje się, że jeden z jego podwładnych księży, od lat wykorzystuje seksualnie dzieci lub je molestuje. Nie Drodzy Państwo. Nie macie racji. On go nie suspenduje, nie karze, nie usuwa ze stanu duchownego za sprawą władz Stolicy Apostolskiej. Co zatem robi?

Natychmiast w kurii biskupiej zbiera się „sztab kryzysowy” w składzie biskup ordynariusz, jego wikariusze generalni, kanclerz i oficjał sądu biskupiego i sztab ten ustala dalszy plan działania. A plan działania jest zawsze jeden i ten sam. Ratować wizerunek firmy, uśpić czujność rodzin nieletnich ofiar, tych najbardziej rozwścieczonych parafian z parafii winowajcy uznać i ogłosić publicznie wrogami wiary, Boga i Kościoła, a pozostałych zdezorientowanych parafian wezwać do obrony oblężonej twierdzy, Matki Kościoła, którą atakują wściekle krwiożercze wilki działające w zmowie z „Żydami, masonami, cyklistami i innymi siłami zła”. I koniecznie jeszcze jedno. Sprawcę tego całego zamieszania należy natychmiast odwołać, koniecznie nagle i na skutek gwałtownego pogorszenia się jego stanu zdrowia, a po pewnym czasie cudownie ozdrowiałego przenieść dyskretnie na drugi koniec diecezji (jak jest odpowiednio duża), albo podrzucić jak „kukułcze jajo i do tego mocno śmierdzące”, jakiejś innej diecezji w kraju lub za granicą.

I robili tak od lat biskupi niemal w całym kraju. Masowo postępowali tak także biskupi tarnowscy. W okresie Polski Ludowej bp Jan Stepa (rządził od 1946 do 1959 roku) i bp Jerzy Ablewicz (rządził od 1962 do 1990 roku) pozbyli się w ten sposób kilkuset księży z tej diecezji. Wszystkim zainteresowanym tym zjawiskiem czytelnikom mogę udostępnić pełną listę, z danymi personalnymi tego wątpliwego „towaru eksportowego”. Skala tego zjawiska wręcz powala! Dawniej „lądowali” tacy księża w diecezjach pomorskich, śląskich czy na Warmii i Mazurach. Teraz coraz częściej są wysyłani na misje lub do dawnych republik sowieckich. Ważne, że daleko od diecezji tarnowskiej, która przecież zawsze słynęła i słynie nadal z „pięknych i licznych powołań kapłańskich”.

Także w 2002 roku odbył się w tarnowskiej kurii biskupiej taki „sztab kryzysowy”, a jego głównym bohaterem był proboszcz z parafii w Woli Radłowskiej, ks. Stanisław P. Stan zdrowia delikwenta oczywiście uległ nagłemu pogorszeniu, co zostało ogłoszone z ambony kościoła parafialnego wiernym z parafii pod wezwaniem Błogosławionej Karoliny Kózki. „Sztab kryzysowy”miał przecież wówczas pełny wgląd w dokumenty ks. Stanisława P., nie musi zatem niczego sprawdzać, ani potwierdzać. To co się wydarzyło w parafii w Woli Radłowskiej było tylko recydywą wydarzeń z poprzednich placówek na których ks. Stanisław P. pracował jako wikary.

Mimo to dewiant seksualny kłamał w żywe oczy i podobno nawet płakał przed samym ordynariuszem, jaki to on jest niewinny i jak to został niesłusznie oskarżony przez swoich wrogów. Biskup podobno dostał szału i wrzeszczał na swojego podwładnego. W końcu nie ma się co dziwić, od opowiadania takich głupot to był on, a nie od wysłuchiwania takich bredni. Skruszony winowajca przyznał mu w duchu rację. Ordynariusz tarnowski kazał mu wówczas wziąć papier, długopis i natychmiast napisać to wszystko co podyktował mu kanclerz kurii. Skruszony proboszcz z Woli Radłowskiej napisał więc pokorną prośbę do stojącego obok niego ordynariusza, aby zwolnił go w trybie natychmiastowym z funkcji proboszcza tejże parafii. Prośba została natychmiast przyjęta.

Z gabinetu ordynariusza tarnowskiego ks. Stanisław P. wyszedł już jako były proboszcz swojej dotychczasowej parafii. Był wówczas dzień 6 listopada 2002 roku. Trzy dni później ks. Stanisławowi P. została wręczona na piśmie decyzja biskupa Wiktora Skworca o tym, że zostaje mu przyznany urlop zdrowotny. Urlop był oczywiście przymusowy, ale nazywał się zdrowotny, bo oficjalnie były już proboszcz z podradłowskiej parafii podupadł gwałtownie na zdrowiu. Miał się odtąd trzymać z daleko od swojej dotychczasowej parafii. Mógł mieszkać u swojej rodziny, albo poszukać sobie mieszkania na jakiejś parafii u zaprzyjaźnionego kolegi, co nie jest wcale łatwe, bo w tej firmie jak się traci zaufanie szefa i się mocno narozrabiało, to traci się szybko wszystkich kolegów. Już będąc na urlopie ks. Stanisław P. otrzymał list od bp Wiktora Skworca z którego wynikało, że jest winny (bo dał się złapać – dopisek mój), ma teraz siedzieć cicho, aż sprawa ucichnie, a całość kończyła się wezwaniem ordynariusza „do prowadzenia życia godnego kapłana” (czyli biskupim wezwaniem do tego, aby zaprzestał się łajdaczyć dalej – dopisek mój).

Tymczasem w Woli Radłowskiej pojawił się nowy proboszcz i ogłosił chorobę swojego poprzednika. Rodzicom molestowanych chłopców obiecuje się w tarnowskiej kurii biskupiej „dogłębne zbadanie sprawy” i obiecuje się wszelką pomoc. Zapewnia się ich także o tym, że ksiądz biskup wie o wszystkim i modli się w ich intencji gorąco i żarliwie. I że oczywiście będą o wszystkim na bieżąco informowani w całej sprawie. Był wówczas 2002 rok. Od opisanych wydarzeń minęło już niemal 18 lat i rodzice nieletnich ofiar ks. Stanisława P. z Woli Radłowskiej nadal czekają na spełnienie się danych im wówczas obietnic.

Zapewne większość czytelników zastanawia się teraz jak przebiegał ten przymusowy urlop zdrowotny ks. Stanisława P. i w jaki sposób władze diecezji tarnowskiej zabezpieczyły groźbę ewentualnej, ponownej już recydywy, swojego podwładnego. Poinformuję o tym Państwa w kolejnych odsłonach tego cyklu, a dodam tylko, że najlepsze dopiero przed nami.

Ciąg dalszy nastąpi.

P.S.

Jestem pod wrażeniem tych wszystkich rozmów, które odbyłem w ostatnich dniach z osobami molestowanymi przez księży diecezji tarnowskiej. A także z osobami z rodzin tych, którzy jeszcze nie są gotowi na takie wyznania. W dwóch wypadkach są to rodzice, w trzech rodzone siostry, w jednym mąż, a jednym były chłopak molestowanej i wykorzystanej seksualnie ofiary. Przez te lata stworzyłem bazę żyjących i nieżyjących już zwyrodnialców w sutannach w tej diecezji, ale relacje, które ostatnio usłyszałem doprawdy powalają nawet kogoś takiego jak ja, który już w archiwach kościelnych czytał niejedno. Każdej osobie zgłaszającej się do mnie zapewniam pełną dyskrecję i ochronę danych, obiecuję pomoc na każdym etapie wychodzenia z traumy, a także ewentualny mój osobisty udział w sprawie cywilnej, gdyby taka pomoc była komukolwiek potrzebna. Moje zeznania w sądzie i moje prywatne archiwa są do Państwa dyspozycji.

A wszystkich pozostałych czytelników nieustannie proszę nadal o dalsze udostępnianie tych wpisów. To nic nas nie kosztuje, ale daje wiele. Zróbmy lawinę, której już nikt nie powstrzyma.

Wpisy Obserwatorium

Komisja bez kompetencji, prokurator bez woli działania, ofiary pedofilii bez nadziei na sprawiedliwość. Jaki to kraj?

Komisja nie dostanie natomiast całości akt, o które prosiła. – „Kwestia udostępnienia Państwowej Komisji kopii całości akt kanonicznych procesów karnych budzi poważne wątpliwości zarówno na gruncie prawa państwowego, jak i kościelnego” – czytamy w oświadczeniu podpisanym przez delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży abp. Wojciecha Polaka.

Episkopat tłumaczy, że Komisja nie przedstawiła „jasnej podstawy prawnej, na której opiera się prośba o wydanie akt”. Przeszkodą jest także nierozstrzygnięta – zdaniem KEP – kwestia, czy zniesienie sekretu papieskiego dotyczy postępowań sprzed dnia wejścia w życie decyzji papieża Franciszka. Abp Polak ma się zwrócić „w najbliższym czasie” do Watykanu o wykładnię tego przepisu.

 

 

ŹRÓDŁO

 

Czy to nie wydaje się dziwne. Co najmniej niestosowne zważywszy, że mowa o instytucji religijnej. Tak, to ta sama instytucja, która śmie wyznaczać maluczkim, mocno wyśrubowane standardy moralne. Ta sama, która ustami bp Hosera twierdziła, że pedofilia to ohydne przestępstwo i że będą je potępiać z całą surowością na jaką zasługuje. Ta sama instytucja, która korzystając z przychylności i naiwności pierwszych demokratycznych władz RP wymusiła, spisany na kolanie i pod dyktando episkopatu Konkordat, na mocy którego kościół rzymskokatolicki otrzymał gwarancje autonomii. Autonomia oznacza w tym przypadku brak kontroli.  Ale prawne podstawy którymi episkopat się dzisiaj zasłania przed wydaniem akt spraw o pedofilię, to jedno, a możliwość okazania dobrej woli współpracy z organami ścigania i wymiaru sprawiedliwości to drugie. Wygląda na to, że kościół katolicki właśnie zdefiniował się jako współodpowiedzialny i współwinny skali pedofilii w swoich strukturach. Myślę, że jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości , czy KK powinien ponieść formalną odpowiedzialność za zbrodnie wobec dzieci, po tym oświadczeniu może nabrać pewności zarówno co do winy za skalę procederu, jak i co do tego, że jest on jedynym adresatem roszczeń odszkodowawczych.

Sytuacja jest podwójnie patowa – obecnie rządząca koalicja konserwatywna sprzyja hierarchom, od których jest całkowicie zależna. W związku z tym nie spodziewamy się też żadnych poważnych ruchów ze strony prokuratury krajowej, a prokuratora generalnego nie podejrzewamy o skuteczność w kwestii zajęcia niezbędnych dokumentów kurialnych.  Przedawnione sprawy żegnają się z kolejnymi winnymi, których kres kończy śmierć. Za to rośnie lawinowo ilość współcześnie dokonywanych zbrodni pedofilii. Stąd wydaje się sensowne apelować do rodziców dzisiejszych dzieciaków – ofiar dokładnie tej samej pedofilii co przed stu i dwustu laty, by nie zgłaszali aktów przemocy seksualnej w kurii, ale przede wszystkim w prokuraturze… Istnieje wielka potrzeba stworzenia zrzeszenia prawników polskich wspierających rodziny dotknięte tym nieszczęściem. Na sejmową komisję nie można liczyć – nawet gdyby miała jakiekolwiek kompetencje – i tak ich nie wykorzysta z powodu politycznego interesu, jaki wyklucza skuteczne działanie tego organu.

kuna2021kraków

 

 

Episkopat wytargał z kapelusza bp Janiaka i po sprawie? Kupicie to?

