Spotkania przy trzepaku

Nie znasz kobiet – nie prowokuj, bo się sparzysz! Pokojowy konflikt trwa!!

 

 

18.11.2020 – To kolejna przełomowa data wojny, jaką rozpętał Jarosław Kaczyński przeciwko kobietom, wygrażając im projektem haniebnej ustawy antyaborcyjnej. Do Ogólnopolskiego Strajku Kobiet dołączyli wszyscy z wyjątkiem jego żelaznego elektoratu. Wszyscy wywaleni na bruk przez kolejne Tarcze antycovidowe. Mimo, że protesty są pokojowe, Kaczyński nawołuje do przemocy i dobrze opłaca siły porządkowe, a także nakreśla swoje życzenia. Ostatnio zażyczył sobie, by demonstracje zamieniły się w krwawe pole, żeby kobiety i ich mężczyźni dostali paraliżu ze strachu. No cóż – podobno każdy sądzi według siebie, ale tym razem Prezes się myli – nie wszyscy są tacy jak on i przesypiają trudne chwile w piernatach u mamusi. Krótko mówiąc zamarzyło mu się przetrącenie OSK kręgosłupa, ale się przeliczył.

 

 

 

 

Sama obecność tysięcy funkcjonariuszy na ulicach Warszawy, kordony suk, armatki wodne, gaz pieprzowy, a teraz jeszcze pały teleskopowe w rękach prowokatorów, to według Kaczyńskiego odpowiednia dawka potencjalnej przemocy, której mamy się przestraszyć. Z zadowoleniem trzeba stwierdzić, że intuicja zawodzi prezesa PIS – nie tylko się nie boimy, ale nie zamierzamy zejść z naszych ulic. Rób pan tak dalej, a pewnego dnia … nie powiem co się wydarzy, bo ostatnio za każde słowo jestem spisywana wbrew prawu i logice.

 

Materiały nagrane podczas spontanicznego spaceru Warszawianek i Warszawiaków 18.11.2020 analizowali eksperci, a Gazeta Wyborcza dostarczyła omówienie wniosków. Oto niektóre z nich:

Nagrania oglądaliśmy z jednym z oficerów polskiej policji, który ma doświadczenie w zabezpieczaniu ulicznych protestów. – Jestem chyba za głupi, by zrozumieć taktykę warszawskiej policji – skwitował.

Wysyłanie tajniaków w tłum to powszechnie przyjęta taktyka, szczególnie popularna w policji francuskiej. Wykorzystuje się ich do rozpoznania sytuacji i eliminacji największych zagrożeń. Ale tajniak powinien jak najdłużej pozostać tajniakiem. Zatrzymywać ludzi powinien tylko w ostateczności, gdy dochodzi do bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia – mówi Samsel.

– W środę w Warszawie takiej sytuacji nie było. To był pokojowy, niegroźny protest. Napięcie zaczęła eskalować policja – dodaje ekspert.

– Pałka teleskopowa to bardzo groźny, wręcz morderczy środek przymusu bezpośredniego, znacznie gorszy od ręcznego miotacza gazu. Jeśli policjanci wyjmują i rozkładają taką pałkę, to muszą mieć do tego poważny powód, musi być zagrożone czyjeś życie lub zdrowie. Takiej sytuacji na nagraniach nie widać – zauważa Samsel.

Tłumaczy, co powinni byli zrobić tajniacy: – Przede wszystkim wyjąć „blachy”, czyli odznaki, zawiesić je na szyi. Po to, żeby obywatel wiedział, że to naprawdę policjant, a nie przebieraniec, który żółtą opaskę kupił w internecie. Ale tego tajniacy też nie zrobili.

– Kolejna sprawa to technika postępowania w takich sytuacjach. Ona jest prosta: pokaż legitymację, krzycz, że jesteś z policji, wydawaj komendy głosowe, np. „Stój”, „Odsuń się”, „Nie podchodź”. Gestykuluj, pokazuj, że trzymasz w rękach gaz czy pałkę, ostrzegaj, że możesz ich użyć. I znów żaden z policjantów tego nie robił – podkreśla Samsel.

Samsel nie chce rozstrzygać, dlaczego policjanci działali wbrew prawu i taktyce. – Musielibyśmy posłuchać rozmów z policyjnych radiostacji, by dowiedzieć się, czy wynikało to z braku wiedzy i przeszkolenia, chęci wyżycia się, nietrzymaniu nerwów na wodzy, czy też z rozkazu, który wydali im przełożeni.

Inne nagranie pokazuje z kolei umundurowanego policjanta z tarczą, do którego podchodzi mężczyzna. Prawdopodobnie coś krzyczy. Nagle policjant uderza go tarczą w twarz.

Samsel: – Tarcza służy do osłaniania, odpychania, a nie do bicia. Rozumiem, że policjantom puszczają nerwy, ale wtedy przestają być policjantami, a stają się chuliganami. Pewnie padły tam niemiłe słowa, ale skoro poszedłeś do policji, to musisz to wytrzymać, taką sobie wybrałeś pracę.

Znawca policyjnej taktyki zauważa, że 11 listopada podczas Marszu Niepodległości policja nie otaczała jego uczestników, by ich spisywać. – To dowód, że policja stosuje podwójne standardy, a rzeczywistym celem jest przypodobanie się obecnej władzy – twierdzi Samsel.

Marcin Samsel: – Przed Euro 2012 polscy policjanci jeździli po świecie, rozmawiali z kolegami z zagranicy. Uczyli się, jak gasić, a nie rozniecać konflikty. Że policja pełni funkcję służebną, ma chronić wszystkich obywateli. Dzisiaj wielu tych policjantów odeszło już ze służby. Zastępują ich policjanci bez doświadczenia i kompetencji. Wydają i sami wykonują głupie rozkazy. Komendant główny powinien to powstrzymać, ale sam to firmuje.

ŹRÓDŁO

 

 

kuna2020Kraków

 

 

 

 

Abp Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 18 i 19

 

ABP JULIUSZ PAETZ – część XVIII.

 

 

Wspominałem już w poprzednich odsłonach tego cyklu, że od przyjścia do diecezji łomżyńskiej, bp Juliusz Paetz robił wszystko, aby otrzymać inną, prawdopodobnie bardziej dochodową i dająca większy prestiż diecezję w Polsce. Jego działania zmierzały przede wszystkim w kierunku pozyskania w tym względzie nowego nuncjusza w Warszawie, którym był od czasu ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską, a Stolica Apostolską, kolega bp Juliusza Paetza z okresu rzymskiego, abp Józef Kowalczyk.


Biskup łomżyński liczył przede wszystkim na metropolie poznańską, ale tam rządził silną ręka abp Jerzy Stroba, którego z papieżem Janem Pawłem II łączyły długoletnie więzi nie tylko przyjaźni, ale i ścieżki kariery w Kościele. Wojtyła i Stroba byli niemal w podobnym wieku (Stroba był pięć miesięcy starszy), ale także w jednym dniu, 4 lipca 1958 roku, zostali mianowani biskupami pomocniczymi. Ks. Jerzy Stroba w Gnieźnie, a ks. Karol Wojtyła w Krakowie. W 1958 roku byli oni najmłodszymi biskupami w polskim Episkopacie. Więc wiadomo było, że aby uzyskać nominację na następstwo po Strobie trzeba się mocno postarać.

I Paetz się starał. Mocno się starał. Zarówno w warszawskiej nuncjaturze jak i w watykańskiej Kongregacji Do Spraw Biskupów w Watykanie. Ale decydująca decyzja należała jak zawsze do papieża. który znał Kościół w Polsce, polskie diecezje i ich realia.

Do pierwszego podejścia doszło pod koniec 1994 roku, gdy metropolita poznański kończył 75 lat i zgodnie z prawem kanonicznym, był zobowiązany do złożenia na ręce papieża, wniosku o przejście na emeryturę. Równocześnie nuncjatura warszawska złożyła na wymaganym ternie i przesłała do Rzymu, trzy nazwiska potencjalnych kandydatów na tron metropolity poznańskiego. Abp Józef Kowalczyk, który już wówczas „zachwaszczał” nam polski Episkopat ludźmi niegodnymi: byłymi tajnymi współpracownikami SB, gejami i alkoholikami, stanął na wysokości zadania i tym razem. Listę na przygotowanym dla Watykanu ternie, otwierał biskup łomżyński Juliusz Paetz.

I stała się rzecz, która wielu zaskoczyła. Ordynariusz łomżyński, który, jak wynika to z relacji jego współpracownika z kurii, już przyjmował gratulacje i przygotowywał się do przeprowadzki do Poznania, został zaskoczony decyzją papieża. Abp Jerzy Stroba dostał od Jana Pawła II przedłużenie na pełnienie dotychczasowej funkcji w Kościele poznańskim, na co najmniej kolejne dwa lata.

Do sprawy powrócono zatem wiosną w 1996 roku. I oficjalnie w dniu 11 kwietnia 1996 roku, jak to wynika z zachowanych dokumentów papieskich, abp Jerzy Stroba został biskupim emerytem. W tym samym dniu nuncjatura warszawska ogłosiła nowym metropolitą poznańskim, dotychczasowego ordynariusza łomżyńskiego, bp Juliusza Paetza.

Czy papież Jan Paweł II nie wiedział zatem kogo mianuje na tron biskupi w Poznaniu? Już wówczas znane były akta IPN i rola jaką odgrywał w czasach PRL, ks. prałat Juliusz Paetz w strukturach Watykanu. Wiadomo także było, że werbunek służb PRL miał podłoże obyczajowe, z homoseksualizmem prałata w tle. Papież wiedział o wątpliwych moralnie powiązaniach prałata z osobami z najwyższych kręgów władzy w Kościele, którzy pośrednio lub bezpośrednio byli zamieszani w tajemniczą śmierć Jana Pawła I.

W Watykanie od dawna plotkowano o mieszkaniu biskupa łomżyńskiego, zlokalizowanym niemalże przy murach Stolicy Apostolskiej i o charakterze spotkań jakie tam się odbywają. Te plotki dotyczyły także wielu polskich hierarchów z najbliższego otoczenia papieża, którzy też ten adres znali. Nieprawdaż kardynale Stanisławie?

Jan Paweł II musiał przecież pamiętać, dlaczego „pozbył się” z Rzymu swojego kontrowersyjnego współpracownika w 1982 roku, mianując go biskupem łomżyńskim. Papież musiał wiedzieć o skandalicznych i dwuznacznych relacjach bp Juliusza Paetza ze swoimi młodymi współpracownikami w łomżyńskiej kurii oraz z klerykami podległego mu seminarium. O bliskich relacjach rządcy diecezji łomżyńskiej z biskupami polskimi i amerykańskimi, także z kręgu wiadomego lobby w Kościele nie wspominając.

W świetle tych wszystkich faktów, nie jestem w stanie odpowiedzieć więc na to zasadnicze dziś pytanie. Dlaczego papież Jan Paweł II, dziś Święty Kościoła Katolickiego, podpisał właśnie tę nominację. Nie umieją mi na to pytanie odpowiedzieć również osoby duchowne, którym to pytanie zadaję.

Dalsze wydarzenia potoczyły się w błyskawicznym tempie. Nowy metropolita poznański odbył uroczysty ingres do Bazyliki Archikatedralnej w Poznaniu pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła, w którym uczestniczyli, poza samym nuncjuszem, liczni biskupi z większości polskich diecezji.

Nowy metropolita poznański wraz z nuncjuszem abp Józefem Kowalczykiem postarali się, aby opuszczoną stolice biskupią w Łomży objął dotychczasowy biskup pomocniczy szczecińsko – kamieński, Stanisław Stefanek, kapłan ze Zgromadzenia Chrystusowców dla Polonii Zagranicznej. Bp Juliusz Paetz pozostawił w Łomży, godnego siebie następcę, którego miałem wątpliwą przyjemność poznać podczas jego wizyt w Chicago. Jeszcze jeden moralny „chwast” z licznego dorobku nuncjusza Józefa Kowalczyka. Bp Stanisław Stefanek zmarł przed miesiącem, jako emerytowany biskup łomżyński, przeżywając swojego poprzednika zaledwie o kilka miesięcy.

Zapewne licznie zebrani klerycy Metropolitarnego Seminarium Duchownego w Poznaniu, uczestniczący w 1996 roku, w uroczystym ingresie swojego nowego ordynariusza, nie przypuszczali w swoich najczarniejszych snach, że rozpoczął się w życiu wiele z nich okres, którego nie zapomną do końca swojego życia.
Ciąg dalszy nastąpi…

 

 ***

 

ABP JULIUSZ PAETZ – część XIX.

Jak zachowywał się nowy poznański metropolita po ingresie do miejscowej archikatedry? W swojej kościelnej karierze osiągnął bowiem już niemal wszystko, poza kardynalską purpurą. Powrócił do tej samej archikatedry w której przed laty otrzymał święcenia kapłańskie, a teraz zasiadł w niej na tronie metropolity.


W Poznaniu pod rządami nowego rządcy archidiecezji rozpoczęły się bardzo szybko zmiany. Pierwsze z nich objęły samą rezydencję arcybiskupią, a także miejscową Bazylikę Metropolitarną. Nie na darmo nowy metropolita spędził wiele lat na dworze papieskim, aby teraz nie wykorzystać swojego watykańskiego doświadczenia. Tam był i funkcjonował w cieniu papieża i służył kolejnym papieżom jak mógł najlepiej, ale teraz w Poznaniu to on był numerem jeden i teraz jemu wszyscy winni służyć. Bardzo szybko przekonali się o tym jego najbliżsi współpracownicy, wierni całej archidiecezji i liczny establishment stolicy Wielkopolski.


Bardzo szybko abp Juliusz Paetz stał się niezastąpiony na poznańskich salonach, bywał wszędzie, a bywać umiał i sprawiało mu to prawdziwą przyjemność. A ponieważ był gawędziarzem, zaprawionym w bawieniu gości, gdyż przez lata zabawiał gości oczekujących na audiencję z kolejnymi papieżami, wykorzystywał swój talent na salonach Poznania, na które był chętnie i często zapraszany. A był salonowcem, który bardzo szybko zyskał uznanie establishmentu tego miasta.


Nie tylko bywał tam gdzie trzeba, ale także pokazywał się publicznie z osobami z którymi pokazywać się było warto. Był częstym bywalcem na premierach teatralnych, na balach i galach organizowanych przez biznesmenów i polityków. Bywał wszędzie i z każdym, kto miał wówczas pieniądze, pozycje i władze. Politycy się zmieniali, władze i opcje polityczne się zmieniały, a metropolita poznański był zawsze ten sam. Często był widywany w poznańskiej operze i zawsze w loży honorowej Jana Kulczyka, bo to zawsze robiło wrażenie i wszyscy to widzieli i o tym mówili. Otaczał się artystami, biznesmenami, prawnikami, a przede wszystkim politykami. Gdy po sześciu latach niespodziewanie powinęła mu się noga, wszyscy solidarnie stanęli w jego obronie.


Remontował i przebudował swoją arcybiskupią rezydencję, a w trakcie przebudowy na głównej posadzce kazał wmurować swój biskupi herb, w którym są lilie, symbol niewinności i czystości moralnej. Obecny metropolita poznański, abp Stanisław Gądecki, nie mogąc wykuć z podłogi swojej rezydencji herbu swojego poprzednika, kazał lilie, dowód czystości moralnej i niewinności ich właściciela, przykryć odpowiednio dużym dywanem. Bywalcy w Pałacu Arcybiskupim twierdzili zgodnie, że w czasach świetności abp Juliusza Paetza pałac jaśniał wyjątkowym blaskiem. Jak i sam ówczesny metropolita.


Abp Juliusz Paetz uwielbiał zawsze gościć w swoim pałacu odpowiednich gości. Rola gospodarza tych spotkań, odpowiednio dobrane dania, zakąski i alkohole to był zawsze jego prawdziwy żywioł. Bywalcy tych spotkań wspominali je z rozrzewnieniem jeszcze po wielu latach. W 2001 roku gospodarz Pałacu Arcybiskupiego wpadł na pomysł, aby wszyscy młodzi księża i klerycy, którzy byli specjalnie wyselekcjonowani do obsługi tych przyjęć, zamienili swoje sutanny na inny, bardziej odpowiedni strój. Któregoś dnia zarządził, aby zdjęli swoje sutanny, a specjalnie wynajęty krawiec ich wszystkich wymierzył i uszył im odpowiednie liberie. Mieli wyglądać jak lokaje na dworze monarchy.

Osłupiałym młodym mężczyznom oznajmił iż: „Nie mogę narażać swoich czcigodnych gości, często niewierzących, by obsługiwali ich księża w sutannach”. I piękni, młodzi młodzieńcy wyskoczyli ze swoich sutann, aby rozmiary ich ciał wymierzył specjalny, opłacony przez metropolitę krawiec. Moim zdaniem, osobom niewierzącym jest wszystko jedno czy obsługuje ich przy stole ksiądz czy osoba świecka, a to właśnie wierzących bardziej razi, gdy kelnerem przy ich stoliku jest osoba duchowna, ale ja nie mam wrażliwości metropolity i nigdy mieć nie będę, więc być może jestem w błędzie.


Ten wyjątkowy degustator alkoholi i znawca egzotycznych potraw oraz wysublimowanych smaków, często na takie przyjęcia zapraszał najbardziej znanych hierarchów polskiego Episkopatu. Mogli w ten sposób zobaczyć rozmach i przepych dworu swojego brata w biskupstwie. Oszczędzę miłosiernie w tym miejscu wymieniania nazwisk tych, którzy potem chwalili się długo, że bywali zapraszani na takie spotkania.


Często słyszymy z wypowiedzi obrońców abp Juliusza Paetza, że były metropolita poznański był prawdziwym estetą. To niewątpliwie prawda, a dodam jeszcze, że ten wyjątkowy esteta wprowadził na swoim dworze iście dworski ceremoniał, zarówno powitalny jak i pożegnalny. Każda osoba odwiedzająca arcybiskupa wiedziała, że swoją wizytówkę z nazwiskiem oraz stanowiskiem, należy położyć na specjalnej srebrnej tacy i spokojnie oczekiwać na wprowadzenie na salony gospodarza. Obowiązywał przy tym wszystkim odpowiedni strój i ceremoniał. Esteta to esteta.

 

 


Także miejscowa bazylika została poddana renowacji, a z nią otrzymała herb metropolity zawieszony wysoko w takim miejscu, że nie można go przysłonić żadnym dywanikiem. Abp Stanisław Gądecki musi teraz na niego patrzeć za każdym razem, gdy zasiada na swoim tronie i spojrzy w lewo. Ale taki już widać przykry los metropolitów. Abp Juliusz Paetz zafundował także tej świątyni, a właściwie sobie samemu, nowy tron arcybiskupi. „Złoty, ale skromny”. Ten specjalny złoty tron arcybiskupi został teraz przeniesiony z prezbiterium do tak zwanej Złotej Kaplicy lub inaczej zwanej Kaplicy Bizantyjskiej. Można go oglądać, ale za specjalną opłatą. Ostatnio było to pięć złotych. Czy coś uległo zmianie?


A jak zachowywał się ten erudyta, salonowiec, degustator wyszukanych potraw i alkoholi, gdy na jego drodze stanął młody, dobrze prezentujący się młodzieniec, który wpadł mu w oko? I nie mam tutaj na myśli kleryków poznańskiego seminarium, którzy zasłynęli w całym świecie z doprawdy niekonwencjonalnych kontaktów ze swoim metropolitą, ale o przypadkowych osobach świeckich. Ich relacje staną się podstawą do kolejnego odcinka naszego cyklu.

 


Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach

 

Wpisy Obserwatorium

Tarcza chce karać wiezieniem za poronienie i aborcję. Od prawa do aborcji do państwa prawa. Komu wadzą Prawa Człowieka? I dlaczego tylko konserwatystom?

W kolejnej nowelizacji Tarczy antykowidowej pojawiły się znowu propozycje karania więzieniem za poronienie i aborcję.

 

 

I oto mamy kolejną odsłonę w sprawie praw reprodukcyjnych. Przypomnijmy więc i powtórzmy po raz kolejny, że :

1.prawa reprodukcyjne nie podlegają dyskusji – są to prawa człowieka, które mówią, że jednostka decyduje w sprawie swojej płodności,  rodzicielstwa, użycia środków kontroli płodności, przerwania ciąży, stosowania metod umożliwiających poczęcie i urodzenie własnego potomstwa.

Każde działanie systemowe,

wkraczające w kompetencje człowieka

w zakresie jego praw reprodukcyjnych,

jest działaniem wbrew zapisom zawartym w

Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.

