Wpisy Obserwatorium

Kard. Gulbinowicz, bp Dziwisz, i nawet cały Episkopat nie udźwigną win kościoła rzymskokatolickiego. Czas na prawdę o kościele. Czas na refleksję co dalej z tym wrzodem. Czyli prawdziwe oblężenie czas zacząć.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się, że hierarchowie poświęcą kilku „swoich” na ołtarzu nietykalności i w imię zachowania wizerunku kościoła jako wspólnoty wiernych. Tymczasem Capo di tutti capi postanowił inaczej – ze swojej wysokości zauważył szansę obrony, zarządzanej przez siebie organizacji, jedynie w dekapitacji wszystkich hierarchów, umoczonych w system ochrony przestępców seksualnych. Zapomniał wszakże o jednym szczególe – że hierarchowie wykonali wyraźne polecenia niegdysiejszego papieża JP2, który jak na ironię został ogłoszony świętym. Tak więc jest to strzał w kolano, choć nam, niewierzącym może się podobać, ale tylko do momentu, gdy zdamy sobie sprawę ze skutków tego desperackiego czynu…

 

A skutek jest  przewidywalny. „Naprawa kościoła”, „kościół otwarty”, „kościół progresywny” czy jak kto sobie życzy nazywać przestępczą organizację po liftingu, to nadal ten sam wrzód, tylko opróżniony z ropy i zgnilizny. Papież właśnie usiłuje kupić sobie czas na zmianę strategii, na uruchomienie nowych narzędzi wpływu. Zachowa dobra doczesne i pomnoży je wielokrotnie. Ofiarami i tak nikt się specjalnie nie przejmuje – większość z nich nawet nie może ubiegać się o odszkodowanie za zmarnowanie im życia, bo przestępca albo już nie żyje, albo sam czyn się przedawnił- rzecz w tym, że skutki trwają nadal, tylko nikt się nie pali, by zajrzeć w tę część rzeczywistości ofiar. Nawet znakomite reportaże braci Sekielskich niewiele wnoszą na ten temat…

O ile łatwo można zrozumieć Ojca Chrzestnego  – Franciszka, wszak to jego obowiązek walczyć o przetrwanie kościoła katolickiego, o tyle zniesmaczona jestem za każdym razem, gdy słyszę i widzę,

jak akolici tegoż kościoła – świeckie osoby, publicyści i politycy – osoby, które wiedzą i doskonale rozumieją

jak szkodliwa jest to instytucja

dla życia społecznego,

                 dla rozwoju kraju,

                                     dla edukacji i kultury

i wreszcie

jak rujnujące jest utrzymanie tego obcego

bytu z podatków obywateli,

– skrupulatnie omijają kwestię

sekularyzacji,

           prawdę o JP2,

                        nie diagnozują samego systemu,

sprzyjającego przestępczości zorganizowanej w hierarchicznej instytucji i zdają się w ten sposób wmawiać nam, to samo co Franciszek –

kościół jest święty, wieczny i czysty, to tylko ludzie są słabi i grzeszni…

 

 

 

 

 

Otóż nie jest tak. Prawda wygląda całkiem inaczej. Instytucja, w której najważniejszą cnotą jest POSŁUSZEŃSTWO, nie zaś – skromność, ubóstwo, powściągliwość, czystość intencji i czynów, spolegliwość wobec potrzebujących, itp ,tworzy sprzyjające warunki i staje się środowiskiem, które jak magnes przyciąga różnego rodzaju popaprańców emocjonalnych, w tym także pedofilów. Gwarantuje

dostęp do zwierzyny, na którą w innych warunkach nie mogliby zapolować, oraz

ochronę przed odpowiedzialnością.

 

W tym miejscu warto przypomnieć jak surowo zwierzchnicy karzą swoich podwładnych, gdy ci nie okazują owego posłuszeństwa – ks. Boniecki ukarany został za słowa prawdy, a ks. Lemański za wypowiedzenie posłuszeństwa swojemu przełożonemu, bp Hoserowi. Czy warto się pochylać nad takimi przypadkami? Nie. Ja się nie pochylam. Podaję jako przykład, dobrze ilustrujący taką oto tezę: możesz być pedofilem, wielokrotnym gwałcicielem, złodziejem, deprawatorem młodzieży, możesz nawet założyć nieformalnie rodzinę i płodzić dzieci, ale dopóki jesteś posłuszny i dobrze ukrywasz swoje prawdziwe ja kościół cię nie potępi, a włos z głowy ci nie spadnie.

 

 

 

 

Jeszcze jedna prawdziwa historia przypomina mi się jak na zawołanie. Mieszkała w naszej kamienicy w Krakowie pewna zacna rodzina 2+3. Najmłodszy syn przeszedł typową karierę przyszłego kanonika- chodził pilnie na religię, służył do mszy i marzył o zostaniu księdzem. Wydawało mu się, że czuje powołanie. Poszedł więc po maturze do seminarium duchownego. Najpierw był zaskoczony, potem poczuł wyraźny dysonans poznawczy – dlaczego? Bo okazało się, że w seminarium wcale nie ma atmosfery skupienia, medytacji i duchowego wzrastania w wierze, nie ma tam boga, ani ducha świętego. Są koledzy i przełożeni, wszyscy zainteresowani pornografią, dziecięcą także, że jeśli już rozmawiają, to lecą obrzydliwe kawały, opowieści nie nadające się do powtórzenia, że panuje tam rozwiązłość, pycha i cynizm. Z początku ten mój znajomy próbował sygnalizować problem, ale szybko okazało się, że to on jest jedynym problemem. Został wydalony z seminarium z powodu trudności w przystosowaniu się!! Tak w skrócie brzmiał powód wydalenia. To wiele mówi o systemie kształcenia postaw przyszłych księży.

 

 

Jest to również instytucja, która już na etapie kształcenia kleryków wypacza ich samoocenę – mówi się bowiem tym młodym, niedoświadczonym chłopakom, że po święceniach będą mieli konsekrowane dłonie, że będą kimś więcej niż tylko zwykłym człowiekiem, będą niezbędnym elementem, by wierzący mógł wejść w kontakt z Chrystusem. Uczy się ich, że wszystko inne jest złe – źli są oczywiście żydzi. Tak samo jak i geje, którzy wychodzą z szafy – dopóki w tej szafie tkwią są w porządku. Geje w sutannach też są w porzo – przynajmniej dopóki piętnują i usiłują „leczyć” innych gejów… Złe są kobiety, dlatego na miasto mogą (klerycy) wychodzić tylko trójkami tak, żeby w razie nieuwagi miał kto skarcić za gapienie się na fajne dziewczyny. A wzrok ucieka i snuje się wygłodniały po kształtnych wypukłościach – to w końcu zupełnie naturalne zainteresowanie w ich wieku.

 

Po 6-10 latach izolacji, przebywania w męskim monotematycznym środowisku, następują zaślubiny z Chrystusem i dorosły, acz nie zbyt dojrzały facet wydostaje się na zewnątrz, na parafię, a jeśli był grzeczny i czasem ogrzał to czy inne łoże zwierzchnika, dostaje kopa do samego Rzymu… Czytaliście 'Sodomę” więc nie ma się co powtarzać – wiecie doskonale co się tam wyprawia. Dla nas, ateistów mógłby to być temat poza naszym zainteresowaniem, gdyby nie to, że wewnętrzna zgnilizna tego środowiska wylewa się od 30 lat z hakiem i zatruwa życie społeczne, w którym też uczestniczymy.

 

 

Ja jestem kobietą i nie zgadzam się na przyjmowanie jedynej chrześcijańskiej perspektywy widzenia mojej osoby. To jest zresztą szerszy problem- zauważyliście, że jakoś nie słyszy się o innych źródłach wartości? No właśnie. A przecież chrześcijaństwo to niechciana, narzucona siłą i ogniem wiara monoteistyczna na terenach, gdzie Słowianie mieli bardzo bogatą kulturę i swoje, zupełnie inne wierzenia, zbudowane na obserwacji bezpośredniej w przyrodzie – zatem, można powiedzieć w pełni  naukowo uzasadnione. Dlaczego nikt nie porusza tego bulwersującego tematu? Gdzie podziały się wartości humanistyczne? Oświeceniowe idee społeczne? Naukowe podejście do diagnozy społecznej i opisu rzeczywistości? Osobiście jestem znudzona i zniesmaczona słuchaniem i to z ust poważnych ekspertów, profesorów i opiniotwórczych ośrodków narracji, ograniczonej do chrześcijańskiej aksjologii, a także używania perwersyjnego języka hierarchów – owej swoiście niestrawnej mowy-trawy – dużo haseł, dużo twierdzeń i zero dowodu, przykładu, same oczywiste oczywistości wyssane z,… khekhe… palca kościoła katolickiego.

Czy pisze to zgorszona osoba? Nie!

Zgorszona to jestem dysonansem między tym czego kościół wymaga od swoich wiernych, a tym jak sam postępuje. To jest hipokryzja, ale nie tylko. To jest coś znacznie więcej. Wpływ na politykę państwa, oraz gmeranie w jego prawie przez osoby takiej proweniencji jest najbardziej szkodliwym skutkiem toksycznego związku państwa z kościołem. To w istocie patologizacja stosunków społecznych. To szczucie różnych grup społecznych przeciwko sobie nawzajem. To w końcowym efekcie – zrujnowanie społeczności Polek i Polaków. I tym będzie się kościół nadal zajmował – przynajmniej ten w Polsce.

 

 

Dlaczego nie zrezygnuje z tego kierunku? Bo jest zbyt mocno uwikłany w polityczne zaplecze konserwatywnych partii – ma swoich akolitów w POPISie, ale też i w SLD i Razem. A ponieważ jego być albo nie być zależy od szantażu politycznego zaplecza w sejmie, nie spodziewajmy się rychło świeckiego państwa. Świeckie państwo sprowadziłoby tę instytucję na teren jego autonomii – czyli do parafii i biskupstw, a także radykalnie zmieniłoby źródła ich finansowania. Natomiast winni pospolitych przestępstw trafiliby w jedynie odpowiednie miejsce – jako ateistka nie zadowalam się nadzieją wierzących, że czeka na nich kara po śmierci… Zdecydowanie wolałabym żeby ponieśli ją za życia i dopóki choć trochę jeszcze kojarzą rzeczywistość…

 

 

W wojnie, jaką rozpętał Kaczyński przeciwko Kobietom, chodzić będzie tak naprawdę o świeckie państwo i przywrócenie równowagi między sacrum i profanum. Religie są z gruntu szkodliwe, ale dopóki nie zaczniemy się porządnie edukować humanistycznie i dopóki tolerujemy hodowanie dzbanów i fajansów intelektualnych w szkole powszechnej – religia nie zniknie w listy potrzeb przeciętnego człowieka, o przeciętnej świadomości i z przeciętnymi możliwościami weryfikacji podawanych na wiarę treści.Ludzie lubią bajki, legendy, magiczne myślenie, które zastępuje wnioskowanie na podstawie wiedzy i w gruncie rzeczy zwalnia z uczestnictwa w czymkolwiek co wymaga wysiłku i pracy organicznej. Zestaw wierzeń czy też dogmatów zwalnia z odpowiedzialności za swoje decyzje. To SPA dla leniwych.

To nie znaczy, że nie można zdelegalizować instytucji obciążonej tak ciężkimi zarzutami o działalność przestępczą. Najlepiej zrobić to w pakiecie – z delegalizacją Ordo Iuris i Narodowcami wszelkiej maści. Gdyby Kaczyński faktycznie był genialnym strategiem, jak twierdzą niektórzy z jego otoczenia, zrobiłby taka woltę zanim ospała lewica i KO zdąży się ogarnąć i zanim przestaną trząść się na myśl o starciu z kościołem.

Smutna jest konstatacja, że wstęp na wszelkie pola życia społecznego, dała KK  inteligencja katolicka, ta sama, która teraz leje krokodyle łzy i marzy o odmianie i naprawie moralnej kościoła. Czyli niczego się nie nauczyli z najnowszej historii tej potężnej z pozoru instytucji. Zostawmy ich z ich winą i ich głupotą, bo wydaje się, że co pokolenie, to nowe rzesze formalnie inteligentnych, a jednak wciąż tak samo naiwnych wierzących w dobre intencje KK, opowiadają swoje mrzonki np. w Tygodniku Powszechnym albo w Znaku…

 

 

I nie kupujmy tej grzecznej narracji pana Kraśko, czy Terlikowskiego, którzy nie dotykają sedna sprawy, którzy wskazują na pojedynczych winnych. A przecież ich podstawowa wina polega na … POSŁUSZEŃSTWIE wobec poleceń papieskich – nie udawajmy, że tego nie wiemy. Zatem nie pojedynczy ludzie – słabi i grzeszni – ale SYSTEM który jest wytworem instytucji działającej od pona 1500 lat (!) jest przyczyną tragedii tysięcy ofiar – małych chłopców i dziewczynek – dziś dorosłych, ale także takich, którzy nie doczekali matury, bo odeszli w wyniku samobójstwa. Drodzy obrońcy katolickich wartości – przestańcie oszukiwać siebie i widzów – ja mam medyczne podejście, bo jestem lekarzem – choroby trzeba prawidłowo diagnozować, zanim zacznie się je leczyć skutecznie, a więc przyczynowo. Pudrowanie pryszcza nie spowoduje, że pryszcz zniknie. Czas na PRAWDĘ O KOŚCIELE KATOLICKIM bardzo ostatnio się skurczył. Warto więc przypomnieć sobie pewnego już klasyka gatunku –

 

WARTO BYĆ PRZYZWOITYM!!

 

 

kuna2020Kraków

Szczypta edukacji nikomu nie zaszkodzi… alternatywą jest wojna polsko-polska, na którą nikt nie ma ochoty.


Trochę edukacji nie zaszkodzi, a może nawet otworzy nas na szerszą refleksję nad tzw. umową społeczną. Epidemia koronawirusa obnażyła bowiem bardzo nieprzyjemna prawdę o państwie i społeczeństwie – że nie ma ani państwa ani społeczeństwa… A co jest? Jest aparat wyzysku i stado baranów. Czy po bolesnym przeżyciu kryzysu epidemicznego zechcemy zrobić z tym porządek? Czy będziemy umieli stawić czoła absurdom tego dziwacznego tworu? Czy damy się zapędzić znowu do wojny polsko-polskiej?

 

 

Nie możemy sprzedawać naszej pracy, ale musimy kupować nasze przetrwanie. Za co?

Żądajmy pełnej ochrony zdrowia i bezpieczeństwa ekonomicznego. Żądajmy władzy, która rozumie tę potrzebę i która potrafi ją zrealizować. Zapraszam na coś dużego: Iskra

Posted by Politykotki on Sunday, April 5, 2020

Czekając na Godota przegrywamy z wirusem Covid-19. Ilość zgonów przekroczyła setkę. Próba podsumowania.

 

 

 

Jeszcze nie tak dawno skrupulatnie śledziłam poczynania pisowskiego rządu. Nie miałam żadnych wątpliwości co do jego intencji, kompetencji oraz kondycji emocjonalnej i psychicznej. Nie potrafię znaleźć wśród tej formacji nikogo, kto  budziłby choć odrobinę sympatii. A z zasady nie uprzedzam się a’priori do nikogo. Jestem osobą otwartą, skłonną  podziwiać wszystko co warte mojej uwagi, chylę z pokora czoła przed ludzkim geniuszem i nie mam problemu przyznać, że się mylę w ocenie. Więcej – uwielbiam wręcz nie mieć racji, zwłaszcza gdy przewiduję złe następstwa cudzych poczynań.

 

Jak więc to możliwe, że tonąc od lat w morzu absurdów z jakimi musimy się godzić w Polsce i wiedząc jak bezprzykładnie PIS dokonał destrukcji instytucji państwa prawa, mogłam przypuszczać, że w obliczu nadchodzącej pandemii ten sam PIS zachowa się inaczej? Z jakiegoś powodu mój mózg nie brał pod uwagę, że ten rząd, jakkolwiek by nie był złym rządem i jakkolwiek by nie był niekompetentny, dopuści się takiego spotwarzenia swojego suwerena. Ale nie czas teraz zastanawiać się nad własną ułomnością…

Kiedy na początku lutego było już dla każdego z nas jasne, że coś jest na rzeczy z wirusem z Wu Han myślałam naiwnie, że rząd organizuje w pośpiechu, ale jednak organizuje procedury, lazarety, sprzęt, maseczki, rękawiczki itd, słowem wszystko co będzie potrzebne kiedy TO COŚ do nas dotrze. Ale kiedy pod koniec lutego w szpitalach nie zauważyłam wzmożonych działań, szkoleń, treningu dla personelu pielęgniarskiego, tylko trochę się zdziwiłam. Znowu pomyślałam naiwnie – nie no przecież mamy dobre szkoły, dobrych lekarzy, zwyczajnie nie muszą, bo mają to w jednym palcu, przecież to ich codzienność.

Dopiero, kiedy moja córka przeszkoliła mnie na okoliczność koronawirusa, a jeden z autorytetów epidemiologów opowiadał sprzeczne z logiką i wiedzą bajki na temat używania, a raczej nie używania maseczek – zrozumiałam swój błąd w ocenie i rządu i stanu gotowości personelu medycznego na okoliczność pandemii. Nie bałam się o siebie – ja miałam potrzebną wiedzę, już od tygodnia trenowałam procedury wyjścia i powrotu do domu, ale bałam się o przebieg epidemii w Polsce i skutki zastoju na rynku pracy. Bałam się z czego będziemy żyć, czym zapłacimy nasze rachunki, jak poradzą sobie z tą sytuacją drobni przedsiębiorcy i jednoosobowe działalności gospodarcze czyli samozatrudniony prekariat.

Wiedziałam co się dzieje na granicach, jak traktuje się wjeżdżających czy lądujących na lotniskach obywateli, że mierzy się im temperaturę! Że jeśli jest normalna, to taki pasażer idzie do domu i wszyscy o nim zapominają. Było już wtedy oczywiste, że rząd nie wdraża żadnych procedur, nie korzysta z wiedzy jaką już wtedy dysponowali badacze wirusolodzy.

Rząd robił wszystko, co jego zdaniem jest skuteczne, by nie dopuścić do paniki, czyli zastosował najgorszy z możliwych sposób – propagandę sukcesu oraz dezinformację. Napisałam wtedy artykulik w którym tłumaczyłam – że dezinformacja i sprzeczne informacje to najlepsza droga do paniki, zaś rzetelna wiedza i informacja jak zapobiegać szerzeniu się epidemii, to najlepszy sposób by do paniki nie doszło.

Na szczęście Polacy rzucili się na półki sklepowe, trochę się ze sobą kłócili i coś tam sobie wyszarpywali z rąk, ale zapchawszy swoje lodówy uspokoili się, zasiedli przed telewizornią i cieszyli się, że rząd nad wszystkim panuje, bo taki był oficjalny przekaz. Chociaż nie sądzę, żeby po ostatnim wydukanym z trudem wystąpieniu prezydenta Dudy w sejmie, ktokolwiek jeszcze wierzył w moc tego rządu…

Testowo – maseczkowy horror

W Polsce nie mamy odpowiedniej ilości maseczek, rękawiczek i pozostałych części garderoby ochronnej, bo pisowskie ślamazary nie zdążyły się zorganizować z pociotkami i ogarnąć produkcji, dystrybucji i ustalić ceny spekulacyjnej na ten wielce poszukiwany towar. Postanowili więc nie wziąć udziału w zbiorczym zamówieniu w ramach unii europejskiej, następnie zablokować wielkie zamówienie Owsiaka i Kulczykówny, rekwirować każdą  przesyłkę zawierającą ten asortyment  i przekazać do dyspozycji Krajowych Rezerw Materiałowych. Magazyny tych ostatnich były puste, bo wcześniej, w połowie lutego sprzedały one swoje rezerwy, by za uzyskaną kasę kupić węgiel. Kupić musieli, bo górnicy się trochę zdenerwowali, a wiadomo z górnikami żartów nie ma.

A teraz Ministerstwo Zdrowia odmówiło zakupu miliona testów, które zwiększyłyby wydolność laboratoriów do 60 tys. testów na dobę, bo Szumowski uznał tę ofertę za niepoważną. No to popatrzmy jak to się ma do faktów.

„Pierwszą większą partię testów Ministerstwo Zdrowia kupiło na początku marca: niecałe 70 tys. od firmy Blirt, w której udziałowcem jest Jerzy Milewski, członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie RP. Politycy Koalicji Obywatelskiej Barbara Nowacka, Izabela Leszczyna i Adam Szłapka oburzyli się: – Na koronawirusie zarabiają ludzie Andrzeja Dudy.”

70 tys. testów przy tym tempie ich użycia starczą na trzy miesiące. Powiedzmy sobie jasno – te testy służą wyłącznie do późnej weryfikacji, czyli mają zastosowanie wyłącznie w przypadku osób z objawami choroby oraz zmarłych z powodu ciężkich duszności. Nie pomogą więc określić jak bardzo jesteśmy zarażeni, ani wyeliminować z grup izolowanych osób zdrowych, narażając je na zarażenie od tych, które noszą już w sobie wirusa. Oznacza to w praktyce, że nie tylko nie mamy danych o przebiegu epidemii w Polsce, ale wręcz poszerza się tempo przekazywania patogenu w naszej populacji. Wiem jak to brzmi, ale taka właśnie jest prawda wynikająca z logiki.

– Przy obecnym tempie badań starczy na trzy miesiące. Tylko że za trzy miesiące ta epidemia dobije całą gospodarkę – mówi Jan Rybski, prezes firmy Pro-Salus. To on trzy tygodnie temu zaproponował rządowi zakup miliona testów łącznie z aparaturą do ich przeprowadzania. Właśnie o tej ofercie mówił w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla „Wyborczej” Andrzej Sośnierz z PiS, podając to jako przykład opieszałości rządu w walce z epidemią.

No dobra – powiem to prosto z mostu –
Ktoś tu jest niegospodarny albo powinien stanąć przed sądem za korupcję. Po pierwsze testy od firmy Blirt, to testy jednogenowe, co nie kwalifikuje ich jako testy o najwyższej jakości – co próbuje nam wmawiać rząd w swoich propagandowych wystąpieniach. Po drugie są drogie – 1 test to koszt 400 zeta. I po trzecie firma Pro-Salus, która jest wyłącznym przedstawicielem producenta z Chin na Polskę, oferuje testy trójgenowe wysokiej klasy po – UWAGA – 100 zł za sztukę. Nie wygląda mi to na niepoważną ofertę panie ministrze Szumowski.

Pro-Salus to firma od dwóch lat współpracująca przy badaniach genetycznych z Warsaw Genomics, pierwszym komercyjnym laboratorium, które zostało przez ministerstwo włączone do badań na obecność koronawirusa. Przedstawiona przez Rybskiego oferta zakładała, że w ciągu sześciu tygodni dostarczy sprzęt i milion testów firmy Xiamen Zeesan Biotech Co. Pro-Salus jest jej wyłącznym przedstawicielem w Polsce. Testy produkowane przez Xiamen są stosowane w ponad 200 szpitalach w całych Chinach. Mają certyfikat Unii Europejskiej. Ich skuteczność jest potwierdzona w badaniu klinicznym na 280 pacjentach. To tzw. małe badanie, ale produkty innych firm dopuszczono do sprzedaży bez żadnych badań.