I po wszystkim? Tak po prostu????

Ciekawe…

Czekamy więc na kolejna odsłonę.

Oby nie była kolejną przewidywalną kalką poprzednich.

Lubimy być zaskakiwani, zmiana strategii, zwroty akcji, coś w ten deseń…

I pamiętajcie- temat staje się coraz bardziej trywialny, a my coraz bardziej z nim oswojeni, a to niebezpieczne zjawisko masowe…

 

A winni tysięcy dziecięcych, a potem dorosłych tragedii, jak na razie mają się doskonale i tylko pykają wybranych spośród siebie, żeby za nich świecili oczami.

 

Prawda jednak jest taka, że skostniała hierarchiczna struktura organizacyjna kościoła rzymskokatolickiego opiera się na jednej naprawdę stosowanej zasadzie i jest nią:

 

 

 

POSŁUSZEŃSTWO

 

 

 

 

Posłuszny był Janiak, posłuszni byli i inni szefowie swoich biskupstw. Zatem i ci, którzy dzisiaj wyjęli Janiaka jak królika z cylindra i rzucili nam na pożarcie, też są dokładnie tak samo winni. Nie mówię, że to niewiniątko, bo tak nie jest- film Braci Sekielskich dokładnie pokazał kim jest Edward J.

Ja zobaczyłam także kim się staje człowiek w takiej organizacji. Gdyby Edward J. był cwany, miałby coś na każdego kolegę w swoim sejfie pod podłogą. Ale się nie wychylał, nie pyskował, nie bywał na salonach – ot taki zwyczajny prawie wiejski proboszczyna ni do polubienia ni do zignorowania właściwie… Jakiś przypadek sprawił, że został biskupem. Bywa.

Tym razem jednak zaszczyt bycia biskupem przekłada się na  namaszczenie na ofiarę całopalną, coby zatkać gawiedzi usta, coby ocalić ICH święty kościół… i ICH święty spokój, choć na chwilę. Potrzebują czasu, żeby wybrać z tak wielu, o których wiedzą,  kolejną historię, by znowu na jakiś czas zatkać usta tym, którzy krzyczą o sprawiedliwość. Ciekawe, czy już wybrali kolejnego tytularza o odpowiedniej randze, by nakarmić naszą złość i bezsilność wobec ich niewzruszonej obojętności?

Jeśli nie powstanie kompetentna komisja niezależna od rządu i chroniona przed aparatem nacisku i przymusu, która rozpatrzy wszystkie sprawy i ukarze wszystkich winnych, to oni nadal będą się z nami bawili w ciuciubabkę, albo jak kto woli w chowanego….

 

PS.: a tymczasem – miejmy świadomość, że proceder trwa nadal, w całej Polsce, i wszędzie tam, gdzie o sprawiedliwości nie ma co marzyć.

kuna2020Kraków

 

Uniwersytet Jagielloński. Afera z molestowaniem seksualnym w tle. Nihil novi.

Na Uniwersytecie Jagiellońskim właśnie wybuchła afera z molestowaniem seksualnym w tle. Jeden z wykładowców, Maciej M. podobno od wielu lat zachowywał się niewłaściwie i niegodnie wobec studentek w sytuacjach publicznych, ale także wielokrotnie przekroczył granice wybranych przez siebie kobiet, wykorzystując swoją pozycję i przekraczając swoje kompetencje wobec ofiar.

 

 

 

 

 

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że władze uczelni, które podobno o wszystkim wiedziały od lat, zachowywały się podobnie jak władze kościoła w przypadku pedofilii swoich pracowników. Ale to tylko pozorne podobieństwo. Na przykładzie UJ-owskiej afery możecie prześledzić zasadnicze różnice.

1.Ofiary, to osoby dorosłe metrykalnie.

2.Po pierwszych skargach studentów odbyto rozmowę ze wskazanym wykładowcą na temat standardów zachowań wobec studentów podczas zajęć.

3.Po otrzymaniu konkretnego zgłoszenia natychmiastowo wszczęto procedury – a w tych ramach przede wszystkim zabezpieczono studentów przed koniecznością kontaktowania się i podlegania osobie Macieja M.

[…]od wiosny ubiegłego roku władze UJ zajmują się przypadkiem doktora Macieja M., wykładowcy Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych, znanego dziennikarza. M. wykłada na UJ od kilkunastu lat (z przerwami). W oficjalnej skardze do Katarzyny Jurzak, pełnomocniczki rektora UJ ds. bezpieczeństwa studentów i doktorantów, grupa 20 osób zarzuca wykładowcy molestowanie i dyskryminację. Do władz uczelni trafiły również dwie skargi indywidualne.[…]

[…]Nasza rozmówczyni nie wiedziała o złożeniu skarg. – Jeżeli tak się stało, jest to przełom. Przez lata dziewczyny były przekonane, że z tą sprawą nie da się nic zrobić. Lęk przed ujawnieniem nazwisk i zemstą M. był bardzo duży – komentuje.[…]

[…]Zaraz po otrzymaniu informacji na temat potencjalnych naruszeń nietykalności osobistej studentów i złożenia przez nich skarg władze wydziału wezwały pracownika i poinformowały go o wszczęciu postępowania wyjaśniającego, które skutkowało z jednej strony zawieszeniem pracownika na czas wyjaśnienia sprawy, z drugiej zaś ograniczeniem jego wszelkich kontaktów ze studentami.[…]

[…]31 stycznia rzecznik dyscyplinarny prof. Adam Górski postawił zarzuty wykładowcy – przynajmniej częściowo potwierdzają one doniesienia studentów. – W trwającym postępowaniu wyjaśniającym jesteśmy obecnie na etapie końcowym. W tym momencie, działając zgodnie z procedurami, oczekujemy na decyzję rzecznika dyscyplinarnego, nie przesądzając o winie i nie uprzedzając faktów. Decyzję poznamy w najbliższych dniach – komentuje Ochalik.[…]

Źródło

 

 

I kiedy Maciej M. będzie się użalał  przed kolejną instancją na postępowanie uczelni, która go tak haniebnie potraktowała i gdzie, mam nadzieję, dowie się jak bardzo jest w błędzie, setki starych i dziesiątki nowych spraw o seksualne nadużycia wobec dzieci i młodzieży katolickiej, nadal pozostaną pod dywanem w kuriach, albo toczyć się będą do śmierci winowajców lub ich ofiar… I to jest zasadniczy powód, dlaczego pedofilią w kościele trzeba zajmować się osobno i według innych reguł, jeśli sprawiedliwości ma stać się zadość.

Rzeczowy osąd oświadczenia archidiecezji wrocławskiej – Andrzej Gerlach

 

To do tego dokumentu, o skandalicznej treści odnosi się autor oceny  dokumentu i kontekstu, którego dotyczy, bo kontekst jest tu  najważniejszą sprawą, a całkowicie pominięty – jak zwykle zresztą. W oficjalnych orzeczeniach i oświadczeniach kurialnych polskiego kościoła trudno dopatrzyć się merytorycznej treści. Najczęściej trzeba zdania rozkładać na czynniki pierwsze, by wyłuskać choć cień myśli czy zamysłu autora. Pytałam o to mojego znajomego, który kilka lat temu opuścił stan kapłański – potwierdził, że takiego stylu wypowiedzi uczy się już w seminariach… Na szczęście są wśród nas dobrze poinformowani i wrażliwi obywatele, którzy potrafią      ustosunkować się do powyższych, dość bezczelnych oświadczeń.

 

 

Andrzej Gerlach

Miałem kontynuować dziś cykl o abp Juliuszu Paetzu, ale oświadczenie wrocławskiej kurii metropolitarnej wprowadziło mnie w osłupienie, bo bezczelność tego oświadczenia jest wręcz powalającą i wymaga jak sądzę dodatkowego komentarza.
Pierwszą sprawą rzucającą się w oczy jest to, że księdzu rzecznikowi nie przechodzi przez usta słowo „pedofilia”, które paść tu powinno. Księże rzeczniku, takie oświadczenie może ksiądz wydać, gdy ktoś będzie się procesował z Waszą kurią o to, że pośliznął się przed jej budynkiem bo nie było odśnieżone lub potknął się na nierównym chodniku do niej należącym i odniósł uszczerbek na zdrowiu. A wyście jako instytucja kościelna przegrali pierwszy proces (i mam nadzieję, że będą kolejne), wraz z bydgoską kurią biskupią, w sprawie wieloletniego wykorzystywania seksualnego łącznie kilkudziesięciu chłopców w wieku szkolnym i ukrywania tego faktu przez całe lata oraz przenoszeniu i ukrywaniu sprawcy tych brutalnych gwałtów na nieletnich. A jest nim ks. Paweł K., wyświęcony w waszej archidiecezji i będący wówczas kanonicznie podległy ordynariuszowi wrocławskiemu.

 

Jeżeli ksiądz rzecznik nie zrozumiał dlaczego obie kurie biskupie mają wspólnie zapłacić ofierze zasądzone 300.000 złotych zadośćuczynienia to przypomnę, że ks. Paweł K. gwałcił swoje nieletnie ofiary od co najmniej 2000 do 2012 roku i w każdym przypadku był przenoszony do innej parafii, gdzie nadal miał kontakt z dziećmi i nawet miał przydzieloną opiekę nad kołem ministrantów. Tę opiekę zlecała mu kuria i jego proboszczowie, także podwładni ordynariusza wrocławskiego. Przypomnę księdzu, że mam tu na myśli wrocławskie parafie: pod wezwaniem Świętego Ducha i Matki Boskiej Bolesnej oraz parafie w Miliczu, Oławie i w Brzegu. Ponadto ks. Paweł K. pracował w Zakładzie Opiekuńczo – Leczniczym Sióstr Boromeuszek we Wrocławiu, tych samych z których pochodziła słynna siostra Bernadetta, o której wyczynach także o podtekstach seksualnych, słyszała cała Polska.

Ks. Paweł K. wybierał swoje ofiary w niezwykle wyrafinowany sposób ze środowisk patologicznych lub chłopców o niskim poziomie intelektualnym, więc jego ofiary nie miały szans na skuteczną obronę przed swoim oprawcą, katolickim księdzem, za którym stanął cały urzędniczy mechanizm jego kurialnych przełożonych.
Wpadł w ręce organów ścigania, dopiero pod koniec 2012 roku, dzięki zgłoszeniu personelu Hotelu Wrocław, gdzie wówczas pomieszkiwał ze swoimi nieletnimi ofiarami. Przecież już w 2005 roku ksiądz ten odpowiadał karnie za posiadanie w swoim komputerze pornografii dziecięcej i to o wyjątkowo brutalnym charakterze. A mimo to mógł, do końca 2012 roku, liczyć na skuteczną ochronę ze strony swoich kościelnych przełożonych.