 

Jest to zatem rodzaj przemocy prawnej wobec jednostki, i całych grup społecznych, która od ponad 150 lat ma swoją nazwę i jest to eugenika, czyli taki rodzaj inżynierii społecznej, która bez względu na motywacje (rasizm, faszyzm, nacjonalizm, chciwość, pazerność, mizoginizm, inne) łamie jednostronnie umowę społeczną i wkracza w sfery życia jednostki, naruszając jej elementarne prawa. Dojrzały człowiek  podejmuje odpowiedzialność za swoje życie, w tym również za decyzje dotyczące powoływania na świat potomków. We współczesnym świecie nazywamy to świadomym rodzicielstwem.  Autonomiczny charakter decyzji reprodukcyjnych wyklucza ingerencję osób trzecich, a cóż dopiero aparatu państwowego z ustawami jawnie wymierzonymi przeciwko obywatelowi i jego wolności osobistej.

 

 

 

3.świadome rodzicielstwo wymaga rzetelnej wiedzy o naturalnym rozrodzie, płodności, seksualności, zagrożeniach ciąży, porodu i połogu, a także dostępu do środków antykoncepcyjnych, skutecznych metod leczenia bezpłodności, bezpiecznych środków wczesnoporonnych, odpowiedniej opieki zdrowotnej dla kobiet i mężczyzn w okresie reprodukcyjnym i postreprodukcyjnym. Nowoczesne państwo demokratyczne powinno tworzyć dobre warunki swoim obywatelom, by ci mogli bez trudu i wielkich wyrzeczeń stać się posiadaczami tej cennej i niezbędnej wiedzy oraz beneficjentami współczesnej nauki o człowieku.

 

 

 

 

4.ustawy mogą regulować jedynie to co jest poza autonomiczną decyzją jednostki w sprawie jej płodności – np. określić zgodnie z wiedzą medyczną granicę terminacji ciąży na życzenie, metody terminacji powyżej granicy terminacji ciąży w przypadku zagrożenia dla zdrowia i życia kobiety, w sprawie oferty w zakresie antykoncepcji, zakresu refundacji in-vitro czy innych metod jakie pojawią się w przyszłości, by zaspokoić potrzebę spełnienia się w macierzyństwie. W demokratycznym państwie prawa obywatele mają dostęp do dobrych usług publicznych m.in. także tych, które gwarantują im pełny dostęp do zdobyczy technologicznych i postępu nauki.

Państwo może  zachęcać lub zniechęcać do rozrodu, ale wyłącznie w granicach perswazji i zawsze w oparciu o racjonalną diagnozę społeczną i wiedzę medyczną. Niedopuszczalne zaś jest oddziaływanie poprzez wywoływanie nieuprawnionego niczym poczucia wstydu, winy, czy stygmatyzowanie jednostki za podejmowane przez nią decyzje, które akurat się władzom mniej podobają. Państwo, które restrykcjami prawnymi kształtuje zachowania jednostki i to w zakresie kompetencji należących wyłącznie do tej jednostki, nie jest państwem demokratycznym ani świeckim.  Jest za to państwem zdominowanym światopoglądowo przez religię lub inną autorytarną ideologię, jego instytucje nie cieszą się zaufaniem społecznym, a władza nie ma co liczyć na  solidarność i poświęcenie  obywateli w obliczu klęsk i obiektywnych problemów wewnętrznych i zewnętrznych. Władza w takim państwie jest tylko tak silna, jak mocny i skuteczny posiada aparat przymusu, wymierzony przeciwko swoim obywatelom. Takich atrybutów siły władzy nie przewiduje  się w demokracji.

 

 

 

5.Kolejny problem związany ściśle z ustawą antyaborcyjną, to wysyp organizacji, których działalność zaprzecza całkowicie idei pożytku publicznego. Dzięki nieuzasadnionej szczodrości obecnych władz, realizują w Polsce szkodliwe społecznie projekty. W szczególności daje się zauważyć efekty ich działalności na polu pogłębiania rozdźwięku między różnymi grupami społecznymi, ograniczania  dzieciom i młodzieży dostępu do wiedzy (nie tylko w zakresie edukacji seksualnej), infantylizacji kobiet,  dyskryminacji społeczności LGBTQ, i każdej grupy ludzi o innym zestawie wartości niż katolickie – ekologów, wegetarian, humanistów, naukowców, lewicowców itp. Ergo, jeśli ktoś nie realizuje agendy konserwatywno-katolickiej ma duże szanse stać się celem nienawistnej nagonki, nawet jeśli z grubsza podziela katolicki światopogląd.

Jedną z najbardziej szkodliwych organizacji jest Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris – utworzona w 2013 roku przez Stowarzyszenie Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. ks. Piotra Skargi. Zajmuje się ona m.in. lobbowaniem polskich parlamentarzystów w celu uzyskania poparcia dla przygotowanych przez OI projektów ustaw, godzących w prawa kobiet. Także wciskaniem samorządom terytorialnym gotowych deklaracji dyskryminujących społeczność LGBT+, znanych powszechnie pod niewinnie brzmiącą nazwą Karta Rodziny. Są też umoczeni w ogłaszanie przez gminy stref wolnych od LGBT…

 

Niedawno chwalili się też pozyskaniem wielu dusz wśród świeżo upieczonych prawników. Nic dziwnego skoro uczelnie dopuściły do nachalnej ekspansji na swoim terenie. Weszli z ofertą pracy i szkoleniami w zakresie kształcenia podyplomowego dla  studentów i absolwentów. Na tych szkoleniach uczą młodych i niedoświadczonych prawników jak reinterpretować prawo, wypaczać jego intencję i jak się nim posługiwać w walce z prawami człowieka. Fundacja potrzebuje taniej siły roboczej, by zaspokoić potrzebę kontroli w procesach o obrazę i zniesławienie w kontekstach religijnych, w których albo broni albo – częściej – pozywa. Ostatnio było głośno o udziale prawników z Fundacji OI w aferze prof. Ewy Budzyńskiej, która zbulwersowała studentów Uniwersytetu Ślaskiego, gdy podczas wykładów opowiadała nienaukowe brednie zgodne z jej osobistym światopoglądem, i całkowicie niezgodne z tym co mówi nauka… Prawnicy z OI przeprowadzili serię wielogodzinnych  przesłuchań studentów i studentek, którzy złożyli oficjalną skargę na prof. Budzyńską do władz uczelni. Przesłuchania miały zastraszyć młodych ludzi i zniechęcić ich do podobnych oświadczeń w przyszłości.

 

 

Ordo Iuris wraz z innymi organizacjami tworzą aktywną siatkę współpracującą w realizacji priorytetów wyznaczonych przez Agenda Europe – międzynarodowy think tank lobbystów – amerykańskich i europejskich, którzy postawili sobie za cel zmianę ustawodawstwa w taki sposób, by znosiło prawa kobiet, chroniło przywileje rodziny katolickiej i zagoniło społeczność LGBT z powrotem do szafy. Jest to frontalny atak na podstawy systemu prawnego współczesnego świata, którego fundament zbudowano na zapisach Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.  Temu służą kolejne projekty „obywatelskie” całkowicie zabraniające przerywania ciąży, temu służą podsuwane samorządowcom karty rodziny, które de facto są dokumentami dyskryminującymi systemowo społeczność LGBT i jak można przypuszczać będą równie sprawnie dyskryminować każdą inną mniejszość w naszym społeczeństwie.

 

W ich agendzie mieści się także planowany zakaz rozwodów, prawo dyskryminujące samotne matki i ojców, małżeństwa niesakramentalne, zakaz prowadzenia badań naukowych i eksperymentów medycznych wokół zwalczania chorób zakaźnych (szczepienia ochronne) zwyrodnieniowych ( transplantologia, implantologia, protezowanie, hodowle tkanek,) genetycznych i wrodzonych…  Darwinizm społeczny, to jakby druga twarz  konserwatyzmu. Kiedy się słucha takiego Jerzego Kwaśniewskiego – członka zarządu OI, nawet wtedy gdy histerycznie broni każdego zapłodnionego jaja, trudno nie dostrzec wspólnej dla niego i każdego eugenika z początków wieku XX, pogardy dla człowieka, jego prawa do autonomii i wolności osobistej. Gdyby żył w 1930 roku w Niemczech, zapewne gorąco poparłby narodowy socjalizm, faszyzm i eksterminację wszystkiego co nienordyckie.

 

 

 

 

Organizacje prawicowe i katolickie bardzo dbają o przekazanie pałeczki młodemu pokoleniu. Przyjmują w swoje szeregi nawet gimbazę. Dzieci i młodzież rekrutowana dziś do tych organizacji, będzie miała w przyszłości duży problem z asymilacją społeczną i przystosowaniem się do oczekiwań swoich rówieśników. Poczują boleśnie brak akceptacji, a jeśli się wyalienują – będą skazani na osamotnienie, depresję, zgorzknienie i poczucie bezsensu. Zastanawiam się czy to w porządku, że państwo toleruje takie organizacje, a zwłaszcza udział nieletnich w ramach ich działalności.

Jestem z pokolenia, które uważało, że wszystkie dzieci są nasze. Trudno mi się pogodzić z krzywdą, jaką się wyrządza tym młodym ludziom, którzy przecież nie są jeszcze na etapie sprawnej intelektualnie korekty tego w czym uczestniczą. Nie potrafią też przewidzieć, jakie to będzie miało skutki dla ich samorealizacji w życiu osobistym. Państwo – władze oświatowe, które pozwalają na istnienie niekontrolowanych w żaden sposób obszarów wpływu na młode pokolenie (religia w szkole, harcerstwo katolickie, organizacje antychoice), jawi mi się jako słabe, wadliwie działające,  pozbawione poczucia odpowiedzialności za przyszłe pokolenia.

 

 

 

Dokładnie w ten sam sposób oceniam istnienie organizacji nacjonalistycznych i jawnie faszystowskich, skupiających coraz większą liczbę młodych chłopaków i dziewczyn w swoich szeregach. Środowiska te oceniam jednoznacznie jako szkodliwe dla rozwoju demokratycznego państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. Niepokojące są też obserwacje i doniesienia prasowe na temat zmian w priorytetach różnych odłamów harcerstwa, zachęcanie dzieci do uczestnictwa w polowaniach i pokocie. Oswajanie dzieci z zadawaniem bólu i śmierci, z narzędziami służącymi do odbierania życia i obrony przed napastnikiem kojarzy się jednoznacznie. Warto więc zadać pytanie do czego zmierza nasze państwo? Bo raczej nie do rozwoju i postępu w kierunku nowoczesności…

 

 

PS.: Każdy kto łamie elementarne zasady, które powyżej zostały wyszczególnione, powinien być traktowany jak wróg demokracji, państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. Każdy zaś kto staje w obronie tych, którzy łamią nasze prawa i przekreślają umowę społeczną powinien usłyszeć od nas, że tkwi z błędzie. Rzeczą ludzka jest się mylić, ale wyrazem głupoty jest tego nie zauważyć mimo oczywistych przesłanek.

 

 

Każdy widzi taką rzeczywistość jakim językiem została mu opowiedziana – nie mamy innego wyjścia jak z całych sił pracować nad tym, aby nasi współobywatele, o odmiennym kapitale kulturowym i innych źródłach swojej mocy, dostrzegli to, co z pewnością wszystkich nas łączy i że jest to marzenie o dobrym miejscu do życia, bezpiecznym, dobrze działającym państwie, gdzie chce się tworzyć,  budować, odkrywać, gdzie radość jest radością, a smutek smutkiem.

 

 

Marzenie o normalności nie brzmi jak marzenie – ale w naszych czasach to bardzo wysoko umieszczona poprzeczka, bo absurdalnie nisko spadliśmy z wyżyn lat 80-tych zeszłego stulecia. Trzeba o tym pamiętać i mieć świadomość punktu w jakim znaleźliśmy się po trzydziestu latach fikcji wolności, demokracji i postępu.

 

kuna2020Kraków

Dlaczego kościół i jego akolici świeccy zwalczają konwencję antyprzemocową? Ziobro zabezpiecza bezkarność kościoła katolickiego w Polsce. Odpowiednia ustawa już jest na stole.

Witam ponownie w świecie absurdu, czyli w polskim cyrku, gdzie każdy może gadać co mu ślina na język przyniesie, ewentualnie co przyniesie mu bardzo konkretny zysk. I  tym razem, zapraszam właśnie na wspólną zabawę, w której rozprawiczymy tekst ultrakatolickiej agendy spod znak Ordo Iuris – przypominam,

to taka organizacja o której sąd zakazał mówić,

że jest finansowana przez Kreml.

a która zwie się dla niepoznaki Stowarzyszenie Obrońców Wiary – Fidei Defensor. Zdaje się, że jest takie odznaczenie przyznawane dla świeckich, którzy i które się szczególnie zasłużyły kościołowi w tym zadaniu. Przy czym stwierdzić wypada w tym miejscu, że jeśli wiara katolicka spotyka się gdziekolwiek z krytyką, jest to zwykle dyskurs merytoryczny między badaczami tych samych źródeł wiary. Nie jest to nigdy dyskryminacja wierzących ani tym bardziej prześladowanie. Bo wiara jako zjawisko powszechne może być przedmiotem krytyki, jak wszystko co człowiek wymyśla, i zaledwie przyczynkiem do rozważań nad kruchą psychiką istoty ludzkiej.

Co innego zaś krytyka instytucji zajmującej się nadzorem nad treściami wiary i sposobem wykorzystania tych treści dla swoich spektakularnych celów. I to właśnie tych interesów bronią setki stowarzyszeń katolickich w Polsce i na świecie. Warto więc być uważnym i pamiętać, że gdy przedstawiciele kościoła lub ich akolici świeccy zaczynają mówić o obronie wiary, to zwykle chodzi im o bardzo przyziemne sprawy takie jak kasa i władza. I to z tego powodu i dla takich celów kościół wystąpił, z tyleż ostrą co absurdalną krytyką konwencji stambulskiej. A co się kryje w tej konwencji, że kościół boi się jej jak diabeł święconej wody? O tym potem.

Tu możecie przeczytać artykół w całości;

A tu można zapoznać się z celami Stowarzyszenia Fidei Defensor czyli obrońców wiary

Najkrócej cele działalności prokatolickich NGO-sów, poza tym, że są kolejną  przyssawką do budżetu państwa, sprowadza się do:

walczymy z dyskryminacją chrześcijan, którym nie pozwala się dyskryminować wszystkich innych…

 

tak, jak np. w tym przypadku:

 

 

 

Artykuł ze strony SFD usiłuje udowodnić, że konwencja stambulska jest dokumentem, który Polska powinna wypowiedzieć, ponieważ zdaniem autora jest niepotrzebny, kłamliwy, niechrzescijański i szkodliwy dla tzw. rodziny. Nawiasem mówiąc chciałabym poznać ich definicję rodziny – mogła by być niemałym zaskoczeniem dla nas. Tak sądzę.

Jak katolicy widzą kobietę i jej miejsce w hierarchii społecznej pisaliśmy tu

 

Żebyśmy mogli zobaczyć skalę manipulacji zawartej w artykule, trzeba sięgnąć do tekstu źródłowego, czyli do samej Konwencji.  Autor krytykowanego przeze mnie artykułu liczył zapewne, i skądinąd słusznie, że nikt z jego czytelników nie sięgnie po oryginał. Zróbmy to jednak, bo w przeciwnym razie nie będziemy w ogóle wiedzieli o co chodzi.

Oto i on – specjalnie dla Was.  Konwencja Stambulska…. Wystarczy kliknąć

Mało zorientowanym o jaki dokument chodzi przypomnę, że rzecz tyczy przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Powstał w oparciu o wiedzę socjologiczną, kulturoznawczą, antropologiczną, psychologiczną – ujęte i analizowane przez gender studies – kierunek zajmujący się badaniem naukowym nierówności społecznych, m.in. ze względu na płeć. Dokument zarysowuje kompleksowe działania, jakie powinniśmy podjąć jako społeczeństwo, jeśli chcemy zlikwidować przemoc w stosunkach społecznych – przemoc wobec słabszych, w tym kobiet,  jest definiowana jako skutek nierówności płci.

Konwencja proponuje systemowe metody przeciwdziałania przemocy i kładzie nacisk na wychowanie antydyskryminacyjne i edukację dla równości. Taki plan nie może podobać się środowiskom ultrakatolickim, które raczej skłaniają się i pochwalają  karanie kobiet, gdy te nie spełniają oczekiwań tego środowiska. A jakie to oczekiwania? Przeczytajcie Wandę Półtawską, przyjaciółkę JP2, która wypowiada się obszernie na ten temat np. TU

 

 

 

 

 

***

 

A teraz chwila prawdy; będziemy wspólnie analizować treści fragmentów artykułu w oparciu o porównanie z treściami wskazanymi przez autora, a zawartymi w krytykowanej przez niego konwencji.

 

Już artykuł 1 ust. 1 pkt b Konwencji budzi kontrowersje. Przede wszystkim dlatego, że zakłada konieczność “usamodzielnienia” kobiet, tj. zniechęcenia ich do zakładania rodziny. Zakłada, że kobiety nie mają równych praw z mężczyznami. Jest to nieprawdą, ponieważ m.in. Konstytucja RP i inne ustawy podkreślają równość płci. Równość w koncepcjach Konwencji zakłada zwalczanie instytucji rodziny o charakterze heteroseksualnym i monogamicznym.

artykuł 1(cele konwencji) ust. 1 pkt b brzmi:

b. przyczynienie się do eliminacji wszelkich form dyskryminacji kobiet oraz wspieranie rzeczywistego równouprawnienia kobiet i mężczyzn, w tym poprzez wzmocnienie pozycji kobiet;

Albo inny fragment…

Artykuł 3 Konwencji zawiera w sobie “definicje” różnych pojęć. W punkcie „c” omawianego przepisu stwierdza się, że płeć nie jest czymś obiektywnym biologicznie. Jest to zastosowanie teorii Gender w praktyce. Zakłada się, że płeć to konstrukcja (wymysł) społeczeństwa i przyznaje określone role społeczne kobietom i mężczyznom ze względu na budowę ciała, psychikę i atrybuty. Ma to na celu rozmycie granicy pomiędzy kobiecością a męskością. Jest to szeroko rozumiana negacja płci. Przemoc wobec kobiet jest, według tej teorii, efektem kultury europejskiej.

Jak nie, jak tak…

Ano zobaczmy co też konwencja mówi w przywołanym punkcie

artykuł 3 c:

c. „płeć społeczno-kulturowa” oznacza społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn;

Tyle i ani słowa więcej. To niesamowite ile autor artykułu potrafi wywnioskować z prostych stwierdzeń konwencji, tak prostych żeby najbardziej tępy czytelnik zrozumiał. Ale najwyraźniej autorzy konwencji nie przewidzieli ordojurków. Cóż bywa! Nie pierwszy i nie ostatni to raz ktoś odczytuje intencje na opak i interpretuje jak mu wygodnie, byle nie powiedzieć o co naprawdę mu chodzi…. ale o tym za chwilę.

Artykuł 4 ust. 3 rozróżnia płeć biologiczną oraz płeć społeczno-kulturową, co jest efektem teorii Gender. Zakłada się, że istnieją inne płcie niż płeć biologiczna. Zwraca się również uwagę na “orientację seksualną” oraz “tożsamość płciową”, co ma na celu wskazanie, że człowiek może posiadać więcej niż jedną identyfikację własnej płci. W tych koncepcjach mężczyzna uważający siebie za kobietę i spełniający “społeczno-kulturowe” role kobiety, jest rzeczywiście kobietą. Jest to sprzeczne z biologią.

A konwencja w tym miejscu mówi, że:

Art 4

3. Wdrożenie przepisów niniejszej konwencji przez Strony, w szczególności środków chroniących prawa ofiar, zostanie zagwarantowane bez dyskryminacji ze względu na: płeć biologiczną, płeć kulturowo-społeczną, rasę, kolor skóry, język, religię, poglądy  polityczne i inne, pochodzenie narodowe lub społeczne, przynależność do mniejszości narodowej, własność, urodzenie, orientację seksualną, tożsamość płciową, wiek, stan zdrowia, niepełnosprawność, stan cywilny, status uchodźcy lub migranta lub inny.