A fakt, że z zamówieniem rząd czekać zamierza aż do 23 kwietnia (!) sugeruje, że ma to coś wspólnego z kończącymi się zapasami w Chinach, gdzie zaopatruje się reszta Europy, albo z terminem uruchomienia własnych linii produkcyjnych, co być może byłoby dobrym pomysłem, gdyby nie powaga sytuacji i drastyczne braki w zaopatrzeniu sektora ochrony zdrowia publicznego. W oparciu o dotychczasową wiedzę na temat zwyczajów biznesowych obecnej władzy mam prawo domniemać, że mogą się za tym późnym terminem kryć również inne motywacje, na przykład chciwość i chęć wykorzystania okazji. Spekulacja na rynku zbytu rządzi się własnymi prawami i są one dalekie od służenia zaspokajaniu potrzeb społecznych, ale to jest oczywiste.

Generalnie więc można śmiało powiedzieć, że wszystkie decyzje od początku epidemii są trudne do pojęcia. Nie sądzę też by przeciętny obywatel pozostał obojętny na konkluzje jakie z tego wynikają, a mianowicie, że rząd nie stanął na wysokości zadania. Nie sprawdził się w obliczu problemu, którego nie dało się nie zauważyć i zignorować, jak tylu innych przedtem – zniszczenie edukacji, kolejki do specjalistów, niedofinansowanie ochrony zdrowia publicznego, niewydolność sądownictwa, przemoc w przestrzeni publicznej, rozpasanie hierarchii katolickiej, faszyzacja stosunków społecznych, korupcja polityczna i gospodarcza w łonie PIS-u, poszerzający się obszar biedy i skrajnego ubóstwa, kompromitacja za kompromitacją na forum międzynarodowym polskich przedstawicieli z PIS-u, i wiele innych.

Decyzje, które trudno zrozumieć nie będąc pisowcem to min.:

brak wcześniej opracowanych procedur na wypadek kryzysu czy klęski żywiołowej

Reżim satrapów zawsze bardziej ceni sobie inwigilację tu i teraz niż zawory bezpieczeństwa na wypadek czegoś tam w przyszłości. Dlatego w  2016 roku zamiast wprowadzić gotowe już procedury do planu operacyjnego antykryzysowego – wyrzucono je do kosza, a pieniądze zainwestowano w techniki wglądu i kontroli – czyli inwigilację powszechną. Poza tym oni nie interesują się jakąś tam przyszłością – stosują zasadę – po mnie choćby potop! . Z  zasady też niszczą wszystko co przeszkadza im w realizacji rabunku i korzystają z chwili przewagi, kradną i pasa się na ludzkim pocie i owocach ich pracy. Kiedy dany kraj przestaje być dla nich workiem korzyści i zaczynają się problemy na masową skalę – uciekają, albo wprowadzają terror i wyzysk, jak w czasach niewolnictwa.

puste magazyny Agencji Rezerw Materiałowych

Agencja, na polecenie rządu pozbyła się w połowie lutego(!) swoich zapasów, by za pieniądze jakie w ten sposób pozyskano zakupić węgiel od polskich górników.

brak odpowiedniej ilości i jakości testów oraz laboratoriów z odpowiednim personelem

To akurat był świadomy krok, albowiem – jak nie badamy, to nic nie wiemy, możemy mówić co nam się podoba. Przynajmniej przez jakiś czas, dopóki ludzie się nie zorientują co się dzieje naprawdę.

całkowity brak zainteresowania i nadzoru nad miejscami kwarantanny i izolacji

Tak samo jak wyżej – świadome bagatelizowanie problemu by stworzyć wrażenie, ze mamy do czynienia ze zwykła grypką jak wiele razy poprzednio. Są nawet na to „odpowiednie” statystyki z poprzednich lat.

brak kluczowych decyzji i zarządzeń dot. ruchów personelu medycznego

Wielu lekarzy i pielęgniarek od lat dorabia sobie w placówkach opieki społecznej – dzięki temu mamy dziś tragedię w DPS-ach w całym kraju. Nikt nie pomyślał o drogach szerzenia się epidemii? Gdzie byli wtedy, w lutym eksperci od epidemiologii? Ktoś ich pytał o zdanie? A sami nie oferowali swojej wiedzy? Tego nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy.

brak wsparcia dla personelu medycznego z pierwszej linii walki z epidemią

Brak pokoi w hotelach dla personelu, który z dużym prawdopodobieństwem może być  zarażony i nie powinien kontaktować się z rodziną, brak wsparcia psychologicznego, przeciążenie pracą ponad siły, brak uzupełnienia personelu wykluczonego z działania, że o ochronie bezpośredniej – maskach, rękawiczkach, przyłbicach jednorazowych kitlach i płynach odkażających nie wspomnę…

brak oświaty zdrowotnej kierowanej do obywateli, a zamiast tego

– sprzeczne i często nielogiczne informacje o patogenie, dezinformacja dot. noszenia maseczek i rękawiczek, sprzeczne i nielogiczne zarządzenia dot. zachowania się w przestrzeni poza domowej – grodzenie parków, skwerków, ścieżek rowerowych, zakaz wchodzenia do lasów, konieczność towarzyszenia nieletnim poza domem. Trudno przy tym zrozumieć, że zarządzenia te nie są wcale obligatoryjne dla wszystkich – nie obowiązują katolików w ich  kościołach, ani księży, którzy chodzą po domach bez żadnego zabezpieczenia, podają hostię wprost do ust.  Nie słyszałam, żeby dawali gwarancję, że wirusy omijają konsekrowane dłonie kapłanów… przepisy nie obowiązują też myśliwych, ani polityków PIS-u, którzy gromadzą się w dużych kupach i chodzą kupami.

niesprawny system sygnalizacyjny

– nieme numery telefonów pod które zaleca się dzwonić każdemu kto ma objawy choroby, brak obsługi telefonów, a w związku z tym brak odzewu instytucjonalnego na zgłoszenia od osób chorych poza szpitalem, czekających na instrukcję co dalej. Niby to nic takiego, ale proszę sobie wyobrazić co przezywają chorzy i ich opiekunowie, gdy stan jest ciężki a telefony milczą.

nie odwołanie wyborów prezydenckich z 10 maja i absurdalny pomysł, byśmy głosowali przez pocztę 

tego nawet nie będę komentować…

 

 

Nasza zbiorowa dyscyplina i dobrowolna izolacja,

to dziś jedyny skuteczny element

ograniczający zarażenia i postęp epidemii.

Zostańmy w domu.

 

Niestety nasz wkład może okazać się niewystarczający przy tak wielkim chaosie i bałaganie w pozostałych obszarach objętych „frontem działań”. Ludzie są już dość zmęczeni całą tą sytuacją, potrzebują ruchu, światła, słońca, kontaktu z przyrodą i mogą złamać każdy zakaz, zwłaszcza gdy rząd zachowuje się jak rozkapryszony smarkacz, który nie może się zdecydować czy chce zjeść ciastko czy sobie na nie tylko popatrzeć.

Wiemy, że nikt się nami nie przejmuje, już się do tego przyzwyczailiśmy za komuny. Wiemy, że PIS walczy o władzę i tylko to ma na uwadze. Wiemy, że zamówili armatki wodne za 20 mln, bo boją się niepokojów masowych ludności miast, boją się strajków pracowników/bezrobotnych. Trzęsą się na swoich miękko wyściełanych fotelach, bo za trzy miesiące kryzys spowodowany przez banksterów, średni i duży kapitał spekulantów oraz spolegliwy im rząd, osiągnie apogeum.

Gdyby małpka Fiki-Miki nie rozdała za bezdurno całego sklepiku Rydzykom i pispociotkom, mogliby jeszcze ewentualnie przekupić część społeczeństwa, mieliby za co udawać krezusów. Ale nie mają już nic lub prawie nic, ot tyle, żeby rzutem na taśmę rozdać resztki swoim. A 500+? Z czego wezmą na ten kosztowny argument przetargowy? Na szczęście to nie mój problem i nie mnie głowa boli z tego powodu.

Żródło

źródło

 

Kuna2020Kraków

Rozpoczęła się kolejna fala rezygnacji z użytkowania telewizorni polskiej. Brawo! Lepiej późno niż wcale.

Z naszego TV zrezygnowaliśmy dwadzieścia lat temu. Pamiętam doskonale – po kolejnym programie „Warto rozmawiać” nie wytrzymałam bezczelności Pospieszalskiego, który manipulował faktami i terminologią, traktując odbiorców jak kompletnych idiotów. Wprawdzie nie wyrzuciłam tv przez okno, ale chyba tylko dlatego, że mieliśmy stary odbiornik skrzynkowy – był mało poręczny i ciężki. Teraz to luz – bierzesz jedna ręką, drugą odgarniasz firany, otwierasz okno, bierzesz niewielki zamach i po krzyku.

 

 

Żyjemy bez TV już 20 lat i bardzo sobie chwalimy. Jak czasem, w delegacji utknę w jakimś hotelu i z ciekawości poznawczej włączę TV, wracają natychmiast wszystkie złe emocje sprzed lat. Ale także pojawia się refleksja – jak to społeczeństwo ma być normalne gdy na okrągło ma kontakt z czymś takim? To wręcz niewiarygodne, że w ogóle jeszcze jakoś funkcjonuje. Ilość zabiegów odkorowujących mózgi oglądaczy jest tak mocno skoncentrowana, że naprawdę przestaję się dziwić temu co ludzie wygadują na różne, dyżurne tematy. Np. na temat edukacji seksualnej, Gender, LGBT, in-vitro, sytuacji w Polskiej gospodarce, na temat polowań na dziki czy borsuki, o termach Rydzyka, albo koronawirusie i jak świetnie sobie Polska radzi…

 

 

 

 

Mieszkaniec Tarnobrzega jest kolejnym wyzwolonym od wpływu i mam nadzieje, że więcej do procederu poddania się ogłupianiu na własne życzenie  nie wróci. Przy tej okazji gratulujemy zdrowego odruchu i zapraszamy do lektur obowiązkowych dla polskich czytelników, których spis przygotowujemy także na Polskim Ateiście, gdzie wkrótce zaprosimy naszych czytelników do raju oświecenia. Przekonacie się Państwo, że w Polsce istnieje inny świat, inni narratorzy, opowiadacze dobrych historii z puentą i jakąś cenną mądrością, że nie cały ludek ma psychiatryczną diagnozę, niektórzy zachowali równowagę i zdołali zaizolować się skutecznie od wszelkiego absurdu.

Tego absurdu który toczy się jak piana i posoka z ust wampira telewizyjnego… radzimy, rzecz jasna unikać.  Jeśli ktoś uważa odbiornik TV za niezbędne wyposażenie i wystrój swojego mieszkania – ostatecznie można nie włączać. I to jest to minimum niezbędne, by chronić, zwłaszcza młodych i dzieci, przed zgubnym wpływem mediów na ich naturalne poczucie moralności i etyki, na ich doskonale przez ewolucję wykształconą umiejętność  rozpoznawania „złego dotyku”. Tak , tak – zły dotyk kojarzy się z nadużyciem seksualnym wobec dzieci. To co robi TV jest dokładnie tym samym gwałtem tylko na ich wrażliwości, umyśle, a jak ktoś wierzy że ma duszę, to i na duszy.

 

 

 

 

I nie miałabym nic przeciwko temu, żeby w Polsce ludzie ostentacyjnie, zbiorowo, na największych placach zebrali odbiorniki TV i puścili je z dymem – byłoby trochę smrodu, ale to zacny smród i co ważniejsze słuszny gniew. Poddaję pomysł pod rozwagę działaczy społecznych, którym dobro tego społeczeństwa leży na sercu. Można by nawet usypisko zrobić tam, gdzie powinien stanąć pomnik rozsądku i społecznego protestu – bo jak ten cały plastik się scali, stopi to powstanie jednolita kupa materii… potem artyści coś na tym twórczego domalują, doczepią, wyrzeźbią, żeby było bardziej dla oczu przyjazne i będzie pamiątka i przypominajka dla następnych cwaniaków spod znaku czwartej władzy… , że są granice i trzeba o nich pamiętać, oraz, że tłum nie myśli. Tłum działa. Idzie jak walec. Prosto do celu.

Pomarzyłam na głos. Dziękuję za cierpliwe odczytanie  moich porannych majaków…

Miłego dnia w czas zarazy.

 

Dobre wiadomości

 

Kuna2020Kraków

„1983” i dwadzieścia lat potem – czyj sukces i czyja porażka – refleksje wokół miniserialu.

Sukces to pojęcie względne. Dostrzeżenie sukcesu, jak i jego ocena zależy od punktu widzenia. Sukces niejedno ma imię i smakuje rozmaicie – słodko, gdy można go konsumować bez ograniczeń, kwaśno jeśli przypadną nam tylko okruchy, gorzko gdy jedynie pozostaje nam posprzątać po wielkim balu beneficjentów.

Weźmy taki kościół katolicki…

 

Kwitnąca kultura Słowian, ulegając ekspansji nowej religii chrześcijan, została przemielona i przemocą wcielona w nowy porządek, by służyć jedynemu bogu. Oddała mu swoje atrybuty i odeszła w niepamięć historyczną.  Nie mogło być inaczej – wszak tysiące ofiar przemocy religijnej i ich następcy, to ludzie bez wykształcenia, nie umiejący czytać ani pisać, ludzie odarci z godności przez wieczną biedę i skazani na niewolniczą pracę dla swoich panów. Nie oni pisali kroniki, nie oni zostawili po sobie ślady.  A pany jak to pany – bratają się i wchodzą w alianse, które uznają za dobre, bez względu na koszty społeczne i bez jakiejkolwiek  za nie odpowiedzialności. To oni napisali historię i zadbali o swoje dobre imię. Dziś nasze dzieci uczą się z podręczników historii, które nadal piszą  zwycięzcy.

Nihil novi!

 

******************************************

Polityka KRK, to spójna, konsekwentna kampania, której celem zawsze była i jest ekspansja ideologiczna, rozpisana w długiej perspektywie czasowej,  nieznająca  ograniczeń terytorialnych. Skrojona zwykle w kilku wariantach, nie pozwala się zaskoczyć. Kiedy kościół napotyka  silnego przeciwnika – ustępuje z drogi, przysiada na ogonie, nie warczy i nie szczeka, ale zawsze gotowy skoczyć  do gardła, gdy nadarzy się okazja.

Współczesny obserwator tej hierarchicznej instytucji, doznaje dysonansu poznawczego, o ile oczywiście nie ignoruje dyscypliny intelektualnej, jak to zdarza się niekiedy nawet profesorom. Dysonans ów wynika z braku podatności na bezkrytyczne przyjmowanie falsyfikowanych treści, ujętych w sofizmaty i podanych z zastosowaniem taniej dość erystyki. Innymi słowy – każdy ogarnięty i poważny człowiek XXI w. patrzy na polski kościół katolicki w nieustającym osłupieniu, jak na osobliwość i fenomen całkowicie nieprzystający do oczekiwań i wyzwań teraźniejszości. Fenomen tym większy im dłużej trwa w oparach polskiego absurdu politycznego i degrengolady społecznej.

O przyczynach takiej sytuacji w Polsce pisałam na PolskiAteista.pl wielokrotnie i z różnych punktów widzenia. Ale dziś chcę jedynie zachęcić Was, do obejrzenia serialu „1983” , w którym wątek kryminalno – sensacyjny rozgrywa się na tle rzeczywistości alternatywnej, jaka mogłaby zaistnieć w przypadku, gdyby prymas Józef Glemp i stworzona przez niego Prymasowska Rada Społeczna w 1981 roku,  znalazła dobry odbiór w kręgach PZPR-owskich kacyków. W 81 roku w radzie Prymasowskiej nie było ani jednej osoby z N.Z.Z. Solidarność, a dokumenty produkowane przez 28 członków tego organu pisane były w tonie otwartym na współpracę i opisywały rzeczywistość w taki sposób, że działaczka KOR i poetka Anka Kowalska ( (1932-2008),  pod wpływem tej lektury napisała znany wiersz pt. „Zdrada”, dedykowany hierarchom kościoła katolickiego.

Czytaj także Deprywacja państwa -1989 – proces w toku

 

Popatrzcie na wizję fantasy i odpowiedzcie sobie na pytanie – co wam to przypomina, oraz,  po czyjej stronie stoi kościół katolicki. Te i  inne refleksje jakie pojawią się podczas oglądania serialu polecam szczególnie uwadze tym spośród nas, ateistów, którzy nadal są skłonni przyjmować bez dyskusji tezę o wielkim wsparciu KRK dla społeczeństwa w walce o lepsze jutro … dla wszystkich.

Kilka kadrów …

Nawiasem –  kadry pochodzą z 2 odcinka  – obrazy z  nadętej imprezy rocznicowej z udziałem najważniejszych osób i organów państwa- SB, armii, kacyków partyjnych i hierarchów KRK, ich żony, kochanki i dzieci – w filmie zmontowane na przemian z obrazkami z prawdziwego życia społecznego, z półświatka itd… całkiem niezły kolaż wyszedł. Film polecam uwadze Państwa.

 

 

PS. Moje osobiste refleksje z którymi nikt nie musi się zgadzać, są następujące:

 

KRK stoi zawsze po swojej własnej stronie.

Rozgrywa społeczeństwo dla własnych korzyści.

Jest mu wsio rawno z kim kolaboruje, byleby gwarantował kościołowi profity…

 

Ponad to taka wersja wydarzeń mogła mieć miejsce. Pokazane ofiary, poniesione koszty społeczne, brak perspektywy na przyszłość i taki sam brak suwerenności jaki mamy w rzeczywistości tu i teraz, mówią nam dużo o naszej kondycji jako społeczeństwa. Więcej już nie przeszkadzam. Oglądajmy i przeglądajmy się w tym miniserialu, bo póki co na lepszą edukację społeczną nikt nie wyłoży złamanego grosza.

 

E.K. Kraków 03.12.2018

Refleksje około aborcyjne cz.IV – jak ustawa działa czyli marsz ku wolności – proces w toku.

Jak ustawa działa… Hmm.

Gdybym miała powiedzieć jak ustawa działa, to rzekła bym przewrotnie, że stworzono ją tylko po to, by kobiety zreflektowały jak bardzo są dyskryminowane, lekceważone, traktowane z buta i jakie zajmują miejsce w tym, zhierarchizowanym świecie antyludzkiej polityki, religii i kultury. I choć nie powstała z takich motywacji, a podniesienie tematu emancypacji do równości i wolności stanowienia o sobie, to jej skutek uboczny, nie mam wątpliwości, że już groźba całkowitego zakazu aborcji, ujawniła siły zdolne walczyć o przywrócenie kobietom praw człowieka. I dlatego, mimo że wielu z nas odczuwa  zmęczenie tematem, warto utrzymywać go w ciągłej gotowości do sprawnej merytorycznie polemiki z każdą i każdym.

Prawo jako narzędzie inżynierii społecznej

Zarówno w latach pięćdziesiątych, za czasów PRL-u, kiedy sejm  uchwalił warunki dopuszczalności przerywania ciąży, jak i w 1993, po transformacji ustrojowej, kiedy znowu zabronił tego zabiegu, obydwa akty prawne były krokiem politycznym i nie miały nic wspólnego z rzetelną wiedzą ani nie brały pod rozwagę debaty publicznej. Nie były też wynikiem walki kobiet o swoje prawa czy też o prawo do życia wszystkich zapłodnionych jajek. To nie była, ani wtedy ani teraz, odpowiedź na oddolne, demokratycznie wyrażone zapotrzebowanie społeczne.

Obie ustawy różni podejście do problemu – stara przyjęła za podmiot swojej troski kobiety, nowa wymyśliła sobie podmiot domyślny, czyli domniemanie o życiu zaczętym. Stara ustawa przyniosła wiele pozytywnych zmian w życiu kobiet. Mogły po raz pierwszy jawnie decydować o sobie w kwestii prokreacji, planować rodzicielstwo i uwzględniać w tych planach swój własny rozwój. Mogły czuć się bezpieczniej w otoczeniu personelu medycznego, zetknąć się z wiedzą o swojej seksualności a także nauczyć się korzystać z metod zapobiegania niechcianej ciąży. Ustawa była dość kosztowna, ale nawet biedną powojenną Polskę było na nią stać.

Inżynieria społeczna w tym przypadku przyniosła społeczeństwu wiele korzyści w dłuższej perspektywie czasu. Jednym z efektów było zaszczepienie kobietom potrzeby rozwoju, zdobycia wyższego wykształcenia, i stworzenie podstaw do tego, by kobiety zobaczyły, że nie są gorsze od mężczyzn, a nawet mogą być dużo lepsze. W takich warunkach dopiero można marzyć o prawdziwym równouprawnieniu.

Niestety, tak daleko w PRL-u nie posunęłyśmy się i nasza świadomość, że #PrzedeWszystkimWszyscyJesteśmyLudźmi, czyli nasze prawa powinny być równe, wcale się mocno nie ugruntowała. Dlatego w 1993 roku pierwsze demokratyczne rządy w Polsce mogły sobie z nas zadrwić i zakazać nam prawa do decydowania o sobie. Mogły sobie pozwolić na dyskryminację na najgłębszym poziomie. Mogły także zignorować, grubo ponad milion podpisów sprzeciwu wobec planów ograniczenia dostępu do legalnej procedury przerwania niechcianej ciąży. Po czym kobiety w Polsce zamilkły na ponad dwie dekady.

Ustawa z 93 roku wycięła wszystkie koszty związane z opieką nad kobietą ciężarną, porodem i połogiem, by przenieść te ciężary na boga i prywatną kieszeń. Jeśli kieszeń jest pusta, dziecko niechciane z jakiegokolwiek bądź powodu, to ktokolwiek, wszystko jedno ojciec, matka, teściowa czy obcy – może oddać niemowlę do okna życia. W państwie nie istnieją żadne systemowe mechanizmy wsparcia matek sprowadzających dzieci na świat. Anonimowe porody związane z natychmiastową adopcją nie są w Polsce możliwe. Ostatnio wydłużono okres konieczny na decyzję o oddaniu dziecka do adopcji, o kolejne dwa miesiące… Czysta „troska i empatia” w stosunku do dziecka i kobiety, prawda?

Ustawa antyaborcyjna odebrała kobietom mowę. Zamilkły, przyczajone w zakamarkach swojego życia, przeżywają każdy stosunek płciowy jak stress, i to niezależnie od tego czy partner jest ukochanym czy przypadkowym gwałcicielem. Nowe pokolenie młodych kobiet, ale tylko tych wierzących, dostało na pocieszenie bajkę o tym, że sam bóg majstruje przy poczęciu i, że nie ma o co się martwić, bo skoro dał dziecko, to i da na dziecko… Poza tym wmawia się im, że to jakiś szczególny dar i, że wielka moc płynie z powołania do macierzyństwa. Nie uświadamia się im, że to przede wszystkim zobowiązanie do końca życia, że wymaga dojrzałości, że to głównie pot i łzy, oraz ciężka, często niewdzięczna, nieodpłatna praca.