Kiedy gwałty nie ustały na terenie Dolnego Śląska, dewiant znalazł schronienie, a tym samym nowe ofiary swoich dewiacji, w zupełnie innej części kraju, w diecezji bydgoskiej, zarządzanej przez bp Jana Tyrawę, gdzie nie były znane jego dotychczasowe nadużycia względem dzieci. Nieznane wiernym wśród których wówczas pracował, ale przecież dobrze znane ordynariuszowi bydgoskiemu, który go przyjął do swojej diecezji.

Do 2004 roku archidiecezją wrocławską zarządzał od 1976 roku, kard. Henryk Gulbinowicz, a po jego przejściu na emeryturę rządcą archidiecezji został abp Marian Gołębiewski, który podobnie jak jego poprzednik tolerował, przenosił i chronił swojego zdemoralizowanego podwładnego do 2012 roku. Mogę się jedynie domyśleć, dlaczego jako archidiecezja „skorzystaliście z uprzejmości” biskupa bydgoskiego. Otóż bp Jan Tyrawa był wcześniej księdzem archidiecezji wrocławskiej. W 1988 roku został konsekrowany na jej biskupa pomocniczego, między innymi przez kard. Henryka Gulbinowicza, abp Józefa Michalika (twórcy teorii o „dzieciach, które szukają miłości i wciągają tego drugiego człowieka”) oraz nieżyjącego już bp Tadeusza Rybaka.

 

Kiedy po latach został pierwszym ordynariuszem bydgoskim, stworzył w swojej diecezji azyl dla seksualnego zwyrodnialca z Dolnego Śląska, a teraz zarządzana przez niego diecezja będzie musiała także zapłacić część zasądzonej kwoty, jako zadośćuczynienie jednej z ofiar. Chociaż powinni w pewnym sensie zapłacić za to sami biskupi z obu diecezji, jeżeli nie pieniędzmi, to przede wszystkim utratą godności biskupich. Watykan i papież Franciszek pokazują od lat, że tak można. Można i trzeba!!!

 

A skoro już o Watykanie mowa, to chciałbym w tym momencie przypomnieć księdzu rzecznikowi, aby szanował naszą inteligencję i nie ośmieszał się stwierdzeniem, że kuria wrocławska w grudniu 2012 roku powiadomiła Kongregację Doktryny Wiary i suspendowała ks. Pawła K. Napiszę to drukowanymi literami, żeby dotarło to do księdza i wszystkich jego byłych i obecnych przełożonych. MIELIŚCIE OBOWIĄZEK ZROBIĆ TO DZIESIĘĆ LAT WCZEŚNIEJ I POWIADOMIĆ WATYKAŃSKĄ KONGREGACJĘ DOKTRYNY WIARY JUŻ PO PIERWSZYM ATAKU NA NIELETNIEGO CHŁOPCA. I dlatego sąd skazał obie diecezja za współudział, ukrywanie sprawcy i umożliwienie mu dokonywania kolejnych seksualnych zbrodni na nieletnich chłopcach. Próba tłumaczenia tego w taki sposób jaki występuje w opublikowanym oświadczeniu jest żałosna, gdyż złamaliście jako instytucja kościelna, nie tylko zasady prawne, ale przede wszystkim moralne. I zwykłą ludzką przyzwoitość.
Mam nadzieję, że do końca życia tych wszystkich, którzy przez przeszło dziesięć lat, dopuścili się  ukrywania, przenoszenia, a tym samym  ponownego umożliwiania wykorzystywania seksualnego wszystkich kolejnych ofiar ks. Pawła K., zbrodnie te i krzywda wszystkich nieletnich ofiar, obciążać będzie także ich sumienia. I to bez względu na kolor noszonych przez nich sutann.

 

Andrzej Gerlach

 

 

PS. Od siebie dodam, że są i inni winni – może nie aż tak nachalnie ale jednak … Z perspektywy historycznej można zaryzykować twierdzenie, że moment w którym dwaj nieświadomi ludzie z solidarności 1989 roku, dopuścili się złamania demokracji i konstytucji RP i za namową pewnego księdza, pewnej nocy powiesili krzyż w sejmie. Rozpoczęli proceder blatowania się, już całkiem oficjalnie, władzy z kościołem. A to oznacza, że przez 30 lat państwo wspomagało bezkarność i hierarchów i winnych czynów pedofilskich, gwałtów i znęcania się nad słabszymi – dziećmi, niepełnosprawnymi psychicznie dorosłymi i ludźmi z kościelnych domów opieki nad starszymi i niedołężnymi.

A prorokuję, że za następne 20 lat problem handlu dziećmi i żywym towarem – młodymi kobietami z domów samotnej matki – wybuchnie z nową siłą rażenia. Bo te dzieci rosną, niektóre z nich dorosną do prawdy o swoim pochodzeniu i zaczną szukać biologicznej matki… tak jak było po reżymie Franko – czy ktoś jeszcze o tym pamięta? Dlaczego sobie pozwalam na snucie takich strasznych wizji? Bo umiem wyciągać wnioski z historii? Bo kosciół wszędzie działa podobnie? To nie jest zbyt daleko idący wniosek – niestety.

Bp Jan Szkodoń 25 lat temu molestował nieletnią. Rodzice stręczycielami? Nowy pomysł na rozmycie odpowiedzialności kościoła.

 

 

Biskup Jan Szkodoń opuścił Archidiecezję Krakowską. O jego przyszłości zdecyduje Stolica Apostolska. Grozi mu nawet wydalenie ze stanu kapłańskiego – dowiedział się portal LoveKraków.pl.

źódło

 

Moją uwagę zwraca zastosowanie słowa <nawet> w kontekście odpowiedzialności za spapranie dziewczynie życia. Bo wydalenie ze stanu kapłańskiego kogoś, kto piastował przez wiele lat stanowisko biskupa, nie oznacza dlań  życia w biedzie,  w osamotnieniu, w szczególności nie skazuje go na ostracyzm środowiska czy jakiekolwiek potępienie za jego czyny lubieżne i niemoralne zachowanie.

Nowa polityka kościoła rzymskokatolickiego poświęca bez żalu niektórych kapłanów, winnych przestępstw seksualnych, na ołtarzu nieskazitelnej opinii o tej instytucji. Problem w tym, że ani ta opinia nie jest nieskazitelna, ani nie ma możliwości, by kosciół mógł się oczyścić ze swoich win. Narracja o tym, że to tylko niektórzy…, a w ogóle to człowiek błądzi … i trzeba zrozumieć, bo dzieci lgną, tulą się…, a nawet – potrzebują wczesnej inicjacji seksualnej… – nie sprawi, że ludzie wrażliwi na krzywdę dziecka, nagle zaczną współczuć oprawcom.

A wina  kościoła jest wielka. Bo omerta, która gwarantowała duchownym wieloletnią bezkarność oraz, co gorsza dostęp do nieletnich obojga płci, to sedno patologii samej instytucji. I z tego punktu widzenia to ona jest głównym winowajcą patologii nadużyć seksualnych wobec dzieci. Najpierw dlatego, że przyciąga do siebie określony rodzaj mężczyzn, a po wtóre, że wzajemnie się wspierając, stworzyli oni systemową ochronę przed konsekwencjami.

 

Natomiast chodzą słuchy, że winnymi pedofilii w łonie kościoła są już nie tylko same dzieci, ale także ich rodzice. Szepta się coraz głośniej o tym, że to prawni opiekunowie sami wpychają swoje dzieci w łapy seksualnych przestępców w koloratkach. I tu muszę powiedzieć, że choć  wydaje się to mało prawdopodobne, to jednak nie mogę zapomnieć pewnego reportażu sprzed kilku lat, w którym pewien ojciec dwójki małych dziewczynek, na pytanie reportera – Czy zgodziłby się pan na to, żeby proboszcz fotografował pańskie córki nago, w kąpieli, na plebanii? odpowiedział – A czemu nie? Oczywiście żebym się zgodził! To przecież nic złego!

Mechanizmy uzależniania, stosowanie przemocy psychicznej i ideologiczne wypaczenie dzieci i młodzieży pozostającej w kręgu wpływów kościoła – to nadal sedno pracy kapłańskiej w parafiach. I nie istnieje żadna droga, prowadząca do utworzenia nowego kościoła katolickiego, wolnego od tych obciążeń. Żaden kościół otwarty, ani ekumenizm tego nie zmieni. Jedyną nadzieją na utrzymanie kościelnego SPA dla garstki wiernych jest stworzenie od podstaw nowej instytucji. Jeśli to prawda, że niektórzy duchowni są dobrzy i z tzw. powołania do służby ludziom – to nie widzę problemu. I wcale nie żartuję. No może trochę 😉

 

A tymczasem….

Bp Jan Szkodoń oświadcza:

W obliczu zapowiadanych doniesień medialnych na temat mojej osoby pragnę przekazać, że zostałem przez Nuncjusza Apostolskiego w Polsce poinformowany o wszczęciu wobec mnie postępowania, które jest przewidziane prawem kanonicznym, oraz że zostały podjęte czynności i decyzje wynikające z norm wewnątrzkościelnych dotyczących biskupa.

Ponieważ przedmiotem postępowań ma być w pierwszej kolejności ustalenie prawdy w zakresie oskarżeń mnie dotyczących, nie mogę udzielać żadnych informacji w tej sprawie.

Stanowczo oświadczam, że przedstawione mi oskarżenia są nieprawdą oraz że godzą w moje dobre imię, którego zamierzam bronić. Do czasu wyjaśnienia sprawy, nie będę podejmował żadnej pracy duszpasterskiej.

źródło

„Dość Milczenia” w sprawie abp Jędraszewskiego…

 

 

„Dość milczenia. Stop klerykalizacji Polski. Inicjatywa obywatelska”, to nieformalna, oddolna inicjatywa społeczna, powstała w lipcu 2018 roku w Krakowie, w następstwie, widocznej gołym okiem bierności władz wobec winnych pedofilii w Kościele Rzymskokatolickim w Polsce.

                   

Jak na organizację, która istnieje zaledwie kilkanaście miesięcy, posiada na koncie spory dorobek w zakresie spotkań z mieszkańcami Krakowa i to w najbardziej eksponowanym miejscu tj. w otwartej przestrzeni publicznej, na ulicach i placach starego miasta – pod Adasiem, pod kurią, na Małym Rynku i Pl. Szczepańskim, oraz wielu innych. To, co jest szczególnie warte podkreślenia, to systematyczność tych spotkań, bez względu na pogodę czy klimat polityczny.

           

Bezpośrednim impulsem do wyjścia w przestrzeń publiczną z  bolesnymi tematami, była debata zorganizowana przez Stowarzyszenie Wszechnicy Oświeceniowo Racjonalistycznej w wynajętej sali, w zamkniętej przestrzeni i przy niewielkiej publiczności, złożonej z ludzi posiadających określoną świadomość  i światopogląd. Katarzyna Wójtowicz, bo o niej mowa, gdy mówimy o „Dość milczenia”, uznała że o skutkach klerykalizacji należy rozmawiać z wszystkimi obywatelami. A ponieważ nie mamy żadnego dostępu do mediów publicznych, miejscem właściwym debaty społecznej będzie ulica.