Ten punkt w konwencji mówi zwyczajnie o tym, że status ofiary może mieć każdy kto doznaje krzywdy i przemocy i żeby nie było wątpliwości akcentuje wyraźnie, że przepisy tej konwencji maja być wdrożone bez dyskryminacji ze względu na cokolwiek, po czym na wszelki wypadek i żeby uniknąć niewłaściwych interpretacji podaje dokładnie kryteria dyskryminujące.

Autor artykułu natomiast uważa najwyraźniej, że fakty biologiczne które potwierdzają wnioski gender studies nie istnieją, a jedyną dyskryminowaną grupą na świecie są chrześcijanie. I wcale nie chodzi tu o spór merytoryczny czy naukowy. Nie. Tu cały czas mamy do czynienia z przygotowaniem podkładu pod polityczne nadużycia partii, które działają w naszym kraju wyłącznie na rzecz  dobrostanu kościoła. Dla mnie to oczywiste i czytelne od lat… Żeby dla większości nie było to tak czytelne i oczywiste, w mediach prokatolickich ukazują się takie teksty jak krytykowany tu artykuł Stowarzyszenia Fidei Defensor, czy dziesiątki innych na setkach stron i FP na FB …

Ziobro za nasze pieniądze sponsoruje pismo „Do Rzeczy”, gdzie ukazują się elaboraty na ten temat. Państwo PIS bowiem przygotowuje się do uchwalenia ustawy antydyskryminacyjnej dotyczącej wyłącznie katolików i wielce prawdopodobne jest, że umieszczą w niej zabezpieczenia chroniące od odpowiedzialności karnej kościół rzymskokatolicki za przestępstwo pedofilii i wszystkie inne, w tym także nadużycia gospodarcze i finansowe jeśli dotyczą tej instytucji…

Stanie się to tak czy inaczej, chyba, że całe społeczeństwo stanie do plebiscytu zamiast wyborów, i powie PIS-owi, że nie ma naszej zgody na taką chucpę. Trudno te ich działania nazwać inaczej jak autorytarnym dewastowaniem prawa i zasad, nie tylko etycznych i moralnych, ale także standardów do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić i od których nie zamierzamy odchodzić.

Jeśli się mylę i obywatele znowu zlekceważą zagrożenia, to państwo PIS będzie trwało przez wiele jeszcze dekad. I wcale nie chcę straszyć PIS-em – tego już nikt robić nie musi. Ludzie wiedzą, bo widzą do czego są zdolni, ale z jakiegoś powodu nie wierzą w siłę tłumu, w sens demonstracji, w aktywność prospołeczną i że warto rzutem na taśmę przezwyciężyć obecny trend do autodestrukcji.

PS.: Kościół i jego miłośnicy dobrze wiedzą czego się boją w konwencji. Boją się mianowicie prawdy o walnym udziale działalności kościoła w kulturotwórczym procesie, który wygenerował m.in. także dyskryminację kobiet i przemoc, która jest tego zjawiska następstwem. Krótko mówiąc proponowane w konwencji zmiany w kształtowaniu młodego pokolenia, odbiorą kościołowi szereg argumentów na rzecz usprawiedliwiania przemocy w naszej kulturze, opartej w znacznej mierze na supremacji jednych wobec innych- mniejszych, słabszych, mniejszości, wobec dzieci, kobiet i starców.

Czy ten artykuł mojego autorstwa, jak niemal wszystkie, które pisuję dla polskiegoateisty.pl są wołaniem na puszczy?

Kuna2020Kraków

Przemoc domowa – refleksje nad ustawą, która nie będzie działać w obronie ofiar.

 

 

Prawdopodobnie informacja o nowelizacji ustawy antyprzemocowej dotarła do większości z Was. Nie wiem jak Wy, ale ja byłam zaskoczona nagłym dość pojawieniem się tej nowelizacji, a jeszcze bardziej wynikiem głosowania nad nią w ubiegły czwartek, w sejmie RP. Rzuciłam się do czytania ustawy i jej nowelizacji, przeleciałam kilka źródeł i komentarzy na ten temat. Nie chcę być zrzędliwą babą, która we wszystkim dopatruje się drugiego dna albo ukrytych niegodziwości, ale taki mam umysł i wiele razy , zbyt wiele nawet, ten niepokój prowadził mnie ku słusznym wnioskom.

Czego się tym razem czepię? Zobaczcie sami.

Przeczytajcie trzy źródła – opisują ten sam fakt. Opisują go z różnych perspektyw – to zrozumiałe – działaczki i działacze społeczni, którzy o ten zapis walczyli od wielu lat to ludzie, którzy zawsze byli świadomi powagi sytuacji i wiedzieli, że przemoc domowa w Polsce, to palący od lat problem społeczny.

Konserwatyści i politycy wywodzący się z tej opcji ideologicznej, ( POPIS, PSL, Konfederacja) to  ludzie, którzy także wiedzieli o wielkości problemu przemocy, ale ponieważ dotyczył on przede wszystkim polskiej kobiety i dzieci, ewentualnie „mężczyzn, którzy sobie nie radzą” z przemocą, przyjęli postawę zaprzeczania faktom. Poza tym uważają oni przemoc domową za coś w rodzaju „starej polskiej tradycji” nierozerwalnie związanej z polską rodziną, a ta jest pod ochroną, czyli nie podlega w tym zakresie krytyce.

Zatem, gdy działacze społeczni i organizacje walczyły o skuteczne zapisy w prawie, które chroniłyby ofiary przed agresorem, ci mizogini i konserwatywne ciury twierdzili, że w Polsce nie ma problemu przemocy, a jeśli nawet, to dotyczy wyłącznie marginesu społecznego i wynika z problemu alkoholowego – ten ostatni pogląd charakteryzował narrację kościoła katolickiego w czasach dyskusji na temat konwencji europejskiej o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet…

Dlaczego więc dzisiaj, kiedy nikt się w zasadzie nie spodziewał ani tej nowelizacji, ani takiego wyniku głosowania w sejmie? Jest nazbyt oczywiste, że to wyłącznie jakiś interes polityczny sprawił cud nad Wisłą – no bo chyba nie narodowe modły? Co chce nam powiedzieć rząd PIS-owski? Jesteśmy fajnymi misiami? Mamy wrażliwość? Rozumiemy problem kobiet bitych w zamkniętych czterech ścianach? Może jednak popatrzycie na nas łagodniej i życzliwiej. Może na nas zagłosujecie? Przecież za PO nie udało się wam nic wskórać? My jednak jesteśmy lepsi, wyciągnęliśmy do kobiet rękę!! 

Nie wiem jak zostanie ten fakt wykorzystany w narracji Prezydenta czy Premiera RP… ale, że będzie- tego jestem pewna. Czy przez to mniej się cieszę? Nie – cieszę się ogromnie!! Nie pierwszy to raz kobiety „coś” dostają z powodu li tylko korzyści politycznych na jakie liczą mężczyźni. Tak było z prawem do głosowania, do pracy zarobkowej, do dziedziczenia majątku. Chyba tylko prawo do nauki i studiowania na uniwersytetach zawdzięczamy uporowi wielkich i mądrych kobiet. Choć do dzisiaj, mimo tylu lat udowadniania naszej wartości w tym zakresie, nadal w tym środowisku mamy szklany sufit … Ale zostawmy to na boku…

Pierwszy fragment to post z FB, ze strony Ogólnopolskiego Strajku Kobiet 

 

 

Ustawa o natychmiastowej izolacji sprawcy przemocy uchwalona przez Sejm – i to prawie jednogłośnie (443 głosy za)!

Do tej pory policja nie miała możliwości zastosowania izolacji sprawcy przemocy od ofiary. Nie mogła nakazać takiej osobie, aby trzymała się od żony, matki, ojca czy córki z daleka. Nie było takiego przepisu.
Dzisiaj się to zmieniło.
W końcu ofiary przemocy będą chronione. W końcu policja stanie w ich obronie wydając nakaz natychmiastowego opuszczenia przez kata wspólnie zajmowanego mieszkania i jego bezpośredniego otoczenia.

Wołania dziesiątek organizacji ratujących życie ofiarom przemocy i udzielające im pomocy zostały usłyszane. To wyjątkowy dzień, pełen łez radości osób, które od lat zabiegały o te zmiany w prawie. Szczególnego wzruszenia nie mogła ukryć Anita Kucharska-Dziedzic – posłanka na Sejm RP, która trafiła do Sejmu prosto z jednej z takich organizacji. Usiadła w ławach sejmowych jako szefowa Lubuskie Stowarzyszenie na Rzecz Kobiet BABA, stawiając sobie za pierwszy i najważniejszy cel przeprocedowanie właśnie tej ustawy przez Sejm. I dzisiaj ten cel został osiągnięty.

Ogromny udział w dzisiejszym sukcesie ma Danuta Wawrowska osoba publiczna, nasza strajkowiczka, znakomita prawniczka ze Słupska, która jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu, jako asystentka społeczna posłanki Ewa Lieder przygotowała w konsultacji z Joanną Piotrowską z Feminoteki projekt zmian w ustawie o Policji. Została ona złożona w Sejmie, ale nie była procedowana. W kolejnej kadencji Sejmu projekt ten nasza Danka przekazała posłance Anicie Kucharskiej – Dziedzic, która przedstawiła ją Parlamentarnemu Zespołowi ds. Praw Kobiet, pracowała nad nim i walczyła o jego przyjęcie. Rozwiązania zaproponowane w projekcie zostały dziś przyjęte przez Sejm.
Brawo Danka! Brawo Anita! Brawo wszystkie i wszyscy!

 

A tu macie drugi fragment – tym razem ze strony Serwis Rzeczpospolitej Polskiej z zakładki Ministerstwa Sprawiedliwości

W myśl nowych przepisów, funkcjonariusz policji podejmujący interwencję oceni, czy osoba stosująca przemoc fizyczną stwarza zagrożenie dla życia lub zdrowia domowników. Jeśli będzie takie niebezpieczeństwo, policjant wyda bezwzględny nakaz natychmiastowego opuszczenia mieszkania przez sprawcę przemocy. Będzie mógł on zabrać z mieszkania niezbędne rzeczy. Nakaz ten będzie egzekwowany – łącznie z możliwością użycia środków przymusu – także, jeśli sprawca oświadczy, że nie ma dokąd się wyprowadzić. Policjant wskaże mu placówki zapewniające miejsca noclegowe, np. schronisko dla bezdomnych.

Ja rozumiem, że jak się coś reklamuje, to się nie mówi o wadach produktu. W tym wypadku uwypuklono wszystko co brzmi jak spełnienie oczekiwań kobiet… Nie mogę wprost uwierzyć, że „W kolejnej kadencji Sejmu projekt ten nasza Danka przekazała posłance Anicie Kucharskiej – Dziedzic, która przedstawiła ją Parlamentarnemu Zespołowi ds. Praw Kobiet, pracowała nad nim i walczyła o jego przyjęcie.” No cóż, ja bym nie walczyła o przyjęcie takiego projektu. Sorry, ale nie. Dlaczego? O tym za chwilę…
I trzeci fragment – tym razem pochodzi z Gazety Prawnej i to typowa autoreklama – patrzcie i podziwiajcie…

Wiceminister Romanowski podkreślił w piątek na konferencji prasowej, że uchwalona przez Sejm ustawa, „tworzy realne narzędzie pomocy dla ofiar przemocy domowej”.

„Dzięki temu, Polska stanie się krajem, w którym standard ochrony osób pokrzywdzonych przemocą domową, będzie należał do najwyższych” – powiedział Romanowski.

Jak dodał, „to pokazuje też, w jaki sposób dla nas ważne są realne i skuteczne działania; nie kierujemy się ideologią„. Wyjaśnił, że realne działania ukierunkowane są na „sprawne zwalczanie przestępczości” i pomoc ofiarom tej przestępczości. Dodał, że dzięki tej ustawie przerwana zostanie „pewna spirala przemocy i milczenia”.

Wiceminister przekazał, że dzięki rozwiązaniom zawartym w ustawie, „ofiara przemocy domowej będzie miała pewność, że interwencja policji rozwiąże jej problem w sposób definitywny”.

Romanowski podał, że według szacunków, rocznie jest ok. 250 tys. osób, które zostały dotknięte przemocą domową.

Ustawa zakłada wprowadzenie odrębnego, szybkiego postępowania w sprawach o zobowiązanie osoby stosującej przemoc do opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania oraz zakazanie zbliżania się do niego. Uprawnienia do wydawania natychmiastowego nakazu w tych sprawach będą przyznane Policji, a także Żandarmerii Wojskowej. Nakaz będzie obowiązywał przez 14 dni, jednak na wniosek osoby dotkniętej przemocą, sąd może przedłużyć ten okres.

Nakaz opuszczenia mieszkania będzie egzekwowany – łącznie z możliwością użycia środków przymusu – bez względu na ewentualne twierdzenie sprawcy, że nie ma dokąd się wyprowadzić.

Policja będzie zobowiązana do regularnego sprawdzania, czy osoba objęta nakazem opuszczenia mieszkania lub niezbliżania się do niego stosuje się do nałożonych na nią sankcji. Jeżeli nie będzie tego robić, będzie podlegać karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

Dodatkowo w określonych przez ustawę sprawach pisma procesowe będą mogły być doręczane nie tylko przez pocztę, ale również za pośrednictwem policji, a osoby domagające się zastosowania środków wobec sprawcy przemocy będą zwolnione z kosztów sądowych.

Ustawa ma wejść w życie po upływie sześciu miesięcy od dnia ogłoszenia. (PAP)

No i co powiecie? Że to dobrze brzmi, że wreszcie, że to bardzo ważna nowelizacja…
Szkoda tylko, że będzie mało skuteczna. Szkoda, że jedyną odpowiedzialną osobą za wydanie nakazu/zakazu będzie policjant- szeregowy policjant, który dostanie  naganę służbową, a może nawet straci szansę na awans, jeśli osoba, która w jego ocenie dopuściła się przemocy domowej, złoży zażalenie do sądu, a ten w trybie natychmiastowym, najpóźniej do trzech dni wyda inne postanowienie – zresztą czytajcie sami:

Art. 15 aj. 1. Osobie stosującej przemoc w rodzinie, wobec której wydano nakaz lub zakaz, przysługuje zażalenie do sądu rejonowego właściwego ze względu na miejsce położenia wspólnie zajmowanego mieszkania. Zażalenie wnosi się w terminie 3 dni od dnia doręczenia nakazu lub zakazu, o czym należy osobę tę pouczyć wraz z doręczeniem nakazu lub zakazu. W zażaleniu skarżący może się domagać zbadania prawidłowości prowadzenia czynności, zasadności oraz legalności wydanego nakazu lub zakazu. Do zażalenia stosuje się odpowiednio przepisy Kodeksu postępowania cywilnego.

2. Sąd rozpoznaje zażalenie niezwłocznie, nie później jednak niż w ciągu 3 dni od dnia jego wpływu do sądu.

3. Sąd uchyla zaskarżony nakaz lub zakaz w przypadku stwierdzenia jego bezzasadności lub nielegalności, o czym niezwłocznie zawiadamia osobę dotkniętą przemocą w rodzinie, prokuratora, właściwą jednostkę Policji oraz zespół interdyscyplinarny, o którym mowa w przepisach ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

4. W przypadku stwierdzenia bezzasadności, nielegalności lub nieprawidłowości nakazu lub zakazu sąd zawiadamia o tym przełożonego policjanta, który wydał nakaz lub zakaz.

 

Pomijając już nawet pytanie – jak sobie ustawodawca wyobraża sprawdzenie zasadności zakazu/nakazu i to w ciągu trzech dni, to nie widzę też żadnych zabezpieczeń prawnych, chroniących subiektywny osąd policjanta przed subiektywnym osądem sądu. Jeszcze gorzej to widzę, gdy sędzia jest częścią np. miejscowej śmietanki towarzyskiej. A co jeśli w tej śmietance znajduje się też oprawca? Co jeśli to miejscowy prokurator, albo pułkownik W.P. , albo pani kurator oświaty, która np. pogardza swoim mężem i bija go regularnie? Ja bardzo przepraszam wszystkich porządnych i uczciwych funkcjonariuszy publicznych, ale sorry – żyję dość długo, by wiedzieć, że ostatecznie to życie właśnie i jego praktyka weryfikuje teorie i pobożne życzenia. W związku z tym nie podoba mi się takie prawo, które stoi daleko od rzeczywistości i które nie zabezpiecza w żaden sposób praworządności, ergo nie gwarantuje, że w praktyce orzekania będą chronione intencje prawodawcy.

Oceniając tą ustawę można też,  wyjść z innego założenia – Koń jaki jest każdy widzi,  albo – po owocach ich poznacie. Przywołane przeze mnie zapisy ustawy – zaledwie fragment tego dokumentu – pozwala uznać, z dużym prawdopodobieństwem, że intencją ustawodawcy nie było jednak stworzenie skutecznego prawa ograniczającego przemoc domową. Nie była nią też chęć stworzenia narzędzi do skutecznego izolowania ofiar od oprawców.

Ta ustawa to projekt rządowy. Rząd mamy konserwatywny, a oni przez trzydzieści lat twierdzili, że problemu nie ma. Kościół ich wspierał i twierdził, że to tylko problem marginesu i alkoholizmu. Przecież wciąż pamiętamy te argumenty z sufitu, jakie fruwały w mediach i tvp,  przy okazji kampanii, krytykującej w czambuł wszystko co proponowała, szeroko zakrojona, konwencja europejska o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i zwalczaniu przemocy domowej. Ja pamiętam.

 

czytajcie także: Uderz w stół…

 

Możliwość szybkiego i skutecznego podważenia zasadności decyzji funkcjonariusza policji,  to nie jest jedyny haczyk. To nie jest też jedyny problem jaki mam z zaakceptowaniem tej nowelizacji… Bardzo mnie martwi całkowity brak zabezpieczenia dla ofiar w przypadku, gdy miejsce wspólnego zamieszkiwania nie jest nawet współwłasnością ofiary – co stanie się z ofiarami przemocy domowej po owych 14 dniach od wydania nakazu/zakazu?

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że w Polsce fakt wyżywania się na bliskich,  mógłby odebrać świętemu prawu własności jego moc sprawczą. Trudno mi też sobie wyobrazić, że ofiara w ciągu 14 dni ogarnie wszystkie sprawy dotyczące zarówno przedłużenia okresy zakazu/nakazu, jak i te najtrudniejsze związane z egzystencją. Ofiarą się stajemy, gdy sobie kiepsko radzimy, gdy nie jesteśmy samodzielne i nie mamy żadnego wsparcia w rodzinie i otoczeniu.

W ustawie jest też mowa o tym, że ta osoba, która pozostaje w lokum przejmuje obowiązek jego utrzymania – a co jeśli ofiara  była na wyłącznym utrzymaniu swojego oprawcy? To przecież najczęściej właśnie taka sytuacja – nie czarujmy się – zależność ekonomiczna jest dlatego tak groźną nierównością w rodzinie, że napędza mechanizmy uzależnienia od partnera i działa w obie strony – ofiara jest zwykle uzależniona psychicznie i ekonomicznie, a agresor pozwala sobie coraz śmielej bo może, bo ma świadomość lub tylko czuje, że ofiara zniesie wiele, że nie będzie się bronić, nie odejdzie, bo jako niesamodzielna myśli, że sobie nie poradzi…

Brakuje mi też w systemie, właściwie rozumianego wsparcia instytucjonalnego dla ofiar przemocy. Potrzebni są świeccy psychologowie i psychoterapeuci, program pozwalający na szybkie usamodzielnienie się poszkodowanych w wyniku przemocy domowej – zwykle dotyczy to kobiet – oraz mieszkań samodzielnych dla nich i ich dzieci. Bo nie czarujmy się – ta ustawa nie spowoduje, że agresor nie wyrwie swojej własności. W świetle prawa nadal będzie właścicielem, a że lubi bić kobietę, to zupełnie inna sprawa przecież. Tymczasem ustawa wspomina o kierowaniu kobiet do m.in. :

 

Art. 15ag. 1. Policjant, w przypadku wydania nakazu lub zakazu, informuje osobę dotkniętą przemocą w rodzinie o:[…]

[…] 5) możliwości uzyskania pomocy udzielanej przez podmioty, które otrzymały dotacje z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej – Funduszu Sprawiedliwości, o którym mowa….[…]

 

No i tu widać też wyraźnie intencje prawodawcy – otóż podmioty, które otrzymały dotacje z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym  to głównie organizacje związane z kościołem katolickim, a zatem realizujące swoją agendę – np. w ramach „pomocy” możemy się spodziewać nakłaniania kobiet do aktu wybaczania agresywnemu partnerowi, nakłaniania do wycofania pozwu rozwodowego, czy zgłoszenia przestępstwa przemocy fizycznej. W ramach tej samej agendy można się też spodziewać wzbudzania poczucia winy i wtórnej wiktymizacji. Nie jest żadną tajemnicą, że kościół zawsze namawia kobiety do zachowania rodziny w całości, bez względu na skutki i okoliczności.