O satysfakcji, jaka może płynąć z macierzyństwa, nie mówi się wcale. Indukuje się jedynie infantylne emocje, jakie można odczuwać w zetknięciu z propagandą kościółkową, która jest zlepkiem narracji, przypominającej teksty bajek, z obrazkiem słodkiego, różowego niemowlaczka – w sumie niewiele mającej wspólnego z rzeczywistością, niekiedy bardzo trudnego macierzyństwa. Pojęcie dziecka zaczyna się i kończy w macicy – od zygoty do porodu – żadne „potem” już nie istnieje. Świętą jest tylko ciężarna – karmiąca matka w przestrzeni publicznej, to już zgorszenie i wstyd. Matka dziecka niepełnosprawnego, to naciągaczka, która chce żerować na cudzej kasie. Wyrzuca się ją na kopach z gmachu sejmu, bo przeszkadza politykom na Wiejskiej w Warszawie. Robi się z niej narzędzie polityczne… , by nadal nie miała głosu. Za nią mają mówić politycy, ugrywający głosy dla swoich partii.

Życie seksualne zostało obłożone embargiem na dostawę edukacji na jego temat. Młodzież, ale też coraz więcej, metrykalnie dorosłych osób obu płci, nie posiada wiedzy na temat życia płciowego, ani rzetelnego przekazu o rozwoju człowieka. Nie ma pojęcia o zagrożeniach zdrowotnych, jakie wiążą się z kontaktem seksualnym. Z jednej strony odcięto młodych od edukacji, z drugiej nakłania się ich do ryzykownych zachowań bez zabezpieczenia. Zaszczepia irracjonalny strach tam, gdzie powinna być radość z tej sfery życia, a jednocześnie nie ostrzega się przed konsekwencjami współżycia bez należytego przygotowania.

Powiedziano im w szkole (sic!), że stosunek z użyciem prezerwatywy, to wąchanie kwiatków przez maskę gazową, albo, że to uwłacza godności kobiety – zależy na jakim przedmiocie – religii czy wychowaniu do życia w rodzinie. W ogóle TA sfera życia nie istnieje poza kwestią małżeństwa i rodzicielstwa. Nie ma czegoś takiego jak popęd płciowy i zdrowie emocjonalne – jedno, jak wiadomo nie istnieje bez drugiego. Za to chłopcy od małego są faszerowani przekazem o grzesznej masturbacji. Zapytajcie terapeutów ilu dorosłych facetów ma zaburzenia seksualne z tego tylko powodu. Zdziwicie się jak wielu.

Skutki zdrowotne i zaburzenia emocjonalne z powodu głębokiej i patologicznej ingerencji państwa oraz religii w delikatną sferę seksualną Polek i Polaków, to nie koniec negatywnych skutków ustawy. Ale pojawił się nowy projekt – Fundacja Ordo Iuris i jej ustawa, całkowicie zabraniająca przerywania ciąży. Ten jeden krok za daleko spowodował bowiem pozytywne skutki…

Pozytywne aspekty istnienia ustawy

Poza tym, że żadnych takich nie ma, można ewentualnie spróbować dostrzec skutki uboczne jakich się nie spodziewano…

Nauczono mnie, że we wszystkim czego doświadczam mogę, jeśli tylko się postaram, zauważyć pozytywy. To prawda. Można się poddać automanipulacji i na pocieszenie zobaczyć, nawet w tragicznej sytuacji, coś dobrego. Trzeba w tym celu wyjść poza tragedię własną, stanąć obok, i jeśli się potrafi wyalienować z bólu, to zobaczyć można światełko w tunelu…

Czy to światełko to tylko mirage, czy energia jaką wyzwolił projekt ustawy, całkowicie zabraniającej przerywania ciąży, zamieni się w regularną siłę, zdolną doprowadzić do zmian w prawie? Tego dziś nie sposób przewidzieć. Wiele zależy od świadomości działaczek i działaczy społecznych, zaangażowania i pracy u podstaw. Czy znajdzie się w tym kraju taka silna grupa, która się tego podejmie, za darmo, w przekonaniu, że warto przeć do zmiany? Dla lepszej przyszłości dla przyszłych pokoleń? Nie wiem. Nikt tego nie wie.

Wiadomo tylko, że z roku na rok jest nas coraz więcej, jesteśmy coraz głośniejsi i silniejsi, bo trwa nieustająco dyskurs około aborcyjny. Dyskurs jakiego w tym kraju nie było ani za komuny, ani po transformacji. Coraz więcej kobiet, w tym coraz więcej młodych kobiet rozumie, że zostały oszukane, wpuszczone w kanał prawicowej bajki o rodzinie, jaka nie istnieje w realu, że nikt nie ma prawa decydować za nie o ich życiu, niezależnie od swoich, bardziej czy mniej pokręconych motywacji. Rola państwa kończy się tam gdzie zaczyna się życie osobiste człowieka. Państwo ma tworzyć warunki stymulujące do rozwoju swoich obywateli. Nie jest jego rolą podejmowanie za nich autonomicznych decyzji. Decyzje o rodzicielstwie do takich właśnie należą.

Po ponad dwóch dekadach milczenia, w 2016 roku, kobiety ruszyły się z kanapy i wyszły na ulice, by opowiedzieć o bólu tych kobiet, które z nami nie chodzą, które siedzą w swoich domach i nawet nie wiedzą, że krzyczymy także, a nawet przede wszystkim, w ich sprawie. Bo ta ustawa, jak i obecnie obowiązująca, nie dotknie ludzi bogatych i średnio zamożnych. Ta ustawa zniszczy życie kobiet zależnych ekonomicznie od swoich panów. To w dołach społecznych dzieci się rodzą i giną z nędzy, niechciane, zaniedbane zdrowotnie i emocjonalnie….będą ginęły w słoikach, beczkach, w dołach melioracyjnych i w szambie, bo profil psychologiczny zabójczyń nie pokrywa się z profilem psychologicznym matek oddających dzieci do adopcji. Ta generalizacja nie wyklucza wyjątków, ale w tym artykule nimi się nie zajmuję, więc nikt, kogo to nie dotyczy, nie powinien czuć się urażony.

Protesty kobiet, to odpowiedź na  eugeniczne pomysły z zakresu inżynierii społecznej. Nie chcą żyć w kraju głębokich różnic ekonomicznych i społecznych. Nie chcą pomnażać obszaru sieroctwa społecznego. Żadne 500+ i żadne 4000 za urodzenie letalnego płodu, nie wyrówna skutków zdrowotnych na jakie ustawa naraża kobiety. Pozostawianie kwestii rozrodu w rękach, pozbawionej edukacji młodzieży i dzieci, to działania zbrodnicze – nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jak bowiem nazwać prawne stręczenie małoletnich dziewcząt do rodzenia dzieci? Kto poniesie konsekwencje? Przecież nie rząd, nie samorząd, nie sąsiedzi.

A może Kościół? Właściciel kilkudziesięciu okien życia? To akurat jedyna instytucja, co do której nie mam żadnych złudzeń jak chodzi o stosunek do dzieci. Nadużycia wobec dzieci to coś, czego kler nie uznaje – wobec dzieci wolno im wszystko – taka to już wielowiekowa u nich tradycja. Abp. Hoser musiał długo ćwiczyć przed lustrem swoje wystąpienie medialne, potępiające pedofilię w kościele katolickim, by wybrzmieć jako tako przekonująco dla przeciętnego zjadacza chleba. Omerta, zmowa milczenia w tej instytucji, ważniejsza jest od wszystkiego poza tym jednym. Wizerunek kościoła, dbałość o PR – to pierwsze przykazanie każdego duchownego.

Więcej „chętnych”, by ponosić konsekwencje ciąży nieletnich i letalnych nie widzę.  Poniesie je, całkowicie na to nie przygotowana kobieta lub nieletnia. Zostanie ukarana wielokrotnie za niefrasobliwość i brak poczucia odpowiedzialności ustawodawcy. Będzie się mierzyć z problemem swojego udziału w cierpieniu dziecka, nawet jeśli mechanizmy obronne pozbawią ją częściowo zdolności do empatii. Nie mam wystarczającej wiedzy i  wyobraźni, by dywagować na temat innych, możliwych następstw wprowadzenia tej nieludzkiej ustawy.

Zatem tak, powtórzę znowu – jedyny pozytywny skutek ustawy już obowiązującej i groźba całkowitego zakazu w szczególności, to ten, że stworzono doskonałe warunki i potrzebę otwartej debaty na ten temat. Dziś to głównie dialog w obrębie zamkniętych grup w sieci internetowej. Coraz częściej jednak słyszę rozmowy w realu, twarzą w twarz, co oznacza, że ludzie przestali unikać tematu, przestali mówić o TYM szeptem i na ucho. Terror ideologiczny, w który nadal państwo sypie miliony euro, nie ma już nad nami władzy. Nikt się już nie boi.

Cała awantura o życie urojone jawi się coraz szerszym rzeszom obserwatorów, jako nonsens i wyraz hipokryzji, zarówno władzy, jak i kościoła z jego akolitami w cywilu. Ludzie zwyczajnie chcą wiedzieć, dlaczego adwokaci zygot, tzw. „obrońcy życia poczętego” nie interesują się żywymi dziećmi, ani chorymi śmiertelnie kobietami w ciąży, ani nie obchodzi ich trauma i nieludzka tortura jakiej chcą poddawać kobiety z letalnymi ciążami. Ludzie pytają dlaczego nasze pieniądze maja być przeznaczone na naprotechnologię, która nie działa na bezpłodne pary, a nie na in-vitro dla słabiej sytuowanych par, które pragną mieć swoje potomstwo.

Kiedyś zrozumieją, że ich głosy na konserwatywne ugrupowania, kler kupuje już dzisiaj, za nasze własne pieniądze zresztą, organizując im życie w parafiach, „fundując” im pikniki i rozrywki dla ludu, pielgrzymki i czasem dość ekskluzywne wycieczki zagraniczne do miejsc kultu. Być może się zawstydzą i zechcą pójść do wyborów bardziej świadomie. Być może zrozumieją też, że taki chleb i z takich rąk musi uczciwemu człowiekowi stanąć w gardle. Tak naprawdę krzyczymy głośno na marszach, by obudzić, w niechętnej nam części społeczeństwa,  sumienia i zwyczajnie elementarną przyzwoitość.

Ordo Iuris – papierek lakmusowy

 

Całkowity zakaz aborcji w projekcie Ordo Iuris, pociąga za sobą liczne zobowiązania państwa wobec skutków ochrony życia od poczęcia. Władza, która klepie pacierze, na klęczkach i ostentacyjnie całuje dłonie ojca dyrektora, liczy się ze zdaniem episkopatu, powinna się konsekwentnie pogrążyć w swoim posłuszeństwie dogmatom KK. Tymczasem ustawa została oddalona do poprawy. To pewnie unik, żeby oddalić w czasie nadchodzące trzęsienie ziemi…

Ordo Iuris, proponując swój projekt ustawy postawiło obecne władze pod ścianą – i albo władza będzie konsekwentna i wtedy klepnie ustawę, albo władze sprawują hipokryci i ustawy nie klepną, co jest oczywiście rozsądnym wyjściem. Jak wiemy PIS pierwszej ustawy w 2016 r. nie przyjął. Prezes PIS-u jest świadomy, że wśród jego wyborców zdecydowana większość, to zwolennicy tzw. kompromisu – parafianie i praktykujący oportuniści, biznes katolicki i część establishmentu akademickiego.

Z wielkim zainteresowaniem śledzę losy drugiej ustawy Ordo Iuris oraz działalność tej fundacji w zakresie… biznesu katolickiego w Polsce. Mam nieodparte wrażenie, że znowu mamy do czynienia z projektem, który jest jedynie papierkiem lakmusowym sceny politycznej w Polsce i, że na naszych oczach toczy się walka, już nie o władzę w Polsce – ta jest mocno ugruntowana przy kościele katolickim – ale o władzę w samym łonie kościoła… Jak dla mnie to bez różnicy. Ale dla Jarosława, to być albo nie być w nurcie nadchodzących wydarzeń.

I znowu, zobaczcie kochani, jak my, obywatele nikogo nie obchodzimy. Ani władze kościelne, ani władze państwowe nie muszą się z nami liczyć. Wiecie dlaczego? Bo nas, jako społeczeństwa nie ma na arenie wydarzeń. Jest ruch kobiet osobno, jest ruch obywatelski KOD, jest opozycja pozaparlamentarna z niską zdolnością koalicyjną i niejasnym programem. To wciąż za mało, żeby ruszyć zardzewiałą wajchę zwrotnicy.

Czeka nas trójskok wyborczy. Może zdążymy się jednak ogarnąć? To niewiele by nas kosztowało – zaledwie spacerek do urn – może choć jedno czy dwa spotkania przedwyborcze, żeby zadać właściwe pytania kandydatom, w sumie jakieś 12 godzin z życia… Stracić możemy znacznie więcej, jeśli dziś nie zaczniemy zachowywać się jak na dorosłych przystało – odpowiedzialnie.

Podsumowanie cyklu refleksji około aborcyjnych

Ustawa o ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, z 7 stycznia 1993 roku została uchwalona w warunkach pogwałcenia zasad świeckości państwa, w szczególności bezstronności światopoglądowej jego instytucji (TK sic!)

W praktyce życia społecznego przekłada się to na odcięcie kobiet, o niskim statusie społecznym i ekonomicznym, od możliwości realizacji świadomego rodzicielstwa, decydowania o swoim życiu i zdrowiu, zaś pozostałe kobiety zmusza do korzystania z kosztownych, często ryzykownych możliwości przerwania ciąży w podziemiu aborcyjnym i turystyki aborcyjnej poza granicami kraju, co jest upokarzające i podważa zaufanie do państwa. W wyniku długotrwałej patologii stosunków na linii – obywatele/ki/ państwo/opieka zdrowotna – powstała trwała skaza w zakresie poszanowania instytucji państwa.

Ustawa nie działa skutecznie ani jako zakaz ani w części dopuszczającej do legalnej aborcji. Pogłębia frustrację, poniża biedę, wprowadza nieetyczne mechanizmy do systemu opieki zdrowotnej i edukacji dzieci i młodzieży. Antagonizuje grupy o różnym światopoglądzie, dokonuje dalszych podziałów, rozbija solidarność społeczną, demoralizuje i motywuje do dalszych nadużyć wobec wolności osobistej człowieka, co niszczy strefę jego komfortu życiowego.

Na poziomie meta widać, że ustawa nie jest w żadnym aspekcie regulacją prawną, tylko aktem hołdu dla kościoła rzymskokatolickiego, ostatecznym, prawnie usankcjonowanym potwierdzeniem jego dominacji ideologicznej oraz przepustką  uprawniającą do wtykania nosa w każdą sferę życia społecznego. Z tego przyczółka można go wyeliminować już tylko tą sama drogą jaką tam wszedł – poprzez legislację – w tym wypadku wydaje się oczywista konieczność wypowiedzenia konkordatu.

Absolutny brak rzeczywistych działań na rzecz rozwoju życia rodzinnego, przyrostu naturalnego, tworzenia warunków rozwoju młodych obywateli ze zróżnicowanych ekonomicznie środowisk, stygmatyzacja edukacji seksualnej jako niemoralnej wiedzy, wprowadzanie szkodliwych stereotypów i kłamstw do podstawy programowej systemu kształcenia młodego pokolenia – wszystkie te działania obniżają wymiernie wartość polskiego kapitału ludzkiego na świecie i zdają się prowadzić do izolacji społeczeństwa od wspólnoty europejskiej – co jeszcze dobitniej potwierdza słuszność poglądu, że ustawa antyaborcyjna jest jedynie  katalizatorem dla polityki kościoła i jego rozbuchanych ambicji, nie zaś ustawą stojącą na straży świętości życia – cokolwiek przez to rozumieć.

Suma wielowymiarowych skutków obecności dogmatycznej przemocy KK w przestrzeni medialnej i publicznej oraz instytucjonalnej, ma wiele wspólnego z szeroko zakrojoną i dokładnie przemyślaną kampanią reklamową. Natomiast jego namacalna obecność w prawie stanowionym, każe się zastanowić ostatecznie czy przypadkiem nie została przekroczona granica bezpieczeństwa i czy za nią nie zaczyna się to, co nazywamy iranizacją państwa.

Sprawa jest o tyle poważna, że, o ile wprowadzanie na rynek idei, takiej czy innej mody przemija wraz ze zmianą gustów i naporem nowych trendów, nakaz sankcjonowany prawem, pisanym pod dyktando związku wyznaniowego, jest przemocą prawną wobec wszystkich innych obywateli, którzy te same wartości wywodzą z innych źródeł. Tak nie tworzy się dobrego prawa, które, jak wiadomo, konstruuje się w stosunku do treści i intencji zawartych w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, a nie w oparciu o dogmaty religijne. To tak jakby ustawowo nakazano nam wszystkim weganizm, albo przeciwnie – obowiązek spożycia określonej ilości mięsa… absurd, prawda?

Wydaje się jednak, że mimo przypierania do muru przez Ordo Iuris, PIS-owscy prominenci boją się skutków sforsowania kolejnej granicy na drodze do pełnej iranizacji (albo turkizacji) Polski. Dziś nikt nie może wskazać precyzyjnie gdzie znajduje się ostatni szaniec cierpliwości Polaków, ale też nikt nie jest w stanie zatrzymać już fali nacjonalizmu, faszyzacji przekazu, wyraźnego wzmożenia przemocy w stosunkach między grupami różniącymi się poglądami na rozmaite kwestie społeczne.

Mój komentarz do ustawy antyaborcyjnej tylko pozornie odbiega od meritum. Nie można o niej mówić bez szerokiego kontekstu i abstrahując od całego spektrum spraw o jakie zahacza. Okoliczności jej wprowadzenia i sposób w jaki odcisnęła swoje piętno na społeczeństwie zdaje się określać dość dokładnie czym ona jest, poprzez to czym na pewno nie jest.

Zatem nie jest ustawą, która reguluje w jakiś sposób życie społeczne, nie wprowadza normy i jej nie egzekwuje, nie pochyla się nad życiem i nie ma z nim nic wspólnego. Jest łamana powszechnie, a wymiar sprawiedliwości obojętnie przechodzi nad tym faktem i odwraca oczy od rzeczywistości, mając ją w głębokim poważaniu. Kościół robi to samo z gracją i lekkością przekarmionej orki.

Wniosek zatem jest taki, że ustawa to spełnienie obietnic w handlu wymiennym między episkopatem a rządem RP, gdzie koszty społeczne tej transakcji nie interesowały ani polityków ani tym bardziej kościoła katolickiego – to taka wielowiekowa już tradycja. Kościół po 40 latach, całkiem niezłej egzystencji poza głównym nurtem życia społecznego w PRL-u, wybił się na całkowitą niepodległość i hegemonię, a żądając tej ustawy, obsikał ponownie przedwojenne kąty na polskim salonie politycznym. I tak historia zatoczyła koło.

W tej sytuacji – drogie i drodzy – nie jest chyba niedopatrzeniem stwierdzenie, że jedynym pozytywnym efektem ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku jest pęknięcie wrzodu, który pęczniał ponad dwadzieścia lat i zaczął się opróżniać w 2016 roku, gdy Ordo Iuris zagroziło kobietom całkowitym zakazem przerywania ciąży. Strach, choć nie tylko on, zgromadził tysiące kobiet w wielu dużych i małych miastach, wyszli razem powiedzieć władzy NIE! NO PASARAN! A wiem, że i na wsiach i w małych miasteczkach jest wiele kobiet i mężczyzn, którzy wprawdzie jeszcze na ulicach nie demonstrują swojego poglądu, ale już go mają, a to jest wartość, której dziś nawet nie próbuję szacować.

Pozostaje nam być czujnymi, obserwować losy projektu Ordo Iuris, ale także nadal prowadzić podskórny dyskurs w mediach społecznościowych, bo to jedyna dziś platforma debaty. A temat jest od dwóch lat przerabiany od każdej możliwej strony, co samo w sobie stanowi kolejną wartość, której nie sposób przecenić.

16.06.2018

Elżbieta Kunachowicz

Cały cykl Refleksji około aborcyjnych dedykuję uczestniczkom i uczestnikom

forów dyskusyjnych

#dziewuchy, #czarny protest, #strajk kobiet

PS.: Polska jest sygnatariuszem konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet. Ratyfikowaliśmy konwencję w lipcu 1980 roku. Potocznie nazywana jest powszechną deklaracja praw kobiet. Jej uzupełnieniem i wzmocnieniem jest 

Deklaracja o eliminacji przemocy wobec kobiet

Gdzie czytamy, że

termin „przemoc wobec kobiet” zostaje zdefiniowany jako wszelki akt przemocy związany z faktem przynależności danej osoby do określonej płci, którego rezultatem jest, lub może być fizyczna, seksualna lub psychiczna krzywda lub cierpienie kobiet, włącznie z groźbą popełnienia takich czynów, wymuszeniem lub arbitralnym pozbawieniem wolności, niezależnie od tego, czy czyny te mają miejsce w życiu publicznym czy prywatnym.

Dalszym wzmocnieniem konwencji praw kobiet jest Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – konwencja Rady Europy, otwarta do podpisu 11 maja 2011 roku w Stambule – zaciekle zwalczana przez KK w Polsce, ponieważ jej wprowadzenie zagraża jego pozycji jako niekwestionowanego beneficjenta przemian ustrojowych. Może też, zdaniem episkopatu, naruszyć ich status quo, ale jedynie w sytuacji przekroczenia prawa i zasad dobrego współistnienia na granicy sacrum – profanum, co biorąc pod uwagę, nasuwa oczywisty wniosek, mianowicie taki, że kościół katolicki ma swój interes w przekraczaniu tych zasad i nie zamierza z niego rezygnować bez walki.

 

 

Refleksje około aborcyjne. Część III. Deprywacja państwa po 1989 roku – proces w toku.

Żeby zobaczyć ustawę antyaborcyjną w pełnym kontekście, a jeszcze do tego próbować zrozumieć co spowodowało jej pojawienie się w XXI wieku, w środku zjednoczonej Europy, będziemy musieli cofnąć się do miłych złego początków, czyli do pierwszej Solidarności i Komitetu Obrony Robotników, do przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W tamtych czasach bowiem rozpoczęła się deprywacja państwa, która po 1989 roku  objawiła się w postaci pełzającej klerykalizacji, a po drodze wydała na świat ustawę antyaborcyjną, która jest owocem gwałtu na świeckim państwie. Wiadomo kto życzył sobie prawnej ochrony życia od poczęcia, nie wiadomo tylko dlaczego.

Jeszcze w PRL-u…

Kościół Katolicki w Polsce obserwuję od schyłku lat siedemdziesiątych zeszłego wieku i przyznam, że w ciągu kilku dekad moja ocena tej instytucji ulegała płynnej korekcie. W PRL-u wszyscy byliśmy dość zgodni co do tego, że rozdział kościoła od państwa, to norma społeczna XX wieku. To stwierdzenie nie oddaje prawdy tamtych czasów. Powiem więc inaczej – ten rozdział był tak oczywisty, że nie musieliśmy nawet na ten temat rozmyślać. Świeckie państwo nie stało nigdy na przeszkodzie, by wszyscy – ateiści, katolicy, innowiercy, agnostycy – nie wyłączając trzeźwo myślących historyków, racjonalistów i materialistów – nie podejrzewając co się święci –  byli dumni z papieża Polaka.