             

I tak też się stało. Pierwszym spotkaniem w otwartej przestrzeni miasta, była debata na temat „Antykobiece działania Kościoła Katolickiego”. Odbyła się na placu przed Muzeum Narodowym. Towarzyszyła jej pikieta organizacji żółtych koszulek plus dwa banery z rozszarpanymi płodami i zagłuszające debatę nagranie, powtarzanych w kółko kłamstw, jakie zwykła wciskać opinii publicznej organizacja wyrosła z najgorszych praktyk Ordo Iuris.

         

Na Pl. Szczepańskim odbyła się kolejna – tym razem na temat: „Przemocowa działalność Kościoła Katolickiego”, a na Małym Rynku następna – „Lekcje religii- indoktrynacja od przedszkola”. Godna odnotowania jest też debata „Ojciec nie święty”, zorganizowana w bieżącym roku, latem na płycie Rynku Głównego, pod Adasiem. Debata połączona została z przemarszem pod kurię krakowską, gdzie po raz kolejny abp Jędraszewski był adresatem długiej listy jego osobistych win, oraz słusznych oczekiwań, kierowanych w stronę władz kościelnych, w sprawie pedofilii i innych nadużyć seksualnych jakie mają miejsce w łonie Kościoła Katolickiego.

         

W debatach organizowanych przez „Dość milczenia” goszczono m.in. Ninę Sankari z Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego, Piotra Szumlewicza – autora m.in. książki poświęconej osobie JP2 „Ojciec nie święty”, Martę Lempart ze Strajku Kobiet , oraz przedstawicieli różnych organizacji, fundacji i stowarzyszeń wspierających i współpracujących w sieci organizacji świeckich.

           

Poza debatami „Dość milczenia” ma na swoim koncie kilkadziesiąt protestów, pikiet, demonstracji , w tym cykliczne spotkania pod kurią krakowską, pod oknem papieskim, potępiające nienawistną politykę abp Jędraszewskiego. Na odnotowanie w pamięci zasługuje także zorganizowana w tym roku akcja „babyshoesremember”, oraz zbiórka podpisów pod projektem ustawy o jawności przychodów i likwidacji przywilejów finansowych kościoła. 

     

 

Organizacja „Dość Milczenia” jest głosem tej części społeczeństwa, która nie spocznie, dopóki państwo prawa nie zacznie prawidłowo funkcjonować, przez co należy rozumieć  bezwzględne pociągnięcie do odpowiedzialności winnych ukrywania pedofilii w łonie kościoła katolickiego. Bo przestępstwa popełniane na obywatelach RP, zwłaszcza jeśli są to dzieci, zwłaszcza, gdy dorośli im nie wierzą, to nie jest sprawa wewnętrzna kościoła. Kościół nadal zamiata ten proceder pod dywan i nie ma zamiaru ponosić odpowiedzialności za swój walny udział w pomnażaniu ilości ofiar przestępstw seksualnych, co stwierdzamy ze szczególnym niesmakiem, tym bardziej, że nieustająco wysłuchiwać musimy pouczeń o moralności i przyzwoitości z ust hierarchów akurat tego związku wyznaniowego. A zwracam uwagę, że hierarchowie uzurpują sobie prawo do kierowania swoich „uwag” i pouczeń nie tylko do wspólnoty praktykujących katolików, ale także do wszystkich pozostałych i różnorodnych pod względem światopoglądowym obywateli. Jeszcze bardziej niepokojące i brzemienne w skutki są wpływy kościoła hierarchicznego na klasę polityczną, na rządy i samorządy terytorialne.

         

 

Jako obywatele tego kraju oczekujemy, że państwo spełni swój konstytucyjny obowiązek i stanie za swoimi  obywatelami, doznającymi krzywdy ze strony kleru katolickiego. Jednakże dopóki nie będzie skutecznie egzekwować prawa, „Dość Milczenia” oraz inne organizacje, będą się tego domagały na ulicach polskich miast i miasteczek.

Niniejszym zapraszam wszystkich, którzy mogą i tych, którzy zechcą mimo, że nie mogą, przyjechać do Krakowa, by wziąć udział w demonstracji i proteście przeciwko abp Jędraszewskiemu, który pomimo wielomiesięcznych wysiłków społeczności obywateli Krakowa, nadal piastuje zaszczytne stanowisko Metropolity Krakowskiego, nadal lekceważy zdanie katolików krakowskich, przyjmuje bez zażenowania kolejne dowody lojalności urzędników państwa wobec kościoła, jak wtedy gdy odbiera zaszczytne wyróżnienia, odznaczenia i tytuły honorowe, jak i wtedy, gdy otrzymuje czas antenowy w Radiu Kraków pomimo sprzeciwu Rady Programowej tego podmiotu. Uważamy, że ktoś pozbawiony nie tylko poczucia moralności, ale także człowiek pozbawiony klasy, nie umiejący zachować się stosownie wobec ciążących na nim oskarżeń – nie ma czego szukać w naszym mieście.

 

 

Szczegółowe informacje

W dniu 24.11.2019 o godzinie 12:00 rozpocznie się międzymiastowa demonstracja przeciw polityce nienawiści uprawianej przez kościół katolicki. Na przykładzie pana Jędraszewskiego – jednego z największych szkodników – pokażemy jak zła i niebezpieczna jest to instytucja.
Będziemy wspólnie. Osoby z różnych miast i różnych organizacji połączą siły, żeby powiedzieć NIE dla nienawiści płynącej z kościoła i powiedzieć NIE dla Jędraszewskiego!Protest rozpocznie się w samo południe koło pomnika Adama Mickiewicza. Następnie przemaszerujemy na Pl. Wszystkich Świętych (pod Urząd Miasta Krakowa) a stamtąd na ulicę Franciszkańską – pod kurię krakowską.Zapraszamy wszystkich
– zniesmaczonych,
– oburzonych,
– znieważonych
-głęboko zaniepokojonych

na demonstrację
oraz prezentację poglądu na temat
obecności w naszym mieście abp Marka Jędraszewskiego. Zapraszamy do wysłuchania dlaczego postępująca klerykalizacja naszego państwa jest tak niebezpieczna.

Spotykamy się na ulicy, bo nie ma w naszym kraju miejsca na debatę publiczną z udziałem suwerena. Media są zależne, RTV jest rządowa, Nie ma miejsca na konkretną, krytyczną debatę dotyczącą kościoła katolickiego.
Prawdę można powiedzieć i usłyszeć jedynie na ulicy.

Tymczasem im mniej świeckości w państwie, tym więcej problemów, patologii, społecznej depresji i złych emocji w każdym zaułku kraju. Treści jakie wychodzą z ust hierarchy Jędraszewskiego (oraz innych) widziane w szerokim kontekście skutków klerykalizacji Polski, są zaledwie drobnym dodatkiem do całego spektrum naruszeń, tak konstytucji jak i konkordatu, za to niesłychanie szkodliwym społecznie.

Dla nikogo nie jest dziś tajemnicą, że podziały zostały nam narzucone, by zniszczyć zasadę solidaryzmu społecznego, który jest siłą każdej społeczności. Na dodatek grozi nam realnie powrót polskiego, mocno faszyzującego konserwatyzmu katolickiego. Nie wnikając w przyczyny, stwierdzić w tym miejscu należy jedynie, że kościół katolicki w Polsce, już tradycyjnie wspiera otwarcie ruchy nacjonalistyczne, wskazuje im kolejne grupy społeczne do wykluczenia, napiętnowania, naznaczenia i eliminacji z użyciem przemocy symbolicznej, słownej i fizycznej.

Hierarcha Jędraszewski uznany został przez obywateli, wrażliwych na niesprawiedliwość społeczną, za wyjątkowego szkodnika, w zróżnicowanym społeczeństwie polskim, czego wyrazem będzie nasza demonstracja.

Zapraszamy wszystkich sfrustrowanych i zdeterminowanych współobywateli wszystkich płci, kolorów skóry i światopoglądów. Mamy tylko jeden kraj, nasze miejsce na Ziemi i musimy znowu o niego walczyć – to nie kościół katolicki jest obleganą twierdzą – to Polska jest okupowana, zniewalana, ośmieszana i ulega destrukcji każdego dnia.

Liczymy na Twój udział i poparcie słusznej sprawy.

 

 

Pedofil z Ruszowa. Ksiądz Piotr M. Pilnie potrzebne wsparcie dla Ewy, matki dwóch dziewczynek, ofiar księdza! !

 

13.11.19 o godzinie 10:00 w Sądzie Rejonowym w Zgorzelcu (dolnośląskie), odbędzie się kolejna rozprawa księdza pedofila z Ruszowa, Piotra M, apelujemy do wszystkich, którzy mogą, o przybycie, żeby okazać solidarność z ofiarami.

Pozwany od kilku miesięcy siedzi w areszcie śledczym, co świadczy o silnych przesłankach Sądu, iż odpowiadanie z wolnej stopy mogłoby się wiązać z mataczeniem przez oskarżonego i zagrażałoby bezpieczeństwu dzieci.

Ofiarami księdza Piotra M. z Ruszowa są co najmniej dwie kilkuletnie dziewczynki, ze stwierdzonym upośledzeniem umysłowym.

Co niebywałe, społeczność parafialna z Ruszowa, osoby starsze, w wieku emerytalnym nie wierzą zeznaniom dziewczynek i bronią księdza pedofila!

Matki i dziewczynki, będące ofiarami księdza spotykają się z ostracyzmem w ruszowskiej społeczności. Nie mogą liczyć na zrozumienie, wsparcie i jakąkolwiek pomoc, gdyż uznawane są za wrogów księdza i tamtejszego kościoła. Mogą liczyć tylko na nienawiść ze strony lokalnych katolików.

Potrzeba wielkiego wsparcia dla ofiar, które możecie okazać na kilka sposobów:

Napisz na kartce Solidarnie z Ewą ( Ewa to mama jednej z dziewczynek), zrób zdjęcie i wstaw na swoją tablicę.
Post opisz #SolidarnieZEwą

Udostępnij ten post z opisem
#kościółchronipedofilów
#SolidarnieZEwą
#StopPedofiliiWkk
#WierzymyOfiarom

Przyjedź 13.11.2019 na godzinę 10:00 do Sądu Rejonowego w Zgorzelcu na kolejną rozprawę księdza pedofila Piotra M. z Ruszowa.

Na skraju załamania nerwowego przy łuskaniu pedofilii w kościele.

Ostatnimi czasy w Polsce problem pedofilii w  kościele katolickim został maksymalnie strywializowany i spłycony. Dramatu ofiar nie dostrzeżesz i o nim nie usłyszysz. W centrum uwagi są jedynie pedofile i oblężona twierdza, czyli instytucja, w której wyjątkowo łatwo uprawiać ten proceder latami i równie długo po wykryciu przestępstwa.  Od czasu do czasu dostojnicy kościoła katolickiego, zmuszeni okolicznościami wypowiadają się w osobliwy sposób na ten trudny temat.

Publikowałam nie tak dawno stary materiał z TV sprzed 2015 r., w którym mogliśmy usłyszeć szczere wyznanie na temat pedofilii bp. Hosera. Przywołałam ten wywiad, byśmy mogli przesłuchać go dowolną ilość razy, ponieważ język, jakim posługują się dostojnicy kościoła katolickiego, wprowadza najczęściej w błąd i trzeba nie lada uważności, by wyłapać  prawdziwe intencje i odpowiednio na nie reagować. Redaktor prowadzący wywiad był niezły, ale i tak poległ.