I nie ma w tym co tu napisałam żadnej przesady. Kto zetknął się choć raz z taką organizacją – wie o czym mówię. Warto też sobie uzmysłowić, że według prezydenckiego projektu, nowa struktura organizacji opieki społecznej – tzw. Centra Usług Społecznych –  podlegać będą katolickiej na wskroś agendzie z klauzulą sumienia jako narzędziem, które ostatecznie ma rozstrzygać komu się należy wsparcie, a komu nie. Nie trudno sobie wyobrazić, jak te dwie okoliczności wpłyną na realizację ustawy antyprzemocowej, którą dzisiaj z niekłamaną radością  przywitały organizacje kobiece…

 

Czytajcie także : Katolickie poradnie za pieniądze podatnika….

 

Dobra ustawa to taka, która gwarantuje każdemu sprawcy przemocy domowej osąd i karę, której nie da się uniknąć. Ta ustawa tego nie gwarantuje. Całą odpowiedzialność spycha na policjanta i wątpię, czy znajdzie się wielu mundurowych, którzy nie kalkulując czy im się to opłaca, podejmą właściwe kroki, zgodne z ustawą i ich poczuciem sprawiedliwości. Nie można wymagać, by policjant szedł na oślep na zwarcie z sądem! Żadna ustawa nie ma prawa tego od niego wymagać. Odczytuję taki zapis, jako pobożne życzenie, naiwne w swych założeniach, albo perfidną pułapkę na prawych funkcjonariuszy, którzy nie dostrzegą w porę czym ten zapis pachnie. A pachnie naprawdę brzydko.

Ustawa jest pełna nieścisłych pojęć, luk, niekompatybilna z innymi ustawami, naszpikowana kruczkami, czyli prawnymi wytrychami, którymi sprawny adwokat będzie mógł żonglować jak cyrkowiec na korzyść swojego klienta. Dobre prawo nie zostawia tak szerokiego pola do dowolności interpretacji. Jednym słowem w tej ustawie brakuje zabezpieczeń praworządności i niestety jest to zgodne, jak przypuszczam z intencjami rządu. W związku z tym ostrzegam wszystkich zainteresowanych, że nic nie jest takie na jakie wygląda – ta ustawa udaje, że podaje rękę ofiarom przemocy, udaje że wyposaża policję w nowe sprawne narzędzie, wreszcie udaje że spełnia najwyższe światowe standardy w walce z przemocą domową. To jest deepfake w świecie prawa.

Co to za prawo, które separację ofiar od sprawcy uzależnia od subiektywnej oceny zwykłego funkcjonariusza policji, albo żandarmerii wojskowej? Nie chcę być złośliwa, ale fakty są takie, że akurat w środowisku mundurowych jest znacząco więcej mężczyzn uprawiających przemoc wobec bliskich, niż gdziekolwiek indziej. Nie wchodząc głęboko w ten temat chcę tylko zwrócić uwagę, że osobiście nie wierzę, że mundurowi mają odpowiednie kwalifikacje do decydowania w tej sprawie. Prawo musi być tak sformułowane, żeby funkcjonariusz nie miał absolutnie innego wyjścia w zetknięciu się z przemocą domową, jak tylko zarządzić natychmiastowy nakaz/zakaz, a  dopiero zaniechanie tej czynności mogłoby grozi poważnymi konsekwencjami służbowymi. Wtedy powiem, że jest to narzędzie na które kobiety czekają od dziesiątek lat.

Nie jestem prawnikiem, nie powinnam się w ogóle odzywać na ten temat i do tego aż tak krytycznie, ale ponieważ nie słyszę specjalistów, a krew mi się burzy w arteriach, jak czytam ten knot prawny, udający najwyższy standard światowy w walce z przemocą domową, to muszę zabrać głos, by zawstydzić prawników, posłów i wszystkich dumnych z tego „dzieła”- nie ma żadnego powodu do świętowania sukcesu – Panie i Panowie!

Nie wiem też jak wyglądają najwyższe standardy, o których mówił wiceminister Romanowski – być może są one równie wadliwe. Nie widzę jednak przeszkód, byśmy stworzyli w Polsce naprawdę dobrą ustawę chroniąca ofiary przed sprawcami przemocy domowej. I mam nadzieję, że za pół roku, ta dzisiaj nie najlepiej sformułowana ustawa, zostanie ponownie przemyślana, uzupełniona o brakujące elementy i poprawiona zgodnie z logiką celu jakiemu ma służyć i zgodnie z interesem społecznym i praworządnością. W przeciwnym razie będziemy musieli uznać, że ustawa o której mowa, to tylko element PR-owy w czasie około wyborczym i próba zatkania ust wszystkim, którzy twierdzą, że PISowskie porządki w prawie, to rozbój w biały dzień.

 

Kobiety bezradne, mało agresywne, nie potrafiące się bronić, pasywne, ciche, skulone w sobie – nie budzą ani sympatii ani litości. Ale to właśnie dla nich ma być to nowe prawo. I jeśli posłowie dopuszczą, by weszło w życie w tak kalekiej formie tylko dlatego, że pozornie stanowi narzędzie do szybkiej izolacji ofiar od sprawcy, to niechaj mają świadomość, że są w błędzie, i że to zwyczajne niechlujstwo z ich strony, że nie przeczytali ustawy nad którą głosowali niemal jednogłośnie. Nie chcę nawet insynuować, że wiedzieli co głosują, bo trudno by mi było przyjąć to do wiadomości i żyć z tą prawdą jakby nigdy nic się nie stało.

 

EDIT:

Minęły prawie dwie doby od momentu gdy opublikowałam powyższy tekst… Emocje opadły i poczułam, jak bardzo krzywdzące jest to, że nie doceniłam ogromu pracy, jaką włożyły w ten projekt zaangażowane w walkę z przemocą domową kobiety. Jeszcze raz przestudiowałam cały projekt zmian i co chwilę czytałam jakiś fragment ewidentnie napisany z perspektywy poszkodowanej/ofiary przemocy domowej. Takiej perspektywy brakowało w poprzedniej ustawie z wszystkimi późniejszymi zmianami. Chcę powiedzieć, że widać jak na dłoni, że ta ustawa została znowelizowana przez kobiety, które wiedzą co robią.

Drogie i drodzy!  Chcę, żebyście wiedziały/ wiedzieli, że w tej krytycznej ocenie nie ma niczego osobistego, ale faktycznie laurka to nie jest. Podtrzymuję wszystkie zastrzeżenia i obawy dotyczące ustawy jako takiej. Nie wiem jak to jest, kiedy robi się coś naprawdę trudnego, mało widocznego, kiedy systematycznie poświęca się swoje prywatne życie dla czegoś większego, ważniejszego i nie dla siebie tylko dla dobra innych, a na koniec nikt nawet nie podziękuje, za to nie jeden skrytykuje, odbierze satysfakcję, a czasem nawet przypisze  sobie zasługi. Nigdy tego nie doświadczyłam. Nie mam ogłady organizacyjnej. Jestem obserwatorem i bardzo krytycznym komentatorem rzeczywistości. Jeśli ktokolwiek poczuł się źle z tym co napisałam, to bardzo mi przykro, nie takie były moje intencje.

Drogie Siostry! Ustawa antyprzemocowa jest ważniejsza niż Wasze uczucia, niż moje pretensje… Jeśli ma działać niezależnie od kondycji psychicznej i poziomu inteligencji tych, którzy będą ją w praktyce stosowali – musi być w istotnych punktach poprawiona. I powtórzę – nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to właśnie polska ustawa, wyznaczała najwyższy standard ochrony poszkodowanych w wyniku przemocy domowej. Dotarłyście tak daleko, że mocno wierzę w to, że dostrzeżecie istotę krytyki i sprężycie się raz jeszcze, by zrobić ostatni wysiłek i dopiąć ustawę na ostatni guzik. Powodzenia!

 

Kuna2020Kraków

 

Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 9

ABP JULIUSZ PAETZ – część IX.

Wróćmy w dzisiejszym odcinku naszego cyklu do roku 1968, kiedy to papież Paweł VI ogłosił jedną z najważniejszych encyklik swojego pontyfikatu „Humanae Vitae”. Był to dokument papieski, który przekreślił ostatecznie jakąkolwiek dalszą burzliwą dyskusję w Kościele na temat kwestii innego niż dotychczas podejścia do seksualności człowieka, kontroli rozrodczości z wykorzystaniem jakiejkolwiek z form sztucznej antykoncepcji, szeroko rozumianego problemu zapłodnienia pozaustrojowego jako metody leczenia niepłodności, kwestii in vitro i tym podobnym zagadnieniom, na rozwiązanie których czekali wierni Kościoła Katolickiego.

Taka burzliwa dyskusja toczyła się bowiem od wielu lat w Kościele, wśród teologów moralistów, od czasu Soboru Watykańskiego Drugiego. Encyklika papieska z 1968 roku postawiła w tych drażliwych kwestiach etycznych przysłowiowa kropkę nad i. Kościół dopuszczał od tego czasu jedynie w pożyciu małżeńskim naturalną metodę regulacji urodzeń. Przysłowiowy „kalendarzyk małżeński” stał się od tego czasu głównym przedmiotem nauczania na wszelkich parafialnych kursach przedmałżeńskich. Starsi czytelnicy mojego cyklu wiedzą o tym najlepiej i sami mogliby na ten temat napisać znacznie więcej w oparciu o własne doświadczenia w tym względzie.


Podobno młody wówczas, kard. Karol Wojtyła z Krakowa, mianowany kardynałem rok wcześniej, stał się jednym z głównym konsultantów tego papieskiego dokumentu, a jak twierdzą jego współpracownicy, ponad 60% tekstu encykliki to propozycje, które zostały nadesłane właśnie z Krakowa. Nie wchodząc w szczegóły dodam tylko, że publikacja tej encykliki wywołała w 1968 roku i w latach następnych, w kręgach najważniejszych teologów moralnych, katolickich ośrodków akademickich, w tym wśród wykładowców wydziałów teologii na całym świecie, niezwykle ostre protesty. 
Bezpośrednio po publikacji papieskiej encykliki ostry list protestacyjny podpisało przeszło 600 najsłynniejszych teologów moralnych, w tym wielu znanych naukowców z tytułami profesorskimi.

O ile papież Paweł VI ignorował te protesty i na nie niemal nie reagował, o tyle, po październiku 1978 roku, za pontyfikatu papieża Jana Pawła II, za protestowanie przeciwko encyklice „Humanae Vitae” leciały w Kościele głowy i to na wysokich szczeblach w hierarchii jak i na katolickich uczelniach na wszystkich kontynentach. Profesorowie i młodzi naukowcy z całego świata tracili w trybie natychmiastowym swoje teologiczne katedry, tracili prawo do nauczania, a nawet w skrajnych przypadkach, byli usuwani ze stanu kapłańskiego i przenoszeni do stanu świeckiego.

I tu małe, ale moim zdaniem niezwykle ważne pytanie do wszystkich czytelników mojego profilu. Jak się Państwu wydaje, czy więcej głów poleciało w Kościele Katolickim, za pontyfikatu świętego papieża znad Wisły, za popieranie prezerwatyw i dopuszczanie do użycia tabletek antykoncepcyjnych czy za wykorzystanie seksualne dzieci i młodzieży? To prosty matematyczny wynik, który łatwo sprawdzić, ale rzuca on jednoznacznie cień na podejmowane wówczas decyzje, życie i świętość papieża Jana Pawła II.


W 1968 roku papież Paweł VI, a tym samym cały Kościół Katolicki stanął zdecydowanie na stanowisku dopuszczania do współżycia seksualnego wyłącznie w małżeństwie sakramentalnym i to tylko wówczas, gdy małżonkowie „otworzą się na rodzicielstwo”. Wszelka przy tym sztuczna antykoncepcja i seks nie nastawiony na prokreację, był według Kościoła i jest w nim do tej pory, jednoznacznie grzeszny.


I nie byłoby to może powodem do wspominania tego teraz, po przeszło pół wieku, gdyby nie fakt, że tę encyklikę ogłosił ten sam papież, który broniąc małżonkom używania jakiejkolwiek sztucznej antykoncepcji i wymagając uprawianie seksu wyłącznie w celach prokreacyjnych, sam uganiał się całe życie za młodymi mężczyznami, także po Pałacu Apostolskim. Bo jakiej to prokreacji spodziewał się Namiestnik Chrystusa na Ziemi, po ekscesach ze swoimi męskimi kochankami? Czy któryś z męskich ulubieńców papieża mógł mu urodzić jakiegoś potomka?
Jednym z nich został młody wówczas ks. Juliusz Paetz z Poznania.

Nie mamy dowodów na jednoznacznie intymne relacje papieża z młodym księdzem z Polski, ale to sam metropolita poznański, nawet gdy stracił już swój biskupi tron w poznańskiej archikatedrze, chwalił się swoim młodym „gościom” w swojej biskupiej rezydencji, że łączyły go z papieżem wyjątkowe relacje. I wspominał ten okres swojego życia niemal do samej śmierci, z wyjątkowym sentymentem. A na dowód tego co mówił, pokazywał oszołomionym słuchaczom wyjątkowe zdjęcia na których on i papież Paweł VI występowali w samej bieliźnie.

Rozumiem, że jeżeli się ma stały bezpośredni dostęp do apartamentów papieskich, ma się dostęp do sypialni papieża i pomaga mu się przy zwykłych codziennych czynnościach życiowych i domowych, to można być nawet niejednokrotnie świadkiem, gdy papież jest w bieliźnie osobistej. Ale po pierwsze nie robi się wówczas żadnych zdjęć, a po drugie, osoba pomagająca papieżowi w czynnościach życiowych też nie jest wówczas w bieliźnie, bo i po co? Czy się mylę w tym względzie i źle interpretuje tu dowody i oczywiste fakty?


Od lat abp Juliusz Paetz miał poczucie całkowitej bezkarności, gdy molestował swoich podwładnych i kleryków z podległego mu seminarium metropolitarnego. Był nawet zdumiony, że w 2002 roku, został zmuszony do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Skoro do niedawna dysponował takimi zdjęciami i pokazywał je bez skrepowania swoim „gościom”, to jakimi dowodami jeszcze dysponował? A gdzie te dowody trafiły teraz po jego śmierci?


Czy rozumiecie zatem Państwo, że niedawna śmierć abp Juliusza Paetza, przedwcześnie emerytowanego metropolity poznańskiego, niczego tak naprawdę nie zamyka w tej bulwersującej sprawie, mimo iż wielu polskich hierarchów odetchnęło po tej śmierci z ulgą, a jedynie stawia kolejne istotne pytania na które powinny paść teraz publiczne odpowiedzi? Na niektóre z nich odpowiem Państwu w kolejnych odsłonach tego cyklu.


Ciąg dalszy nastąpi.

Andrzej Gerlach

Marcin Zegadło – na marginesie stref wolnych od…

Marcin Zegadło

Wczoraj, jeden z moich byłych znajomych na FB wyjaśnił mi na czym polega idea „stref wolnych od LGBT”. Zrobił to wzburzony z powodu mojego tekstu sprzed kilku dni, w którym namawiałem Państwa do podpisywania petycji przeciwko samorządowi gminy Chocianów na Dolnym Śląski, która pragnie dołączyć stosowną uchwałą do tych wszystkich dyskryminacyjnych aktów prawnych skierowanych przeciwko temu, co prawica i kuria nazywa „ideologią LGBT”.
Mój były znajomy napisał:

„Strefa wolna od LGBT oznacza, że ludzie nie życzą sobie nachalnej propagandy atencyjnego pakowania się z żądaniem bezwarunkowej afirmacji, a nie przekreślanie człowieka jako takiego czy innego. Gucio kogo obchodzi czyja dupa i kogo wpuszcza pod kołdrę”

i dalej:

„Jeśli nie widzisz różnicy i wszędzie wyświetlają ci się naszywki z gwiazda Dawida i plakaty nur fur deutsche to ci się już wszystko do szczętu pomerdało”.

Nie jestem zaskoczony takim postrzeganiem problemu. Gdyby mój były znajomy godził się na budowanie analogii pomiędzy „Nür fur Deutsche” lub tablicami z napisem „Judenfrei”, musiałby przyznać, że pomiędzy nim, który broni działania części polskich samorządów, które podejmują faszystowskie i głęboko dyskryminacyjne w swojej istocie uchwały, a doktorem Goebbelsem nie ma znowu takiej dużej różnicy, chociaż mój były znajomy deklaruje, że jest katolikiem i w przeciwieństwie do Goebbelsa nie doczekał się żony i licznego potomstwa. Mimo wszystko mój znajomy jest zaniepokojony, że ponad siedemdziesiąt pięć lat po tym jak przestano mordować ludzi w Auschwitz, mnie „wciąż wszędzie wyświetlają się gwiazdy Dawida”, twierdzi, że coś mi się „pomerdało”.

Dowodzi również, co jest charakterystyczne dla tego typu rozumowania, że faktycznie zagrożona współcześnie jest katolicka większość i to ona jest następna na liście jeśli chodzi o działania eksterminacyjne czyhającego na nią „zła” wcielonego w jakieś tajemnicze siły, które mają do tej eksterminacji katolików doprowadzić.

Nie będę komentował przeczuć mojego byłego znajomego w tej sprawie. Najwyraźniej budzi się i zasypia w głębokim leku o swoje życie i grożącą mu rychłą śmierć z rąk homoseksualistów i ateistów. Co robić. Każdy ma taki koszmar na jaki zasługuje.

Chciałbym jednak mojemu byłemu znajomemu przypomnieć, że to czym są „strefy wolne od LGBT” nie różni się niczym od tego czym był zakaz wstępu do parków i innych miejsc publicznych Żydom. Nie różni się niczym od dzierżawionej przez koło Stronnictwa Narodowego plaży w przedwojennym Puszczykowie, na której ci „polscy patrioci” ustawili tablice z napisem „Plaża dla chrześcijan. Żydom wstęp wzbroniony”.

W tym czasie w nazistowskich Niemczech Gestapo wyciągało już z domów mężczyzn, którym na podstawie art. 175 stawiano zarzuty, naszywano im na pasiaki różowe trójkąty i umieszczano ich w KL Sachsenchausen albo KL Flossenbürg, ponieważ byli homoseksualni. Wystarczyło wtedy. Wystarczy i teraz. A wystarczy dlatego, że jakaś niewielka grupa bandytów, którzy legalnie doszli do władzy również nie życzyła sobie, tutaj cytat z mojego byłego znajomego: „nachalnej propagandy atencyjnego pakowania się z żądaniem bezwarunkowej afirmacji”.

A teraz można podstawić do wzoru w miejsce niewiadomej dowolną grupę społeczną, mniejszość seksualną, etniczną, religijną, a następnie zrobić jakieś Auschwitz. Na początek odrobinę przypominające dobrze już znaną i swojską Berezę, tylko tym razem dla gejów. Na początek dla gejów. A potem się zobaczy, jak zwykle. Potem będzie już z górki. Ponieważ odnoszę wrażenie, że przestaliśmy zauważać zło, które się wydarza i w lęku przed kolejną pandemią zapominamy, że zostaliśmy już zarażeni. Że jest już za późno, ponieważ choroba w nas dojrzewa. Inkubuje. Zostaliśmy już zainfekowani.

Ten wirus jest stosunkowo młody. Występuje w różnych szczepach. Może nosić miano: faszyzmu, nazizmu albo religijnego fundamentalizmu, zawsze towarzyszy mu niebezpieczny „splot białka” nazywany „nacjonalizmem” i od zawsze nie leczony kończy się śmiercią milionów ludzi. A potem, kiedy jest już za późno, ofiarom stawia się pomniki, buduje muzea i wiesza kamienne tablice. Co oczywiście ma jakieś znaczenie, ale nie znam przypadku, żeby komuś w ten sposób zwrócono jego utracone lub zniszczone życie. Taki już jest urok „stref wolnych”. Czego mój znajomy i jemu podobni, siedemdziesiąt pięć lat po Zagładzie, wciąż nie chcą zrozumieć.