Na początku lat osiemdziesiątych zaczęła mi pikać czerwona lampka ostrzegawcza. Ktoś powiedział mi na ucho, że ksiądz Jerzy Popiełuszko był na dywaniku u swojego biskupa i dano mu do zrozumienia, że za swoje,  kontrowersyjne msze za ojczyznę będzie, w razie czego sam odpowiadał, ergo, nikt z biskupstwa nie będzie go chronił – krótko mówiąc – jak mu się noga powinie – może liczyć tylko na siebie. Byłam wtedy studentką, a więc młodą, niedoświadczoną życiowo ignorantką, do tego kiepsko znałam historię kościoła, więc informacja ta wstrząsnęła mną do głębi.

Mniej więcej w tym samym czasie przeczytałam wiersz Anki Kowalskiej pt. Zdrada, który autorka napisała pod wpływem lektury Tez Prymasowskiej Rady Społecznej w sprawie ugody społecznej. Dokument ten był publikowany i komentowany, w swoim czasie w prasie zachodniej. Dziś trudno do niego dotrzeć, ale trafiłam na rękopis prymasa Glempa, stanowiący coś w rodzaju osnowy przyszłego dokumentu, jaki stworzyła Rada Prymasowska. Nie mogę opublikować tego dokumentu bo jest obwarowany jak twierdza tu:  Biblioteka Cyfrowa Ośrodka KARTA – Notatka zawierająca tezy pryma… http://www.dlibra.karta.org.pl/dlibra/doccontent?id=41792

Anka Kowalska

Zdrada

To nie Ty
Panie
wzywasz ich ustami
abyśmy dusze oddali na przemiał

nie Ty kładziesz swój podpis
pod cyrograf z diabłem
nie Ty ściskasz mu pazur
nie Ty głaszczesz ogon

Nie Ty okadzasz zbrodnie
nie Ty chcesz ofiary
z jedynego co mamy wobec luf:
sumienia

nie Ty chcesz nas uwalniać za cenę niewoli
święcąc wodą święconą pętlę dla głów naszych

Więc módl się dzisiaj Panie za Twych infułatów
bo nie wiedzą co czynią
nie słyszą co mówią

Bo chyba przecież nie wiedzą co czynią
bo chyba przecież nie słyszą co mówią
gdy w karmazynach fioletach łańcuchach
płoszą ślad Twego szeptu
uwięzły pod żebrem

gdy palec ostrzegawczy podnoszą przed dziećmi
bruk rwącymi w bezsilnej obronie przed życiem
w którym już ani szept Twojej –

tylko krzyk zdradzonych

maj 1982

z tomu „Racja stanu. Wiersze z lat 1974-1984” (II obieg wydawniczy; Przedświt Warszawska Niezależna Oficyna Poetów i Malarzy 1985)

 

Komuś, kto nie żył jeszcze w tamtych czasach, może wydawać się dziwne, że część solidarności podziemnej tak źle odebrała intencje kleru. Reagowali tak ci, którzy, nie skażeni jeszcze politycznym cynizmem, doznali dysonansu poznawczego – spodziewali się bowiem po władzach kościelnych postawy a’la Jerzy Popiełuszko – bliskiej ludziom pracy i bojownikom o wolność i prawa człowieka – a zobaczyli prawdziwe oblicze i oportunizm kościoła. Ostatecznie obie strony – rządowa i społeczna – musiały zaakceptować obecność kościoła podczas wszystkich etapów negocjacji, w charakterze obserwatora, który nie stoi po żadnej stronie, nie bierze za nic odpowiedzialności oraz za nikogo nie ręczy.

Natomiast z dzisiejszej perspektywy, gdy popatrzymy na Polskę przez pryzmat skutków obecności kleru przy okrągłym stole, widzimy że tamto zdziwienie i rozczarowanie, choć miało swoje źródło w młodzieńczej naiwności, było też prawidłową intuicją, jakiej wciąż brakuje podrasowanym, cynicznym politykom władz kolejnych kadencji. Wolą oni chadzać pod rękę z biskupami i handlować z nimi naszym życiem, niż wziąć odpowiedzialność za rozwój tego społeczeństwa.

Powiedzmy sobie wprost – KRK zawsze stoi po swojej własnej stronie i dba o swoje i tylko swoje interesy. Jego polityka zasadniczo się nie zmienia. Zmieniają się tylko okoliczności geopolityczne i nazwy partnerów jakich używają dla osiągania swoich celów.

Po transformacji – czas na zły dotyk.

I, jak wtedy władze PRL-u, tak i wszystkie one po 1989 roku, dają się wodzić za nos kościołowi katolickiemu. Moim  zdaniem mylą się i robią wielki błąd, lekce sobie ważąc edukację społeczną obywateli do demokracji bezpośredniej. To nie kler powinien być partnerem w prowadzeniu polityki wewnętrznej, ale wyłącznie obywatele, zachęcani w samorządach do ogarniania wszystkich obszarów aktywności społecznej. Tymczasem wszędzie tam, gdzie powinni być społecznie zaangażowani obywatele, tkwią, czasem doskonale zamaskowani, akolici kościoła katolickiego, którzy mają gdzieś interes społeczny – dla nich ważny jest tylko interes kościoła i ich własny przy okazji. Służalczość i oportunizm zwykle tworzą nierozerwalną parę.

Układ sił jaki mamy w Polsce po transformacji, jest dalszym ciągiem okrągłego stołu i polega z grubsza na wzajemnym szantażu między uczestnikami gry politycznej. Prymitywne i patologiczne przekonania jakie materializują się w praktyce politycznej jako: władza dla władzy, kolesiostwo, nepotyzm i kruk krukowi oka nie wykole – paraliżują postęp i sprawiają, że zamiast likwidować problemy, tworzy się ich coraz więcej i więcej. Społeczeństwo jest w tej rozgrywce pionkiem, przedmiotem, stadem – sheeple, które rozbiegło się po halach i dopóki ma zieloną trawkę do żucia, to o nic się nie martwi.

Przyzwolenie na klerykalizację, czyli oswajanie ofiary.

Z początku, dość łatwo mogłam przewidzieć skutki powieszenia symbolu wiary katolickiej w sejmie, ale to czego się nie spodziewałam to brak reakcji obywateli na ten fakt. Mówiłam wtedy, że to bardzo niedobry krok i, że zapłacimy za to wysoką cenę. Z dzisiejszej perspektywy może się wydawać to nieprawdopodobne, ale uwierzcie – reakcje na moje, tak wyrażone przepowiednie, były za każdym razem takie same i brzmiały – cytuję –

                    A co ci przeszkadzają krzyże!

I nie mówili tak katolicy, o nie! Tak w obronie krzyża stawali ludzie niepraktykujący, niewierzący, racjonaliści i inteligencja akademicka. Do pewnego momentu wszystkie zdarzenia mieściły się w mojej wyobraźni i widziałam ich logiczny związek przyczynowo-skutkowy, co przypominało katastrofę, wyczarowaną z kostek domino w holu jednej z nowojorskich galerii handlowych w latach osiemdziesiątych.

Ale potem, a dokładnie od czasu pojawienia się wypowiedzi Wandy Półtawskiej na temat roli kobiety we współczesnym świecie oraz inicjatywy znanej pod nazwą Deklaracja Wiary Lekarzy Katolickich, autorstwa tej samej pani, poczułam, że logika już nie wystarczy by przewidywać ciąg dalszy zmian w Polsce oraz, że życie społeczne przesycone jest wszechobecnym absurdem.

Byliśmy świadkami narastającego podskórnie terroru religijnego, który przejawiał się z początku jedynie w nietolerancji światopoglądowej typu soft. Ktoś niewierzący wylatywał z etatu na uczelni, by zastąpił go ktoś o odpowiedniejszych korzeniach. Jakiś spektakl teatralny wylatywał z programu festiwalu, bo podobno wierzący, którzy go nie widzieli, poczuli się obrażeni. W konstytucji ożywa ochrona uczuć religijnych. Ale jeszcze nikt nikogo za ateizm nie pali na stosie.

Ciągłe przesuwanie granicy między tym co jesteśmy jeszcze w stanie tolerować, a tym co uznajemy za niedopuszczalne, to był kolejny etap oswajania nas z wypasionymi ambicjami KRK, ergo, to co jeszcze wczoraj wydawało się niemożliwe – dziś okazywało się jak najbardziej naturalne.

Cokolwiek byśmy nie myśleli, jakiekolwiek byśmy nie mieli przekonania i cokolwiek byśmy nie twierdzili – wczoraj – następnego dnia życie weryfikowało to, jako naiwne bajki z mchu i paproci. Po aferze Chazana, Naczelna Izba Lekarska zaatakowała temat klauzuli sumienia, które to sumienie obowiązuje wyłącznie w wydaniu katolickim. Zapragnęli pracować pod jej dyktando także farmaceuci, rzeźnicy, strażacy, stolarze, recydywiści i zapewne cykliści także. Przynajmniej niektórzy z nas zaczęli orientować się, że społeczeństwo zostało poddane procesowi gotowania żywej żaby… Znacie tą paralelę, nie będę jej tłumaczyć.

Kiedy czwarta władza się sprzedaje.

Zakrojony na wielką skalę eksperyment społeczny – zmiana ustroju państwa z świeckiego w konfesyjny – nie byłby możliwy bez udziału mediów, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych. Pierwszy krok w złą stronę polegał na przyjęciu ideologii neoliberalnej w finansowaniu kultury z jego naczelną zasadą, że każdy podmiot musi się sam wyżywić. Stacje prywatne zdziadziały, podsuwając badziewną rozrywkę, mało wymagającemu, za to masowemu widzowi; publiczne – karmiąc odbiorców polityczną propagandą, która groteskowo udawała debatę społeczną.

Z mediów publicznych zniknęła po cichu misja społeczno-edukacyjna, a zastąpiła ją agenda kościoła katolickiego. Rozpoczęto dewastację efektów pracy poprzedniej ekipy obsługującej państwowe media – innych wtedy nie było . Nowi dyrektorzy programów jedynki i dwójki bez większych oporów dopuścili do wytępienia wyrobionego widza i odbiorcy kultury masowej na dobrym poziomie, oraz kultury wysokiej, wymagającej wiedzy. Zastąpił ich, produkowany masowo wtórny analfabeta , wyhodowany na prostych i prostackich programach rozrywkowych, publicystycznych i pseudoedukacyjnych, na niskobudżetowych produkcjach filmowych, serialach typu „Plebania” czy „M jak miłość” i generalnie na ofercie nie wymagającej niczego, nawet zbytniej uwagi widza.

Ponieważ praca w mediach jest w Polsce już od wielu lat ściśle związana z władzą polityczną, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji bez przeszkód mogła wpływać na obniżenie poziomu merytorycznego nowych produkcji, prezentowanych w stacjach publicznych, co sprowadzało się do maksymalnego uproszczenia przekazu. Na efekty nie czekaliśmy długo. Odbiorca odcięty od dobrych źródeł, powoli lecz nieubłaganie stawał się biernym zjadaczem papki propagandowej. Z rozumnego i krytycznego, stał się apatyczny i emocjonalny – nie wie, nie rozumie, ale za to czuje, że wie i rozumie.

Na Uniwersytecie Otwartym UW, w ramach cyklicznych debat, w marcu 2010 roku, dyrektor Katarzyna Lubryczyńska zaprosiła przedstawicieli różnych środowisk opiniotwórczych i kształtujących poziom dialogu oraz jakość relacji społecznych, by zadać im pytanie na temat głupienia społeczeństwa – interesowały ją przyczyny i kwestie odpowiedzialności za taki stan rzeczy.

Dyrektor Uniwersytetu Otwartego Uniwersytetu Warszawskiego

Katarzyna Lubryczyńska 

Nad debatą cały czas wisiało pytanie – kto odpowiada za to, że przestano dbać o rozwój widza, o jego przygotowanie do odbioru kultury wysokiej, że pozwolono by się zdegradował i ostatecznie stał wtórnym analfabetą. Dziennikarz, popularny i ceniony w niektórych kręgach, za niski poziom oferty w TV usiłował zwalić winę na samych widzów, twierdząc, że oferta jest robiona pod ich  potrzeby. Pewnie nigdy nie słyszał o tym, że potrzeby należy kształtować,  podsuwając bardziej wymagającą ofertę. Edukacja społeczna wymaga odpowiedzialnych działań – także tych podejmowanych przez media. Dysponując szerokimi możliwościami, media powinny kształtować dobry gust, zdrowy styl życia, i rozbudzać wyższe potrzeby właśnie. I wydawać by się mogło, że to właśnie robią – tylko, że jakoś bardzo na opak i wyłącznie na potrzeby tzw. rynku zbytu. 

Ów dziennikarz pominął, że obecny widz, to produkt, bardzo złej oferty TV,  przez ostatnie dwie dekady.  I to nie odbiorcy wymyślili, że słupki oglądalności będą decydowały o tym, co znajdzie się w tzw. ramówce. Słupki oglądalności to patent neoliberalnego sposobu myślenia o kulturze i edukacji. Dodajmy, że patent ten ledwo działa w krajach bogatych w tradycje demokratyczne, gdzie ważnym elementem, gwarantującym  sens istnienia tego systemu, jest świadomie edukowane społeczeństwo obywatelskie. 

Z ramówki obydwu kanałów TV publicznej zniknęły wszystkie ulubione programy dla wyrobionego intelektualnie i wymagającego widza, a w to miejsce zaczęto emitować womit serialowy i gadające głowy propagandy rządowej wszystkich opcji, które rządziły po transformacji. Media z czwartej władzy stały się tubą kościoła katolickiego i rządową szczujnią propagandową.

Przy czym nigdy nie dowiemy się kto, i czy w ogóle ktoś, z zarządu RiTV próbował bronić praw obywateli do rzetelnej informacji w mediach, które sami utrzymujemy z podatków. Wiadomo tylko, że instytucja ta ma w statut wpisaną misję ochrony wartości chrześcijańskich – pojęcie o płynnym znaczeniu, nadinterpretowane i wykorzystywane, by pokryć braki w zakresie kompetencji. 

Skończyły się publiczne debaty, komentarze specjalistów od polityki, kultury czy gospodarki. Skończyły się programy edukacyjne, filmy popularnonaukowe, dobre kino i teatr telewizji. Reportaże i wiadomości pełne faktów. Rozrywka sprowadza się do gier losowych, kucharzenia, podglądania zamkniętych w jednym domu ludzi, albo szukania żony dla rolnika.

W serialach emitowanych codziennie, amatorzy klepią teksty napisane na kolanie poprzedniego wieczoru, na zakrapianej imprezie, przez sfrustrowanego reżysera. W antraktach tłumaczą, najwyraźniej całkiem już zidiociałym widzom, jak powinni rozumieć to, co właśnie zostało powiedziane. To gorsze jest od śmieszków w tle emisji, w amerykańskich programach rozrywkowych.

Nie zobaczymy też kabareciku Olgi Lipińskiej, Kabaretu Starszych Panów ani teleturnieju Wielkiej Gry. Nikt nie opowie nam o trudnej w odbiorze sztuce współczesnej i nie pokaże nam czym się różni dobra architektura od stawianych wszędzie Gargameli. Zaorano tym samym media, a zrobili to politycy, którzy nie szanują obywateli, nie dbają o nich i jedynie pragną się nimi posłużyć.

Młodzi uciekli do sieci, a w ślad za nimi powędrowali tam specjaliści od propagandy i dezinformacji. Coraz większy krąg moich znajomych w ogóle nie ogląda TV, nawet nie posiada już odbiornika. Pod przymusem złego prawa musimy wszyscy płacić na utrzymanie tego giganta-producenta kłamstw oraz nadużyć formalnych i propagandowych. Dlaczego nie jest to temat prywatnych rozmów między nami, podatnikami? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Nie ma się co czarować – nasze społeczeństwo nie było nigdy jeszcze edukowane społecznie i do demokracji nie miało szans dojrzeć, tym bardziej przy tak żenującym poziomie przekazu medialnego. Wieloletnie zaniedbania w tym zakresie skutkują dziś tym, że TV jest albo nieobecna w domach, albo jest źródłem frustracji i irytacji, a duża wciąż rzesza biernych odbiorców tępieje na coraz głębszych poziomach.

Wyprodukowano w ten sposób widza nowej generacji, który łyka i przyjmuje wszystko bez należytej weryfikacji. I nic dziwnego – żeby weryfikować, trzeba mieć dużo czasu i umiejętności. A tego nikt nie uczy w szkole, nie wspominając już o chronicznym braku czasu. Ludzie próbują ogarnąć swoje życie na poziomie ledwie egzystencjalnym, bo już na kulturę nie ma ani czasu, ani wystarczających środków w domowym budżecie. Tak się zamyka kwadratura koła. Jedno pchnięcie kijem w szprychy, względnie dobrze działającej instytucji i cała nadbudowa wali się z hukiem, niczym WTC.

Kwestia odpowiedzialności za słowo.

Media kłamią. Znamy to stwierdzenie i zgadzamy się z nim, ale generalnie nadal przyjmujemy do wiadomości to co się w nich pisze, mówi czy pokazuje. Działa tu prawdopodobnie, mocno zakodowane w naszej podświadomości przekonanie, że jeśli ktoś mówi do nas ze szklanego ekranu, to musi być automatycznie mądrzejszy od nas i naszego sąsiada. Podobnie działa tytuł naukowy przed nazwiskiem i choćby to był ks. prof. teologii, będziemy traktować go z należytym szacunkiem, nawet wówczas, gdy będzie mówił niewiarygodne bzdury.

Docierające do nas informacje, to zwykle mocno zniekształcone treści, w których jest minimum informacji i maksimum interpretacji i emocji.  Dla dzisiejszych  fanów Radia i TV to w zasadzie bez znaczenia, bo przyjmują bezkrytycznie  to, co styka z ich przekonaniami albo wyszło z ust ulubieńca celebryty czy innego eksperta od wszystkiego i wtedy w zasadzie też jest obojętne co plecie. Ostatecznie po tylu latach kręcenia kota za ogon, jako społeczeństwo nie mamy już krzyny zaufania nie tylko do mediów, ale i do tych co w nich monologują. Stare i niemodne już założenie, że mówcy mają głęboko uwewnętrznione poczucie  odpowiedzialności za słowo, jest z gruntu fałszywą dziś tezą. 

Cóż  robi poważny człowiek wobec tak powalającej ignorancji? Zajmuje się czymś ciekawszym, pożyteczniejszym  ogarnia swoje życie,  zajmuje sobą i ucieka jak najdalej od tego politycznego targowiska głupoty. Mamy prawo czuć się głęboko rozczarowani tym, co od lat uprawiają media, politycy, biskupi KK, oraz wszelkiej proweniencji autorytety moralne, także cała grupa mieszcząca się w pojęciu elita akademicka. Mam na myśli  manipulacje medialne, edukacyjne, kulturalne, historyczne, gdzie szerzy się ignorancja pseudonaukowa i słuszne przeświadczenie, że ciemny lud wszystko kupi.

Powyższe stwierdzenia brzmią niczym oskarżenie wszystkich obywateli, którzy mają wpływ na to, jak funkcjonują systemy w państwie, jak realizują się postanowienia konstytucji RP, jak działa prawo, jak przebiega edukacja i formowanie młodego pokolenia, do czego jest ono kształtowane i jak będziemy funkcjonować w przyszłości. Jest to też próba przypomnienia, że na elicie każdego państwa spoczywa odpowiedzialność za społeczeństwo. Zdając sobie sprawę z tego, jak to górnolotnie i nawet może patetycznie brzmi, od razu zastrzegam, że jeśli ktokolwiek czuje się dotknięty tak zarysowaną generalizacją, to radziłabym jak najprędzej się ogarnąć i zauważyć, że całe środowiska – pedagodzy, nauczyciele, prawnicy, lekarze, policjanci, żołnierze, politycy, samorządowcy i inni – żyją odklejeni od rzeczywistości, we własnej bańce, realizują własne interesy, a pojedyncze atomy z prospołeczną agendą giną, zanim ktokolwiek zdoła je usłyszeć.

Generalnie w tak zniszczonym społeczeństwie jak polskie, wszyscy zdają się zapominać, że – czy nam się to podoba czy nie – jesteśmy naczyniami połączonymi. Ergo, czy to będzie stado sheeple zbite w  gromadę, czy też baranki rozbiegną się po halach – kiedy zabraknie im zielonej trawki, staną się niebezpieczną masą krytyczną. Drugą uwagę kieruję pod adresem nas wszystkich, zwłaszcza tych, którzy mają poczucie bezradności i doskwiera im świadomość braku wpływu na przebieg wydarzeń – zatomizowane społeczeństwo nie podskoczy zbyt wysoko aparatowi przymusu – to prawda oczywista – ale też żadna siła nie zdoła nad nim zapanować, gdy dojdzie do wzmożenia nastrojów przeciwnych władzom. Tak źle i tak niedobrze.

Zamykając wreszcie temat mediów, trzeba sobie powiedzieć, że one zawsze w jakimś stopniu prostytuują się  z władzą i polityką, obecnie jednak robią to w sposób tak nachalny i prymitywny, że oczywisty nawet dla kompletnego neptyka. Paradoksalnie jednak, ewidentne kłamstwo jest mniej toksyczne i niebezpieczne,  niż półprawda, ubrana w skromną sukienkę, zapiętą pod samą szyję, na ostatni guzik. Bo trzeba być dobrze przygotowanym merytorycznie i uwrażliwionym na jej fałszywy wdzięk, by nie dać się zaciągnąć do bunkra wroga, rzucić na sofę i oddać w rozpustę romansu z władzą. Niestety problem ten dotyczy już wielu środowisk, które tradycyjnie cieszą się uznaniem, estymą i szacunkiem. I mówiąc władza, nie mam na myśli PIS-u…

W poszukiwaniu źródeł zepsucia.

Przysłowiowa już Matka Boska Częstochowska w klapie marynarki Wałęsy, oraz groteskowo wielki długopis z wizerunkiem Maryi, jakim Lech podpisał porozumienia gdańskie z władzami PRL-u, odczytywaliśmy jako prztyczek w nos, dany znienawidzonej, PZPR-owskiej władzy. Wtedy nikomu z nas, nawet mnie, nie przyszło do głowy, żeby krytykować Solidarność za takie niepoważne wygłupy.

Udział polskiego kleru  i JP2 w transformacji nie podlega kwestii – takie są fakty. Mieliśmy je cały czas przed nosem. Wszędzie, gdzie miały miejsce jakiekolwiek rozmowy, gdzie dochodziło do porozumienia, gdzie tworzono historię – biskupi byli obecni. Przy czym należy wyraźnie powiedzieć, że ta wszechobecność duchownych i pontyfikat JP2, nie przesądza o tym jakie były rzeczywiste cele polityczne władz kościelnych, oraz jak obecność duchownych katolickich w tym procesie katalizowała sam proces.