W wypowiedzi bp. Hosera, człowieka biegłego w mowie bez treści, a także w robieniu wrażenia, że mówi coś zupełnie odwrotnego niż faktycznie, nie znajdziemy ani jednego potknięcia się na temat odpowiedzialności kościoła za pedofilię, nie znajdziemy też potępienia pedofilii, omerty i braku woli, by oczyścić kościół z tej plagi. Całą analizę tego wywiadu przypomnieć sobie można TU 

O pedofilii w kościele mówią też inni duchowni. Mówią szczerze, zgodnie z własnym, najgłębszym przekonaniem, językiem prostym i nieskomplikowanym,  dzięki czemu wiemy, jak kościół widzi czyny pedofilskie, naruszanie cielesności dzieci i pozostałe czyny zabronione wobec nieletnich. Kilka cytatów:

Długo miałem ochotę pracować z dziećmi. W 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym [państwowym] przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad dwa lata. Mój nieustanny flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały, jak mnie podrywać. Rzecz jasna niejedna z nich przygląda się rodzicom, kiedy się pieprzą. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem. Wtedy oskarżono mnie o perwersję (…). Pytałem się ich: „Dlaczego wybrałyście mnie i nie bawicie się z innymi dziećmi?”

Paryż 1975 rok Autor: Daniel Cohn-Bendit,

Ile jest ran w dziecięcych sercach, w dziecięcych życiorysach, kiedy rozchodzą się rodzice. Dzisiaj nikt nie mówi o rozwodzie, że to jest krzywda dla dziecka. (…) Wiele tych molestowań udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe. Słyszymy nie raz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga. (…) Dzisiaj otrzymujemy z instancji międzynarodowych światowych instrukcję, że mamy zaczynać informację, czy wprowadzenie w życie seksualne dziecka, w przedszkolach. To jest horrendalna rzecz (…).

Karygodne są nadużycia dorosłych wobec dzieci, o których wciąż mówią media. Jednak nikt nie zwraca uwagi na przyczyny tych zachowań: pornografia i fałszywa miłość w niej pokazywana, brak miłości rozwodzących się rodziców i promocja ideologii gender.

Autor: bp Józef Michalik

Jeżeli chodzi o samych biskupów i wyższych przełożonych zakonnych nie mamy takiego obowiązku prawnego, żeby osoby te musiały składać zawiadomienia w prokuraturze o swych podwładnych.

Autor: bp  Wojciech Polak

Kościół jest atakowany także za to, że jego przedstawiciele nie są donosicielami i nie przekazują informacji na temat pedofilii do odpowiednich instancji. Każdy duchowny jest potencjalnym (…) powiernikiem wielu spraw, łącznie z tymi najstraszniejszymi, jak choćby morderstwa. Duchowny zawsze będzie pod tym kątem widziany, a gdyby na kogoś złożył donos, to trudno mu będzie się wytłumaczyć, czy ten ktoś był u niego u spowiedzi, czy też nie. To może podważać zaufanie do sakramentu. Nie można naciskać na duchownych, by byli współpracownikami świeckich instancji. Państwowe organa mają tysiące osób właściwie przygotowanych i przeróżne sposoby, aby jak najszybciej docierać do źródeł zła, nie musi się do tego mieszać kapłanów.

Autor: bp Antoni Dydycz

Tacy, rozbrajająco szczerzy duchowni jak ci powyżej, zmuszają do refleksji nad realnymi możliwościami wykrywania i przeciwdziałania pedofilii w kościele. Tym bardziej w polskiej, przaśnej rzeczywistości, tym bardziej na ścianie wschodniej i w małych gminach, zagubionych na pustkowiu. Tym bardziej, gdy widzimy, jaki jest dobrotliwy stosunek do księdza proboszcza, najczęściej jedynego organizatora społeczności lokalnej, jedynego dysponenta funduszy na zorganizowanie wycieczki, odpustowej zabawy, kina objazdowego itp. atrakcji. Tym bardziej, gdy z pozoru dojrzali i inteligentni celebryci mówią takie brednie jak w przykładzie poniżej :

2014 rok XXI wiek!

Wolałbym, by moja córka trafiła w łapy pedofila (pedofila – nie gwałciciela!), który po pupie poklepie, biuścik pomaca, może popieści i pocałuje – niż poszła na taką lekcję [wychowania seksualnego]. Bo po zetknięciu z pedofilem pozostanie cenne uczucie wstydu i napięcie erotyczne (…). Z tą pedofilią mocno się przesadza. Pedofilem miłośnikiem ośmioletnich panienek był np. Ludwik Carroll (ten od „Alicji w Krainie Czarów”); nie tylko sąsiadki, ale i panie z towarzystwa na ogół bez obaw posyłały dziewczynki do jego domu, uważając, że dotykanie przez mężczyznę (byle, oczywiście, bez nadmiernego natręctwa) raczej rozbudza kobiecość i pomaga, niż szkodzi.

Autor: Janusz Korwin-Mikke

Ale  w drugim końcu rozpiętości poglądów na temat pedofilii są i takie głosy:

 

Okazuje się, że pedofilów w sutannach jest dwudziestokrotnie więcej, niż twierdzili dotychczas! Nie jeden na tysiąc, lecz dwudziestu na tysiąc! Dwóch na sto! Jeden na pięćdziesięciu! Oznacza to ni mniej, ni więcej, że po świecie grasuje 8260 księży pedofilów. To cała dywizja zboczonego wojska. Na Polskę przypada z tego statystycznie aż 570! Jeśli wierzyć papieskim ekspertom, z prawdopodobieństwem bliskim pewności mamy w Polsce ponad 500 księży pedofilów (XP)!

prof. Jan Hartman 2014

I jeszcze inna próba ogarnięcia tematu:

Eklezjalna mniejszość, tak jak bolszewicy, chce zdrowej większości narzucić swe chore standardy. Zagrożone są zwłaszcza dzieci, którym eklezjalizm wtłaczany jest do głów już od przedszkola pod pozorem katechizacji. Szczególnie groźny wydaje się rytuał spowiedzi, w czasie którego nadzorcy eklezjalni wchodzą w bliskie relacje z nieletnimi pod nieobecność rodziców, wypytując ich o szczegóły ich seksualności i nakłaniając do rozmów na ten temat. Ta eklezjalna seksualizacja dzieci czyni z nich ofiary molestowania i gwałtów. Sytuacja jest tym bardziej alarmująca, że na tysiąc zdiagnozowanych przypadków pedofilii aż czterysta (!) jest wśród duchownych, natomiast statystycznie w tej grupie może się znaleźć zaledwie jeden gej.

Autor: Wojciech MaziarskiIdeologia eklezjalna zgubą narodu, wyborcza.pl, 6 lutego 2014

 

 

Jakbyśmy tego tematu nie zgłębiali i jakbyśmy się nad nim nie pochylali, jedno trzeba stwierdzić wyraźnie – problemem nie jest samo przestępstwo i jego karanie, tylko brak możliwości wykrywania i ścigania, oraz brak należytego  zadośćuczynienia pokrzywdzonym, gdyż w kościele obowiązuje OMERTA – zmowa milczenia. Ważniejszy jest nieskazitelny wizerunek hierarchii kościelnej i samej instytucji jako takiej, niż otwarta walka z patologią, jaka drąży od wieków to środowisko. Wielkie są pokłady zła i krzywdy ludzkiej zamiecione pod dywan. Teraz kiedy mleko się wreszcie rozlało, wstyd i pokora, z jaką kościół musiałby się objawić wiernym, żeby przeprosić i odkupić swoje winy, przerasta tych panów.

Nie spodziewajmy się po tej wiekowej i zaprawionej w kłamstwie instytucji, że nagle zmieni swoje obyczaje. Seksualizacja nieletnich chłopców i dziewcząt to u nich wielowiekowa tradycja – to tylko nam, ignorantom wiedzy historycznej wydaje się to czymś potwornym, bo nie zdajemy sobie sprawy z tego, że prawa dziecka to zaledwie kilkadziesiąt lat. Co to jest kilkadziesiąt lat dla instytucji z nieprzerwaną kilkunastowiekową (!!) tradycją rozwiązłości seksualnej. Toż to dla nich nieważna nowinka świeckich oszołomów, pięknoduchów, którym zachciało się jakichś praw człowieka – szatańskie wymysły pod maską humanizmu!

Kościół zostanie w końcu zmuszony do wydania przestępców. Sądzę, że chętnie ich odda w ręce sprawiedliwości – pod warunkiem, że nie będzie musiał brać za ten skandal odpowiedzialności finansowej. Bo od złego PR-u gorsza jest tylko bida w kościele. Będzie więc postulował, żeby zadośćuczynienie płaciło państwo. Tylko że państwo to podobno MY! I może, biorąc pod uwagę, jak sobie to państwo urządziliśmy przez ostatnie trzy dekady, to gdzieś jest w tym ziarno sprawiedliwości dziejowej. Ale tylko małe ziarenko.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności przyrody, postuluję najprostszy sposób na wprowadzenie pełnej sanacji od pedofilii, a to poprzez:

odsunięcie dzieci od możliwości napastowania księży w szkole, kościele, w ZHP, na pielgrzymce, oazie, w fundacji „wiosna”, w sierocińcach, szpitalach, domach poprawczych, podczas kolędy, i pozostałych, niewymienionych tu okazjach

surowe kary dla tych rodziców, którzy nie pełnią należytego nadzoru nad nieletnimi dziećmi w tym, szczególnie gdy zapisują oni swoje dzieci na katechezę w szkole, posyłają synów na proboszczówkę w charakterze wolontariusza – ministranta, a nawet do spowiedzi. Są to sytuacje narażające duchownych w sposób szczególny

wprowadzenie do programów nauczania przyszłych kleryków, kursów rozpoznawania złego dotyku, odpierania ataku i emocjonalnego szantażu ze strony małoletniego dziecka, ofiary złych rodziców.

Tą sarkastyczną i prześmiewczą receptą na uzdrowienie sytuacji, która ma i ten walor, że zastosowana z całą surowością i  konsekwentnie ma potencjał, by odprowadzić kościół tam gdzie jego miejsce w świeckim państwie, kończę rozważania nad klerem w kraju nad Wisłą. I się z Państwem żegnam  do miłego.

 

E.Kunachowicz

Kraków 04.10.2018

 

 

KRK nie kłamie, kiedy mówi, że pedofilia to problem społeczeństwa, nie kościoła.