Źródło

 

 

Korzystając z chwili głębokiej refleksji,  pozwolę sobie zacytować pewien dokument z 1943 roku; za stroną „Przywróćmy Pamięć o Patronach Wyklętych”

„[…]zajrzyjmy do pisma „Szaniec”, wydawanego przez wywodzące się z ONR-u polityczne zaplecze Brygady Świętokrzyskiej, a konkretnie do numeru z 29 stycznia 1943 roku:

„W pierwszym gniewie sprzątniemy zapewne część naszych wrogów, drugie tyle wysiedlimy. (…) Utrwaliło się w nas obecnie przekonanie, że żaden Niemiec, czy Żyd, żaden Ukrainiec czy Litwin nie może przez nas być uznany za brata, że żaden nie może być pełnoprawnym obywatelem przyszłego państwa polskiego. (…) Nie łudźmy się też, że wszystkich wrogów wysiedlimy, a zostaną tylko ci lojalni członkowie mniejszości. Nawet po drakońskich wysiedleniach zostaną w Polsce grube krocie Niemców, kilka milionów różnego typu Rusinów, zwarta grupka zwierzęco tępych Litwinów, milion czy dwa zgermanizowanych Ślązaków, Nadodrzan, Mazurów i Prusów (…)

Wszystkich nie wymordujemy i nie przepędzimy, wszystkim też nie możemy dać pod żadnym pozorem praw obywatelskich. Co więc pozostaje? (…) Musimy odrzucić bezwzględnie niedorzeczną równość obywatelską. (…) Obywatelstwo winno być przywilejem nadawanym indywidualnie, byłoby ono dostępne dla każdego członka mniejszości, gdy tenże stałby się rzetelnie członkiem naszej wspólnoty narodowej. (…) Potraktowanie kwestii obywatelstwa jako przywileju, który można utracić, rozwiązałoby nam też problem tych parszywych jednostek narodowości polskiej, które nie okazały się godnymi miana Polaków, a nie na tyle upadły, by można je hurtem wywieszać. Zresztą nie sposób wieszać grubych tysięcy. (…) Pewna część narodu polskiego byłaby na równi z mniejszościami pozbawiona pełni praw obywatelskich lub ich części. (…)”

Wiem, wiem- już publikowaliśmy ten dokument, całkiem niedawno, ale nigdy dość przypominania, że to już było i wiemy jak się skończyło…

Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 1

Myślę, że historia tego człowieka powinna być dobrze znana nam wszystkim choćby po to, by zrozumieć jak działa zamknięta organizacja o charakterze sekty religijnej, posiadająca władzę i możliwości działania na polu przemocy wobec zależnych od niej jednostek, jak indukuje ofiarom przekonanie, że tak wolno i że nie ma w tym nic złego. Kościół Katolicki stosuje przemoc seksualną od wieków. Dzieci, kobiety, duchowni – bez różnicy – nikt nie jest chroniony w tej instytucji przed nadużyciami. Jedynie oprawcy mogą liczyć na ukrywanie ich zbrodni przed opinią publiczną dzięki powszechnej w kościele OMERCIE – zmowie milczenia. I nie miejmy złudzeń – ta ochrona wynika wyłącznie z potrzeby ukrycia prawdy o tej instytucji i z nakazu dbania o opinię na jej temat.

W latach 50-tych XX w. szambo zaczęło cuchnąć, a u schyłku tegoż wieku rozlało się szeroko na wszystkich kontynentach. Wydaje się, że kryzys wizerunkowy kościoła rzymskokatolickiego zakończy jego istnienie po niemal dwóch tysiącach lat… Nowe tereny dla katolicyzmu, zdobywane z niemałym trudem w Afryce i archipelagach tysiąca wysp, to rozpaczliwa próba przetrwania. Czy kościół się odbuduje w nowej odsłonie i zapanuje nad patologią jaka zawsze towarzyszyła jego historii? Czas pokaże.

Zapraszam do śledzenia serialu publicystycznego pt. „Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy”

Teksty dostrzeżone i docenione przez redakcję polskieateista.pl są autorstwa jednego z wielu świetnych publicystów z FB. Gdy prasa jest niezborna i zależna politycznie i finansowo, FB okazuje się ostatnią deską ratunku dla czytelników chcących się czegoś dowiedzieć bez narażania się na manipulacje i stosowanie sztuczek socjotechnicznych. Cieszymy się, że możemy być rozsadnikiem wolnej prasy i wolnego od cenzury słowa.

 

 

ABP JULIUSZ PAETZ – część I.

Media od wielu lat rozpisują się o seksualnych skandalach związanych ze zmarłym niedawno emerytowanym metropolitą poznańskim, abp Juliuszu Paetzu, ale wszystkie publikacje na ten temat dotyczą jego seksualnej aktywności w stosunku do kleryków miejscowego seminarium duchownego w czasach, gdy zmarły hierarcha zarządzał metropolią poznańską.
Tymczasem problem jego specyficznej seksualności nie rozpoczął się w okresie, gdy stanął on na czele Kościoła wielkopolskiego, ale dotyczył niemal całego jego dojrzałego życia i swoimi korzeniami sięga okresu jego życia młodzieńczego.
Homoseksualizm zmarłego hierarchy jest najlepszym dowodem na istnienie od wieków, specyficznego stosunku Kościoła do problemu wykorzystywania seksualnego młodych chłopców, najczęściej adeptów do kapłaństwa lub członków liturgicznej służby ołtarza, przez dojrzałych mężczyzn, kapłanów i wpływowych hierarchów kościelnych. I dzieje się tak od niemal początków Kościoła hierarchicznego, przy równoczesnym oficjalnym potępieniu samego zjawiska homoseksualizmu przez instytucję Kościoła.
Przypomnijmy, urodzony w stolicy Wielkopolski w dniu 2 lutego 1935 roku Juliusz Paetz, już jako 14-latek, został „oddany przez rodziców Kościołowi”, bo jak można uznać, że czternastoletni chłopiec ma w tak młodym wieku, jakiekolwiek świadome powołanie do kapłaństwa. I tam w niższym seminarium duchownym został, jak sam to po latach wspominał swojemu partnerowi, ofiarą wykorzystania seksualnego zarówno przez dojrzałych mężczyzn, wykładowców tegoż seminarium, jak i starszych kolegów. Stało się to okazją do nawiązania specyficznych, ale niezwykle silnych więzi między nimi, które przetrwały lata, a właściwie całe ich kapłańskie życie. Po czterech latach z tymi kolegami trafił, latem 1953 roku, do wyższego seminarium tejże archidiecezji, gdzie spędził kolejne pięć lat studiów, w zupełnie odizolowanym środowisku młodych mężczyzn i spragnionych ich ciał wpływowych zwyrodnialców w sutannach. Spędził ten czas formacji duchowej w instytucji w której codziennie słyszał, że tak jedynie trzeba, że liczy się w niej przede wszystkim bezwzględne posłuszeństwo i całkowita uległość względem przełożonych, ale w zamian zapewnione mu będzie dostatnie życie, opływanie w luksusie, godności i zaszczyty, a więc to wszystko co kochał, czego zawsze pragnął i czego oczekiwał w swoim życiu.
Mógł oczywiście zawsze odejść, ale za murami tego kościelnego „azylu” była szara ulica Polski Ludowej, niepewna przyszłość i zagrożenie wynikające z politycznych realiów lat stalinowskiego terroru. Więc pozostał, a kościelny „azyl” stał się jego domem i jego jedyna przyszłością.
A ponieważ od zawsze bał się kobiet, codziennie podczas wykładów słyszał o nich, że są źródłem grzechu nieczystości dla mężczyzny, więc utrwalał w sobie przyzwyczajenia do obcowania jedynie z mężczyznami. I do tego mężczyznami niezwykle wpływowymi, którzy dawali mu poczucie pełnego bezpieczeństwa i zapewniali ścieżkę kariery w instytucji Kościoła.
Po latach robił dokładnie to samo ze swoimi podwładnymi, bo to teraz on był wpływowym hierarchą kochającym ciała młodych i całkowicie od niego zależnych mężczyzn, ale jak do tego doszło, opowiem szczegółowo w kolejnych odsłonach tej wyjątkowej historii.
Ciąg dalszy nastąpi.

Andrzej Gerlach

https://www.facebook.com/andrzej.gerlach.319?__tn__=%2CdC-R-R&eid=ARCzWRo86btNCzrm2i66E3JeXKdnN3_aU2jiVIoMDoALarz8F_eiorXsSPJNEiNKdtr4fDd-qbcSSzrW&hc_ref=ARSitS7Q15yBB3Z5VP-OcSbfin5aFjls-YJTCQ9Z_dNygsD6qXLFgSspWvVevb_FFOY&fref=nf

Poświęcenie nauki – w przenośni i dosłownie – polemika z młodzieżą inteligencji katolickiej.

Taki komentarz.

Wyrwałam go z długiej i bezsensownej próby polemiki z pewnym fanklubem pewnego księdza, ulubieńca elit akademickich… Nie podaję szczegółów personalnych, bo nie o osobę księdza chodzi – jedynie o postawę  młodych inteligentów zapatrzonych w swojego idola do tego stopnia, że utracili zdolność zarówno krytycznego oglądu rzeczywistości jak i poczucie elementarnej solidarności z resztą społeczeństwa oraz poczucia odpowiedzialności za to w czym uczestniczą.

 

Przeczytałem, i jest to stek subiektywnych nonsensownych opinii, które maja się nijak do tego, ze każdy obywatel Rzeczpospolitej ma takie samo prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, w tym politycznym i akademickim, do wyraźnego i nawet ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu i wyznania, do przekonywania innych do niego, do wybierania i przekonywania do wybierania bliskich mu sił politycznych. Niezależnie od wyznania, światopoglądu, czy wykonywanego zawodu. To się nazywa wolność słowa i wyznania, i korzystanie z praw politycznych i obywatelskich. A Pani po prostu nie może się pogodzić z tym, ze Kosciol jest w stanie przekonać o rząd wielkości więcej wyborców, niż siły polityczne Pani bliskie

 

Zatem po kolei. Ubolewam nad taką rzeczywistością, w której zamiast dziesięciu tysięcy bibliotek, domów kultury, ognisk młodzieżowych, teatrów, kin, mamy ponad dziesięć tysięcy parafii i wciąż powstają nowe, nawet tam, gdzie mieszkańcy nie widzą takiej potrzeby. Te parafie to maszynka wyborcza pracująca dla jednej partii, oraz argument którym kościół szantażuje polityków wszystkich opcji, gdy trzeba wyłudzić kolejne miliony złotych z budżetu, czyli z naszych kieszeni- także z kieszeni osób LGBTQ i ateistów oraz innowierców.

Do tego dochodzi TV i Radio z obsługą z politycznego klucza, oraz słyszalna nawet na Uralu rozgłośnia o. Rydzyka, co bezpośrednio jest przyczyną, że od wielu lat nie istnieje coś tak podstawowego w demokracji jak debata społeczna. Nie ma się czym szczycić drogi internauto – z takim zapleczem i z takimi przywilejami jakie posiada kościół w Polsce „przekonywanie” wyborców nie jest żadnym sukcesem, tylko porażką moralną.

Jest też skutkiem błędów, jakie popełnili niegdysiejsi decydenci postsolidarnościowi, z Tadeuszem Mazowieckim na czele, a także my wszyscy, którzy zgodziliśmy się na tak a nie inaczej brzmiącą konstytucje RP. Z mojego punktu widzenia to był kardynalny błąd i krótkowzroczność inteligencji katolickiej. Z Twojego zaś – jak sądzę – było to jedynie słuszne uznanie kościoła za dobroczyńcę Polski – masz prawo się cieszyć, ale nie bądź hipokrytą i zechciej też zauważyć, że nie jesteś razem z Twoją bańką beneficjentów tej sytuacji, jedyną grupą wartą uwagi i troski. 

A poza wszystkim, to nie ma siły politycznej bliskiej memu sercu, więc nie buduj chochoła według siebie, bo zawsze może się okazać, że mierzysz kulą w płot- jak teraz właśnie.

 

Ale do rzeczy…

Zechciej zauważyć, że :

Przed deformą min. Zalewskiej, przygotowano ustawę zmieniającą wymagania oraz kompetencje przyszłych kuratorów oświaty – dzięki czemu szkoły muszą się mierzyć dziś z takim dyletanckim podejściem jak w przypadku Barbary Nowak w Małopolsce.

czytaj także: Między wierszami dostrzec prawdę

 

Na temat dewastacji, względnie dobrej edukacji w Polsce można  bardzo długo, ale wspomnę o religii w szkole finansowanej z budżetu co kosztuje nas prawie 2 mld złotych, odbywa się w ramach planu lekcji w środku zajęć co prowadzi do dyskryminacji niekatolików i ateistów, w wymiarze 2 godziny tygodniowo, co plasuje te zajęcia na 5! miejscu w porównaniu z ilością godzin przedmiotów edukacyjnych w szkole podstawowej, a także demoralizuje uczniów uwzględnianie oceny z religii w średniej ocen na świadectwie, a to z kolei jest niekonstytucyjne wskazywanie kto jaki wyznaje światopogląd.

Studiując ostatnio taki oto dokument:

natrafiłam na niepozornie wyglądające dwie bardzo istotne informacje :

Spójrzcie Państwo na dwie ostatnie rubryki: „nie przewiduje się ewaluacji efektów rozporządzenia, oraz nie wykonano żadnych analiz, badań, dokumentów źródłowych o istotnym znaczeniu – czyli, że rozporządzenie opiera się na argumentach z sufitu mówiąc lapidarnie, oraz nikt nie ma zamiaru badać efektów tego rozporządzenia po wprowadzeniu go w życie. I nie ważne w tym momencie jakie to rozporządzenie- czy jest ważne czy nie, czy zmienia coś istotnie i co zmienia- chcę tylko pokazać jak wpływa na poziom zarządzania edukacją, wprowadzenie do niej ludzi nie mających kwalifikacji i doświadczenia.  

A o czym to świadczy? Jak dla mnie, świadczy o drastycznym obniżeniu standardów w pracach Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN)

Efekty edukacyjne to jedna sprawa, ale jest i inny wymiar szkodliwości obecności duchownych w szkole. Okazuje się , że serwilizm dyrektorów szkół podstawowych to już utrwalony i „zwyczajny” obraz w polskiej szkole. Przypomina jak raz poziom kontaktów kościoła i władzy podczas Konferencji Wspólnej Episkopatu i Rządu. Zacytuję jedną z wielu opinii na ten temat:

 

Dla mnie to jest uderzające – tak prof. Monika Płatek skomentowała protokoły z posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu z 2012 roku. – Trudno tu mówić o wspólnej komisji. To jest przesłuchanie rządu, dyktowanie, co ma być zrobione. To się odbywa jak wizyta na dywaniku, a nie rozmowa partnerów – stwierdziła karnistka w TOK FM.

Podobnie wyglądają relacje między księdzem oddelegowanym do szkoły a gronem pedagogicznym w pokoju nauczycielskim.

Ale wszystkie skutki formalne to nic w porównaniu z efektem przemocy symbolicznej i słownej wobec dzieci, zwłaszcza tych najmłodszych, które na jednej lekcji uczą się o grawitacji, a po przerwie słuchają o wniebowstąpieniu… Ciągły dysonans poznawczy grozi tym, co już widać- utratą zaufania do treści przekazywanych w szkole, w książkach do nauki przedmiotów i tych płynących z ust nauczycieli. Gorzej – wielu katechetów usiłuje wpływać poprzez dzieci na postępowanie ich rodziców – rozpytuje o różne prywatne sprawy rodzinne – czy rodzice maja ślub kościelny, czy chodzą do kościoła, czy modlą się w domu przy stole – nie? O jej ! Twoi rodzice nie pójdą do nieba!

 

Skutki psychologicznej manipulacji na wrażliwości dzieci nie są przedmiotem badań statystycznych więc nie wiemy ile z nich zaczęło się moczyć w nocy, cierpieć na bezsenność i depresję, ale wiemy , że jesteśmy w czołówce samobójstw wśród najmłodszych. Wcale nie sugeruję, że z powodu nieodpowiedzialnych zagrywek katechetów i katechetek i wcale nie generalizuję tego zjawiska – są i przyzwoici katecheci obu płci. Ale ilość tego typu nadużyć w kontaktach z dziećmi powinna już dawno zmusić najbardziej nawet tępe umysły do jakiejś refleksji. W rezultacie rośnie nam pokolenie, które w pewnym odsetku zasili ruchy antyszczepionkowe, uda się do wróżki zanim sięgnie do informacji, zagłodzi swoje nowo narodzone dziecko, bo znachor kazał… czyli motywujące się w sposób irracjonalny.

Mój adwersarz nie jest człowiekiem ograniczonym, jest inteligentny formalnie, ale stopień bezkrytyczności, to jak podejrzewam efekt min. takiej konfesyjnej edukacji religijnej w szkole powszechnej. Jeśli się mylę to tym gorzej dla oceny kondycji onego.

 

Żeby było możliwe zapraszanie duchownych do zasiadania w kapitułach konkursów, w gremiach decyzyjnych zarządzających edukacją, i na uniwersytety, trzeba było wychować pokolenie akceptujące ich obecność wszędzie – nie tylko tam, gdzie naturalnie się ich spodziewamy, ale dosłownie wszędzie – i takie pokolenie wykształcono, skoro nie widzą oni, że jest to niestosowne w szacownych murach placówek naukowych i uczelni wyższych. A nie widzą niestety. Co gorsza nie widzą też tego władze uczelniane.

 

I byłam naiwna sądząc, że ta inteligencja akademicka, to po prostu konformiści i oportuniści jakich mamy tysiące w naszym społeczeństwie. Po rozmowie z młodymi ludźmi z fanklubu pewnego księdza dotarło do mnie, że  to oni zasiądą wkrótce w  fotelach na stanowiskach zarządczych i to oni wyznaczą standardy. A oni nie widzą nic poza interesem i misją kościoła. Są jego żołnierzami, są bardziej papiescy od papieża.

 

Zapewne to także zabrzmi dla mojego rozmówcy jak nagonka- tym razem na niego personalnie – nie nie – to jest tylko wyciąganie wniosków i kojarzenie przyczyn ze skutkami. Jak chce ktoś posłuchać mowy nienawiści i przyjrzeć się czym jest nagonka, niech sobie otworzy dowolny tekst abp Marka Jedraszewskiego, to w lot zobaczy różnicę. Aktualnie Abp. szczuje na osoby LGBTQ i zaczął już tworzyć nowe pojęcia, by rozpocząć kolejną nagonkę. Tym razem ostrzy zęby na ruchy ekologiczne i wegetarian, obrońców zwierząt i zwolenników czystych źródeł energii w tym energii atomowej. Jaka grupa zaangażowanych społecznie ludzi padnie ofiarą tego nienawistnego abp w następnej odsłonie jego posługi chrześcijańskiej? Można spekulować. Stawiam na samotne matki i kobiety nie planujące potomstwa. A Wy?

 

I kiedy po raz kolejny czytam ten znamienny komentarz – pozwolę  sobie jeszcze raz go zacytować:

Przeczytałem, i jest to stek subiektywnych nonsensownych opinii, które maja się nijak do tego, ze każdy obywatel Rzeczpospolitej ma takie samo prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, w tym politycznym i akademickim, do wyraźnego i nawet ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu i wyznania, do przekonywania innych do niego, do wybierania i przekonywania do wybierania bliskich mu sił politycznych. Niezależnie od wyznania, światopoglądu, czy wykonywanego zawodu. To się nazywa wolność słowa i wyznania, i korzystanie z praw politycznych i obywatelskich. A Pani po prostu nie może się pogodzić z tym, ze Kosciol jest w stanie przekonać o rząd wielkości więcej wyborców, niż siły polityczne Pani bliskie

 

… to jak raz słyszę w tym taki stary skrót – TKM ( Teraz Kurwa My!), którym poczęstował mnie przed kilkunastoma laty mój kolega z zawodowego forum medycznego, kiedy zadałam tam pytanie – Co się dzieje z waszym kościołem, koledzy katolicy? Przecież to jest droga do pustych kościołów i przecinanie gałęzi, na której siedzi KK a wy razem z nim. Był to zresztą jedyny katolik w tamtej dyskusji, który powiedział prawdę bez owijania w bawełnę…

Mało poważnie brzmią przywołane argumenty – o takim samym prawie każdego obywatela do uczestnictwa w życiu publicznym, do ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu, do agitacji politycznej – jeśli dostęp do tuby i finansowanie realizacji tych praw otrzymuje wyłącznie jedna opcja. Bo trzeba wiedzieć, że NGO-y, w tym szczególnie organizacje działające na rzecz praw człowieka i praw kobiet – zostały odcięte od finansowania z budżetu państwa, co przekłada się na niemal zerowe możliwości uczestniczenia w szerokiej debacie społecznej w mediach rządowych i prasie codziennej, także w większości silnie upolitycznionej. No ale właśnie- TKM! Słychać ten przemocowy motyw coraz mocniej i częściej.