Natomiast –

zaszczepienie i powielanie w świadomości społecznej,

przekonania o wielkim wsparciu kościoła, dla ludzi pracy

w ich walce o godność i prawa człowieka,

to początek patologii w stosunkach państwo-kościół katolicki

i nazywa się kłamstwem.

To nie jest popularny pogląd, ale dużo łatwiej o jego uzasadnienie dziś niż trzydzieści lat temu. I , mówiąc nawiasem, nie brzmi tak fałszywie jak inne twierdzenie, mocno lansowane ostatnimi czasy, mianowicie, że –

Caritas to instytucja charytatywna,

która pomaga biednym ludziom.

 

 

Na pewno z dzisiejszej perspektywy, ex post, możemy wiele wnosić na temat motywacji, stojących za polityką kościoła. Mamy do dyspozycji fakty, oficjalne wypowiedzi biskupów KEP, oraz protokoły Konferencji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Wiele prawdy  kryje się w zakamarkach wszystkich obszarów życia publicznego i społecznego, dokładnie spenetrowanych i pod kontrolą kleru.

Zatem, przede wszystkim władze kościelne realizują swoją własną politykę. I, żeby było jasne – my, obywatele nie jesteśmy podmiotem jego troski. Podlegamy ciśnieniu jego narracji, manipulacji słownej, która, nota bene, przeradza się często w przemoc światopoglądową, ale jesteśmy w tych interakcjach jedynie przedmiotem obróbki.

Na masową skalę mamy z tym do czynienia, gdy słuchamy radia Maryja z rozgłośni toruńskiej, gdy podczas mszy odczytywane są listy pasterskie, dotyczące świeckich spraw publicznych, w szkole powszechnej podczas katechizacji, gdy księża katecheci straszą dzieci, barwnymi opisami cierpienia w piekle, jakie czekają ich rodziców, którzy nie chodzą do kościoła.

O takim drobiazgu, jak dyskryminacja mniejszości bezwyznaniowej, nawet nie warto wspominać. Kiedy mówi się o dialogu, to zaprasza się jedynie inne wyznania, tak jakby ateiści i agnostycy, którzy – nawiasem –  nie są mniejszością, w ogóle nie istnieli. Chodzi prawdopodobnie o to, żeby utrwalać w społeczeństwie przekonanie, że życie bez wiary – w jakiegokolwiek boga – jest niemożliwe, a jeśli nawet, to jest pozbawione sensu.

Jeśli poprzez taką narrację, kościół sprawuje kontrolę nad źródłami swojego utrzymania – taca i nawet wysoko wyceniane usługi kościelne, takie jak chrzty, śluby, komunie, pogrzeby, egzorcyzmy, uroczyste poświęcenie takiej czy innej rury kanalizacyjnej – stanowi to jedynie dodatek na waciki. Główny ciężar utrzymania kleru w Polsce spoczywa na podatnikach i to niezależnie od ich światopoglądu – co w innych okolicznościach przyrody można by tolerować, ale nie w rzeczywistości, w której biskupi jawnie piętnują ateistów i agnostyków za nie podzielanie wiary w bogów, a władze zamiast pracować dla wyborców, dbają  o dobrostan i poczucie bezpieczeństwa socjalnego władz kościelnych.

Jak władze PIS dbają o obywateli, którzy przychodzą ze swoimi palącymi problemami, mamy okazję ocenić choćby teraz, gdy trwa okupacja sejmu, przez grupę matek, opiekujących się na co dzień swoimi, niepełnosprawnymi, dorosłymi już dziećmi. W tej sprawie biskupi i posłowie mówią jednym głosem i mam nadzieję, że odpowiedzą za takie traktowanie problemów społecznych również razem przed Trybunałem Stanu. Poniżej cytata z Jacka Żalka:

Po tym, jak oni się zachowują, ci opiekunowie w Sejmie, jestem przekonany, że nie można dać im tej gotówki. Bo jeżeli jako żywe tarcze traktują swoje dzieci, to cóż dopiero…, a mogą zdarzyć się niestety zwyrodniali rodzice.Te dzieci, które czasami nie mają głosu, które są zamknięte, nie chodzą do szkoły – nie ma możliwości sprawdzenia czy te pieniądze zostały wydane na potrzeby tych dzieci, czy zostały w inny sposób wydatkowane na potrzeby opiekunów.”

Patologia władzy w tym kraju wynika z układu z kościołem katolickim. Z tego, że politycy są słabymi negocjatorami, że nie potrafią rozmawiać z kościołem z innej pozycji niż służalcza, że jak to niegdyś powiedział pewien mądry człowiek :

To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.

/ Stefan Kisielewski#cytatywielkichludzi#cytaty# /

i w związku z tym nie mają czasu ani ochoty rozmawiać z obywatelami. Po co mieliby to robić? Rozwiązywanie problemów jest trudne, wymaga wiedzy i poświęcenia całej uwagi, bez gwarancji, że ktokolwiek to doceni w obecnym układzie politycznym. Kościół jest od pilnowania owieczek i zapanuje nad nastrojami w razie czego… W końcu za coś mu się płaci ten wysoki haracz.

Jeśli po tej ordynarnej i pełnej hipokryzji hucpie rządów POPIS-u, kolejny parlament nie postawi polityków przed Trybunałem Stanu, a kościoła nie zagoni z powrotem do kruchty, będzie to oznaka, że nic się nie zmienia. Będzie to sygnał dla wspólnoty europejskiej, że Polska nie ma potencjału do samostanowienia i siły, by się podnieść z najgłębszej zapaści instytucji Państwa. Jeśli kościół i politycy nie ogarną się wystarczająco szybko, pewnego ranka obudzą się z ręką w nocniku…

Ustawa antyaborcyjna – owoc niemoralnych stosunków państwo – kościół.

Zanim ujrzałam ustawę antyaborcyjną z dzisiejszej perspektywy i zanim zrozumiałam szeroki kontekst w jakim została pomieszczona, ciągle odnosiłam wrażenie, że nie tylko brakuje miejsca na taki wytwór chorej wyobraźni w XXI wieku, ale nie widziałam też absolutnie żadnych działań władz ustawodawczych, by realizować w praktyce ideę ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Wręcz przeciwnie. Atmosfera w Polsce zaczęła się wyraźnie psuć i odstręczać młodych od życia rodzinnego, o którym nota bene zaczęto opowiadać konserwatywne bzdury. Do tego dodajmy bezrobocie, degradację prestiżu wykształcenia wyższego, brak perspektyw na samodzielność finansową i zdolność kredytową, a zobaczymy, że polityka państwa w żadnym momencie nie miała na celu skłonić młodego pokolenia do podejmowania trudów rodzicielstwa.

Państwo, które autentycznie pragnie zachęcić młodych do rodzicielstwa, stwarza im do tego warunki. W Polsce od czasów transformacji mamy nieustający odpływ młodych, wykształconych ludzi do krajów UE, w poszukiwaniu chleba i dróg rozwoju. Ten statystyczny fakt jest obiektywną odpowiedzią na pytanie: jak władze w Polsce dbają o rozwój społeczny? Skoro wyjaśniliśmy już sobie, że rozwój społeczny nie jest ani priorytetem dla władz, ani przedmiotem sporów politycznych, zastanówmy się co w takim razie zajmuje parlamentarzystów?

I nie odkryję Ameryki jeśli stwierdzę, że władze w Polsce zajmują się wszystkim, tylko nie zarządzaniem i organizacją państwa prawa, do czego, nawiasem mówiąc, są powoływani co cztery lata, w formalnie demokratycznych wyborach. Chcę powiedzieć jedynie, że jeśli ktoś uprawia politykę dla władzy, a władzę traktuje jako środek na wyrównanie swoich deficytów życiowych,  to nie spodziewajmy się, że nagle okaże się mężem stanu. Małe, niskie motywacje nigdy nie owocują polityką prospołeczną. A jedynie takie myślenie o społeczeństwie może prowadzić do jego rozwoju.

Prawo, które polega głównie na zakazach, kształtuje zdemoralizowanych niewolników, co najwyżej. Tacy obywatele nie stworzą społeczeństwa demokratycznego. Prawo, które uznaje człowieka i jego kompetencje do odpowiedzialnego życia, jest tym czego boją się politycy reżimowi, zwolennicy zamordyzmu i przemocy systemowej. Natomiast braki w zakresie kompetencji moralnych i etycznych w polityce,  legitymizują wszystkie religie świata. A kiedy realną władzę przejmują ich pasterze, patriarchat zaciera ręce i patologie stosunków społecznych, bujnie kwitną na glebie, obficie nawożonej religią.

Z takiej właśnie relacji państwo /kościół, jaką usiłowałam nieudolnie tu opisać, urodziła się nam ustawa antyaborcyjna. Przypomnijmy – ustawa, która

nie wpłynęła na przyrost naturalny, nie ograniczyła aborcji, upokorzyła połowę społeczeństwa, odbierając kobietom prawo do podejmowania odpowiedzialnych decyzji, która nie dała gwarancji do przerwania ciąży w trzech, szczególnych przypadkach, uderzyła boleśnie w prawo kobiet do zachowania swojego zdrowia i życia, oraz w prawa pacjenta do rzetelnej informacji o stanie zdrowia. Można powiedzieć –

państwo i kościół spłodzili twór niezdolny do życia.

Amen.

Naturalne jest w tym miejscu pytanie – więc komu i do czego jest ona potrzebna? I o ile na pytanie komu znamy odpowiedź, o tyle nie zawsze jest jasne do czego… I tu pojawia się wiele spekulacji, od mizoginicznych korzeni, ukrytych pragnień biskupów by poniżyć kobiety, grzeszne burzycielki ich spokoju wewnętrznego i harmonii z bogiem, aż po równie absurdalne, sugerujące, że KRK poprzez kontrolę rozrodczości białych kobiet katolickich, marzy o hodowli białej rasy w wyścigu z – i w opozycji do – ciemnoskórych wyznawców Allacha, którzy przerażają katolików swoją wyjątkową płodnością.

Nad bardziej wyważoną odpowiedzią zastanowić się spróbuję w następnej części rozważań około aborcyjnych, na które już dziś zapraszam.

Elżbieta Kunachowicz

Kraków 06.05.2018

Gwoli przypomnienia*

Gwałt zbiorowy i pogrzeb państwa świeckiego

2015-11-25/3 komentarze/w Blogi Szkiełko /przez Kuna

Bańka katolicka i semafory znowu opuszczone…

2017-07-23/20 komentarzy/w Blogi obserwator obywatelski /przez Kuna

 

 

Blog Obserwatorium na PA

Głupienie….

Wanda Półtawska o kobietach….

Martwe sumienie, martwa ustawa…

 

 

Wnioski około aborcyjne. Część 1. Wszystko jest polityczne.

Ponieważ prawa reprodukcyjne pozostaną tematem dyżurnym jeszcze przez wiele lat, i ponieważ od dawna nikt nie wnosi nic nowego, postanowiłam przedstawić wnioski około aborcyjne, w oparciu o własne widzimisię i inne źródła informacji. 24 lata to kawał czasu na rozmyślanie… 

W pierwszej części obejrzymy problem w makroskali. Drugą poświęcę na omówienie skutków społecznych, mam nadzieje, że nim dojdziemy do części trzeciej, uda mi się dostrzec w końcu coś, co uświadomi nas wszystkich, że kobiety mają dobry powód by dojrzeć do siostrzeństwa.

Wszystko jest polityczne 

Kiedy  pojawia się jakieś zjawisko społeczne, na ogół pytamy o to, skąd się wzięło, komu lub czemu je zawdzięczamy, i zastanawiamy się po co, w jakim celu ta zmiana? I niezależnie, czy uda się odpowiedzieć na nie wszystkie czy też nie, warto je zadać i warto szukać odpowiedzi. Gdybyśmy robili to częściej i w każdej wspólnej sprawie, być może nie traktowano by nas, zwykłych ludzi, jak tępych idiotów i element bez znaczenia. 

Zjawisko jakim się dziś zajmiemy, to  nieoczekiwana zmiana postrzegania aborcji. Przez niemal czterdzieści lat prawo kobiety do przerwania ciąży, było ważną częścią ochrony jej zdrowia i życia oraz realizacją jej prawa do decyzji w kwestii własnej prokreacji. Stanowiła o tym ustawa z 1956 roku, którą uchwalono by zakończyć piekło kobiet w podziemiu aborcyjnym. Była to słuszna decyzja, ponieważ od zawsze wiadomo, że jeśli kobieta nie chce być matką, to żadna ustawa nie stanie na drodze jej autonomicznej decyzji. Kropka.

Po transformacji, w 1993 roku, na mocy wprowadzonej w życie ustawy antyaborcyjnej, niemal z dnia na dzień kobiety utraciły swoje prawa. Jednak żadna ustawa, zwłaszcza narzucona z pogwałceniem zasad demokracji bezpośredniej, nie jest w stanie pozbawić człowieka jego wolności – ona mu ją wręcz uświadamia. I nie powinno nikogo dziwić, że około 150 tysięcy kobiet rocznie realizuje swoje autonomiczne decyzje o niepodjęciu funkcji rozrodczej. Dokonują  przerwania ciąży nielegalnie, w złych warunkach, z ogromnym ryzykiem utraty zdrowia a nawet życia, chyba, że kobietę stać na turystykę aborcyjną.

Miłośnicy zakazów powtarzają jak mantrę, że aborcja to holokaust nienarodzonych dzieci, a kobiety decydujące się na ten akt  to morderczynie, nie zasługujące na litość i zrozumienie. Oczywista są to narracje propagandowe, ale skutki takiego doboru słów i wykluczenie naukowego języka z tzw. debaty publicznej, to już całkiem poważne zagrożenie dla rozwoju społecznego. Ściślej rzecz ujmując w Polsce nie było szerokiej debaty publicznej. Była jedynie prezentacja poglądów ze strony ideologów katolickich, wzmacniana co chwilę przez pojedyncze, często ordynarne zdania autorstwa biskupów z KEP ( Konferencja Episkopatu Polski).

Zdaniem Obserwatorium…

Problem aborcji zaczyna się i kończy w naszych głowach, ergo, jest to problem całkowicie wymyślony przez jednych ludzi i zaszczepiony poprzez propagandę w głowach pozostałych. Twórcy idei świętości zygoty ubili interes z politykami i wytwór własnej wyobraźni, od wielu lat wciskają opinii publicznej wszystkimi dostępnymi środkami. Czy chodzi im o wyrobienie sobie przepustki do nieba, czy stworzono problem wokół sporu ideologicznego, by coś ugrać?

Różne, czasem dziwne uzasadnienia, jakie wpuszcza się w obieg społeczny – a, że to wyraz mizoginii konserwatywnego duchowieństwa, albo że wskaźniki demograficzne są alarmujące, a system ubezpieczeń pada, to zwykła ściema. I kiedy po raz setny jestem świadkiem dyskusji o nieoznaczoności początku życia człowieka – co ma stanowić kość niezgody –  mam ochotę krzyczeć, że jak najbardziej jest on ściśle określony i zdefiniowany. Mikroskop rozwiał ostatecznie wątpliwości, jakie mogli mieć ci, do których opornie docierało, że kobiety nie są wiatropylne i północny wiatr ma tyle wspólnego z ciążą co i sztorm w wiosce rybackiej, albo godzina milicyjna w stanie wojennym.

Może więc sporny ideologicznie teren jest częścią większej rozgrywki, a stawką wcale nie jest życie poczęte, tylko czyjeś interesy, fobie albo długi? Może chodzi cały czas o realny wpływ na władzę i żeby ponownie zakotwiczyć hegemona katolickiego w życiu społecznym poprzez ustawy i sądy? Może chodzi o to co zawsze – pokazać gawiedzi kto tu rządzi? Mówiąc po ludzku – wpadł taki jeden z drugim na plac, zadarł kiecę, obszczał stare kąty i powiada, że znowu wszystko ma być po staremu. I wtedy Boy Żeleński w grobie się przewrócił…, a katolicki bóg tylko jęknął zrezygnowany, patrząc na tę porażkę i ludzką mizerię.

 

Jak to się stało możliwe…

…w kraju dzielnych bojowników o wolność? ( złośliwość )

Głównymi reżyserami nowego problemu są JP2, Wanda Półtawska – przyjaciółka papieża, oraz liczne satelity – pomagierzy, którzy skutecznie rozrobili temat w sferze publicznej oraz położyli go na szali politycznych rozgrywek – biskupi i media publiczne w charakterze szczekaczki, moderatorzy Klubu Inteligencji Katolickiej jako samozwańczy dysponenci szerokiej, politycznej oferty dla KRK, politycy wszystkich opcji jako stojący w kolejce do dziobania, po swój kawałek tortu pt. Polska.

Społeczeństwo nie uczestniczyło. Społeczeństwo po wyborach 1989 roku przestało być potrzebne. Ustawa zabraniająca przerywania ciąży weszła do kanonu prawa w 1993 roku ponad naszymi głowami. Bez konsultacji społecznych. Mimo ogromnego sprzeciwu obywateli, czego wyrazem były wyniki badania opinii publicznej w tamtym okresie. Mimo petycji w sprawie referendum z 1,7 milionem podpisów, bezpardonowo zmielonych w niszczarce sejmowej.

Nawiasem  dla niektórych, jak ja  to był koniec demokracji. Inni czekali do zamachu na Trybunał Konstytucyjny. Ten wtręt jest po to, by pokazać jak wielką ma się tolerancję dla władzy, jeśli się nie ma refleksji i świadomości w czym się uczestniczy, gdy zajęci swoimi sprawami obywatele przestają patrzeć na ręce władzy.

I zaczęła się awantura medialna. Wzięli w niej udział mężczyźni – duchowni i świeccy bez mandatu i moralnego prawa, słabo przygotowane do tej rozgrywki feministki, oraz kobiety mówiące głosem konserwatywnych mężów – Terlikowska, Wróblewska, Godek, Kempa i wiele innych. Jak beznadziejna była to pyskówka może świadczyć rozpaczliwy performance Katarzyny Bratkowskiej, która oświadczyła publicznie, że: przerwę ciążę w Wigilię Bożego Narodzenia – i co mi zrobicie?

Powszechny chór dur we wszystkich środowiskach nie wyłączając progresywnych feministek pokazał, że odbiorcy komunikatu Bratkowskiej nie poradzili sobie z jej przekazem. Gremialnie nikt nie zrozumiał co się tak naprawdę wydarzyło; że gra nie idzie o życie ludzkie, że krzykiem zygot, które nie dają spać Gowinowi, zagłusza się głosy, przypominające czym staje się kobieta odarta z godności i praw człowieka. Bratkowska powiedziała ni mniej ni więcej tylko, że :

Nikt i nic nie jest w stanie odebrać mi prawa do własnych decyzji.

Ani bóg, ani opinia publiczna, ani państwo i jego opresyjny system prawny.

W nielicznych, medialnych burzach temat aborcji sprowadza się do mordowania poczętych. Mówi się o ciąży jak o świętym obowiązku  i, że utrzymanie jej wbrew wszelkim przeciwnościom losu stanowi dopiero o godności kobiety. Taka narracja przynosi wkrótce efekty. Po kilkunastu latach tego typu retoryki, kolejne badania opinii publicznej zdają się potwierdzać, że większość ludzi uległa terrorowi symboliki religijnej, począwszy od matki boskiej w klapie marynarki i krzyży w każdym urzędzie państwowym, skończywszy na błogosławieniu  narodowców przed obliczem Matki Boskiej Częstochowskiej i tolerowaniu przemocy słownej i symbolicznej w przestrzeni publicznej. I nie, nie pomyliłam się   jest to ten sam terror ideologiczny co zawsze. 

 

Pozycja kościoła Rzymsko-katolickiego (KRK) i Konferencji Episkopatu Polski (KEP)

 

Przez wiele lat starałam się zrozumieć błąd jaki popełnił Tadeusz Mazowiecki, gdy uznał, że kościół zasłużył na szczególne traktowanie. Niestety nie znajduję usprawiedliwienia dla jego krótkowzroczności i ignoranckiej postawy wobec historii KRK. Akt oddania pod jego kuratelę całego społeczeństwa polskiego, bez względu na jego różnorodność światopoglądową, walnie przyczynił się, w mojej ocenie, do pojawienia się większości problemów na linii sacrum – profanum. Dał zielone światło dla pełzającej klerykalizacji i wpłynął na postawy obywateli, którzy w takich warunkach skorzy są do konformizmu i oportunizmu.

 

Przebudowa zbiorowej opinii publicznej życzliwej kobietom, na opinię pełną zniewag, histerii, niesprawiedliwych i wypranych z empatii ocen, wymagała czasu, konsekwentnych decyzji, stałej, prostackiej narracji i  zmian personalnych na wielu, strategicznie istotnych stanowiskach. Nie było to trudne zadanie biorąc pod uwagę szczególną pozycję KRK i postrzeganie go apriorycznie jako autorytetu.  Zamknięcie publicznej debaty, wprowadzenie monologu antyaborcjonistów w mediach i jednocześnie odcięcie głosów eksperckich, spowodowało zmianę języka i stworzyło całkowicie nową narrację. 

Ponieważ KRK za sprawą katechezy w szkole dba o to, by młode pokolenie było odpowiednio sformatowane, a  sugestie biskupów mają rangę nakazu, ministrowie rządu RP przestali panować nad podstawą programową dla szkół i postępującą wymianą kadr w strategicznych punktach resortów – zdrowia, oświaty i nauki, opieki społecznej i kultury. Zanim ktokolwiek się zorientował było po ptokach. Szacowne grona decyzyjne opanował duch ochrony wartości chrześcijańskich cokolwiek to znaczy, choć w praktyce znaczy po prostu wykonywać polecenia i zgadywać życzenia mocodawców. Klasyczny  KETMANING, żywcem jak z Czesława Miłosza w dziele Zniewolony umysł, nawiasem znowu aktualna pozycja wydawnicza (sic!)

By dokonać zmian kadrowych, KEP potrzebował, wykwalifikowanych pod swoje potrzeby, specjalistów, a tych dostarczyły katolickie uniwersytety, szkoła Rydzyka i takie twory jak np. Akademia Ignatianum w Krakowie. I dziś stanowią oni armię cywilnych akolitów, którzy niezauważalnie realizują  politykę kościoła we wszystkich sektorach życia społeczno-politycznego.

AKADEMIA IGNATIANUM W KRAKOWIE

Wysoce skorelowane działania KRK, na polu przejęcia faktycznej kontroli nad państwem, niepokoją tym bardziej im mniej oczywisty jest udział KRK w tych działaniach. Coraz częściej o interesy kościoła walczą i dbają wzmiankowani wyżej– świeccy akolici. Obecnie mamy szczególnie dużo urzędników państwowych z wysokiego szczebla wybranych z tego klucza – prezydenta państwa, byłą panią premier i szefową jej kancelarii, ministrów, kuratorów oświaty, dyrektorów teatrów państwowych, ekspertów w różnych dziedzinach np. ginekologii i położnictwa, i wielu, wielu innych.

Kościół nie musi się już oficjalnie wypowiadać w każdej sprawie, by realizować swoją politykę na szczeblu państwowym. Nie będzie więc ponosił konsekwencji swoich poczynań i to mimo, że tacy jak Gowin, Niesiołowski, Rzepliński, Królikowski, Zoll-senior, kiedyś także Giertych i wielu nowych, jak małopolski kurator oświaty pani Barbara Nowak, nie kryją swojego uzależnienia emocjonalnego od KRK i że są przede wszystkim wierni tej instytucji.