Tytuł niniejszych rozważań ( KRK nie kłamie, kiedy mówi, że pedofilia to problem społeczeństwa, nie kościoła) zwłaszcza teza, że kościół nie kłamie, jest przewrotny, ale sami zobaczycie, że nie taki znowu głupi jakby się wydawało…

Wiem, że to stary już materiał, z 2013 roku, ale przypominam dla tych, którzy mają jakieś wątpliwości, w jaki sposób kościół w Polsce chce umyć ręce od odpowiedzialności za swoich funkcjonariuszy korporacyjnych…

W szczególności polecam przetłumaczyć sobie na język praktyki następujące fragmenty:

1.30, 2.15, 4.35, – o tym, że to wyłącznie wina sądów powszechnych, cywilnych, że pedofile nie są karani

5.00, 7.00, 8,04, 8.35, 8,42, – o tym, dlaczego KRK nie jest odpowiedzialny za przestępstwa pedofilii i o strategii jaką stosują przełożeni przestępców w sutannach, żeby umyć ręce od odpowiedzialności

9.15, 12,27, – o rozbieżnościach w oficjalnych wypowiedziach miedzy poszczególnymi urzędnikami KRK na temat pedofilii – w szczególności odcięcie się od kanclerza Lipki, który nota bene dość uczciwie opowiedział opinii publicznej o tym jak kościół przejmuje się pedofilią w kościele…

17.46, 18.24,- pedofilia to problem tego społeczeństwa, a nie kościoła jako takiego ale…

18.24 – …oczywiście kościół wesprze i pomoże ofiarom, ale nie finansowo tylko : i tu wymienia formy pomocy, które nazywam leczeniem dżumy cholerą.

Cały materiał polecam uwadze Państwa, bo tu mamy występ wyjątkowego, nawet jak na duchownego, hipokryty, jednego z najlepszych mistrzów kluczenia i pływania w bajorze półprawd i kłamstw, który bez mrugnięcia okiem, gładko i bez zażenowania mówi ofiarom –

nie dostaniecie żadnej rekompensaty za wasze cierpienia.

Kościół pochyla się oczywiście nad aferami pedofilskimi, ale tylko tymi,

które zostały upublicznione i tylko dlatego,

że cierpi na tym jego wizerunek.

Możemy wam pomóc jedynie dając opiekę psychologiczną.

Cały wywiad z Henrykiem Hoserem; TVP INFO 2013 rok..

Mniej inteligentny od Hosera, kanclerz kurialny Wojciech Lipka, zanim  go biskup zdymisjonował za szkodzenie wizerunkowi instytucji kościoła katolickiego, zdążył wyraziście dać świadectwo – czym dla kościoła jest zjawisko pedofilii w jego łonie. Wcześniej, przypomnę, mogliśmy się zaznajomić z podejściem KRK do przestępstwa pedofilii z ust szanowanego ks. Tadeusza Pieronka, o. Leona Knabita i kilku innych znanych postaci opiniotwórczych tego środowiska. Wskazywali oni, że pedofilia zawsze była i (co gorsza – uwaga red.) zawsze będzie; , że –  to wina złych środowisk rodzinnych, że dzieci lgną, tulą się i szukają pociechy w ramionach księży… i tego typu, zresztą szczere do bólu wypowiedzi.

Wystąpienie kanclerza Lipki na konferencji prasowej 

 

O czym świadczą takie wypowiedzi? Moim zdaniem, one wszystkie świadczą o kompletnym braku wrażliwości kleru, gdy chodzi o krzywdę jaka dotyka parafian. I mówię tu nie tylko o pedofilii. Wszyscy znamy z autopsji, jaka jest wrażliwość przeciętnego proboszcza, gdy trzeba pogrzebać naszych bliskich, odprawić mszę za dusze zmarłych, udzielić jakiegokolwiek sakramentu, albo gdy trzeba pochylić się nad biedą. Kiedy parafianina nie stać  na opłatę „co łaska” słyszy zwykle, że kościół nie jest instytucją charytatywną… A ja pamiętam czasy, że katolicy mieli świadomość, że udzielanie sakramentów świętych, to część ich posługi kapłańskiej, a nie źródło wysokich dochodów. Płacili faktycznie co łaska i stosownie do swoich możliwości, albo nie płacili wcale.

Przestępstwo pedofilii jest czynem karalnym w KPK, w przeciwieństwie do chciwości, która jest tylko jednym z grzechów głównych, na jaki wskazuje w katechizmach wiary katolickiej sam autor tych przepisów, czyli KK. Nie mniej, zwracam uwagę na ten dość oczywisty wniosek (0 braku wrażliwości KK) w szerokim kontekście i umieszczam w nim także brak poczucia odpowiedzialności za księży pedofilów, ponieważ taka postawa KRK wobec przestępców, wynikać może nie tylko z tradycji stosowania przemocy, ale także z pogardy dla ludzi w ogóle, a do kobiet w szczególności, i właśnie owej chciwości. To prozaiczny powód, ale i obawa, że bogaty i uwłaszczony KK w Polsce, mógłby z powodu odszkodowań, zostać zlicytowany do gołej ziemi i stracić swoje ogromne wpływy w punktach uchwytu władzy.

Drugi, nie mniej ważny powód poza chciwością, by zamiatać przestępstwa pedofilii pod dywan, to utrata przez tę instytucję twarzy i godności, czyli mówiąc współczesnym językiem – zły PR jaki grozi kościołowi w związku z pedofilią. Na razie jednak, przynajmniej w Polsce, parafianie są od lat odpowiednio formatowani i wszechstronnie przygotowani do odpierania zarzutów pod adresem kościoła. Tak jak w poniższym materiale dziennikarskim, gdzie widać jak instrumentalnie kościół posługuje się parafianami.

Mieszkańcy bronią księdza, który rozbierał dzieci.Stacja TVN zainteresowała się sprawą pewnego proboszcza z Warmii, który miał nakłaniać małe dziewczynki do rozbierania się. Reporterzy stacji odwiedzili miejsca, w których ksiądz pracował bądź pracuje.Szybko okazało się, że nie są tam mile widziani. Wielu okolicznych mieszkańców broniło księdza nawet wówczas, gdy reporter ,,Uwagi'' pytał, czy ,,cieszyłby się Pan, gdyby ksiądz Pana nagie dziecko fotografował pod prysznicem?''. Naprawdę nie przeszkadzałoby mi to – odparł jeden z broniących duchownego mężczyzn!!!

Opublikowany przez Marcin Krystian Wichert 18 czerwca 2018

 

A skądinąd, tylko tajemnicą Poliszynela jest, że KK najchętniej widziałby ofiary pedofilii na salonach kurii, gdzie mogliby ich wysłuchać, obiecać, że winny zostanie odpowiednio ukarany po zastosowaniu wszystkich jeśli, o ile, gdyby okazało się w ogóle prawdą, to co ofiara mówi. Może nawet daliby parę groszy na otarcie łez i po sprawie. Następnie odpowiednio ukarano by pedofila w sutannie przeniesieniem na inne miejsce, z dobrym dostępem do dzieci – wszak kościół nie popiera, ale rozumie potrzeby popędowe swoich ludzi – trza być ludzkim nie?

Polecam się Państwu – Wasze  Obserwatorium obywatelskie, 20.06.2018

Elżbieta Kunachowicz.

Omerta, potocznie – zmowa milczenia, w KRK – dbałość o interesy, dla ofiar pedofilii w kościele – dramat…

Omerta.

„Milczenie w imię Boga”

kliknij i oglądaj…

 

W samym sercu słonecznej Italii, pod nosem Watykanu, przed jego oczami, od lat kwitnie pedofilia. Materiał filmowy z YT, gdzie jest kilkanaście  dobrych opracowań tematu, w rzetelny sposób przedstawia rezultat  śledztwa dziennikarskiego  i potwierdza jak bardzo trudną sprawą jest ochrona  dzieci przed pedofilami w sutannach. Zwłaszcza w miejscach izolowanych takich jak szkoły z internatem, domy dla dzieci niepełnosprawnych ruchowo, głuchoniemych, niewidomych, sierocińcach, itd itp.

rzym

 

Problem istnieje też w krajach rozwijających się, Ameryki Południowej, i krajach trzeciego świata w Afryce czy Malezji. Historia kościoła na tych terenach bogata jest w przełomy na przemian klerykalizacja z sekularyzacją, którą zwykle poprzedza bardziej lub mniej krwawa rewolucja. KRK to doświadczony gracz polityczny i wie doskonale, że w okresie prosperity należy dzielić i izolować od siebie różne grupy społeczne, wspierać lub szantażować władze świeckie i trzymać w rękach usługi publiczne – edukację, lecznictwo, opiekę społeczną, rynek charytatywny. Być może z  tego względu stan duchowny jest kuszącą propozycja dla jednostek niedojrzałych emocjonalnie i seksualnie czyli pedofili. Kapłaństwo musi być dla nich idealnym kamuflażem, a dostępność do przedmiotu pożądania dodatkowym atutem przy wyborze profesji.

caritas1

Gdyby KRK faktycznie chciał pozbyć się problemu, a szacuje się, że jest ich w Polsce około 500, wystarczyłoby zrezygnować z  przejmowania sektorów opiekuńczo-wychowawczych, placówek edukacyjnych, przyklejania się do organizacji zrzeszających dzieci i młodzież – jak ZHP, i zająć się tym do czego, podobno, został kościół powołany… to taka sugestia na boku.

Ujawniane co chwilę kolejne afery związane z seksualnymi nadużyciami wobec dzieci rodzin katolików, odpowiedzialne są m. in. za niepokojące Watykan statystyki…

Według badań przeprowadzonych przez Latinobarometro w ubiegłym roku, jedynie 67 procent Latynoamerykanów uważa się za katolików. W 1995 r. mianem katolików określało się aż 80 procent mieszkańców Ameryki Południowej. Mimo spadku liczby wierzących wyraźnie wzrosło zaufanie do Kościoła. W 2013 roku około 78 procent deklarujących katolicyzm stwierdziło, że ufa Kościołowi, w 2011 roku zaufanie deklarowało 69 procent respondentów. W tym samym czasie wzrosło także zaufanie protestantów do ich organizacji religijnych.

Chilijski instytut badania opinii publicznej przewiduje, że w przyszłości Ameryka Łacińska może stać się protestancka. Protestantyzm cieszy się dużą popularnością, wynika to także ze sposobu pracy „misjonarzy” z Ameryki Północnej, oferujących m. in. możliwość poprawienia statusu materialnego. Ruchom zapoczątkowanym przez reformację uległ już co piąty Brazylijczyk.

Badacze zauważają również, że w Ameryce Łacińskiej przybiera na sile sekularyzm. Dotyka on głównie Chile i Urugwaju. Z badań przeprowadzonych w ubiegłym roku przez Papieski Uniwersytet Katolicki w Chile wynika, iż 18 procent mieszkańców tego kraju uważa się za ateistów lub agnostyków. W Urugwaju aż 40 proc. osób twierdzi, że nie wyznaje żadnej religii.

pieronek

 

Teoretycznie mogłoby się wydawać, że to mleko co się rozlało szeroko na całym świecie zwane pedofilia w kościele, powinno wstrząsnąć hierarchią w Rzymie, biskupami w diecezjach, duchownymi w ogóle. Ale tak nie jest. Hierarchowie kościoła pytani o tą kwestię starają się bagatelizować, spłycać czy wręcz nie dostrzegać problemu. Wierni też nie wydają się jakoś specjalnie zaskoczeni. Wprawdzie w Irlandii kościoły opustoszały, ale szkoły nadal są przede wszystkim katolickie. W Europie tylko w czterech krajach nie naucza się religii w szkole.

Jednocześnie wiadomo już dziś dość dokładnie, że KRK nie jest chętny ani do współpracy z wymiarem sprawiedliwości, ani sam sobie nie radzi z problemem, ergo , wygląda to nawet gorzej, bo tak naprawdę władze kościelne nawet nie próbują stosować skutecznych metod kontroli, wykrywania i zapobiegania patologii w obszarze swojej działalności. Można odnieść wrażenie, że nie widzi takiej potrzeby, ergo, nie rozumie o co tyle hałasu. Każde zagajenie traktuje jak atak na instytucję kościoła katolickiego.

