Słowo boże – Część 2. Włodek Kostorz
Słowo Boże – Część druga
Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa.
Poprzednią pogadankę skończyliśmy na tym jak to papież Grzegorz wymyślając czyściec stworzył biznesowe podwaliny swojej firmy. Ze sprzedaży odpustów dobrze się żyło, ale…. Pomiędzy apetytem a bigoterią jest pewna drobna, ale dramatyczna różnica. Otóż apetyt rośnie podczas jedzenia, natomiast od modlenia się jeszcze nikt nie został świętym. Faryzeusze w sutannach odkryli ten fenomen natury dosyć wcześnie dochodząc do wniosku, że sycenie apetytu jest o wiele bardziej praktyczne i postanowili właśnie temu poświęcić swój drogocenny czas na tym ziemskim padole.
W 665 roku dziewiąty sobór w Toledo, znając słabości swoich duchownych, stworzył swoiste perpetum mobile. Postanowili, że “Kto tedy, od biskupa po subdiakona, płodzi synów z kobietą wolną lub niewolnicą, ten powinien podlegać karze kanonicznej; dzieci z takiego haniebnego związku nie tylko nie powinny otrzymać spadku po rodzicach, lecz na zawsze, jako niewolnicy, stanowić własność Kościoła, gdyż ci spłodzili ich w nagannych okolicznościach” (kanon 10).
Nie precyzuje się kary kanonicznej, ale znając obecne zwyczaje w KrK w tej kwestii, można sobie łatwo uzmysłowić jej surowość. Czyż to nie piękne, bzykaj ku chwale kościoła? Po pierwsze gwarantują sobie dopływ darmowej siły roboczej, a po drugie… ne ne ne…. żadnego spadku po sukienkowym, niech ci wystarczy, że byłeś najszybszym plemnikiem sługi bożego.
Mam jednak wrażenie, że choć kler w pocie czoła pracował nad dopływem niewolników, potrzeby przerosły oczekiwania. Więc w 694 roku siedemnasty sobór toledański uznaje wszystkich Żydów za niewolników. Kościół w imię Boga konfiskuje ziomalom Jezusa ich dobra i dzieci od siódmego roku życia. Dodatkowo na mocy cesarskiego dekretu, wszyscy poganie zostali uznani za ludzi bez majątku i praw: “iżby ograbieni z mienia, popadli w nędzę”. Dekret ten dawał prawo bezkarnego mordowania i grabienia niechrześcijan. Dżisys, ale miałbym przerąbane w tamtych czasach. Ty Dżisys też
Tymczasem geszeft z odpustami miał się dobrze i byłoby super gdyby miał się jeszcze lepiej. Dla chcącego nic trudnego. W 715 roku wprowadzono modlitwy do świętych jako ruch przygotowawczy do zmian systemowych, po czym w 726 roku biskupi postanowili zrobić update programu operacyjnego “Dekalog”. Pozostawiono pierwsze przykazanie mówiące o wiodącej roli partii, ale wyrzucono kompletnie drugie, które było z biznesowego punktu widzenia pewną przeszkodą. Drugie przykazanie powiadało, że “Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach i pod ziemia. Nie będziesz się im kłaniał ani służył”. Sami przyznacie, że to bardzo kontraproduktywne. Usunięcie tego przykazania (ciekawe co na to Bóg i jego prawa autorskie?) otwarło drogę do handlu na szeroką skalę wszelkiego rodzaju dewocjonaliami, szkaplerzami, krzyżami, obrazami i nie zapominajmy o relikwiach. Najlepiej podczas odpustów, a teraz już Turbo-odpustów.
Pozostawał problem ilości przykazań, w końcu musiało być ich dziesięć, ale od czego są nożyce. Sprawnie podzielono ostatnie przykazanie na dwa. Te mówiące o pożądaniu własności bliźniego swego. Muszę szczerze przyznać, że ojcowie kościoła dali pierwszeństwo żonie (9), a potem dopiero bydełku domowemu (10). Może z tego powodu, że na synodzie w Macon, po wielu dyskusjach stwierdzili, że kobieta jednak posiada duszę, tacy byli empatyczni. Szacun za ten ukłon w stronę pań, choć mam żal do Marcina Lutra, który w dziewiątym przykazaniu zakazuje wyciągania łapy w stronę nieruchomości bliźniego, a żonę wciska w dziesiąte razem z osłami, wołami, świniami i innym domowym bydłem. No Panie Marcinie siedemset lat później taki numer, to ma być reforma? Wstydź się Panie Luter, a wy nie bądźcie jak Marcin.