Ja tylko tak poza wszystkim chcę przypomnieć, że od urzędników państwowych oczekujemy niezależności światopoglądowej i, że jest ona warunkiem sine qua non sprawowania urzędu. Ale to tak na marginesie, żebyśmy nie dali się zwariować i mimo wszystko o tym warunku pamiętali. Zbliżają się wybory…

Stanowisko samorządu lekarskiego (NRL)

Przewidując, że ustawa nie wpłynie na ilość rzeczywistych aborcji, kościół realizował dalsze, polityczne kroki, zmierzające do uniemożliwienia kobietom dostępu do legalnej aborcji, nawet w tych trzech przypadkach, o jakich szczegółowo mówi ustawa. Wanda Półtawska zredagowała Deklarację Wiary Lekarzy Katolickich, by następnie podsunąć ów dokument do podpisu profesorom uczelni medycznych, lekarzom, studentom i personelowi pomocniczemu. Deklarację podpisało nieco ponad trzy tysiące osób co stanowi niecały procent populacji medyków, ale akcja i tak odniosła oczekiwany sukces medialny.

Wkrótce miała miejsce tzw. afera Chazana – profesora ginekologii i położnictwa, znanego aborcjonisty z czasów PRL-u, sygnatariusza Deklaracji Wiary, który nadużył praw pacjentki z ciążą letalną i uniemożliwił jej skorzystanie z prawa do aborcji. Oburzeniom nie było końca, ale włos z profesorskiej głowy nie spadł, a cała afera zamiast być ostrzeżeniem stała się przyczynkiem do uznania wyższości sumienia lekarza nad dobrem pacjenta, w czym miała swój udział Naczelna Rada Lekarska. Zasada zaczęła odtąd obowiązywać w polskim standardzie opieki medycznej.

Afera Chazana stanowiła ferment do kolejnych kroków, przekraczających granice przysięgi Hipokratesa. Naczelnym obowiązkiem lekarza i jego wolą jest mieć na uwadze przede wszystkim dobro pacjenta. Ku zaskoczeniu lekarzy i pacjentów, których zaufanie było dotąd osadzone mocno na wierze, że lekarz nie sprzeniewierzy się swojej przysiędze, Naczelna Rada Lekarska zażądała prawa do  bezwarunkowego stosowania klauzuli sumienia przez  lekarzy. Ten niefrasobliwy krok przyczynił się, za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego, do jeszcze większej asymetrii między prawami lekarza i jego pacjenta, na niekorzyść tego drugiego…

Kazus Chazana pokazał jak bezradny jest nasz wymiar sprawiedliwości i Trybunał Konstytucyjny. W ślad za tymi wydarzeniami doszło do samowolnego poszerzenia zastosowania klauzuli sumienia i odtąd nie dotyczy ona tylko sumienia danego lekarza, ale całych placówek, a nawet wszystkich placówek w województwie, jeśli tak zdecyduje władza terytorialna. W ten sposób poradzono sobie z lekarzami, którzy nie są sygnatariuszami Deklaracji Wiary… i nadal są wierni przysiędze Hipokratesa. Takich lekarzy mamy na szczęście ogromną większość, ale zmuszeni są działać w  warunkach, w których etyka kłóci się z prawem, a co jeszcze ważniejsze z zarządzeniami pracodawcy.

Na drodze do nieświadomego rodzicielstwa…

W makroskali omawianych problemów nie można pominąć także równolegle toczących się sporów o wprowadzenie do szkół edukacji seksualnej i dostępnej, taniej antykoncepcji awaryjnej. Konstanty Radziwiłł, były już minister zdrowia, kompromitował się wielokrotnie całkowitą niewiedzą na temat Ella-one i trudno powiedzieć, czy był to z jego strony samobójczy akt desperacji czy dowód całkowitego oddania kościołowi. Wszystko jedno – tak czy siak, zasłużył na społeczne wykluczenie i ostracyzm towarzyski, a jako polityk na Trybunał Stanu.

Trudno wyrokować jaka motywacja stała za pomysłem, by pozbawić kobiety zdobyczy cywilizacyjnej, jaką jest bez wątpienia antykoncepcja i bezpieczna aborcja – dwa narzędzia świadomego rodzicielstwa. Może mieć z tym coś wspólnego fakt, że w Polsce rządzą od ponad trzydziestu lat konserwatyści obyczajowi i marnej proweniencji politycy, którzy nie brzydzą się handlem prawami kobiet i w ogóle prawami człowieka. Mają niską kulturę prawną – większość z nich nie rozumie na czym polega demokracja i dlaczego nie polega na rządach większości.  Warto podkreślić, że ułomność ta dotyka polityków wszystkich opcji.

Od dwóch lat tj. od 2016 roku, kiedy zagrożono kobietom całkowitym zakazem aborcji, znowu wyszły one na ulice polskich miast i miasteczek – tym razem mocno wkurzone i zdeterminowane – nie zejdą z nich, dopóki sejm nie zwróci im ich praw, a kościół nie przestanie włazić w buciorach do ich domów i pod ich kołdry. Sprawcą wzmożenia inicjatywy środowisk kobiecych był projekt całkowitego zakazu aborcji,  dość dyletancko napisany przez prawniczy think-tank środowisk anty-choice, czyli Fundację Ordo Iuris. Spekuluje się na temat zagranicznych mocodawców tej organizacji, ale nie ma to znaczenia, bo to tylko bandzior do wynajęcia.

Osobiście jestem zaniepokojona tym, że Polki są bardziej skore do wyjścia na ulicę z powodu strachu przed całkowitym zakazem aborcji niż w sprawie poparcia projektu Barbary Nowackiej Ratujmy Kobiety, który faktycznie dba o ich prawa i zwraca im szacunek oraz godność człowieczą. Skwitować to potrafię tylko tak: takie hasła na demo jaki poziom świadomości. Ale nie mam pretensji do kobiet. Nikt przez lata, ani za PRL-u, ani po 89 roku nie dbał o stan ich świadomości, a one same podlegały ciśnieniu z wszystkich stron, tylko nie z tej właściwej czyli organizacji feministycznych. Do tych organizacji też trudno mieć pretensje – skuteczna działalność wymaga funduszy i zaangażowania. Kiedy brakuje tego pierwszego trudno o to drugie.

Natomiast Kongres Kobiet  organizacja mocno dofinansowana przez biznes, sprawiła jedynie że kobiety poczuły, że też mogą mieć coś do powiedzenia w polityce. Problem polega na tym, że nie bardzo wiedzą co, i jak na razie są nieobecne w ławach poselskich, gdy trzeba być i ostro walczyć o Ratujmy Kobiety. Projekt ustawy Barbary Nowackiej przepadł z powodu wyraźnych braków w edukacji naszych przedstawicieli i przedstawicielek w parlamencie.

Przypadek Polski powinien być przestrogą dla Europy, bo uświadamia, że dobry zwyczaj omawiania problemów społecznych w demokratycznej debacie, opartej o racjonalne testowanie rzeczywistości nie jest możliwy, gdy podstawą systemu myślenia o nich jest biblia i ewangelie. A osobliwie problem dzietności nie rozwiąże się drogą uświęcania macicy i wbijania tego dziwnego wyobrażenia w głowy dziewcząt w podstawówce, ani tym bardziej zachęcaniem kobiet do rodzenia dzieci z wadami rozwojowymi i pod pręgierzem prawa stanowionego w oparciu o dogmaty kościelne.

Kuna; blog Obserwatorium.

 

 

c.d.n.

lektura obowiązkowa

Prawo dot. aborcji

historia ustawy antyaborcyjnej od 1993 roku

warunki dopuszczalności przerywania ciąży

Aborcja w Polsce

 

 

Krótki film o molestowaniu i niema karta praw dziecka w tle.

Najpierw zapraszam na krótki film.  Jest to część  większej kampanii społecznej, która toczy się w Indiach, wokół praw kobiet. Twórcy skupili się na pewnym wycinku problemu, dobrze go zdefiniowali i może nawet udało im się pobudzić wyobraźnię przeciętnego młodego mężczyzny na temat- co czuje kobieta molestowana w środku komunikacji miejskiej. Tylko tyle lub aż tyle, w ciągu paru chwil projekcji. Zapraszam, po obejrzeniu tego materiału, do refleksji nad kondycją współczesnego twórcy i odbiorcy, a także do przemyśleń wokół tego tematu.

 

Nie znam się na robieniu dużych kampanii społecznych. Może taki krótki filmik to wycinek, mały puzzelek większej całości i ma swój udział w budowaniu szerszego kontekstu- nie wiem. Ale nawet w tym obrazku, migawce z życia, widzę coś więcej niż akcję i temat – „molestowanie w przestrzeni publicznej”.  Widzę aktora drugiego planu, którego zachowanie działa jak przyzwolenie. I nie ma znaczenia czy jest to akceptacja czy tylko takie sprawia wrażenie.

spo3

Molestowanie, jak każdy przejaw braku szacunku do człowieka, powinno spotykać się z odpowiednią reakcją nie tylko zainteresowanej osoby ale także otoczenia. Ten film, w mojej ocenie, jest zbyt płytki i stosuje niebezpieczne uproszczenia. Wskazuje niewłaściwego winnego, co więcej – mówi mu coś w rodzaju –  nie czyń drugiemu co tobie nie miłe. Można zapytać – czy to tylko tyle, czy aż tyle. Ja wolę zapytać dlaczego nie traktuje się tego chłopaka jak ofiarę złego wychowania, tylko pogłębia się w nim przekonanie, że jego samopoczucie jest nadal najważniejsze? A główny winowajca, po obejrzeniu filmu, pozostaje nadal w nieświadomości swojego, walnego wkładu w TAKĄ rzeczywistość.

Ktoś, kto przedmiotowo traktuje drugiego człowieka, w tym wypadku piękną dziewczynę, nie zna pojęcia szacunku. Szacunek to coś czego uczymy się w procesie wychowania, czy coś co tracimy w procesie deprywacji? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, podobnie jak specjaliści badający ludzkie zachowania.

populacja3

Natomiast nie mam wątpliwości co do innej obserwacji. Wszyscy lubimy być akceptowani przez społeczność w jakiej żyjemy i to bez względu na wiek czy płeć. Gdy wychowanie sprowadza się  do nabywania umiejętności współżycia w danej społeczności i wchodzenia w interakcje w sposób akceptowalny przez tą społeczność, to nie zawsze szacunek musi być na liście interakcji preferowanych przez tę konkretną zbiorowość.  Bardzo łatwo w pewnych grupach  uznać za szacunek to, co jest wyrazem wyłącznie strachu. Boję się kogoś , czegoś- unikam zachowań narażających mnie na odrzucenie w jakiejkolwiek formie. Taką zależność i takie wynikanie obserwuje się zarówno w

babcia1

-otoczeniu rodzinnym:

Ojciec tyran, treser, matka bezradna, lub na odwrót – dzieci wyhodowane i wytresowane na potrzeby rodziców lub jednego z rodziców, czują strach i są ofiarami przemocy psychicznej lub fizycznej lub obu form jednocześnie.  Tzw. „szacunek” to nic innego jak „posłuch”, który jest zachowaniem mającym na celu unikniecie „kary”. Niegdysiejsze ofiary stają się oprawcami gdy  zdominują kogoś słabszego np. własne dzieci, współmałżonka czy podwładnych w pracy. Niekiedy dorosłe już ofiary swoich rodziców, nadal pozostają w takiej roli, jeśli w poszukiwaniu partnera seksualnego, podświadomie wybierają osobniki podobne do ojca lub matki. W każdym razie skutki deprywacji rodzinnej są zawsze opłakane i wymagają wieloletniej terapii … albo cudu czyli dobrych okoliczności na drodze życia.

przemoc11

 

Wspominam o relacjach rodzinnych ponieważ cywilizowany świat ma problem z uznaniem dzieci za osobne byty, zwykł traktować je jak rzeczy, własność rodziców i, choć istnieje od wielu lat karta praw dziecka, nie ma praktyki egzekwowania ich od rodziców. Zmiany w świadomości społecznej postępują niesamowicie wolno. Ludzkość, taka dumna ze swoich osiągnięć, nie potrafi przyswoić sobie, że dzieci także zasługują na szacunek, że mają swoje granice nawet jeśli jeszcze nie mogą o nich opowiedzieć ani ich strzec skutecznie. Niewielu z nas współczesnych wie, że nauka postawiła dzieci w centrum jakiejkolwiek uwagi dopiero w drugiej połowie XX wieku! Od nauki do świadomości zbiorowej droga wiedzie przez edukację, która daje człowiekowi wiedzę. Wiedza praktykowana przez kilka pokoleń może przekuć się w świadomość zbiorową. Im szybciej tym lepiej dla wszystkich.

 

populacja

 

Co ma molestowanie w autobusie w Indiach do wychowania dzieci? Ta dziewczyna i ten chłopak nie różnią się od swoich rówieśników z innych krajów i kultur. Cała młodzież to niegdysiejsze dzieci, których charakter i osobowość kształtowały się przede wszystkim w środowisku rodzinnym. Coś poszło nie tak z ich wychowaniem, skoro nie wiedzą co to jest szacunek i godność człowieka. Coś poszło nie tak, nie tylko w domu tej dziewczyny i tego chłopaka. Coś poszło nie tak w wielu domach jednocześnie, skoro inni ludzie traktują zaistniałą sytuację jak zgodną z normą zachowań.

 

przemocc

 

-w grupie rówieśniczej:

Gangi młodocianych chuliganów, subkultury młodzieżowe, grupa przyjaciół z podwórka, szkoły, klubu sportowego itd. – w takich grupach premiowane są określone cechy i tylko posiadacze tych cech budzą respekt i szacun. Dress-cod, ideologia oraz komplet poglądów, to całościowy obraz subkultury i przepis jak być w takiej grupie akceptowanym. Mamy tu także do czynienia z pewnym rodzajem przemocy- jesteś inny niż wszyscy- jesteś bee. Słuchasz nieodpowiedniej muzyki, ubierasz się niewłaściwie, nie znasz grypsery, masz niewłaściwe poglądy – jesteś sam. Czy staniesz się klasyczną ofiarą nietolerancji, to zależy od okoliczności przyrody, mówiąc kolokwialnie.  Indywidualizm, cechy wyjątkowe, odróżnianie się na tle, nie pasowanie do formatu, nawet jeśli budzi niekiedy szacunek, to i tak się go nie okazuje, a często wręcz przeciwnie -przekłada się on na agresję wobec jednostki wyłamującej się ze schematu.

sub2

sub1   sub6

sub3    sub7

 

 

– w większej społeczności:

wsi, miasteczku, aglomeracji, państwie – duże i zróżnicowane grupy ludności, gdzie pewna różnorodność musi mieścić się w ramach obowiązującej kultury, obyczaju, mody i trendu. Każde przekroczenie granic danej społeczności ściąga na jednostkę czy grypę falę krytyki, śmiechu, agresji, itd. W każdym razie pierwsza reakcja jest na ogół wyrazem niezgody i nietolerancji. Stąd każda istotna zmiana kulturowa czyli utrwalona w wielkich populacjach zmiana zachowań wobec konkretnych kontekstów społecznych, wymaga czasu i wspomagania systemowego.

spo1

Oddziaływanie na duże populacje to zadanie mediów – radia, telewizji i prasy. Niestety, wymienione narzędzia mogą być wykorzystane w dowolnym celu. W Polsce od kilku dekad robi się to z powodzeniem, wyłącznie w zakresie realizacji, wąsko pojętych interesów  politycznych. Nie ma tu miejsca na debatę społeczną poświęconą problemom współczesnej rodziny, edukacji, aktywizacji emerytów itd. Nie ma też miejsca na kampanie społeczne, uświadamiające i oswajające obywateli z pojęciami takimi jak serwilizm, stereotyp, wzorzec kulturowy, gender, czy np. ostrzegające przed skutkami przemocy w rodzinie, szkole i przestrzeni publicznej, albo uświadamiające różne konteksty społeczne mieszczące się pod hasłem: wszyscy jestesmy naczyniami połączonymi. Tych nieporuszonych tematów jest całe mnóstwo. Jest to jednocześnie długa lista zarzutów pod adresem władz, a trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w naszym kraju, problemy społeczne nie są nawet prawidłowo definiowane i dla nikogo nie jest tajemnicą, że cofamy się w rozwoju.

 

system1

 

Dziś już stwierdzenie to nie budzi mojej złości. Ale dawniej, w czasach gdy uczyłam się obserwować i tropić mechanizmy, swego rodzaju abnegacji społecznej, w zakresie przyswajania wiedzy na swój własny temat, moja złość, brak akceptacji dla takiego społeczeństwa jakim jesteśmy – była ogromna. Nie potrafiłam pojąć prostej prawdy, że ludzie na ogół lubią to co znają i znają to co lubią. A nie będzie nigdy istotnego postępu ani zmiany kulturowej, jeśli społeczeństwo nie zacznie funkcjonować w warunkach nowej umowy społecznej i to takiej, która zakłada otwarcie się na prawdę o nas jako ludziach.

 

monkey-1207338_960_720

A wracając do tematu- omawiany film pokazuje nam adresata kampanii – chłopak jest młodym mężczyzną z popędem płciowym w najwyższym położeniu skali. Zachowuje się instynktownie i w sposób jaki jest akceptowany – tak przynajmniej sobie ów młody człowiek myśli. Dlaczego miałby myśleć inaczej, skoro wszyscy obecni świadkowie nie dają najmniejszych sygnałów, że coś jest nie tak?

Czy wiecie kto jest odpowiedzialny za skandaliczne zachowanie tego chłopaka w autobusie? Otóż, nie mam wątpliwości co do tego, że główną przyczyną złych obyczajów przejawiających się brakiem szacunku dla drugiego człowieka jest podmiot zbiorowy – całkowicie bierne społeczeństwo, akceptujące złe zachowania lub brak reakcji mimo istniejących obiekcji.

znieczulica2

I chodzi nie tylko o molestowanie. Społeczeństwa świata mają problem ze stosowaniem sprzeciwu w przestrzeni publicznej, który nie byłby ostracyzmem powszechnie akceptowanym przez masowo zmanipulowane otoczenie. Nauczeni złym doświadczeniem, nie angażują się po żadnej ze stron. Zostawiamy naszych bliźnich samych z problemem, odwracamy głowy, udajemy, że nie słyszymy i nie widzimy. To pozwala jednostkom źle wychowanym robić co im się żywnie podoba, bez oglądania się na nas – biernych, zastraszonych, obserwatorów. I jest ich coraz więcej i więcej, liczby rosną w postępie geometrycznym z każdym nowym pokoleniem źle wychowanych dzieci.

znieczulica

Co należy robić? Edukować! wychowywać w szacunku dla drugiej jednostki ludzkiej bez względu na wiek, płeć, pochodzenie, kolor skóry, i jakiejkolwiek innej cechy niezależnej od woli posiadacza.

Dlaczego?

Bo wszyscy, przede wszystkim jestesmy najpierw ludźmi

Czekam na dobrą kampanię społeczną, która poruszy nasze sumienia obywateli, braci i sióstr, którymi w istocie jesteśmy. Czekam na taki obraz, bestseller, spektakl – który pokaże jak swoim zbiorowym zachowaniem szkodzimy, pogłębiamy frustrację, sprawiamy że nikt nie czuje się już bezpiecznie, relacje społeczne przypominają dziką dżunglę a wszyscy usiłujemy wygrać walkę o przetrwanie.

ewolucja

I działania muszą być świadome, oparte o wiedzę o człowieku, zarówno na poziomie wychowania dzieci w rodzinach, jak i systemowo wymierzone w społeczeństwo, któremu brak dzisiaj poczucia wspólnoty, solidarności, celu i motywacji do rozwoju.

Czekam już bardzo długo. Pewnie, jak wielu z nas, nie doczekam się upodmiotowienia ludzi w moim kraju nad Wisłą i Odrą, ale ważne jest, byśmy mieli świadomość w jakim jesteśmy stanie i wiedzieli jaką drogą można dojść do celu. Bo choć moja, dzisiejsza inspiracja przyszła z dalekich Indii, to muszę Indiom przyznać, że są przynajmniej na dobrym kursie i ścieżce, czego o Polsce powiedzieć nie sposób.

Grona gniewu czyli : Nie ma mojej zgody!

propagandowy materiał konserwatystów prawicowych

 

 

Obejrzałam. I jestem poruszona własną reakcją. Chcę się podzielić z Wami moimi przemyśleniami, skojarzeniami i emocjami – tu i teraz, na gorąco, zanim przepuszczę tą propagandową papkę przez krytyczny filtr.

3008235_ttip-ceta-protest-demonstrace-nemecko-usa-obchod-kanada-berlin

Jakkolwiek miło jest i wzruszająco, stać w tłumie , ramię w ramię z moimi współbraćmi i siostrami, współobywatelami RP, śpiewać hymn i ukradkiem ocierać łzy, słuchać pieśni z czasów pierwszej Solidarności, tak równocześnie myśl, że miałabym powierzyć nasze losy tym ludziom, którzy dziś pchają się na mównicę – Schetynie, Petru, Balcerowiczowi, Czarzastemu, spotyka się natychmiast z moim wewnętrznym sprzeciwem, nawet rodzajem obrzydzenia.

demo politycal manipulationsTo nie jest akurat fotka z ostatnich demonstracji w sprawie sądów, ale mniej więcej o taki obrazek chodzi…

Ci ludzie, wszystko jedno, opłacani czy nie przez szarą eminencję z pękatym portfelem, to apologeci i jednocześnie beneficjenci neoliberalizmu, który rozdarł ostatecznie nasze społeczeństwo i podzielił na pojedyncze atomy oraz sprawił, że dzisiaj u sterów siedzą psychopaci z PIS-u.

enforce-46910_640

Ja doskonale pamiętam umizgi polityków wszystkich opcji do biskupów, ich pielgrzymki do Częstochowy, te wszystkie fałszywe dowody na katolickie źródła wartości jakim chcą służyć, te śluby kościelne brane w pośpiechu, żeby się uwiarygodnić, te wszystkie legitymacje dla nieuprawnionej obecności biskupów na scenie politycznej, to haniebne oddanie młodego pokolenia na wychowanie księżom katechetom… wszystko pamiętam.

tusk

Nigdy też nie zapomnę, że pozwolili przez lata poniżać ustawowo kobiety, a nawet czynnie występowali przeciwko kobietom i dopuścili by KK odebrał im prawa nabyte w okresie PRL-u do decydowania w sprawie własnej prokreacji – czyli jak być powinno w świecie wolnych ludzi.

polkawalczaca

Oni nie wiedzą co to jest odpowiedzialność za społeczeństwo. To oni stopniowo odcinali nas, obywateli, ich wyborców od usług publicznych. Dopuścili do powstania przepaści między najbogatszymi i najbiedniejszymi. To wreszcie im nie przeszkadza, że Polska B traci kontakt z Polską A i że awans społeczny to już dziś tylko hasło encyklopedyczne, pusty termin bez treści.