W poprzednim tekście na ten temat wyraziłam opinię, że 1500 lat nieprzerwanego trwania i doskonałej tolerancji dla pedofili sprawia,  że dziś niemal całe duchowieństwo, z maleńkimi wyjątkami, nie wykazuje ani wrażliwości, ani wyobraźni, ani też skruchy czy ubolewania, co pokazuje jedynie, że nie traktują oni czynów pedofilnych jak ciężkiego przestępstwa. Wystarczy przypomnieć wypowiedzi chociażby naszych rodzimych bp Pieronka, abp Michalika, O. Knabita, i innych, sugerujące winę dzieci, co jednoznacznie wskazuje iż nie potrafią współczuć dzieciom, za to chętnie pochylają się nad kolegami w kłopocie.

JP2 nz ulubionym pedofilem

Nie widzą ofiar, ich cierpienia, straty jaką jest dziecięca niewinność. Deklarowanie pomocy psychologicznej i wsparcia modlitwą wspólnoty – to brak wiedzy albo jawna kpina z poszkodowanych i ich rodzin. Natomiast wydawanie 80 mln.dol. na program leczenia pedofili i innych patologicznych zachowań wśród księży i zakonników,  jest raczej próbą tworzenia argumentów na wypadek, słusznego skądinąd zarzutu, że KRK nic w sprawie pedofilii realnie nie robi. To zupełnie jak z mitem o wielkoduszności i dobroci KRK, bo przecież jest Caritas-Polska, a w istocie gruba pompa do ssania kasy z budżetu państwa, a przy okazji wylęgarnia patologii…

dziecko2

 

Ponieważ jednak kościół podchodzi do problemu pedofilii wyłącznie na poziomie praktycznym, co sprowadza się do troski o wizerunek i dobre imię, to wykazanie, że wyłożył jakąś kasę na leczenie przestępców seksualnych, ma robić odpowiednie wrażenie. I może na kimś robi. Na mnie, zrobi wrażenie zupełnie coś innego. Na przykład kiedy kościół zacznie realnie współpracować z wymiarem sprawiedliwości i kiedy weźmie wreszcie odpowiedzialność za, formatowanych pracowicie przez wiele lat, swoich niegdysiejszych seminarzystów.

rekordzista pedofil z Australii

 

Chciwość i niekończąca się nigdy pazerność tej instytucji, sprawia ponad to, że zadośćuczynienie ofiarom to ruch na jaki dobrowolnie kościół nigdy się nie zdecyduje. Kościół trzeba do tego zmusić wyrokiem i w polskim prawie są odpowiednie paragrafy. Niestety, uczciwemu rozliczeniu KRK z pedofilii nie sprzyja także sojusz tronu i ołtarza. Składy sędziowskie, prokuratury, a nawet brać adwokacka obchodzą się z ludźmi wyświęconymi na księży jak z osobami, których prawo nie obowiązuje. Zatem coś, z czym większość krajów dotkniętych tym problemem, jakoś w końcu sobie poradziła, Polska sobie od lat nie radzi. I trudno nie wyciągnąć wniosku, że u nas nie ma dobrego klimatu politycznego i społecznego oczekiwania w sprawie rzetelnego rozliczenia KRK z pedofilii w jej szeregach.

tron i ołtarz

Mało tego, kościół oczekuje od praktykujących katolików, że także pochylą się nad księdzem pedofilem i w imię chrześcijańskiej miłości mu odpuszczą. I gdybym na własne oczy nie widziała i na własne uszy nie słyszała krewkich tatusiów, którzy stają w obronie miejscowego proboszcza i twierdzą, że nie mieliby nic przeciwko, żeby ten osobnik dotykał ich córki czy syna, bo to zupełnie normalne, to mogłabym nabijać się z naiwności kościoła. Ale niepojęta jest moralność polskiego katolika i jej bezpośredni wytwór czyli  hipokryzja, dzięki której zgrabnie omijają dogmaty kościelne. To ona  buduje mit o wielkim, katolickim narodzie. W rzeczywistości mało religijnym, wcale nie bogobojnym Polkom i Polakom, zależy na usługach świadczonych przez parafie i uprawianiu rytuałów scalających miejscową społeczność. Wielkie hasła na demonstracjach faszystowskich to tylko polityka konserwatystów wespół z kościołem i nic nie ma wspólnego z wiarą…

polska katolicka

 

Hierarchiczna, silna, patriarchalna organizacja, w Polsce dodatkowo kontrolująca wszystkich i wszystko – stoi za omertą – zmową milczenia. Biorą w niej udział nie tylko zwierzchnicy i współpracownicy przestępców seksualnych, ale także miejscowe władze, , funkcjonariusze organów ścigania, ewentualni świadkowie i, co nie mieści się w głowie ateistki, nie rzadko rodzice i opiekunowie. Wszystko jest ważniejsze od ofiar – dobre imię kościoła, PR władz partyjnych, autorytet szkoły i rodziców. A za chwilę, czyli po zmianie ustroju, każde zgłoszenie przypadku pedofilii duchownego, może być uznane za zamach na władzę.

hoser2

I niech abp. Hoser nie czaruje i nie zmiękcza wizerunku, obojętnego i cynicznego do tej pory kościoła. Deklaracje jakoby rzekomo kościół uznawał pedofilię za najcięższe przestępstwo, dla którego nie ma przebaczenia, słabo korespondują z dotychczasową narracją w tej sprawie – jeszcze nie tak dawno ten sam pan, lekceważąco skomentował problem jednego z polskich księży pedofili –  pasmatrim, uwidim… Poza tym wszyscy wiedzą, że najcięższym przestępstwem dla kościoła jest NIEPOSŁUSZEŃSTWO w szeregach. Taki posłuszny pedofil, abp. Wesołowski nie tylko uniknął kary, ale kiedy zmarł pochowany został w szatach liturgicznych, z pierścieniem biskupim na palcu, co oznacza, że kościół niczego mu nie ma za złe. W ogóle posłuszni pedofile dużo podróżują i to do odległych kontynentów, na karuzeli przenosin z miejsca na miejsce – to właśnie robi Watykan w sprawie pedofilii przez kilka dekad, od czasu ujawniania takich przestępstw w latach 60-tych XX w.

wesołowski1

 

Oczekujemy od kościoła, że zacznie faktycznie współpracować z polskim wymiarem sprawiedliwości, że weźmie odpowiedzialność za zachowania swoich funkcjonariuszy oraz uzna roszczenia ofiar. Skoro prawo kanoniczne pozbawia wyświęconych kapłanów i zakonników prawa do posiadania majątku własnego, a wyrządzona szkoda powinna obligatoryjnie zostać pokryta przez zadośćuczynienie, to wydaje się oczywiste, że musi tego dokonać pracodawca- czyli kościół instytucjonalny. Jest wysoce niemoralne i niestosowne robienie dalszych uników w tej sprawie. Z wypowiedzi abp Hosera wynika, że dając pierwszeństwo polskiemu wymiarowi sprawiedliwości do rozpatrywania spraw, podejrzanego najpierw sprowadzą do cywila. A wszystko po to by nie brać za takiego osobnika odpowiedzialności, nie tylko za brak nadzoru i nieprawidłowe formatowanie, ale także finansowej.

Wszystko wskazuje jednak na to, że będziemy mieli powtórkę doświadczeń amerykańskich, z tym, że u nas demokracja, wymiar sprawiedliwości i ściganie przestępców jest pod kontrolą kilku osób z partii rządzącej, co zasadniczo wpływa na perspektywę widzenia i niweczy nadzieje na rychłe rozwiązanie problemu. Dodatkowo w systemie policyjnym, jakiego doświadczamy coraz wyraźniej istnieje możliwość nękania i izolowania ofiar mających roszczenia w stosunku do KRK – sojusznika władzy i ikony, przed którą władza ta pozostaje wciąż na klęczkach.

PHOTO MAREK BARCZYNSKI / EAST NEWS CZESTOCHOWA 28/07/2016 WIZYTA OJCA SWIETEGO FRANCISZKA NA JASNEJ GORZE. PAPIEZ ODPRAWIL MSZE SWIETA DZIENKCZYNNA Z OKAZJI 1050 ROCZNICY CHRZTU POLSKI

PHOTO MAREK BARCZYNSKI / EAST NEWS CZESTOCHOWA 28/07/2016 WIZYTA OJCA SWIETEGO FRANCISZKA NA JASNEJ GORZE. PAPIEZ ODPRAWIL MSZE SWIETA DZIENKCZYNNA Z OKAZJI 1050 ROCZNICY CHRZTU POLSKI

 

Kto się obawia dziennikarskiego śledztwa w sprawie pedofilii w KRK?

Pedofilia w KRK to temat dla wszystkich – od dzieci począwszy na prababciach i dziadkach skończywszy. I, mimo, że dotyczy na ogół dzieci z rodzin katolickich, to jednak wolę utożsamiać się z PRL-owskim, bardzo mądrym stwierdzeniem, że wszystkie dzieci są NASZE.

W tym miejscu był film dokumentalny, o ostatnich śledztwach w sprawie pedofilii w KRK, które przeprowadzili dziennikarze z Francji, ale można było go obejrzeć jedynie on line, tak więc jestem zmuszona zamieścić  jedynie jego trailer i to bez tłumaczenia. Prawdopodobnie niedługo zacznie krążyć w sieci – warto obejrzeć…

Dziś, po kilku dekadach ciągnących się prac komisji śledczych, wiemy znacznie więcej i rozumiemy znacznie mniej. To co szokowało mnie jeszcze dziesięć lat temu, dziś nie robi już wrażenia, bo dziś borykamy się z zupełnie innym problemem, który nie był wtedy tak wyraźnie widoczny, albo raczej nie mieścił się w naszej prostaczej wyobraźni…

 

watykan

 

Pedofilia w KRK to ogromny problem. Nie będę streszczać  dokumentu, sami sobie wyróbcie zdanie, ale uważam, że dla dobra ogólnego i dla zdrowia publicznego, ważne jest, abyśmy wszyscy zapoznali się z tym palącym problemem. Zróbmy to, zanim stanie się jasne, że z chwilą gdy mleko się rozlało, czyli circa about przed pięćdziesięciu laty, ten skandaliczny proceder nie skończył się, nadal ma miejsce, a pedofile mają się dobrze, bo stolica apostolska nic przez te wszystkie lata nie zrobiła, by przerwać łańcuch zbrodni.

Pozwolę sobie jedynie zasygnalizować  kluczowe ustalenia dziennikarzy śledczych z dokumentu  linkowanego powyżej.  Wielu wrażliwych ludzi tropiących losy pedofili w habitach, zajmuje się śledztwem i odkrywa przed nami przyczynę nieuchwytności zbrodniarzy. Okazało się, że Watykan stosuje od lat metodę geograficzną. Polega ona na przerzucaniu gorącego kartofla ze spalonego miejsca w takie, gdzie nikt o aferze nie ma pojęcia.