I nie, drogi mój rozmówco – to nie ma nic wspólnego z wolnością słowa i wyznania. To, że kościół wykorzystuje swój autorytet i miejsca kultu do agitacji, nie jest urzeczywistnieniem wartości które przywołałeś. Takie postępowanie kościoła jest przekroczeniem jego kompetencji i nieuprawnionym poszerzeniem  zakresu jego autonomii, ergo, kościół ma inne cele, ze względu na które państwo go utrzymuje i nigdy nie było mowy o tym, że kościół będzie zajmował się wyznaczaniem kierunków polityki państwa. Jest też nadużyciem siły wpływu na religijnie uwikłanych obywateli. To nieczysta i niemoralna gra, do tego szkodliwa dla polskiej racji stanu.

 

Bardzo skrótowo zajęłam się w polemice z moim adwersarzem problemem edukacji i szkolnictwa wyższego w kontekście obecności w tym sektorze usług publicznych osób duchownych, albowiem nie widzi on, całej złożoności tego problemu. Szczególnie nie zauważa, misji jaką realizuje jego duchowny idol. Nie żywię wielkich nadziei, że po mojej wypowiedzi – przyznaję bardzo ogólnikowej – zacznie dostrzegać coś więcej, patrząc znad różowych okularów swojej niezachwianej wiary w kościół powszechny i jego niezbywalne prawo do ekspansji i ewangelizacji z użyciem wszystkich dostępnych  i udostępnionych mu przez państwo środków finansowych i technicznych. Ale to tylko dlatego, że nie ma we mnie wiary w ludzi uwikłanych religijnie. Nie będę więc czarować, że dostrzegam potencjał do zmiany optyki mojego interlokutora.

Tym niemniej żywię nadzieje, iż dostrzeże przynajmniej całkowity brak typowej dla „nagonki” formy i sofistyki w bieżącej publikacji tu,  jak i w apelu partii Razem Poznań.  Zwracam też uwagę, że każda krytyka kościoła jest w Polsce odbierana przez ludzi kościoła – świeckich i duchownych – jako nagonka i obleganie twierdzy. A to Polska jest oblegana i zawracana z drogi kijem katolickim. No ale po 40 latach względnej normalności w przestrzeni kościoła katolickiego w PRL-u,  dzisiejszy kościół bierze odwet i czerpie garściami z możliwości jakie nieprzerwanie tworzą mu politycy trzymani za gardło. Nie jest to jednak moralne zwycięstwo tylko brutalna walka o władzę. Nazywajmy rzeczy po imieniu.

Guru w habicie, głoszący dogmaty religijne na równi z wiedzą naukową, o którego honor walczy jego fanklub z determinacja wartą lepszej sprawy, jest jednym z wielu kamyczków wrzuconych w tryby edukacji i nauki uniwersyteckiej z misją osłabienia tej ostatniej, tak jak wobec systemowej zapaści polskiej psychiatrii powołanie nowej placówki szkoleniowej dla… egzorcystów, gdzie we współpracy z psychiatrami i psychoterapeutami  będą rozstrzygać co jest chorobą, a co nie poddającym się farmakoterapii  opętaniem teologicznym przez diabła – wydaje się być również mocno symboliczne…

Żródła
Kuna 2010 Kraków

 

Polska mistrzem Polski w zwalczaniu przemocy domowej. 140 gmin nie ma tego problemu. Rocznie ginie od 150 do 300 kobiet w wyniku przemocy domowej – to więcej niż zginęło żołnierzy polskich na wszystkich misjach wojskowych*

Prezentuję dziś Państwu głosy, wydobyte z głębokich czeluści internetu. Głos kogoś, kto wie o czym mówi. To się czuje w każdym słowie. Także głos kogoś kto nie doświadczył, ale czuje złość, słuszne oburzenie, oraz potrzebę mówienia na ten temat.

Od lat politycy czują się świetnie, kłócą, kochają, lansują, walczą o coś, albo tylko dobrze udają. Tymczasem w polskich  domach od lat, jak w okopach, giną kobiety – 150-300 rocznie. Czyli rocznie więcej niż na wszystkich misjach wojskowych zginęło polskich żołnierzy.
Pozostałe setki tysięcy cierpią przemoc psychiczną, seksualną, ekonomiczną.
O tych kobietach nie pamięta nikt z polityków ani na co dzień, ani podczas życzeń świątecznych i noworocznych. W tych pięknych okresach świątecznych, kiedy wzrasta zagrożenie domowników z powodu większego spożycia alkoholu, nauczyliśmy się wzruszać najwyżej nad zwierzętami, cierpiącymi z powodu hałasu.
Mechanizmów zaprzeczenia najtrudniejszym problemom społecznym jest w partiach i w Sejmie zapewne bardzo wiele, ale ciekawa jestem też, ile posłanek i posłów faktycznie dotknął problem przemocy, bo tego się nie da zapomnieć – stałego strachu, bólu, upokorzenia, utraty nadziei, śmierci.
W przeważającej liczbie kobiety i dzieci doświadczają we własnych domach przemocy. Straszne życie tych kobiet lub ich śmierć i już na początku często przekreślona dobra przyszłość ich dzieci, to teraz tylko liczby w corocznej tabeli sprawozdania.
Posłanki i posłowie je przeczytają. Czytać potrafią.

źródło

 

 

 

Wszyscy pamiętamy tę tragedię sprzed kilku lat. Ogólnie dość znany i kasiasty mąż wraz ze swoim kolegą bestialsko torturował i masakrował żonę, usiłując ja zabić. Refleks żony, która zdążyła zadzwonić na 112 i błyskawiczna reakcja policji, oraz to ze szybko trafiła do specjalistycznego szpitala uratowało jej życie. Teraz po kilku latach sąd zmienił kwalifikację czynu z „usiłowania zabójstwa na pobicie” …
„ Prokurator żądał 12 lat więzienia dla oskarżonych, pełnomocnik pani Marty 15 lat. Na ostatniej rozprawie, sąd zmienił kwalifikację prawną czynu z usiłowania zabójstwa na pobicie i wymierzył niższy wyrok. Paweł W. został skazany za atak na panią Martę na 7 lat więzienia. Łącznie mąż pani Marty dostał 8,5 roku za przemoc domowa i za grożenie szwagrowi. Drugi oprawca Mariusz K. został skazany za pobicie na 5 lat 6 miesięcy więzienia, a łącznie na 7,5 roku.”

źródło

 

 

Od 2015 roku, na tutejszym portalu, pisaliśmy o tej wstydliwej, skandalicznej rzeczywistości zbyt wielu rodzin –  wielokrotnie. Próbowaliśmy naświetlić problem z różnych punków widzenia i pokazać go z każdej strony. Wszystko na nic. W nurcie społecznym temat przemocy został zduszony twardą ręka kościoła rzymskokatolickiego. Opisom rzeczywistości takiej jaką ona jest, przeciwstawiono opowieści takie jak ta, autorstwa Wandy Półtawskiej – przyjaciółki JP2:

Piękno ciała kobiety, ale nie tylko ciała – jej piękno od tamtej pierwszej chwili w raju do dziś stanowi czynnik, którego siła w jakże różny sposób wywołuje nieraz nieobliczalne skutki! 

Już ta pierwsza scena w raju wskazuje na niebezpieczeństwo, jakie to piękno niesie dla Adama i dla całej ludzkości, bo to piękno Ewy zapanowało nad Adamem – i panuje do dziś. Urzeczony, niejako zniewolony tym urokiem Adam idzie za nią, nie patrząc na nic innego. Przedtem w posłuszeństwie adam i ewajednoznacznie Bogu poddany tak, że szatan nawet nie próbował go kusić, teraz odrzuca to wszystko i daje się prowadzić Ewie.
A gdy Pan Bóg go woła, na swoje usprawiedliwienie mówi to jedno: „to ona, ona mi dała” – tak, jakby to samo już wystarczało: że ona jest tak piękna, że on po prostu nie potrafi się jej oprzeć. – I tak powstaje pierwsze zadanie każdej Ewy wobec Adama i wobec siebie samej: odpowiedzialność za to, żeby nie stała się źródłem grzechu, krzywdy.

Ciekawość poznawcza Ewy to nic innego jak bezmyślność.

Ale Ewa w raju ujawnia bezmyślność, powierzchowność, ciekawość która powoduje, że słucha szatana – podatna na te szepty, które jej pochlebiają, gotowa pójść za tym, kto jej pokazuje coś atrakcyjnego, bez głębszej refleksji nad skutkami. Dalsza historia ludzkości ukazuje tysiące kobiet, które dały się uwieść szatanowi bez oglądania się na to, co z tego wyniknie. Ewa oczywiście wie, że istnieje Bóg, zna jego zakaz, a jednak robi inaczej – wtedy i do dziś!

żródło

To jeden biegun narracji kościelnej. Drugi, o tyle groźniejszy o ile skuteczny, to wprowadzona przez ks Oko narracja wymierzona w samą konwencję o przeciwdziałaniu przemocy domowej. Cel obrano precyzyjnie, bo w samo sedno – czyli uwarunkowanie kulturowe przemocy domowej, ergo, wymierzono w GENDER . Dodano do tego pojęcia słowo IDEOLOGIA i w taki sposób zbudowano chochoła, którego oskarżono o rzekome niszczenie rodziny i seksualizację dzieci od urodzenia. Tak w skrócie można streścić strategię kościoła, który chcąc bronić swojego konserwatywnego status quo, nie po raz pierwszy poświecił na tym ołtarzu wzgardzone przez religie katolicką kobiety i dzieci.

 

 

Zadbano też o młode kobiety i w procesie kształcenia postaw wobec przemocy, prócz mądrości katechetycznych w podręcznikach do wychowania w rodzinie proponuje się jak poniżej:

 

 

 

 

30 lat blatowania się z kościołem rzymskokatolickim tragicznie doświadczyło nasze społeczeństwo, co szczególnie mocno odbiło się na środowisku związanym z wymiarem sprawiedliwości. Wrażliwość sędziów, ich etyka zawodowa, poszanowanie dla prawa i sprawiedliwości – choć nie były postrzegane jako wysokie loty – uległy ostatecznie zlasowaniu do zera. Strach rodzi obawy o swój własny dobrostan, paraliżuje, zwalnia od odpowiedzialności, jest źródłem złych decyzji. Ale to co jest najgorsze w tym ich niegodnym postępowaniu, to powszechność, która przekłada się na praktykę codzienną, rozkłada winę na wielu przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i w efekcie końcowym obniża granice tolerowanej niesprawiedliwości, obniża standardy etyczne i moralne. Wreszcie też obniża poziom naszych oczekiwań.

 

 

Nie pierwszy to raz w naszym społeczeństwie dochodzi do utrwalenia złej opinii o tym sektorze państwa. Mechanizm jest zawsze taki sam. Skutki tragiczne. Ot choćby poziom wykrywalności przestępstw z użyciem przemocy wobec domowników – od dawna w Polsce był niezbyt wysoki – teraz prawdopodobnie spadnie do zera lub blisko tego wskaźnika. Nie zdziwię się, jeśli rządząca partia pochwali się wkrótce sukcesem, który zabrzmi jak obelga dla ofiar –

Dzięki nauce kościoła katolickiego

radykalnie zmniejszyła się ilość aktów przemocy domowej –

w Polsce nie jest potrzebna żadna konwencja

o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.

U nas nie ma tego problemu. 

 

Dokładnie tak orzekły samorządy 140 gmin w Polsce!! Nie tylko Zakopane, gdzie niegdysiejsza pani premier Beata Szydło gratulowała samorządowcom takiej decyzji…

 

 

 

Czy można się dziwić kobietom, że nie chcą zgłaszać tego typu przestępstw? Ja się nie dziwię. Ubolewam, że tak się dzieje, ale się nie dziwię. Prawdopodobnie będąc w podobnej sytuacji, dziesięć razy bym się zastanowiła czy iść z tym na policję. Mimo to, apeluje do kobiet – trzeba zgłaszać każde tego typu nadużycie. Nie czekajcie aż oprawca was zamorduje.

 

 

 

 

Przejdziecie być moze straszne upokorzenie i wtórną wiktymizację. Być może nie poczujecie wsparcia, ani współczucia. Poczujecie ciekawski wzrok śledczych – kobiet i mężczyzn – niezdrowe zainteresowanie szczegółami. Wasza opowieść będzie poddawana wielokrotnie pod wątpliwość. Nie ma się co czarować – nasze służby nie są przygotowane merytorycznie ani organizacyjnie do wspierania ofiar przemocy – wszak w Polsce nie ma tego problemu! A mimo to proszę Was – nie odpuszczajcie. Zróbcie to dla innych kobiet po to, by problemu nie zamiatano pod dywan jak pedofilii w kościele. Wiem, nie mam prawa oczekiwać od kobiet – ofiar przemocy domowej – by zmierzyły się z tak trudną sytuacją, dlatego proszę, przemyślcie to z punktu widzenia korzyści społecznych, dla waszych córek i wnuczek. Nie ułatwiajmy im wszechobecnej supremacji – czyli dominacji – bo nasze/wasze milczenie tylko im to ułatwia.

 

 

Kuna 2020 Kraków

 

 

 

 

 

Polański jako ofiara całopalna, a przemoc seksualna w związkach formalnych.

Wsuwa się pod kołdrę, myszkuje po jej krągłościach, zadziera koszulę… ona sztywnieje, czasem nawet zdobędzie się na bardziej oczywisty protest, ale to nic nie znaczy, bo on wie, że ona chce. Od wielkiego dzwonu powie mu stanowczo-NIE. Długo zwlekała z tym NIE! Zabrzmi zbyt obcesowo, zbyt agresywnie. Ledwie się na to zdobędzie, a już żałuje, już jej przykro, że jemu przykro…Robi się niemiło. On zamiast przygarnąć i przytulić ze zrozumieniem, odwraca się gwałtownie plecami i natychmiast zasypia. Chodzi potem nadęty, obrażony, czuje się odrzucony. Jest bierno-agresywny. Odcina kupony z tej łóżkowej sytuacji, bo skutecznie wzbudził w niej poczucie winy. Nie rozmawiają o tym.

Tresura trwa. Ona uczy się, że odmowa seksu kosztuje drogo, zbyt drogo. Następnym razem zaciśnie zęby i pozwoli użyć swojego ciała. Będzie myśleć o czymś innym z nadzieją, że szybko skończy i szybko zaśnie. Potem dorobi do tego filozofie, żeby móc dalej trwać w takim układzie. Jesli są dzieci – to zrobi to dla dzieci. To bardzo wygodny pretekst, by nic z tym nie robić. Jeśli on ciężko pracuje to też łatwo coś sklecić na usprawiedliwienie. Byle nie mówić na temat. Byle nie nazywać rzeczy po imieniu.

 

Na FB powraca temat gwałciciela, pedofila i sodomity Polańskiego. I trwa darcie szat na wielu forach. Nikogo nie interesuje prawda. Fakty. Wnioski. Tak działa wentyl. Uchodzi przez niego cała nagromadzona frustracja. O kimś obcym można mówić, można przy tej okazji nazywać rzeczy po imieniu. Można poświęcić jednego starego durnia na ołtarzu cierpień setek i tysięcy sakramentalnie udupionych kobiet przy ich nieciekawych, nudnych, śmierdzących starym potem facetach. Należy mu się. I już. Za ich brak odwagi. Za poniżenie. Za brak charakteru. Za brak godności.

Tak jest sprawiedliwie. Ich nieciekawe życie po jednej stronie i jego niemoralne, pełne zwrotów i sensów, kolorów i iskier po drugiej. Bilans musi wyjść na zero. Z tej awantury o życie seksualne Polańskiego, kobiety zrobiły sobie SPA dla duszy. Temat co ucichnie, to znowu ktoś go rozpala do czerwoności. Widać jest w narodzie wielka potrzeba ofiary i stosu. Szkoda, że związki i rodziny wokół tych związków, nie potrafią inaczej radzić sobie z narastającą latami frustracją. Przykre jest również i to, że nie potrafią się obyć przy tym bez hipokryzji.

Co ma wspólnego pół miliarda złotych z prawem do broni?

Każdy ma coś takiego, z czego nie jest dumny, czym  się nie chwali w towarzystwie i wolałby, żeby nikt, zwłaszcza wredny  osobnik, nie wszedł w posiadanie tej wiedzy na  nasz temat. Postanowiłam rozbroić swoją bombę z opóźnionym zapłonem, bo nieoczekiwanie mój wstyd przestał być problemem, a zaczął być korzystną okolicznością. Życie lubi zaskakiwać, ja lubię niespodzianki, a te dwa odrębne zjawiska- ja i ta chwila, w której trwam w zachwycie, stają się miłym antraktem w nudnej, w gruncie rzeczy, przewidywalnej, trywialnej i pospolitej rzeczywistości…..

Uświadomiłam to sobie ostatecznie dzisiaj, kiedy znowu jak co dzień, przeglądając w sieci polubione strony, utknęłam na „Przywróćmy pamięć o Patronach Wyklętych”… 

Twórcy stronki są  pogromcami  mitów, zarówno starych jak i  nowych, którymi naszpikowana jest historia w przekładzie IPN-u. Instytut i jego dzieło poddawane jest tu nieustającemu grillowaniu, a przy okazji taka dyletantka w przedmiocie  jak ja odkrywa, że historia może być pasjonującą dziedziną, a metoda polegająca na prostowaniu błędów Instytutu Pamięci Narodowej jest skuteczna, wyrabia krytyczny zmysł i bezboleśnie uczy rzetelności w badaniach naukowych, polegającej na poszukiwaniu, analizowaniu i kojarzeniu źródeł historycznych, nie zaś na fantazjowaniu i ideologicznej masturbacji pod czułym okiem wodza…

 

 

And again.

Wprawdzie w ostatnim okresie życia Józef Piłsudski w znaczący sposób rozminął się ze poprzednio głoszonymi poglądami i część dawnych towarzyszy zaczęła go nazywać po prostu „człowiekiem prawicy społecznej”, to jednak trzeba pamiętać, że wcześniej przez dwie dekady był jednym z liderów Polskiej Partii Socjalistycznej, duża część lewicy uznawała go za przywódcę aż do czasów przewrotu majowego, a niektórzy nawet i jeszcze dłużej. Ostateczne Piłsudski zawiódł jednak nadzieje tych, którzy szli za nim, wierząc, że zrealizuje socjalistyczne wizje demokratycznego ustroju sprawiedliwości społecznej.

Zwróćmy jednak uwagę, że dzisiejsza prawica zdaje się definiować „czerwonych” przede wszystkim pod kątem spraw światopoglądowych. No dobra, więc warto też przypomnieć, że to za rządów Piłsudskiego zaprowadzono w Polsce tak wywrotowe rozwiązania, jak równouprawnienie polityczne kobiet, prawo  kobiet do aborcji czy depenalizacja homoseksualizmu.

Takie to „red is bad”, że nawet wedle dzisiejszych standardów wielu wytykałoby Piłsudskiego palcem jako lewaka dybiącego na „tradycyjne” wartości.

 

 

Nie tylko historią tętni owa strona, co zauważyłam z pewnym opóźnieniem, ale radość jest podwójna, bo nic mnie tak nie cieszy jak treści pełne troski i słusznego sprzeciwu wobec niegospodarności naszego rządu. Posłuchajcie…

 

 

Generalnie nie chcemy nikogo straszyć, ale zwrócić musimy uwagę, że wczorajszy wybryk funkcjonariusza IPN-u, p. Muszyńskiego, który wyraża swoje poparcie dla masowych morderstw politycznych i żali się, że jest ich za mało, nie jest odosobnionym przypadkiem. Instytut Pamięci Narodowej zdaje się nie mieć żadnego problemu z zatrudnianiem ludzi podzielających fascynacje p. Muszyńskiego.

Popatrzcie na „Templum Novum”, czasopismo kierowane przez innego funkcjonariusza IPN-u, niejakiego p. Bechtę.

Na fejsbukowym profilu tego czasopisma znaleźć możemy manifest „Mamy prawo do broni!”, zaraz obok zaproszenia na manifestację solidarności z Januszem Walusiem, człowiekiem odsiadującym w RPA karę dożywocia za zamordowanie jednego z tamtejszych działaczy politycznych.