DSCN3973

Nie mam wątpliwości, że jeśli tylko będą potrzebowali poparcia KK dla jakichś , swoich celów to przehandlują bez mrugnięcia okiem np. prawo do rozwodów, uchwalą zakaz antykoncepcji, czy podatek od braku potomstwa, a nawet ustawy eugeniczne, zabraniające przeszczepów lub hodowli z komórek macierzystych – wszak rząd się wyżywi!

12472798_10209251982919502_3845086472467066802_n

I dlatego pójdę na protest pod hasłami młodej, oddolnej, zjednoczonej lewicy, nawet jeśli ich program w wielu miejscach wymaga dopracowania i debaty społecznej… bo na takim proteście nikt nie wymaga ode mnie naiwnego skandowania za utrzymaniem niezależności sądów, zanim się nie zdefiniuje od nowa o jaką niezależność chodzi i o stanie na straży jakiego prawa. Każdy kto otarł się o sądy powszechne wie jakie szanse na sprawiedliwość ma szary obywatel bez odpowiednio dużych środków na opłacenie dobrego adwokata.

Najkrócej mówiąc – NIE MA mojej ZGODY NA POWRÓT TEGO CO BYŁO.

A jakie są Twoje przemyślenia?

Spotkajmy się i porozmawiajmy o naszych indywidualnych motywacjach

by się pochylać z troską o nasz wspólny dom.

Żarna historii zmielą wszystko na pył…

Katarzyna Wenta-Mielcarek o Francji: „Ciesze się, że mieszkam w kraju, który szanuje prawa kobiet do decyzji o własnym ciele, który je wspiera, a nie stygmatyzuje, gdy nie decydują się na potomstwo, który zwraca pieniądze wydane na antykoncepcję. Kraju, który miesiąc temu ustawowo zabronił francuskim „zygotarianom” psychicznego molestowania osób, które są w niechcianej ciąży, nakładając na strony internetowe tego typu kary do 30 tys. euro.”

 

… 30 lat temu też żyłam w kraju gdzie mogłam stanowić sama o sobie, miałam prawo do aborcji, a świadome macierzyństwo i planowanie rodziny znaczyło diametralnie coś innego niż dzisiaj. I nie jest w tej chwili istotne z jakich pobudek PRL post stalinowska tak a nie inaczej potraktowała kobiety. Istotne jest, że był to ruch we właściwą stronę. Czy miałam świadomość, że to pierwszy okres w historii względnej wolności  dla kobiet? Z pewnością nie wtedy.

 

60 1

 

Przez całe moje PRL-owskie życie uważałam prawa kobiet za coś oczywistego. Do głowy mi nie przyszło, że to taaaaka zdobycz cywilizacyjna i że wypływa wprost z praw człowieka – o których nota bene także nic nie wiedziałam.

Kiedy przed rokiem zbierałam podpisy pod akcją RatKob, zaskoczona byłam postawą młodych kobiet -25 lat. Co z nimi u licha – myślałam. Dlaczego nie czują się poniżone ewidentną przemocą prawną. Przecież to oczywisty zamach na ich godność, wolność i prawo do autonomicznych decyzji.

O swoich odczuciach pisałam tutaj

Minęło wiele miesięcy od tamtego, mojego zdziwienia. Nabrałam dystansu. Dyskusje w realu i na portalach społecznościowych pozwoliły mi wejrzeć w inne światy kobiece. Dużo pisałam i czytałam. Wiele kobiet poczuło się urażonych tym co pisałam. Ale wiele z nich też odpowiadało na zarzuty, tłumaczyło swoje motywacje, opowiadało o swojej wolności w bańce, którą sobie zbudowały. Zaczynałam rozumieć. Z pomocą przyszły wspomnienia lat szczenięcych, tak bardzo odmienne od tego co przeżywało i nadal przeżywa obecne młode pokolenie. Zdałam sobie sprawę z mechanizmu budzenia i usypiania świadomości. Nie wiem czy to jakieś usprawiedliwienie dla młodych kobiet, że ich zbiorowa świadomość jest tak niska skoro ich zbiorowe doświadczenie spowite było w gęsty opar kadzidła i to od poczęcia.

Ale wiem jedno, że my, schodzące pokolenie nie jesteśmy bez winy. Pisałam o tym wcześniej przy różnych okazjach, zatem tylko w skrócie przypomnę, że pozwoliliśmy na:  powieszenie krzyża w sejmie, śmialiśmy się gdy po raz pierwszy PIS zarządziło modły o deszcz w agendzie obrad sejmu, pozwoliliśmy niemal zlinczować Alicję Tysiąc, a Chazanowi pastwić się nad kolejnymi ofiarami jego sumienia. Pozwoliliśmy, a nawet ucieszyliśmy się, że religia będzie w szkole i dziś budzimy się z ręką w nocniku, bo dzieci w szkole mają kościół, a nie mają już czasu nabywać wiedzy i jakby tego było mało, to do kompletu nieszczęść nauczyciele/ki zapomnieli/ły o swoim powołaniu i o godności swojej profesji. Ulicami maszerują coraz głośniejsi i coraz bardziej pewni siebie faszyści, ale i tak znaczna część społeczeństwa trwa w letargu i nie dostrzega zagrożenia przemocą w przestrzeni publicznej.

Zwykle w tym miejscu dywagacji rzucałam dramatyczne: I co się jeszcze musi wydarzyć, żebyśmy się obudzili!!! Dziś już tak nie pytam. Dziś wiem, że nikt nie słucha. Zobaczyłam jakie są mechanizmy władzy. I to wystarczy żeby przestać tłuc głową w mur.

 

Dziś opowiem o  narodzinach własnego poczucia godności i wolności osobistej.

Z posiadania godności osobistej zdałam sobie sprawę dopiero wtedy, gdy mi ją symbolicznie odebrano w 1993 roku, wprowadzeniem w życie ustawy antyaborcyjnej, gdy zignorowano półtora miliona podpisów pod protestem/ petycją, gdy zaczęto mówić o mnie, że jestem morderczynią dzieci, że jestem zbyt głupia i nieodpowiedzialna żeby mieć kontrolę nad własną rozrodczością itd. Użyłam okolicznika symbolicznie,  bo żadna ustawa ograniczająca kobiety w ich prawach, przynajmniej jak dotychczas, mnie nie dotyka bezpośrednio – dzieci już więcej nie będę rodziła, ale czuję się, jako kobieta, poniżona, dyskryminowana, uprzedmiotowiona i nieobecna w głównym dyskursie na temat praw kobiet – bo na ten temat nawet się nie dyskutuje. O odebraniu praw kobietom decyduje się w sejmie pod dyktando Episkopatu. Żeby nas jeszcze bardziej upokorzyć niejaka Beata  Kempa wyśpiewuje niejakiemu Tadeuszowi Rydzykowi psalmy na hucznych urodzinach ojca dyrektora. Żenada.

 

A z wolnością było dokładnie odwrotnie tylko mniej boleśnie. Ponieważ urodziłam się w PRL-u za żelazną kurtyną, w kraju systemowo izolowanym od kontaktów ze zgniłym Zachodem, to przyjęłam, bez żadnej refleksji, fakt istnienia dwóch, a nawet trzech światów odrębnych, jak coś zupełnie naturalnego. Nie przeżywałam jakoś boleśnie tego, że nigdy nie otrzymam paszportu i nie zobaczę z bliska Wieży Eiffla ani nie zwiedzę Muzeum w Luwrze – musiały mi wystarczyć przepięknie wydane albumy i książki na temat sztuki, architektury i muzyki.

 

60 2

 

 

Moje poczucie wolności miało się względnie dobrze. Nie czułam się uwięziona. Propaganda  robiła wszystko byśmy ciągle czuli się zagrożeni kolejną wojną z tamtą, nieprawomyślną częścią świata. Niektórzy pamiętają jeszcze, że w tamtym czasie wojny dzieliły się na sprawiedliwe i na zbrodnicze napaści. Sprawiedliwe to były te, które wszczynał ZSRR z pomocą całego bloku komunistycznego, a te drugie cała reszta świata, a przede wszystkim USA.

Tak czy inaczej propaganda nie dała rady zamącić nam w głowie, nie braliśmy tego poważnie, podśmiewaliśmy się z różnych gazetowych doniesień, nauczyliśmy się szybko czytać między wierszami, a jednocześnie to właśnie PRL zawalczył z analfabetyzmem, dał szansę ludziom na awans społeczny i większy dostęp do dóbr kultury. Usługi publiczne oferowały niewiele ale przynajmniej wszystkim. Było siermiężnie, szaro buro i ponuro, ale się wspieraliśmy, nie czuliśmy się gorsi od sąsiadów, bo bieda była równa dla wszystkich.

I nastały lata siedemdziesiąte. Otwarto granice w obrębie bloku wschodniego. Nie potrzebowałam paszportu by pojechać do Budapesztu czy Pragi… I dopiero wtedy poczułam czym jest moje prawo do wolności np. przemieszczania się po naszej wspólnej Ziemi. Pamiętam jakby to było wczoraj, że poczułam swego rodzaju uniesienie, zachłyśnięcie się wolnością. To było jak pierwszy oddech noworodka i zaraz potem krzyk – to w czym ja do tej pory żyłam?! Jakim prawem tak nas potraktowano, dlaczego nas więzią w ograniczonych obszarach państwa, czym sobie na to zasłużyłam i tego typu młodzieńcze pretensje. To był w moim osobistym życiu ten moment kiedy dotarło do mojej świadomości czym jest wolność. I nie ma większego znaczenia czy z tej wolności korzystasz czy też nie, istotne jest, że masz WYBÓR.

 

Osobiste jest polityczne

Z powyższych wspomnień można konkludować, że nabywanie świadomości to złożony proces i nie będę udawać, że wiem na ten temat wszystko co należy, by się wypowiedzieć naprawdę merytorycznie. Ale z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć że poczucie godności i wolności, to nieodzowne stany świadomości dla rozwoju osobistego człowieczeństwa. Nie można ich dostać w prezencie, ani kupić sobie w supermarkecie, nie znajduje się ich w lesie, ani nie wykopie spod ziemi.

Jeśli ktoś jeszcze nie wie to sugeruję taką odpowiedź – rodzimy się wolni i godni… dopóki nam tych praw inny człowiek nie odbierze.

Niby to proste i oczywiste, a jednak te podstawowe prawa mają nieliczni ludzie na globie. I stanu rzeczy nie zmieniło nawet zapisanie tych praw w karcie praw podstawowych. Poniższa ilustracja pokazuje, że wolność i godność nie wyraża się strojem zwłaszcza strojem nakazowym, bez względu na to czy to nakaz prawny, religijny czy obyczajowy czyli kulturowy… zniewalać można na różne sposoby.

 

zniewolenie kobiet

 

Wstydem dla ludzkości jest fakt, że wiele państw do dziś nie ratyfikowało tej karty w całości. A co jeszcze bardziej może dziwić to, że kościół katolicki, ale nie tylko on, od początku neguje wiele z jej zapisów. Ostatnio nawet podjął starania o wpisanie do karty trzech punktów, które, jeśli zostaną faktycznie uwzględnione, odbiorą ostatecznie kobietom ich podmiotowość, medycynie zamkną kilka ważnych dróg rozwoju, a skompromitowany patriarchat umocni się na kilka wieków. O tym nie przeczytacie w prasie, o tym nie będzie się dyskutowało podczas debat naukowych, może ktoś napisze o tym mądrą książkę, której nikt z nas nie przeczyta, a nawet gdyby to i tak nie zrozumie, bo mądre książki już tak mają.

Dlaczego tak się dzieje? Cóż, to człowiek pisze prawa i to ten sam człowiek może je zmienić, wykorzystać przeciwko innemu człowiekowi. Raz może je dać, innym razem odebrać. Jeśli ktoś myśli, że prawa nabywa się trwale to jest w błędzie.

Życie skutecznie weryfikuje różne założenia i tezy. W przypadku godności i wolności można śmiało zaryzykować twierdzenie, że nasz gatunek to wciąż prymitywne zwierzątka, którym tylko czasem udaje się wybić na człowieczeństwo dzięki edukacji, trenowaniu dobrych nawyków społecznie pożądanych i humanizmowi, który stanowi fundament budowania postaw otwartych na potrzeby drugiego człowieka. Bez tego nie ma mowy o rozwijaniu dobrych relacji międzyludzkich. A bez tej umiejętności, wciąż trwać będziemy w stanie jakiejś wojny.

Nikt nie uczy dzieci ich praw, a młodzieży historii walki o prawa człowieka i obywatela. Nikt też, ani rodzice, ani szkoła nie zaszczepiają młodzieży banalnej prawdy, że ponieważ ludzie piszą prawa to i ludzie mogą je przekreślać, zmieniać, manipulować nimi. Że w związku z tym każde pokolenie jest zobowiązane zadbać o to by dorobek zeszłych pokoleń i wartości zawarte w karcie praw człowieka i obywatela nie ulegały erozji i banalizacji. A jeśli już mają ewoluować to tylko na rzecz poszerzenia ludzkiej  odpowiedzialności za siebie, za potomstwo, za swoje miejsce na ziemi i całą naszą planetę.

 

Na gruncie polskim

Nie wolno zapominać o tym że:

Wystarczy odpowiednio długo popracować nad indoktrynacją, posiadać na ten cel duże środki finansowe, mieć władzę lub przynajmniej mieć poparcie władzy. Wtedy wszystko jest możliwe, każdy absurd, każdy paradoks, każde niemożliwe staje się realne. I wszystko jedno czy mówimy o rozwoju społecznym, czy o jego mentalnej zagładzie. Jesteśmy właśnie teraz świadkami finału wielkiego pokazu dyletanctwa, ignorancji, braku poczucia odpowiedzialności, populizmu, braku szacunku dla ludzi i zwierząt, najkrócej mówiąc – destrukcji państwa, obstrukcji parlamentu, oraz wszelkiej degrengolady…

I jak zawsze – to samo życie i czas, ostatecznie zweryfikuje kto jest kim i co jest czym. Na obecną chwilę mogę powiedzieć jedynie za siebie – że nie wierzę w boga, w gadki polityków ani kaznodziei, nie oczekuję na żaden cud, ani nie wypatruję pomocy z zewnątrz. Wiem jedynie że wszystko się zaczyna i kiedyś kończy, oraz, że ten cykl naprzemienny będzie się toczył w nieskończoność, a żarna historii będą mielić po równo wszystkich i wszystko na drobny pył. 

 

A podobno przychodzimy na świat by zostawić go lepszym niż go zastaliśmy.

 

Po co komu świeckie państwo?

Na temat państwa wyznaniowego napisano wiele artykułów, ksiąg, traktatów itd. I jakkolwiek by nie podchodzić do tego zagadnienia jedno jest dla mnie oczywiste – nie istnieje jednobrzmiąca definicja tego rodzaju państwa. Wypada mi się zgodzić ze stwierdzeniem Wikipedii, że jest to termin potoczny. A jeśli potoczny, to i mnie niech będzie wolno opisać go tak jak to odczuwam, jako laik – ignorant , ktoś kto nie pozując na filozofa czy prawnika, jest uwikłany, dotknięty, czasem zbulwersowany, czasem sponiewierany przez takie właśnie państwo.

wyznaniowe

Zadając sobie pytanie – od kiedy czuję się obywatelem państwa wyznaniowego – cofam się do lat 90-tych… Pamiętam dokładnie dzień, w którym powieszono krzyż w sejmie. Pamiętam, że nie miałam wątpliwości, że stało się coś niestosownego. Obawiałam się następstw, wiedziałam z historii, że nie wróży to niczego dobrego. W sierpniu 1990 roku wprowadzono religię do szkół i przedszkoli, wbrew wówczas obowiązującej konstytucji i ustawie o rozwoju oświaty i wychowania.

religia w szkole

W 1998 r. ratyfikowano Konkordat.  Niepokojące w tamtym czasie były też doniesienia- fakt, że nieliczne i enigmatyczne – na temat odrzucenia szeregu inicjatyw strony lewicowej i liberalnej, dążących do resekularyzacji państwa i prawa. Moje zaufanie do państwa topniało coraz bardziej, a kolejne lata jedynie potwierdzały, że nie można spodziewać się z tej strony niczego konstruktywnego.

politycy politycy1 politycy2

Na naszych oczach i bez zachowania choćby pozorów, dochodziło do zacieśnienia stosunków między politykami wszystkich ówczesnych opcji, a hierarchami Kościoła Rzymsko-katolickiego. Większość z nas nie widziała w tym nic nadzwyczajnego, wielu i dziś nie dostrzega w tym przekroczenia dopuszczalnej granicy w stosunkach państwo-kościół. Nadal utrzymano instytucję z poprzedniej epoki,  Komisję Wspólną Episkopatu i Rządu, a niewielu obywateli orientowało się na jakie tematy i w jakim stylu prowadzone są w tym gremium rozmowy, a już na pewno społeczeństwo nie miało pojęcia, że jest to rodzaj targowiska, gdzie sprzedaje się przywileje w zamian za poparcie w różnych kwestiach politycznych i gospodarczych.

Dopiero po latach GW zamieściła pełne zapisy stenogramów z tych posiedzeń, a mam przeświadczenie, że ze zrozumieniem przeczytało je niewielkie grono czytelników. Skąd to przeświadczenie? Może stąd, że nie słyszałam żadnych głosów oburzenia, lęku o przyszłość, zniesmaczenia.  Nikt w tamtym czasie nie mówił, że najwyższe władze sprzedają interesy społeczne za obietnicę wsparcia dążeń polityków, że oddano równouprawnienie, zasadę tolerancji, prawa człowieka za bezcen…

komisja

Politycy, zamiast komunikować się bezpośrednio ze społeczeństwem, rozpoczęli haniebny „dialog” przez rozgłośnię Rydzyka, listy biskupów odczytywane podczas mszy w kościołach, oraz przez szepty w konfesjonałach. Media publiczne przerobiono na polityczną tubę i w takiej postaci funkcjonują one nieprzerwanie do dziś. Z dzisiejszej perspektywy można śmiało powiedzieć, że rząd oddał społeczeństwo pod kuratelę kościoła, tak jak w dawnych czasach sprzedawało się ziemię razem z chłopami.

rydzyk rodzina RM

Państwo polskie już przed 89 rokiem stawiało podwaliny pod przyszły, agresywny kapitalizm. Wprowadzono do obiegu społecznego pozytywnie zabarwione hasła neoliberalne, zaimportowane prosto z ukochanych USA, z świętym prawem własności i wolnym rynkiem na czele. Państwo zrzuciło z barków kilka szczególnie uciążliwych sektorów – oświatę , kulturę, naukę i szkolnictwo wyższe oraz ochronę zdrowia publicznego… czyli całość usług publicznych.

Od tamtego momentu domy kultury, teatry, galerie, producenci filmowi, teatry, szkoły i uczelnie, a także szpitale i przychodnie miały zacząć utrzymywać się same i zgodnie z tym założeniem zaczęto mocno przykręcać strumień środków na rozwój w tych obszarach. Tam gdzie kurek przykręcono jednym, dla innych strumień środków popłynął rzeką. Największym beneficjentem neoliberalnej gospodarczo Polski jest nie kto inny jak KK. Komisja majątkowa – twór dziwaczny i jedyny w swoim rodzaju, nie podlegający absolutnie żadnej kontroli, uwłaszczyła  KK , dzięki czemu jest on dzisiaj posiadaczem ogromnego kapitału i najbogatszym właścicielem ziemi oraz posiadaczem najintratniejszych nieruchomości.

„Obserwatorium” widzi i analizuje zawsze w szerokiej perspektywie. To co może nie być wyraźnie widoczne dla przeciętnego zjadacza chleba, jawi się w ostrych konturach, jeśli fakty poddać procesowi analizy i syntezy. Naukowo zajmują się tym procesem socjolodzy, psychologia społeczna, czasem coś opracują ludzie zrzeszeni w NGO-sach, ale wyniki ich pracy to dopiero materiał do dalszej obróbki, i na koniec, jeśli w ogóle, dociera do opinii publicznej, to jest to jakiś, bardziej lub mniej, popularnie ujęty raport, zwykle już historyczny.

Obywatele tymczasem żyją w błogiej nieświadomości procesów jakim podlegają i jakie kształtują na koniec społeczeństwo. Ponieważ jednak mój osobisty, głęboki sceptycyzm odnosi się także do wyników prac naukowych, od lat polegam raczej na własnej spostrzegawczości i doświadczeniu życiowym. To wyjaśnienie jest konieczne ze względu na to, że opisuję tu swój własny matrix i mam świadomość, że dla specjalistów musi to być dość  chaotyczna i dyletancka praca. Trudno. Jestem tylko pojedynczym elektronem, obywatelką, która się nie poddaje i nie ulega formowaniu wg. pożądanego wzorca i gdzieś muszę wylać nagromadzone zasoby żółci.

I cóż widzę? Po pierwsze, że państwo polskie nie zajmuje się problemami społecznymi, zostawiło na pastwę złego prawa i ustaw swoich obywateli, dopuściło do degradacji i utraty prestiżu kształcenia wyższego, nie dba o szkolnictwo podstawowe i średnie, skazuje pacjentów na źle funkcjonujący system ochrony zdrowia, cenzuruje kulturę i sztukę hamując jej rozwój, stygmatyzuje mniejszości, nie liczy się z przejawami aktywności społecznej i w ogóle ze zdaniem obywateli na jakikolwiek temat. Tak zachowuje się złe państwo, państwo opresyjne, kontrolujące i wykluczające. Władze nie zarządzają państwem, tylko korzystają z władzy i dla tego przywileju gotowi są poświęcić każdą wartość, nawet swoją autonomię. I, żeby było jasne- dotyczy to wszystkich opcji politycznych.

Po drugie, że obywatele po 1989 roku, odcięci natychmiast od wpływu na cokolwiek, poddali się formowaniu wg. twierdzenia, skądinąd słusznego, że o wiele łatwiej przyswajają treści propagandowe niż edukacyjne, w wyniku którego zostali rozdzieleni na grupy silnie antagonizowane, przez co z kolei społeczeństwo straciło swoją spójność, jedność i jako takie nie może być solidarne, a co za tym idzie nie ma siły przebicia, nie może mieć wpływu, nie może też kontrolować skutecznie władzy. Wszyscy rzuciliśmy się na kość jaką nam rzucono – i wielu z nas nadal bije się o nią – mowa o „nowych” możliwościach jakie miał stworzyć wolny rynek i zasady neoliberalnej gospodarki. Wielu z nas połamało sobie na tej kości zęby, ale tylko nieliczni wyciągnęli z tego wnioski. Zbyt wielu nadal gotowych jest bronić tego systemu bez względu na widoczne gołym okiem skutki społeczne.

Kilka z nich nazwę po imieniu;-

zanik relacji społecznych = brak solidarności społecznej

kwitnąca homofobia, ksenofobia, faszyzm, nietolerancja, egoizm i nepotyzm

wzrost wskaźnika samobójstw w grupie +50 i -25

spadek dzietności i brak zastępowalności pokoleń

stygmatyzacja grup wykluczonych

dyskryminacja ekonomiczna

brak równości wobec prawa

poszerzający się obszar biedy

podział na Polskę A i B

Chciałoby się krótko powiedzieć – BEZHOŁOWIE, FOLWARK ZWIERZĘCY I CAŁA PRAWDA O PLANECIE KSI… wysypałam te zagadnienia jak z rękawa- wiem, że to groch z kapustą, ale systematyką zjawisk niech się zajmują specjaliści. To co dla mnie istotne, to to, że wszystkie one mają swoje źródło w źle zarządzanym państwie.