Nie jestem w temacie mocno zorientowany, ale Jezus powiedział – “Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna litera, ani jedna kreska nie może być zmieniona w Prawie”. Naoczny świadek wydarzeń św. Paweł powiada – “Nawet gdybym ja przyszedł i próbował wprowadzić małą zmianę do tego, co podałem pierwotnie, niechaj będę przeklęty”. I co wy na to ojcowie świątobliwi?
Nim jednak przejdę do końcowych akordów drugiego pięćsetlecia, odlecę trochę w stronę handlu relikwiami. Taka ciekawostka, którą kiedyś wyczytałem. Wprawdzie handel tymi przedmiotami kultu na szeroką skalę rozpoczął się trochę później, wrzucę to jako ciekawostkę. Jezusa do krzyża przybito podobno stalowymi gwoździami, przynajmniej tak to wygląda w każdym kościele. Taka relikwia musi kosztować majątek. Tak na logikę, ile takich gwoździ użyto? Nie powiem, liczę na waszą ciekawość świata i na to, że teraz zagooglacie. A teraz pytanie za dziesięć punktów u św. Piotra i 20% rabatu za odpust – Ile gwoździ egzystuje na tym świecie, jest przedmiotem handlu i ma certyfikaty autentyczności prosto od szefa tej rzymskiej firmy? Gdy to przeczytałem nie mogłem wyjść z podziwu nad talentem marketingowym kościoła katolickiego. Drodzy parafianie, na świecie istnieje ponad tysiąc “autentycznych” gwoździ z jezusowego krzyża. Wyobraźcie to sobie, to już nie jest ukrzyżowanie, to zajobiszcza instalacja artystyczna.
Jeśli komuś taki numer wyda się zbyt kuriozalny, nie zna jeszcze papieża Stefana VII. Ten odwalił numer, który mogę opisać jedynie zagranicznym słowem – Bizarre. A było tak. W 897 roku odbył się tak zwany synod trupi. Podczas tego synodu Stefan nakazuje wykopanie z grobu jednego ze swoich poprzedników, nawiasem mówiąc byłego rywala w wyścigu po stołek i urządza mu kilkudniowy proces. Nie nie mylicie się, byłemu papieżowi Formozusowi nie zrobiono procesu per procura, był tam osobiście w formie lekko zmurszałego nieboszczyka. Akt oskarżenia zawierał krzywoprzysięstwo, niezdrowe ambicje i naruszenie kanonów. Ponieważ oskarżony był bardzo małomówny, czyli szedł w zaparte, wyrok zapadł dosyć szybko. Za karę posadzono go na tronie, z którego go symbolicznie zrzucono, odcięto trzy palce, przebrano w cywilne klamoty i wleczono ulicami Rzymu. Na koniec wrzucono do zbiorowego grobu dla bezdomnych.
Rozumiem, że teraz stoją wam włosy dęba i myślicie sobie “Bodzio, weź skończ”. Ja mogę skończyć, ale Stefan jakoś nie potrafił, gdyż po kilku dniach doszedł do wniosku, że to wszystko jeszcze go nie satysfakcjonuje. Kazał kolesia po fachu jeszcze raz wykopać, znowu wlec po mieście i wrzucić do Tybru. Nie mam pojęcia co by jeszcze wymyślił gdyby nie to, że kilka dni później wyzionął ducha w tajemniczych okolicznościach, co lud rzymski przyjął z niezbyt dyskretnie ukrywaną ulgą.
W zasadzie wiele działo się od roku 900-nego do końca milenium, ale ponieważ to kompletnie inna kategoria diagnostyczna, pozostawię “pornokrację” na następną pogadankę. A teraz idźcie z Bogiem szerząc słowo Bodzia gdzie się da. Amen.
Włodek Kostorz