Przypominamy, że instytut zatrudniający takich ludzi ma w przyszłym roku dostać z budżetu państwa prawie pół miliarda złotych.

 

No i właśnie o te pół miliarda złotych mi chodzi… No bo jeśli ktoś chce kogoś ukatrupić to z pozwoleniem czy bez  jakiegoś gnata sobie zorganizuje bez problemu. Tak więc nie będę się zatrzymywać nad tym, że jakaś strona na FB domaga się prawa do broni. Nie ona jedna zresztą. Nawet nie bulwersuje mnie już wcale, że jakieś głupki z tej strony zapraszają inne głupki na demo solidarności z Walusiem nijakim, co to ukatrupił działacza w RPA… Jak nie mają nic lepszego do roboty to kto im zabroni?

Ale bulwersuje mnie, że zatrudnia się  za bardzo dobre pieniądze ludzi, którzy z takiego miejsca jak IPN mają sposobność, środki i ochronę instytucji do prowadzenia swojej, szkodliwej społecznie działalności, polegającej, mówiąc wprost i na skróty, na propagowaniu przemocy i dorabianiu do chuligaństwa filozofii wyższej racji stanu. Nie można też nie zauważyć, że pod pozorem finansowania Instytutu Pamięci Narodowej,  konserwatyści dzierżący dziś władzę, prowadzą działalność skierowaną przeciwko społeczeństwu. Że są to efektywne działania, mogliśmy się przekonać wielokrotnie podczas kolejnych marszy niepodległości czy równości w Białymstoku, Częstochowie, Rzeszowie, Wrocławiu i wielu innych miastach Polski.

 

Inny problem jaki wynika z istnienia IPN-u, to produkcja masowa dzieł „histerycznych”, pisanych dla zaspokojenia sztucznie rozbudzonej ciekawości takich dyletantów i nieuków jak ja, oraz dla pokrzepienia duszy tych, którzy przechowali przez mroczny okres, którego nie było [ sic!], wszystkie swoje frustracje, izmy i fobie.  Nie kryję, że za PRL-u, w szkole powszechnej także prowadzono politykę historyczną. Podręczniki były nudne, metodologia nauczania nieskuteczna, wykłady mało porywające… I w sumie – byłoby to nawet korzystne, bo źle wykształceni uczniowie mają dziś c.a. 60 lat i mogą, jako ta tabula rasa, wejść dobrowolnie w relację z historią. Nie muszą niczego korygować, a to z tej racji, że nie mają żadnych uczuć, uprzedzeń czy przekonań wypracowanych poprzez wcześniejsze formatowanie kiepską edukacją.

Wadą takiego prostego wnioskowania jest to, że  niestety dzisiaj wszystko polegać ma nie na wiedzy ale na wierze. A lud lubi wierzyć, nie lubi się trudzić nauką, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że od kilku dekad mówi się mu, że wykształcenie nie jest ważne. A na poparcie, że tak własnie  jest pokazuje się ludowi, że:

 

Na marginesie –

…  zapytała bym też o doktoraty abp Marka Jędraszewskiego z Kpinomira, czy o.Tadeusza Rydzyka z jego własnej biografii i działalności, i cały szereg pseudo naukowych doktoratów z teologii i filozofii, dowodzących np. że nauka niczego nie udowadnia i że nie ma wartości, chyba, że ingeruje w nią sam Duch Święty. Amen.

I nie pociesza mnie, że to taki polski nawyk, taki etnologicznie nawet ciekawy motyw, stale obecny w zbiorowych zachowaniach moich ziomków. Mowa o niesłychanej plastyczności Polaków jeśli chodzi o przystosowanie się do panującego w danym momencie reżimu. Tak oto jeszcze nie dawno każdy rodzic napierał na dziecko by się uczyło pilnie, bo wykształcenie to ważna rzecz, ale dziś ważne stało się zupełnie coś innego. Dziś, mam takie wrażenie, im lepiej udowodnisz brak kompetencji, tym awans społeczny pewniejszy!

Nawet demokracja z importu nie mogła się ugruntować na tym terenie i w tym społeczeństwie, jest bowiem zupełnie niezrozumiałym tworem dla większości obywateli. Rozumieją i potrafią wierzyć w  różne doktryny, ideologie, paradygmaty i dogmaty, ale żeby korzystać z demokratycznych narzędzi wpływu na rzeczywistość? O nie! To jest nie do pomyślenia! To burzy ustalone hierarchie, pryncypia, porządek i niepotrzebnie niepokoi lud.

A lud polski powołuje się na demokrację, rozumianą wyłącznie jako rządy większości… , ergo, jako przemoc, gdzie argument siły ma od nich legitymację przeciwko sile argumentu. Lud przypomina sobie o demokracji tylko wtedy, gdy wybory wygrywa opcja konserwatywna umiłowanego wodza. Trzeba przyznać, że lud traktuje system demokratyczny w sposób praktyczny, nie zauważając przy tym, że oni sami nigdy nie mieli podmiotowości, za to zawsze byli cynicznie i w sposób wyrachowany uprzedmiotowiani. Co oczy nie widzą serce nie boli!?? Mechanizmy obronne działają tu niezawodnie, w każdym razie do momentu, w którym poszczególny lud nie zetknie się ze ścianą – choroby, kataklizmu, biedy i… przemocy ustawowej doświadczanej bezpośrednio na własnej skórze.

 

 

PS>:

Ktoś mi ostatnio powiedział, że depresja to stan naturalny  ludzi z brakiem zdolności do wiary. A ja sobie myślę, że guzik prawda. Depresja, to stan naturalny ludzi posiadających nadwzroczność, umiejętność ignorowania złudzeń i miraży, uczulenie na socjotechniczne zabiegi gości od marketingu politycznego i religijnego, oraz daltonizm poznawczy – oni widzą wyraźniej, mocniej odczuwają, szybciej znajdują odpowiedź na pytanie skąd i dokąd zmierzamy… Tak. Depresja ma wielką przyszłość. W tym kraju.

 

źródło natchnienia:

And again.Wprawdzie w ostatnim okresie życia Józef Piłsudski w znaczący sposób rozminął się ze poprzednio głoszonymi…

Gepostet von Przywróćmy pamięć o Patronach Wyklętych am Donnerstag, 5. Dezember 2019

Petycja jak akt oskarżenia o uprawianie eugeniki…

Ta petycja trafiła do mnie przypadkiem. A szkoda, bo jestem dobra w krytyce, więc zapewne natychmiast zaproponowałabym zmianę wiodącego napisu informującego o wydarzeniu…

Patrzę na  zbitek rozżalonych buziek niemowlaków.

Wiem dokładnie na co patrzę, i rozumiem jak ta socjotechnika ma działać, odruchowo zastygam jak w tej zabawie- raz, dwa, trzy, Baba Jaga pa-trzy, by zobaczyć to, o co naprawdę chodzi  — o komórkę jajową? Zapłodniona czy nie, wszystko jedno przecież, bo nie o nią tu chodzi…

 

I po chwili widzę te same buźki, zrozpaczone twarze niemowlaków, nie znających pojęcia upływu czasu, czekających w bezmiarze wieczności na powrót swojej matki karmicielki, bijącego jej serca, jej zapachu, głosu, uśmiechu, czyli tego wszystkiego, co określa  sens ich życia na tym etapie.

Ale ich MATEK już nie ma, nigdy już nie przyjdą, nie przytulą, nie obetrą łez, nie zanucą mruczanki, nie wymasują wzdętego brzuszka… Nie będą też obecne w ich życiu, gdy będą dorastać i uczyć się jak sobie radzić z licznymi deficytami życiowymi.

matki

 

Te dzieci będą musiały z tym żyć. Pewnego dnia, kiedy podrosną na tyle, by zmierzyć się z prawdą o powodach, dla których ich matki banasiukskazano na śmierć, dowiedzą się o tych wszystkich  ludziach, uwiedzionych nowomową katolickiej propagandy, którzy uznali, że prawo do  eugenicznego zarządzaniagodek  płodnością kobiet należy do dogmatycznego kościoła katolickiego w Polsce i akolitów typu Ordo Iuris i cała kato prawica.

 

Ktoś tym dzieciakom opowie, co to jest eugenika i nie omieszka wspomnieć, że u jej podłoża leży pycha i pogarda dla ludzi oraz brak wiedzy i prymitywna chęć  nadużycia władzy wobec obywateli. Polska nie będzie mogła być z tego dumna. Eugenika kwitła już raz w Europie, w Stanach Zjednoczonych i na Wyspach Japońskich, w początkach XX w. Szwecja tak bardzo się wstydziła być kolebką tej swoistej inżynierii społecznej,  że po II W.Ś. wymazała te fakty z wszystkich źródeł informacji — encyklopedii, historii, literatury i prasy.

W początkach XXI w. reporter Maciej  Zaremba Bielawski był jednym z tych dziennikarzy śledczych, któremu udało się dotrzeć do ocalałych źródeł historycznych i wydobyć ten wstydliwy fakt na światło dzienne. Do dziś żyją ofiary tamtych zdarzeń, a rząd szwedzki higieniściwypłaca odszkodowania za ten haniebny proceder. Nasz rodak opisał te fakty w tomiszczu pt. Higieniści. Z dziejów eugeniki. wydawnictwo Czarne,Wołowiec 2011.

Ktoś się zdziwi, ktoś powie – oszalała? — co to ma wspólnego z ruchem za życiem, z prolifem, z ochroną życia dzieci nienarodzonych itd.

Otóż wcale nie oszalała. Bo drodzy Państwo, eugenika to nie tylko zabijanie niepełnosprawnych i chorych psychicznie przez starożytnych Rzymian, to nie  tylko pozbawianie płodności kobiet złej proweniencji — cyganek, prostytutek, dziewcząt, które zostały pozbawione dziewictwa przed ślubem, czy nosicielek chorób dziedzicznych, ani mężczyzn — alkoholików,  morderców, recydywistów wszelkiej maści. To także zmuszanie niemieckich kobiet do współżycia z nordyckimi mężczyznami, by zaludnić kraj wartościową rasą białych blond niebieskookich panów, a także zakaz rozmnażania ponad jedno dziecko na parę, w Chinach Ludowych — to także eugenika.

Eugenika, czyli systemowe poprawianie i modelowanie jedynie słusznego profilu społeczeństwa podległego kontroli to utopia, która zawsze opiera się na wątpliwych przesłankach naukowych, za to mocno wsparta jest o rozbuchane ego ludzi władzy, którym przeszkadza fakt, że ludzie dysponują wolnością i prawem do samostanowienia o sobie. I chociaż po wojnie w latach pięćdziesiątych prawa eugeniczne nauka ostatecznie ośmieszyła, to dopiero w latach siedemdziesiątych zapisy tych ustaw oficjalnie zniesiono w Szwecji.

 

Eugenika ma zawsze takie oblicze jak teza, która w danym czasie i miejscu, akurat pasuje wszelkiego rodzaju moralistom u władzy. A ponieważ nie ma na nią zgody, ani nawet etycznej dyspensy, bo i być nie może, to tworzy się coś na kształt faktów dokonanych, a to przez zmianę języka opisu, poprzez kneblowanie merytorycznego dyskursu, nadużywanie autorytetów moralnych, a wszystko po to, by zdobyć poparcie społeczne, niezbyt dobrze wykształconych warstw i zagłuszyć protest tych, którzy mają świadomość skutków.

W dzisiejszej Polsce eugeniczna ustawa antyaborcyjna nie jest nawet inżynierią społeczną, ponieważ tą drogą nie osiąga się ani wzrostu dzietności, ani nie zmniejsza się ilość aborcji. To już empirycznie sprawdzone, bo swoiście polski sposób na dyscyplinowanie przez groźbę egzekwowania opresyjnego prawa, nie zagraża klasom średnio, dobrze uposażonym i dotyczy w zasadzie tylko kobiet nisko uposażonych bądź całkowicie zależnych ekonomicznie. Przykro mi, Jarosław Gowin nadal będzie nocą słyszał krzyk zygot. Taka eugenika jest już tylko rodzajem przemocy systemowej, opartej o środki przymusu prawnego.

Skoro więc ustaliliśmy, że nic się nie zmieni, z ustawą czy bez niej nadal urodzą się oczekiwane, a nie urodzą się nieplanowane i niechciane dzieci, czyli kobiety nie zrezygnują ze swojego prawa do życia, to moje pytanie jest takie: komu robi dobrze ta ustawa? Jedna  25-ciolatka, powiedziała kiedyś tak:

Ta ustawa chroni kobiety zmuszane do aborcji.

(!???!)

Te znaki zapytania i wykrzykniki oznaczają mój wytrzeszcz i opad szczęki oraz pacnięcie rąk, które mi opadły do ziemi. Nie no, poważnie pytam —

komu ta ustawa robi dobrze???

 

A oto spontaniczna reakcja na zaproszenie do podpisania petycji zygotarian

Jak sobie pomyśle o tym, że ta petycja jest w sprawie zygot to natentychmiast widzę dokładnie takie rozpłakane dzieciaki po utracie matki, której np. nie udzielono pomocy, nie leczono jej, nie empatyzowano z nią, gdy dostała rozpoznanie nowotworu nerki i okazało się tydzień później, ze jest w ciąży i nie pozwolą jej przerwać ciąży bo … no właśnie bo co?

No właśnie, bo co?

Polski ruch faszystowski – dobrze zaopiekowana Tuba skrajnej prawicy i KRK w Polsce

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że można odtrąbić, iż ruch faszystowski w Polsce nie tylko raczkuje , ale obrasta tłuszczem i skanduje coraz głośniej, ku przerażeniu większości i ku radości niewielkiej grupy krypto-kato-faszystów obojga płci i w znacznie zaawansowanym wieku.

Tak policja w Polsce obchodzi się z ruchem faszystowskim – kliknij tu

narodowcy5Jak z ginącym gatunkiem słoni afrykańskich, albo nosorożcem białym, co najmniej. A przecież to nowo powstała hybryda ludzka – z kibola, dresiarza i  blokersa wyodrębniono jedynie struny głosowe i poczucie rytmu, z dość dobrą koordynacją prawo/lewo, trochę mięśni, trochę wewnętrznej pustki. Zapewne deficyt uwagi w dzieciństwie i brak wystarczającej troski rodzicielskiej, że nie wspomnę o miłości matczynej, rzeźbi osobowość zależną. Dostarcza ponad to imperatywu do ambitnego działania na polu, wszystko jedno jakim, byleby było głośno i z przytupem.

16.04.2016 Bialystok , ul. Czestochowska i Lipowa . Marsz ONR . Oboz Narodowo - Radykalny . Obchody 82. rocznicy powstania ONR . Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja GazetaChłopaki mają dobrze skonstruowaną idée fixe z najwyższej półki  i wokół niej budują swój przekaz. Bóg, honor ojczyzna, to nie tylko wielkie słowa. Najważniejsze, że tak wspaniale się je skanduje, w tłumie równie łysych i głodnych, co bezrefleksyjnych i bezkrytycznych jednostek. Poczucie sprawczości i siły, jedna pięść! jedno gardło! ta sama dziewczyna i ten podziw w oczach każdej z nich, kiedy prężą się męskie alfa muskuły, a nadmiar testosteronu i anabolików we krwi, spływa cienką stróżką po plecach i skroniach bohaterów ulicy…

 

obóz1A przecież zaledwie pięćdziesiąt lat temu, kiedy po raz pierwszy dotarło do mnie, co to był faszyzm,  zagłada i głód, przemoc, tragedia ludzka, holokaust – myślałam sobie w dziecięcej główce, że coś tak niewyobrażalnie strasznego mogło przytrafić się ludzkości raz, ale już nigdy więcej, to takie oczywiste przecież,  myślałam… wtedy.

Dziś już tak nie myślę, bo dziś mam prawie sześćdziesiąt lat i już dawno zrozumiałam, że ludzkość jest cały czas igraszką i wybrykiem ewolucji. Niby mamy inteligencję, ale w stosunku do większości z nas przydomek sapiens jest dany mocno na wyrost. Poza tym, jako istoty stadne, musimy pogodzić się z tym, że tłum ludzików niemal zawsze się myli, ale to właśnie z tłumem zmuszeni jesteśmy iść, nawet jeśli idziemy pod prąd. Ludzie nie postępują racjonalnie.

obóz2Odrodzenie się ruchów faszystowskich, w czasach permanentnego kryzysu, w warunkach wciąż pogłębiających  się przepaści ekonomicznych i kulturowych, nie powinno nikogo dziwić. Bo kiedy jakaś grupa społeczna zostaje zepchnięta na margines życia, tak jak to się stało z emerytami i rencistami w latach 80-tych zeszłego stulecia, to zawsze znajdzie się jakiś cwaniak, która da takiej odepchniętej grupie poczucie ważności, da  im słowa, wreszcie podreperuje sens życia, a nawet wykrzesze z nich siłę do walki – kto nie widział wrzeszczącego mohaira, naparzającego parasolem czy torebką z cegłą w środku? Wszyscy widzieliśmy i to nie raz! Wystarczy mieć talent organizacyjny jak ojciec dyrektor z pewnego radia…

Dlaczego więc zimny pot strachu spływa nam po plecach, kiedy słyszymy nadchodzących faszystów i przecieramy z niedowierzaniem oczka, gdy widzimy ich w zasięgu wzroku, jak maszerują z pochodniami w rękach, wrzeszcząc z głębi trzewi – raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!!! ?? Boimy się całkiem słusznie i racjonalnie. Zwłaszcza gdy widzimy codziennie, że prawo nie działa.

To przerażające, że ktoś chroni tę formację przed wymiarem sprawiedliwości, że pozwala od lat, by nie tylko istnieli jako zjawisko, ale by wciąż rośli w siłę, by poczynali sobie coraz śmielej, by byli całkowicie bezkarni. Taka hodowla faszystowskich bojówek, to kosztowne przedsięwzięcie i stać na to tylko kogoś, kto dysponuje nie swoimi pieniędzmi.

narodowcy

Jakbym miała obstawiać, to organizacje faszystowskie zasilane są przez skrajną prawicę albo KRK, albo przez obydwie formacje. I nie zdziwiła bym się jakby faszyści w Polsce robili za klasyczną tubę jednych i drugich – przecież ksenofobia, homofobia, patetyzm i konserwatyzm kulturowy to główne składowe ich obsesji, treść i sens ich życia.  Szczęśliwie dla nich, hipokryzja, którą uprawiają z taką lekkością jakby wypili ją z mlekiem matki, ratuje ich z niejednej trudnej sytuacji, takiej oto, w której wali się w gruzy cały ten prawicowy konstrukt pozorów. Kiedy, na przykład,…  żona prawicowego dupka zachodzi w niechcianą ciążę, z małżeńskiego gwałtu…dajmy na to.

Kurtyna!!!

ksiądz we wrocku    ksiądz we wrocławiu     

Zanim ci mężczyźni i te kobiety z ONR-u lub innej tego typu formacji, użyją przeciwko zwykłym obywatelom przemocy bezpośredniej, już dzisiaj mogą i stosują bez skrępowania przemoc słowną i symboliczną. Na razie ma to miejsce w przestrzeni publicznej podczas demonstracji – co ciekawe – wcześniej zgłoszonej z uzgodnionymi i akceptowanymi przez magistraty hasłami. I są dwie możliwości – albo prezydenci miast, godzą się na to, bo myślą i marzą jak faszyści, albo są tchórzami i nie chcą narazić się kościołowi, który nazywa ich solą tej ziemi i patriotami polskimi, ewentualnie są wtórnymi analfabetami i ignorantami, nie znają ani konstytucji, ani prawa polskiego. Whatever !

Ale za to wiedzą jaki jest klimat polityczny, widzieli jak zachowuje się wierchuszka, biskupi święcący narzędzia do zabijania,  słyszeli o poczynaniach min. obrony, który przeznacza miliony na budowę strzelnic i opłatę za gotowość bycia obroną terytorialną, może nawet zauważyli jak pierwsza dama promuje militaryzm w dopasowanym moro – brawo PR-owcy! Nie ma to jak stworzyć modę na przemoc!

dwnld982769759

Mimo to pytam – jak to możliwe, że wciąż są na swoich stanowiskach? To doprawdy niepojęte dla każdego, kto  płaci podatki i głosuje w wyborach. Oczywiście wiem jak to niestosownie brzmi, kiedy się tak tu oburzam, nadymam i bucham zniesmaczeniem. Uważam jednak,  że to cenne reakcje, tym bardziej, że zaczynamy powoli przywykać do kolejnych, znacznie już  od dawna przekroczonych granic absurdu.