Na ogół przerzuca się pedofili z kontynentu na kontynent, gdzie nadal mogą swobodnie realizować swoje potrzeby seksualne, a ich ofiary, zarówno te, które zostawiają za sobą jak i te przed nimi, prawdopodobnie nie doczekają się zadośćuczynienia, przeprosin, czy choćby satysfakcji z obnażenia prawdy o danym przestępcy w sutannie. Gorzej, to większość ofiar będzie ponosić do końca życia konsekwencje czynów zabronionych -to oni mają problemy, to oni nie sypiają komfortowo i budzą się zlani potem, to wreszcie oni są po latach po raz drugi ofiarami – tym razem podlegają presji, szantażowi, ostracyzmowi i izolacji od wspólnoty, a nie rzadko także wtórnej wiktymizacji, skoro tylko upomną się o ukaranie winowajcy, skoro tylko odezwą się na ten temat , chcąc ratować inne dzieci, bo okazuje się, że najczęściej oprawca pracuje jak dawniej i to z pełnym dostępem do przedmiotu pożądania. Świadomie użyłam słowa przedmiot, zamiast podmiot.

księża

Papież Franciszek jak i jego poprzednicy, nie wyłączając JP2, wiedzieli, kryli, wspierali przestępców i nie wykazali się nigdy wrażliwością na tyle ludzką by pochylić się nad ofiarami.

I w tym momencie rodzi się w mojej głowie refleksja, taka mianowicie, że wszystkie skandaliczne opinie polskich biskupów na temat zjawiska pedofilii wśród ich braci duchownych – że dziecko lgnie, bo w domu nie ma miłości, a potem ksiądz jest oskarżany, bo chciał pocieszyć zbłąkaną duszyczkę – wskazują wprost na fakt, że osoby duchowne nie postrzegają pedofilii jak niedozwolonego przekroczenia granic psycho-fizycznych drugiego człowieka, do tego najczęściej dziecka.

EPISKOPAT

Nie mają też uwewnętrznione, że jest to rodzaj perfidnej przemocy, że uwodzone dziecko jest w nieporównanie trudniejszej sytuacji niż dziecko brutalnie nawet zgwałcone. I jeszcze kwestia uczestnictwa samego boga w tych czynach – on jest tam przecież i patrzy i widzi i nie da się przed nim schować… to nic, że jest tylko w głowie ofiary- tej głowie, do której został on wbity od urodzenia; dla ofiary, poza samym aktem przemocy, jest to, jak można przeczuwać, jeszcze ważniejszy powód, by wstyd palił jak rozżarzone żelazo na torturach hiszpańskiej inkwizycji…

przemocc

I nie widzę szans na to, by ich ( duchownych ) zachowania , odczucia, przekonania miały kiedyś ulec zmianie. Nie wierzę też, że zmienią swoją optykę na ten temat.  KRK ma jakieś 1500 lat nieprzerwanej obecności i działa na całym globie. I, przez cały ten czas pedofilia była w nim obecna i dobrze tolerowana, a także nie budziła kontrowersji. Wystarczy sobie uświadomić, że dzieci w ogóle nie były traktowane jak ludzie, jak istoty odrębne, którym należy się szacunek bo ma on przyrodzoną mu godność ludzką. To dopiero XX wiek, i to druga jego połowa i nie wszędzie, przyniosła radykalną zmianę w postrzeganiu i traktowaniu dzieci.

Kościół jest hierarchiczną, skostniałą i flegmatyczną  organizacją. Nic w niej nie zachodzi pochopnie, język jest archaiczny i pusty, bez treści. Tak napisane są wszystkie dokumenty wydawane przez przełożonych biskupów i arcybiskupów, tak opisują rzeczywistość żeby nic o niej nie powiedzieć. Tak też wygląda ich pozorowana walka z pedofilią w jej własnym łonie. Te ich niepoważne instrukcje, procedury, całe ich prawo kanoniczne, listy pasterskie itd. są barokowo przeładowane mową -trawą. Jeśli świecki świat ma położyć kres pedofilii w KRK, to jedynie poprzez konsekwentną politykę i presję z każdej możliwej strony, wywieraną przez 24 godziny siedem dni w tygodniu, przez dwanaście miesięcy w roku nie wyłączając ani jednego dnia, nawet w święta i nawet wtedy, gdy anioły spadną z nieba.

rozpacz3

A w przypadku, gdy przełożony, duchowna osoba prawna, wie, ale zamiata pod dywan, należy jej się surowa kara, ponieważ jest to głęboko demoralizujące dla duchownych, którzy utwierdzeni w przekonaniu, że są bezkarni, nie mają żadnego powodu, by się powstrzymywać przed czynieniem tego zła. I dalej, skoro przełożeni maja wszystkie narzędzia kontroli nad swoimi funkcjonariuszami, bezwzględnie są obowiązani do wyasygnowania odpowiednio dużych środków w celu zadośćuczynienia ofiarom, jako współwinni ale także jako pracodawca – bo jego pracownik wyrządził krzywdę/szkodę klientowi, w tym wypadku nieletniej osobie, pozostające pod nadzorem i opieką osoby duchownej o skłonnościach pedofilnych. Nie wierzę w odnowę w łonie KRK. Ale wierzę, że można indukować przełożonym kościoła  właściwe zachowania poprzez uszczuplanie  ich majątku, ergo nic tak szybko nie trafia do świadomości i nie zmienia optyki, jak oddziaływanie przez, szeroko rozumianą, kieszeń.

watykan2

Myśli te powierzam wszystkim, którzy od lat dobijają się o sprawiedliwość dla ofiar pedofili w KRK. Rozmowy z kościołem nigdy do niczego nie doprowadzą. Tylko konsekwentna twarda ręka sprawiedliwości może sprawić, że nie tylko ofiary otrzymają zadośćuczynienie, ale co jeszcze ważniejsze, kościół zostanie zmuszony do odpowiednich działań, by pedofilia przestała być powodem systematycznego ubożenia tej instytucji, a dzieci przestały być ofiarami pedofili w sutannach. Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, by kościół miał kontrolę nad swoimi ludźmi – wszak bezwzględne posłuszeństwo to najważniejsza cecha dobrego duchownego, wystarczy je odpowiednio egzekwować.

klerycy

I jeszcze jeden dobry materiał na ten temat. wystarczy tu kliknąć ….

oraz tu

Pedofilia w samym sercu Włoch

 

Ćwiczenia z ateizmu

Odpowiedzialność Kościoła za pedofilię księży

Stanowisko biskupów w Polsce jest niezgodne z Katechizmem. Biskupi i księża twierdzą, że Kościół nie ponosi odpowiedzialności za seksualne wykorzystywanie dzieci przez księży, bowiem oznaczałoby to odpowiedzialność zbiorową. Każdy ksiądz – mówią – ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i tylko od niego można zasadnie dochodzić odszkodowania.

2 października 2018 r. Sąd Apelacyjny w Poznaniu zasadził od zakonu chrystusowców wysokie odszkodowanie dla ofiary gwałtów księdza-pedofila z tego zakonu. Wyrok jest prawomocny i zakon wypłacił zasądzoną sumę, bowiem inaczej zakonowi groziło postępowanie egzekucyjne. Ale zakon zamierza się odwoływać, wnosząc o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.

Wina zakonu w świetle prawa jest oczywista, co uzasadnił sąd. Mimo to nie tylko zakon, ale także biskupi nie zmienili swojego stanowiska w sprawie odszkodowań za przestępstwa księży. Warto więc przypomnieć, co mówi Katechizm Kościoła katolickiego:

Grzech jest czynem osobistym; co więcej, ponosimy odpowiedzialność za grzechy popełniane przez innych, gdy w nich współdziałamy:
– uczestnicząc w nich bezpośrednio i dobrowolnie;
– nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując;
– nie wyjawiając ich lub nie przeszkadzając im, mimo że jesteśmy do tego zobowiązani;
– chroniąc tych, którzy popełniają zło” 
(Katechizm pkt 1868).

Nawet z Katechizmu wynika więc jednoznacznie, że instytucje Kościoła ponoszą odpowiedzialność za seksualne wykorzystywanie dzieci przez księży, bowiem ewidentnie chroniły przestępców, nie ujawniały ich przestępczej działalności i nie przeciwdziałały jej w dostateczny sposób. Zgodnie z własnym Katechizmem, obowiązującym prawem i ludzkim poczuciem sprawiedliwości, instytucje kościelne powinny wypłacać odszkodowania. – Alvert Jann

Dodane 12 grudnia 2020 r.:

I stało się!

31 marca 2020 r. Sąd Najwyższy odrzucił skargę zakonu chrystusowców. Wyrok jest już ostateczny, zakon musi wypłacać odszkodowanie!

Jest też następny wyrok w podobnej sprawie. Wrocławska prasa informuje:

„Precedensowy wyrok w sprawie pedofilii w Kościele: kurie zapłacą za przestępstwa księży pedofilów. Ofiara ks. Kani: czuję wielką ulgę

Przez całe lata kurie wrocławska i bydgoska ukrywały księdza pedofila, przenosząc Pawła Kanię z parafii do parafii, dzięki czemu miał możliwość krzywdzenia kolejnych dzieci. Sąd uznał, że tym samym ponoszą winę za wyrządzone przez niego krzywdy. I że w związku z tym jednej z jego ofiar muszą wypłacić 300 tys. odszkodowania. – Biskupi byli świadomi pedofilii swojego księdza – uznał sąd. Wyrok jest prawomocny.

Sprawa byłego już księdza Pawła Kani z Wrocławia (rok temu wykluczonego ze stanu duchownego przez papieża) swój początek ma w roku 2005. Wtedy to po raz pierwszy zatrzymany został przez policję, gdy proponował małoletnim seks za pieniądze.

Przez kościelnych zwierzchników nie został jednak suspendowany. Przez kilka lat, pomimo wciąż powtarzających się zarzutów o niewłaściwe zachowanie względem uczniów (był katechetą) i ministrantów, nad którymi w różnych parafiach sprawował opiekę, nie robiono nic, by odseparować go od pracy  z dziećmi i młodzieżą. Gdy pojawiały się skargi, Kania przenoszony był do kolejnych parafii: we Wrocławiu, Bydgoszczy, znów Wrocławiu i Miliczu. Jego ochroną zajmował się przede wszystkim skompromitowany dziś i pozbawiony urzędu biskup kaliski Edward Janiak, negatywny bohater demaskatorskiego filmu braci Sekielskich Zabawa w chowanego.

Kania wpadł na dobre w grudniu 2012 r., gdy w Wigilię zameldował się w jednym z wrocławskich hoteli razem z 13-letnim chłopcem. W ich pokoju i samochodzie ówczesnego księdza policjanci zabezpieczyli kamerę video i materiały o charakterze pedofilskim. Również z udziałem towarzyszącego duchownemu chłopca (…)”. Ksiądz dopuścił się więcej podobnych przestępstw.

(Jacek Harłukowicz 2020-12-03: https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,26569933,precedensowy-wyrok-w-sprawie-pedofilii-w-kosciele-kurie-odpowadaja.html?token=eji8vuN4AyCehim3NLMNObBKaP-A3Vrh2eNI2wRGBdY )

………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

…………………………………………………………………………

Link do Katechizmu – http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-1-1.htm

…………………………………………………………………………

Wpisy Peryferium Leszka