 

I żeby nie było – neofaszyzm to nie jest dziś wynalazek Polski – to raczej małpowanie recepty na sukces autorytaryzmu, wzięty prosto od naszego wielkiego sąsiada ze wschodu.

Mityng otworzył Walerij Korowin, lider duginowskiego Euroazjatyckiego Związku Młodzieży. „Zaczynamy naszą manifestację poświęconą rocznicy wygnania polsko-litewskich okupantów z ziemi rosyjskiej. Sytuacja była bardzo podobna do dzisiejszej. Rosja była rozdarta przez konflikty wewnętrzne. Ze strony zachodniego atlantyckiego zła trwało zaciskanie pierścienia wokół Rosji. Jesteśmy w stanie wyrzucić całą tę pomarańczowość [odniesienie do idei pomarańczowej rewolucji na Ukrainie – red.] z Rosji!” – wołał fanatycznym głosem.

faszyzm ruski

Po nerwowym wystąpieniu Korowina inny zwolennik idei Aleksandra Dugina, Paweł Zariffulin zaczął paranoicznie krzyczeć: „Nie będziemy tolerować wszelkich tych sił zła, w pierwszej kolejności Łotwy, Polski, Gruzji! Nie będziemy tolerować tych amerykańskich szakali?! Deklarujemy ten dzień dniem narodowego gniewu. Ruski, wstań!”. W przerwach między wystąpieniami tłum skandował: „Rosja – wszystko! Reszta – nic!”. Właśnie po tych obchodach Dnia Jedności Narodowej w Rosji zachodni analitycy zaczęli alarmować, wieszcząc rosnące zagrożenie ze strony rosyjskiego faszyzmu.

źródło

 

A teraz obejrzeć można „instruktażowy”  materiał dla naszej policji, jak pacyfikuje się faszystów w Niemczech – film jest dość już stary, bo od dawna w tamtym kraju faszyści nie maja pola do popisu, ale i tak jest zawsze aktualny. Tak działa się w państwie prawa…

I tym niepokojącym raportem o małym wycinku rzeczywistości, żegnam się z Państwem na cały weekend. Mimo wszystko – do usłyszenia w przyszłym tygodniu, i pamiętajcie – po burzy świeci urzekające słońce, a zdjęcia po godz. 17.00, latem – wychodzą najpiękniej.

Amerykański sen, europejski koszmar

„Obserwatorium”, jak przystało na „podglądacza”, widzi każdy problem, przynajmniej stara się go widzieć, z każdej możliwej strony.

Przeglądając materiały i chcąc ocenić ich zawartość muszę oddzielać emocje, jakie budzą, od wiedzy, jaką dysponuję. O ile emocje pojawiają się jak przysłowiowe króliki z cylindra iluzjonisty, o tyle po wiedzę trzeba sięgnąć, zrobić wysiłek by zrozumieć treści, prawie zawsze pozbawione waloru obiektywizmu… czyli w praktyce wymagające znowu oddzielenia emocji i intencji od opisywanych faktów.

Efekt odcedzania faktów jest taki:  Na wschodzie powstało państwo islamskie (PI). Jest to państwo nieformalne, rządzone przez fanatyków religijnych, finansowane przez kogo? Oficjalnie nie wiadomo, nieoficjalnie mówi się o Arabii Saudyjskiej, Emiratach Arabskich, Także Turcji Erdogana – wszak ISIS nazywa go obecnie zdrajcą- czyli dawniej nim nie był- czyli kim był? Przyjacielem, cichym dostawcą?

Można snuć tylko domysły. Prawdę widzą ci co maja dostęp do zdjęć satelitarnych i wgląd w porozumienia poza protokołem dyplomatycznym. Ci pierwsi mają wiedzę na temat dróg zaopatrzenia PI , ci drudzy znają sumy przelewów i kierunek przepływu tych sum, czyli znają ostatecznego beneficjenta wojen na bliskim wschodzie.

Z doniesień agencji informacyjnych można dowiedzieć się wiele o rozmaitych zdarzeniach, jak o zestrzelonych dronach made in Izrael; przejętym przez ISIS, ogromnej wartości ponad 1,5 mld dolarów, uzbrojeniu od armii irackiej, także o tym, że już w grudniu USA podpisało kontrakt z Irakiem na  175 czołgów M1A1 Abrams oraz 1000 Humvee… Dziesiątki drobnych informacji, można sobie układać w dowolną mozaikę wniosków…

I doprawdy wielką naiwnością jest traktowanie z powagą sugestii oraz łykanie insynuacji, jakoby radykalizacja wyznawców islamu stała za tym wszystkim, co nazywamy destabilizacją w regionie bliskowschodnim. Pamiętajmy, że religia, wszystko jedno jaka, zawsze była tylko skutecznym narzędziem w rękach tych, którzy pragnęli mieć kontrolę, władzę i krociowe zyski, generowane przez potrzeby wojenne. Tak jest i teraz. Amerykański sen ma swoją cenę…

1024px-Clash_of_Civilizations                                      Mapa współczesnych cywilizacji wg. Huntingtona

Jakby nie było – faktem jest, że ISIS zamienia życie muzułmanów i innowierców w koszmar, który można sobie obejrzeć na zdjęciach i filmach zamieszczanych od wielu miesięcy w przestrzeni internetowej. To co widzieliście w prasie, na internetowych stronach gazet to raczej informacje wyselekcjonowane na potrzeby propagandy anty islamskiej. Nie zobaczycie na nich jak bandyci ISIS traktują współwyznawców… Zobaczycie jak traktują chrześcijan…

Obecnie jesteśmy świadkami pierwszej, tak dużej fali imigrantów z tamtego obszaru; szacuje się optymistycznie, że to jakieś 160 tys. ludzi. Czy to znaczy, że wcześniej nie usiłowali oni przedostać się do naszego, bezpiecznego regionu? Nic podobnego. Ale unicestwienie pojedynczej łajby z uchodźcami na pokładzie, można było ukryć przed opinią publiczną. Teraz już ukryć by się tego nie dało. Skala zjawiska zbyt duża…  I wygląda na to, że znowu ktoś sobie coś precyzyjnie zaplanował, ale nie uwzględnił czynnika ludzkiego, skutkiem czego mamy dziś w Europie chaos spowodowany falą imigracyjną z obszarów objętych terrorem militarnym z jednej  i religijnym szaleństwem z drugiej strony. I miejmy świadomość, że zarówno terror militarny jak i religijne szaleństwo, to nie są zjawiska pojawiające się spontanicznie pod wpływem wiary.

W świetle pobieżnej nawet analizy sytuacji na świecie, staje się jasne dlaczego rządy państw europejskich biernie przyglądały się pełzającej islamizacji, miernie reagowały na akty terroru, nie były w stanie zlokalizować i zniszczyć komórek organizacyjnych w obrębie społeczności arabskich… Przecież trudno uwierzyć, że służby wyspecjalizowane w inwigilacji nagle stały się głuche i ślepe.

Cały, poprzedni, wielomiesięczny wysiłek by nastawić Europejczyków przeciwko islamowi, zbiera obecnie swoje żniwo. Bywalcy forów dyskusyjnych, stron FB-owych wiedzą o czym mówię, a kto nie miał jeszcze, wątpliwej z resztą, przyjemności obcować z rodzimym hejtem, może sobie go zlustrować, wchodząc na dowolne forum…

Efektem końcowym propagandy jest ten pan i dziesiątki podobnych mu osobników: polski patriota?,

…albo ten pseudopolityk: polski antysystemowiec

Warto, myślę, zapoznać się również i z tym tekstem: polska niepamięć wsteczna

…oraz koniecznie przeczytać  list pastora Bema

A jeśli ktoś już ocenił ludzi z tego, szeroko rozpowszechnianego filmu: niewdzięcznicy?

…to tylko chciałabym zwrócić uwagę, że władze poszczególnych państw przez które przejdzie tranzyt uchodźców, kompletnie nie przygotowały służb pomocniczych do tego zadania. Nie pomyślano np. o tym, że bariera językowa może spowodować panikę, a także tego, że ludzie ci będą  skrajnie wyczerpani, a także, że mogli się już dowiedzieć jak „serdecznie”  Europejczycy maja zamiar ich przyjąć. W każdym razie mnie nie dziwi, że boją się przyjąć jedzenie i wodę, zwłaszcza, że wytrucie ich to pikuś w porównaniu z tym czego im się życzy, z komorami gazowymi włącznie…

Zobacz także: histeria

W zalewie hejtu jaki obecnie gotuje się na FB i innych forach, a także w rozmowach moich rodaków, od czasu do czasu można natknąć się na zgoła odmienne podejście. Jedną z takich nieoczekiwanych postaw znalazłam w osobie Pana o niku „Radek Wiśniewski” Pisze on tak:

A ja powiem Wam tak, ja bym chciał żeby Polska przestała być kartoflaną etniczną papką. Fajnie by było gdyby osiedliło się trochę ludzi i gdyby ten genotyp trochę się zróżnicował, odżył; gdyby jedynym serio branym związkiem wyznaniowym przestał być Kościół Katolicki (dlaczego nie Prawosławni, Hinduiści, Muzułmanie, wyznawcy kościołów autokefalicznych z Armenii czy Gruzji?), gdyby widok czarnoskórego na ulicy przestał być sensacją, gdyby nowi obywatele wnieśli coś więcej do kultury muzycznej poza naszym, rodzimym disco polo. Może powstałby wreszcie jakiś fajny polski czarny blues, polsko-senegalska scena jazzowa, no cokolwiek, bo ja mam juz dosyć tej nudnej jak flaki z olejem góralszczyzny braci Golców, Karpieli w kipieli. I gdyby do polskiego języka przeniknęło trochę gramatyki i leksykalnych przegłosów z innych języków – na przykład z bliskiego wschodu. I coś z arabskiej miłości do poezji. Wszyscy tylko o tych dwóch tysiącach imigrantów i żeby to byli koniecznie chrześcijanie. A jak nie będą to co? Zresztą, żeby polska kultura i społeczeństwo się trochę rozruszało powinniśmy przyjąć nie 2 tysiące, ale ze 200 tysięcy. Co roku do Polski przyjeżdża zbierać truskawki po 200, 300 tysięcy Ukraińców i Ukrainek, dziesiątki tysięcy mieszkańców krajów Kaukazu, Azji, Afryki. Ameryki wychodzą za mąż, żenią się z Polakami i Polkami – i co? I nic. Nawet ich za bardzo nie widać. To, co to znaczy te 2 tysiące? Nie ośmieszajmy się już, nie róbmy z siebie pośmiewiska, skończmy te niemoralną, żenującą dyskusję. Ci ludzie do nas i tak trafia – bo jak wielokrotnie to powtarzałem – są zdesperowani i nie mają nic do stracenia. Żadne mury w dziejach – ani Chiński, ani rzymskie, ani berliński, ani amerykański na granicy z Meksykiem nie zatrzymały biednych, którzy chcieli mieć udział w uczcie bogatych. Mówię tylko językiem pragmatyzmu, pomijam tu fakt, że jestem obywatelem państwa w którym podobno 90% ludzi jest osobistymi uczniami Galilejczyka Jeszui który mówił – i cokolwiek uczyniliście temu najmniejszemu z braci moich mnieście uczynili. I pomijam moralny wydźwięk wahań rządu kraju, którego 10 milionów obywateli żyje poza terytorium tego kraju, którego synowie i córki doświadczali przez wieki kolejnych wygnań, zesłań, upokorzeń i mogli przetrwać od Kaukazu po Isfahan i Syberię tylko dzięki temu, że inne ludy przyjmowały ich jak swoich. To są zupełnie żenujące okoliczności. Chodzi mi o czystą pragmatykę, bo aksjologia nie dociera do moich rodaków nad grillem.To przyjmowanie uchodźców będzie oznaczało oczywiście konkret, że za sąsiada będę miał być może Afgańczyka z jego rodziną a moja przybrana córka pójdzie do gimnazjum z Syryjką i Libijczykiem i to nie będzie łatwe. Ale nikt nie mówił że będzie łatwo. Wolę żeby te dzieci poszły u nas do szkoły, uczyły się języka polskiego niż żeby zaludniały dzikie obozowiska, tonęły w Morzu Śródziemnym albo ginęły na austriackiej autostradzie w ciężarówce. Nie będzie łatwo, ale wolę żeby mieszkali obok mnie niż żeby ginęli.

 

I jeszcze ciekawsza wymiana zdań pod tym postem:

 

 

Ja wiem, ze dużo klikania, ale naprawdę warto, bo poza sferą treści, jest to także przykład dyskusji z klasą, jakiej się nie spotyka często na FB.

raport „licznik ofiar”

To publikacja z niezależnych mediów, których jest niewiele, ale są i należy do nich sięgać… Dla tych, co nie lubią otwierać linków, kilka fragmentów z wywiadu przeprowadzonego przez Rafała Betlejewskiego (radia RDC) z Robertem Gouldem:

[…]

Zauważmy przy tym, że nikt inny nie zbierał danych w aktywny sposób. Amerykańskie władze, nasz rząd był zainteresowany tylko informacją o swoich stratach. Tak zresztą było w przypadku wszystkich wojen omawianych w raporcie, czyli Iraku, Afganistanie i Pakistanie.

Oba badania Lancet i następnie PLOS pokazują rozmiary zniszczeń i ilość zabitych, które społeczeństwa na Zachodzie także w Polsce powinny poznać, aby zrozumieć swoją odpowiedzialność za koszty wojny dla ludzi w Iraku, Afganistanie i Pakistanie. To się nie dzieje bez ofiar, a ofiar jest znacznie więcej niż się nam mówi.

[…]

Tu jest ilustracja. Associated Press przebadał średnich Amerykanów zadając im pytanie: jak dużo ludzi zginęło w Iraku w czasie amerykańskiej okupacji. I średnia odpowiedź wyniosła 10 000. W rzeczywistości to zaledwie nikły procent zabitych w tym kraju. Jak to zostało osiągnięte? – pytał dziennikarz RDC.

– W moim rozumieniu i w rozumieniu autorów raportu my tu, w USA, ale chyba w całym zachodnim świecie żyjemy w ciągłym propagandowym ataku. Media rządowe, współpracujące z rządem po prostu nie podają nam prawdziwego obrazu rzeczywistości. To chyba jest kombinacja z jednej strony braku informacji a z drugiej nieuczciwości w przekazywanych informacjach. Informacje były całkowicie zmanipulowane w czasie administracji Busha i Cheneya.

Niestety istnieje też brak zainteresowania tym co się dzieje za morzami w naszym społeczeństwie. Przypomina to jako żywo historię wojny w Wietnamie. Także wtedy nie wiedzieliśmy wiele o zniszczeniach jakie przynieśliśmy Wietnamowi, a wiedza o naszych własnych stratach powoli przesączała się do świadomości Amerykanów. W końcu jednak 59 000 zabitych żołnierzy USA zrobiło swoje i społeczeństwo odmówiło swojej zgody na tę wojnę.

[…]

Tak, oczywiście, jesteśmy świadomie okłamywani. Mamy z tym do czynienia cały czas. Nie tylko w przypadku Busha. Świetnym przykładem są działania administracji Obamy w sprawie ataków dronami, o których nic się oficjalnie nie mówi. Tej wojny nie ma. Nie wiemy ile osób ginie w powietrznych atakach, nie wiemy kto i gdzie zostaje zabity. Władze amerykańskie uznają wszystkich zabitych za terrorystów z definicji. Zamiast uczciwie przyznać, że giną również cywile. To co nazywa się “zniszczeniem przy okazji” głęboko czujemy, że jest złe.

W rezultacie nie wiele o tym wiemy. Nie wiemy, bo nie interesuje nas to, bo nie mamy informacji, bo mamy inne sprawy, jak chociażby problemy ekonomiczne na miejscu lub tematy zastępcze, które podsuwają nam media. Chodzi o to, żebyśmy nie byli świadomi naszej odpowiedzialności.

[…]

Znowu wrócę do wojny w Wietnamie. Po jej zakończeniu USA były tak dotknięte wewnętrznymi skutkami tej wojny, że nasz rząd zmienił politykę w tym zakresie i zaczął posługiwać się rządami klienckimi oraz obcymi armiami, które zbroił na odległość. Zamiast własnych chłopców wysyłaliśmy inne armie. W opinii publicznej w USA jest opór przeciwko wojnie. Nie chcemy wojen. Trzeba nam więc kłamać lub wykorzystywać inne metody, by prowadzić wojny.

[…]

– Jedną z najtrudniejszych lekcji jaka płynie z tego raportu jest lekcja odpowiedzialności. Ten raport wzywa, żebyśmy spojrzeli prawdzie w oczy i powiedzieli “to myśmy to uczynili”. Bardzo trudno jest to nam w Polsce zrozumieć. Zrozumieć jakie konsekwencje wywołują nasze działania. Nam Polakom się wydaje, że wysłaliśmy żołnierzy na słuszną wojnę u boku USA, gdzie walczyliśmy z terrorem o wolność i demokrację o bezpieczeństwo dla ludności Iraku. Co niestety nie jest prawdą. Moje pytanie chyba brzmi tak: gdyby obywatele USA znali prawdę o tym konflikcie, czy ich decyzje polityczne byłyby inne? – pytał dziennikarz RDC.

[…]

Niestety mamy w USA taki trend, który chyba charakteryzuje większość społeczeństw zachodnich, rozłączenia się społeczeństwa z dużą polityką z wydarzeniami na świecie. Myślę, że jesteśmy bardzo odizolowani od tego, co się dzieje na świecie. Nie interesuje nas to. Mamy własne problemy, bezrobocie, problemy z edukacją itd. Być może ta prawidłowość jest jeszcze silniejsza tu w Ameryce niż w Europie Zachodniej.

Mam szczerą nadzieję, że gdy obraz naszych czynów i odpowiedzialność za nie stanie się dla nas bardziej czytelna, zgoda na wojnę zupełnie wygaśnie.

Ludzie odpowiedzialni za wojny widzą to. Dlatego wymyślają bardziej zrobotyzowane wojny, posługują się innymi rządami innymi armiami do prowadzenia własnych interesów. Ale rząd, który nie podlega ocenie swojego społeczeństwa jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem.

Po 2001 roku mamy do czynienia w USA z niezwykłym zupełnie poziomem propagandy. Takie media jak FOX News na przykład sieją strach przed innymi, każą nam się bać i zbroić, w ten sposób wykuwając naszą zgodę na gigantyczne budżety zbrojeniowe. Zamiast na edukację i ochronę zdrowia my wydajemy na rakiety. Ludzie się z tym pogodzili. Machina propagandowa idzie pełnym gazem.

Chciałbym zabrzmieć trochę bardziej optymistycznie, ale po prostu nie mam z czego czerpać optymizmu.

Od siebie dodam tylko, że tak jak w planach strategii politycznych nikt nie bierze pod uwagę czynnika ludzkiego, a lubi on robić niemiłe niespodzianki, bo jest trudny, żeby nie powiedzieć, niemożliwy do przewidzenia, tak też nie bierze się pod uwagę skutków społecznych, które już z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć da się… np. takie jak pokazują poniższe ilustracje:

Jeśli ktoś chce może zapoznać się z oficjalnym stanowiskiem Prymasa Polski abp Wojciecha Polaka

… choć akurat ten głos wybrzmiewa słabiutko i mało przekonująco. Katolicy doskonale wyczuwają nutki poprawności politycznej i wolą utwierdzać się w przekonaniu o tym, że „muslimy to ścierwo nadające się tylko do krematorium” – cytat z pewnego forum wyznawców JCh. Szansę na przyjęcie w otwarte ramiona ma jedynie dzihadysta, nawrócony cudem ocalenia, nad którym czule pochyla się Fronda, by wycisnąć łzy wzruszenia, z kamiennych serc swoich czytelników. Dziwne są ścieżki moralności chrześcijańskiej i spuszczam na ten obrazek zasłonę milczenia.

***

I tak na chłopski rozum- przecież tolerowanie PI, to jakiś żart, niesmaczny dowcip. Ameryka Nixona, Cartera, Reagana i pozostałych, potrafiła sobie radzić w trzy dni i zniszczyć każde państwo w Ameryce Poł. jeśli … cokolwiek. Koszty wzięcia za twarz ISIS byłyby znacznie mniejsze niż są i będą w dalszej przyszłości w Europie i na Bliskim Wsch… Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że koszty społeczne, ludzkie po obu stronach, to w rozmowach kuluarowych w Waszyngtonie tzw. dopuszczalne straty i konieczność wyższa.