Zatem mamy taką oto sytuację, że z jednej strony państwo zostawiło społeczeństwo samemu sobie, z drugiej to samo państwo zaprosiło Kościół Rzymsko-katolicki na salony polityczne i uczyniło go wyrocznią w każdej sprawie, a dając niewyobrażalnie wielki kapitał uczyniło go także możnym sponsorem, który od czasu do czasu dzieli się z maluczkimi, ale tylko tymi których uzna za godnych…

Nie dziwi  w tej sytuacji, że coraz więcej szkół wszystkich szczebli zarządzanych jest wg. jedynie słusznej doktryny, że jak kultura to tylko katolicka, że jak Polak to Katolik. Zwęszyły ten trend niektóre gwiazdy i gwiazdki pop-kultury, aktorki/aktorzy, publicystki/publicyści, profesorki/profesorzy, nauczycielki/nauczyciele, dyrektorki/dyrektorzy, prezydentki/prezydenci, premierki/premierzy – wszyscy od góry do samego dołu. Wszyscy ketmanują jak za komuny stalinowskiej i potem… Paralela nie jest przypadkowa- otóż…

państwa totalitarne opierają się na tych samych zasadach co państwa wyznaniowe i budzą te same mechanizmy przetrwania.

BTW – nieźle przetrenowani w poprzednim ustroju w zasadzie gładko przeszliśmy spod jednego reżimu pod drugi – w zasadzie te same zagrożenia, ten sam język propagandy, te same metody osłabiania woli i siły społecznej.  Zmieniły się gadżety, symbole, ideologia,  reszta bez zmian. I o tą całą resztę należy się martwić. Jak zawsze… człowiek i jego podstawowe potrzeby, perspektywa rozwoju, dobrostan społeczny – leżą w rowie i kwiczą. Kiedy w cywilizowanym świecie dostosowuje się i ustawicznie doskonali prawo, tak by nie było tylko pustym zabazgranym papierem, ale służyło urzeczywistnieniu praw człowieka i sprawiedliwości społecznej rozwiniętych demokracji, w Polsce w XXI wieku wydaje się kolejne dzienniki ustaw ograniczających swobody obywatelskie, kieruje się ostrze prawa przeciwko niemu i traktuje go a priori jak przestępcę.

Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości czy Polska jest państwem wyznaniowym, to może sobie poczytać znacznie lepsze, bo profesjonalne analizy na ten temat. Szczerze polecam. A komu się nie chce może przyłożyć jeden z szablonów jaki znalazłam w bibliografii na ten temat np. taki:

 Barbara Stanosz :

W zakresie terminu „państwo wyznaniowe” wyróżniono cztery zasadnicze elementy świadczące o dominacji w takich państwach zasad i norm regulujących praktykę wyznaniową nad sposobem funkcjonowania państwa. Są następujące elementy:

— 1. uprzywilejowanie jednej instytucji wyznaniowej w porównaniu do innych instytucji i organizacji, a wiec np. finansowanie z budżetu państwa,

— 2. dostosowanie stanowionego prawa do interesów i aspiracji wyznaniowych wspólnot religijnych, a więc np. wprowadzenie zasady konfesyjnego zawierania związków małżeńskich, powoływanie pozaprawnych organów i instytucji państwowo-kościelnych,

— 3. materialne uprzywilejowanie kleru wobec innych grup społecznych, np. zwolnienia podatkowe, finansowanie ubezpieczeń społecznych,

— 4. represyjna bądź dyskryminacyjna polityka wobec innych religii i ich wyznawców, np. pozbawienie prawa pełnienia urzędów państwowych wyznawców religii mniejszościowych,

 Pytanie w tytule niniejszego artykułu, to pytanie retoryczne oczywiście, tym niemniej warto sobie uświadomić przy tej okazji jedno – że bez przywrócenia świeckości, państwo nie będzie dobrze funkcjonować, że nie będzie możliwy dialog i nasze nabrzmiałe problemy nigdy nie doczekają się racjonalnego rozwiązania. Być może niektórym obywatelom za całą poradę wystarczy skwitowanie ich losu zdaniem o boskim planie, albo truizm, że cierpienie jest nieodłączną częścią życia, ale nie podniesie to dzietności ani nie spowoduje, że ludzie w depresji przestaną odbierać sobie życie, tym bardziej nie załatwi to problemów socjalnych czy mieszkaniowych ogromnej części społeczeństwa.

Do szczególnie oburzających nadużyć władzy wobec społeczeństwa dochodzi wszędzie tam, gdzie dotknięta nimi grupa jest wyjątkowo mała, statystycznie nie licząca się w 40-milionowej społeczności. Z tego co sami gołym okiem możemy zobaczyć lub własnym uchem podsłuchać tu i ówdzie, przychodzą mi do głowy następujące przykłady:

eksmisjeW dużych miastach,  takich jak Kraków, Poznań, Gdańsk, Lublin, Opole, Łódź i inne, po klepnięciu ustawy reprywatyzacyjnej NIE objęto realną ochroną lokatorów posiadających legalny przydział i od 26 lat trwa niekończąca się tragedia kilkudziesięciu tysięcy rodzin, które z dnia na dzień stały się obywatelami drugiej kategorii, i są do dzisiaj wyrzucani na bruk lub gnębi się ich rozmaitymi szykanami jak wyłączanie gazu, wody, mediów, podnoszeniem czynszów do absurdalnie wysokich kwot itd… zależnie od fantazji nowych „właścicieli”.

Co ciekawe, ci nowi nie wiedzieć dlaczego uzyskali moc prawną do takich działań – dziwne? Wcale nie! Państwo uznało, że nie musi się przejmować losem swoich niegdysiejszych lokatorów – jest ich niewielu, coraz mniej, bo jako posiadacze starych peseli, obciążeni często marną emeryturą i słabym zdrowiem, a dodatkowo nie mając możliwości i dostępu do bezpłatnej obrony prawnej NIE są przeciwnikiem ani głosem z którym państwo musi się liczyć. A co!!

W podobnie rozpaczliwej sytuacji są rodziny opiekujące się niepełnosprawnym dzieckiem, zwykle jest to samotna matka lub ojciec, bo dzieci npspartner często się stlenia od początku problemu lub nie wytrzymuje nowych okoliczności przyrody, czego nie śmiałabym nawet poddawać ocenie etycznej, bo tak naprawdę wiemy tylko tyle o sobie ile nas życie przeczołga… Ale społeczeństwo, jego poziom kultury, w tym solidaryzm i poczucie odpowiedzialności, tak za dzieci jak i za ludzi starych i niedołężnych, mierzyć można poziomem zorganizowania się wokół takich m.in. problemów jak powyższej. A nasze państwo co na to? Ano, podobnie jak w przypadku lokatorów  kamienic prywatnych  – nie ma silnego przeciwnika – nie ma sprawy – namiastka opieki społecznej musi wystarczyć. No i oczywiście – modlitwa.

Walka z przemocą domową – temat znany i  skandal na miarę europejską – katolicka Polska nie widzi problemu, nie zamierza poważnie się nim zajmować, trochę, mam wrażenie, na zasadzie że jak czegoś nie pokażemy, nie nazwiemy, to tego po prostu nie ma! O! alkoholizm to co innego! To jest problem! Dopalacze i gram marychy – to jest coś na czym można budować narrację państwa zatroskanego o zdrowie społeczeństwa. Ale przemoc? Jaka przemoc! – toć to tylko uświęcony kulturowo obyczaj.

przemoc1 przemoc2 przemoc

A w ogóle to kobiety są sobie same winne, a jak ten problem dotyczy mężczyzny- to co to za facet! Tworzyć spójny system  prewencji, to zachęcać do zgłaszania aktów przemocy- i co? statystyki się pogorszą, okaże się jaka jest skala problemu, a w ogóle toby kosztowało budżet sporo kasy, a przecież potrzebujemy kasy na ważniejsze rzeczy np. taki ŚDM albo kolejne igrzyska, stadiony, centra biznesowe itd. To są istotne marketingowo cele. Można wpisać sobie do zasług dla miasta i w razie kampanii  się pochwalić. Ale przemoc? Apage satanas!

Problem bezrobocia wśród wykształconej młodzieży opędzono za pomocą otwartej dla polskich emigrantów UE, a ci co jeszcze zostali w kraju wierzą (sic!) w mit możliwości jakie daje neoliberalna gospodarka, także w to, że każdy jest sobie winien i jeśli mu nie idzie to jest nieudacznikiem, leniem, beztalenciem itp… Kiedy tego typu przekonania zagnieździły się na dobre w chłonnych, ale niezbyt krytycznych umysłach młodych, nie trzeba było już martwić się np. o to, że nie rozwija się budownictwo komunalne pod wynajem. Wszak raz na zawsze wbito nam do głowy, że tylko ciasne ale własne się liczy. A prawda jest taka, że młodzi nie zakładają rodzin, nie rozmnażają się i nie planują swojego rozwoju, no bo jak można coś planować nie mając żadnych perspektyw? Trudno nazwać perspektywą pracę na śmieciówce, brak możliwości wynajęcia, nie mówiąc już o kupnie własnego locum, a posiadanie potomstwa to kosztowny luksus dla nielicznych.

 

IMAG0237_BURST001

 

Ignoruje się nie tylko małe i rozproszone grupy wykluczonych, środkowy palec pokazuje państwo także dobrze zorganizowanej grupie zawodowej pielęgniarek i położnych, bo to kobiecy zawód, można więc marnie opłacać, dopuszczać do łamania prawa pracy, nie przejmować się, że średni wiek białej służby to 45 lat i wciąż się podnosi… a jak zacznie brakować kadr, to się zorganizuje outsourcing czy inny desant z krajów na wschód od Wisły i po problemie.

I to wszystko ma miejsce w kraju, gdzie politycy i hierarchowie kościoła katolickiego mają gęby pełne frazesów na temat świętości rodziny.

Hipokryci!

Czym więc zajmuje się państwo, władza, kościół? Ano głównie skupia uwagę obywateli na tematach takich jak:

Ochrona życia od poczęcia do… urodzenia. W tym celu zaostrza ustawę antyaborcyjną, wprowadza i rozszerza zakres działania klauzuli sumienia lekarzy, tak by mogli nie informować, nie przepisywać leków i środków antykoncepcyjnych, nie wykonywać zabiegów przerywania ciąży nawet kiedy są ewidentne wskazania zdrowotne. Problem aborcji nielegalnej dotyczy szacunkowo 150 tyś kobiet rocznie – to te, które nie mogą z różnych względów lub nie chcą zostać matkami.

Restrykcyjna ustawa naraża je na utratę zdrowia i życia. Także na stres związany z pozyskaniem środków oraz wynikający z konieczności utrzymania tajemnicy wokół tego tematu. Te, których nie stać na luksus świadomego decydowania o swojej reprodukcji –  chodzą w ciąży bez należytej opieki zdrowotnej, nie mogą liczyć na badania prenatalne, a kiedy wylądują wreszcie w szpitalu nie mogą liczyć na znieczulenie , cesarkę czy inne luksusy, które są standardem w cywilizowanym świecie.

Ochrona społeczeństwa przed zgubnymi skutkami ideologii gender – cokolwiek to jest, nie wymyśliły tego ani feministki, ani UE tylko ks. Oko, a reszta biskupów przyklepała i dołożyła do pieca histerii wśród niezbornych obywateli. Owa niezborność obywateli polega na tym, że zamiast sobie wygooglać termin gender jednym kliknięciem i poczytać o co chodzi, siedzą przed szklanym ekranem TV i spijają „wiedzę” z krynicy „mądrości” ks.Oko. Kampania zohydzania  powiodła się znakomicie i potwór gender straszy dziś małe dzieci groźbą seksualizacji w żłobkach i przedszkolach, których z resztą nie ma i raczej nie będzie. Chociaż nie. Będą, nawet już jest ich sporo, ale zupełnie inne, wolne od gender, prywatne, pod nadzorem kościoła i z jego obsługą. A co najważniejsze – żadna instytucja państwowa nie ma i mieć nie będzie wglądu ani w program ani w metodologię zajęć. Fajnie?

Polityka historyczna- to następny pomysł na zajęcie obywateli, żeby z jednej strony ciągle mieli powód do kłótni, a z drugiej żeby nie mieli czasu i głowy zajmować się krytyką władzy. Dziś przerabiamy żołnierzy wyklętych, a jutro podrzucą nam coś innego – specjalnie nie rzucam pomysłów, żeby nie ułatwiać im roboty – poza tym muszą się w końcu czymś zajmować, skoro nie mają kompetencji by zarządzać państwem.

Ostatnio sporo uwagi społecznej skupia się wokół 500 pln na każde dziecko, a właściwie tylko na niektóre i pod warunkiem, że wszystkie są wspólne… ergo, władze zajmują się kombinowaniem jak nie zdemolować budżetu przez spełnienie tej obietnicy, czyli jak dać i nie dać jednocześnie. Perpetuum mobile politycznej fikcji. Kiełbasa wyborcza stoi kością w gardle zwolennikom PIS-u, ale udają, że się nie krztuszą, można zatem pogratulować specom od kampanii wyborczych doskonałego pomysłu na deal, a wyborcom życzyć, aby następnym razem nie dopadła ich pomroczność jasna i żeby wykazali się w przyszłości jasnością myślenia.

Prawie bym zapomniała – SMOLEŃSK! – niekończący się serial z powtórkami… szkoda słów…

Nowe władze, nowe porządki, to z kolei coś co elektryzuje i spiętrza co chwilę tłumy obywateli, którzy postanowili bronić demokracji na ulicy. To dobrze, że  oczywiste naruszenia konstytucji potrafią oni zreflektować, ale martwi mnie nieco, że wielu innych naruszeń, takich jak choćby łamanie postanowień konkordatu, łamanie praw obywatelskich oraz praw człowieka – już niekoniecznie, w każdym razie nie wszyscy, a nawet nie większość… I od razu chce podkreślić, że to nie tylko ich wina… ale o tym już wielokrotnie pisałam.

KOD

Nie mogę odnaleźć się w Polsce po transformacji. Mam wciąż jakieś deja vu. Oglądam na żywo powtórki z historii, mam co chwilę wrażenie, że za moment rozsypie się zamek z piasku, a wiatr dziejowy i fale zamętu ostatecznie posprzątają plażę. I zalegnie wielka ciszaaaa. Zaczynam marzyć o tej ciszy.

materiały pomocnicze:

DEMOKRATYCZNE PAŃSTWO ŚWIECKIE

ŚWIECKIE PAŃSTWO CZYLI CO?

Nie pojechałam na marsz KOD-u

Nie pojechałam na marsz KOD-u do Warszawy.

marsz1

Rozumiem wszystkich, którzy wzięli w nim udział. Rozumiem ich radość z bycia po właściwej stronie, że fajnie jest poczuć się częścią wielkiego zgromadzenia, że dawno już tak się nie czuli wspaniale, idąc i pohukując pod adresem nowych władz mocne hasła, że mogli dać upust frustracji ostatnich miesięcy. Naprawdę łza się kręci ze wzruszenia. I mówię to bez sarkazmu, całkiem poważnie to mówię.

Mam tylko problem ze wzrokiem i słuchem. Bo patrzę – autobus, na nim politycy z pierwszych stron, znani i w sumie sympatyczni – Rysiu i Basia. I słucham jak mówią swoje płomienne przemowy z wykrzyknikami na końcu każdej frazy. Ale problem w tym, że jak patrzę to jednocześnie widzę, jak słucham to jednocześnie słyszę. A widzę Ryszarda P. i Barbarę N. w zgodnym uścisku i obraz ten zgrzyta mi jak cholera… I słyszę jak mówią do tłumu – patrzcie jacy jesteśmy fajni, jesteśmy dziś z wami, zapamiętajcie jak było wam z nami fajowo!

Marsz apolityczny? Naprawdę?

marsz2

I choć nie mam cienia wątpliwości, że zasad demokracji należy zawsze bronić, niezależnie od tego jak i kto je gwałci, niezależnie od tego jak bardzo te, konkretne instytucje ( Trybunał Konstytucyjny)  i akty prawne ( Konstytucja) pozostają dziś w sprzeczności z moimi oczekiwaniami. Dla tych, którzy być może jeszcze nie skonstatowali faktów: TK w ostatnich dwóch dekadach, wydał kilkanaście orzeczeń niezgodnych z duchem konstytucji, a i sama Konstytucja nie jest aktem satysfakcjonującym ogół społeczeństwa, począwszy od Preambuły skończywszy na kilkudziesięciu pułapkach semantycznych, umieszczonych sprytnie w treści Ustawy Zasadniczej… ,przez co można ją dość elastycznie interpretować.

Preambuła bez ukrytych i jawnych pułapek brzmi tak:

PREAMBUŁA
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny,

odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie,

my, wszyscy obywatele Rzeczypospolitej,
równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego –

Polski,

zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku,
świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, 

pomni gorzkich doświadczeń
pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność,
ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej

jako prawa podstawowe dla państwa 

oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali,

wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka,

jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi,

a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.

Jak dla mnie – taka preambuła byłaby do przyjęcia przez wszystkich obywateli, nadto nie wykluczałaby spośród nich nikogo i stanowiłaby jasny przekaz, że budujemy państwo świeckie, działające w oparciu o demokrację i współistnienie wszystkich dla dobra wspólnego.

***

A dziś dowiadujemy się, że planuje się dalsze upupienie kobiet w Polsce :

Przygotowywana przez Ministerstwo Sprawiedliwości nowelizacja Kodeksu karnego proponuje zmiany w artykule 152, dotyczącym nielegalnego przerwania ciąży. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości proponuje, by zapis: „Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech” zastąpić następującym: ”Kto powoduje śmierć dziecka poczętego niezdolnego do samodzielnego życia poza organizmem matki, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”

źródło

…a także, że przepchnięto błyskawiczną ustawę o TK . Zmiany w funkcjonowaniu tego organu, zmierzają do paraliżu i obstrukcji – zamiast trzech zespołów po pięciu sędziów, sprawy będzie rozpatrywać jeden, co najmniej 13 osobowy skład, co wydłuży rozpatrywanie wniosków co najmniej trzykrotnie.

***

I już po wzruszeniu obrazkami z marszu KOD-u… W to miejsce rozlewa się jak gęsta lawa, całe morze moich pretensji – o to, że nie było solidarnego marszu…

– w obronie praw reprodukcyjnych kobiet, kiedy wprowadzono ustawę antyaborcyjną z pogwałceniem nie tylko praw człowieka i obywatela, ale także zasad demokracji, bo przecież petycji z kilku milionami podpisów nie sposób nie zauważyć;

 – w obronie praw pacjenta, kiedy TK na wniosek NIL ( Naczelna Izba Lekarska) usunął wykluczenia z klauzuli sumienia;

 – w obronie świeckiego państwa, gdy wprowadzano religię do szkół świeckich, wieszano krzyże w urzędach państwowych, ogłoszono listę lekarzy sygnatariuszy deklaracji wiary;

…i przy wielu innych okazjach, znacznie bardziej uzasadnionego sprzeciwu.

Ale może się czepiam. Może jest tak, że w Polsce nie ma obywateli, jest tylko naród z korzeniami chrześcijańskimi, do tego poszatkowany jak po masakrze piłą mechaniczną i niezdolny, w związku z tym, do prostych reakcji na łamanie praw obywatelskich i zasad demokracji, niezdolny także do solidarności społecznej. I niestety, biorąc pod uwagę co wyprawia się w tym kraju z edukacją młodego pokolenia, społeczeństwo zdolne do prawidłowych reakcji, a zatem krytyczne, wyczulone, uważne, to mrzonka, którą należy schować między bajki…

Polska

 

kuna 2015 Kraków

Nie w moim imieniu

Witajcie ponownie. Ostatnio rzadko bywam na portalu, jeszcze rzadziej coś publikuję, z różnych z resztą powodów, a głównym jest brak czasu. Dziś też wpadłam tylko na chwilkę, żeby się z Wami podzielić wrażeniami z krakowskiego marszu ” Nie w moim imieniu”.

MANIFEST: Nie w moim imieniu. Dialog zamiast agresji.

W ostatnich miesiącach obserwujemy niepokojące przemiany zachodzące w debacie publicznej. Liczne demonstracje, nierzadko organizowane przez radykalne środowiska, przemieniają się w pokazy otwartej nienawiści. Internet i ulice przesycone są jawną agresją (czego najbardziej jaskrawymi przykładami są spalenie kukły Żyda na wrocławskim Rynku, napis “Pray for Islamic Holocaust” w Poznaniu czy pobicie muzyka Chillu pod okrzykiem “wypierd… do Syrii”). Wraz z tymi zjawiskami obserwujemy coraz większą społeczną akceptację dla zachowań, na które w demokratycznym społeczeństwie nie może być miejsca.

Kryzys imigracyjny i tragiczne wydarzenia w Paryżu są trudnym testem dla społecznej solidarności. Wszyscy mamy prawo do strachu i licznych wątpliwości. Możemy zajmować różne stanowiska i spierać się w kwestiach, które mogą na zawsze zmienić rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Nie możemy jednak zgodzić się na przemoc i nawoływanie do nienawiści. Nie możemy pozwolić na oddanie przestrzeni publicznej radykałom i środowiskom żerującym na ludzkim strachu i niepewności.

Niech ten sprzeciw połączy nas bez względu na to, jakie stanowiska zajmujemy w sprawie aktualnych wydarzeń politycznych i społecznych. Stwórzmy koalicję przeciwko nienawiści – wyjdźmy solidarnie na ulice Krakowa i pokażmy, że debatę publiczną można i należy prowadzić bez agresji.

DSCN4779

Lista organizacji oraz autorytetów

DSCN47871. Organizacje, stowarzyszenia, fundacje, media

Miesięcznik Znak
Krytyka Polityczna
Korporacja HaArt
Stowarzyszenie Rodzin Wielokulturowych
Centrum Muzułmańskie w Krakowie
Jewish Community Centre
Stowarzyszenie Wszechnicy Oświeceniowo-Racjonalistycznej
Fundacja Manowce Kultury
Małopolskie Stowarzyszenie na Rzecz Integracji Obcokrajowców
DSCN4798Kraków Przeciwko Igrzyskom
Spółdzielnia “Ogniwo”
ROCKagainstHate
Kraków Expat Community (nieformalna społeczność obcokrajowców w Krakowie)
Chlebem i Solą
Fundacja Otwarty Plan
Fundacja Autonomia
Stowarzyszenie Strefa Wenus z Milo
Fundacja Machina Fotografika
Stowarzyszenie Młodych dziennikarzy „Polis” (koordynator Kampanii Rady Europy „Bez nienawiści” w Polsce)
DSCN4869Fundacja Biuro Inicjatyw Społecznych Kraków
Fundacja Dobra Wola
Fundacja Animatornia
Fundacja Kultura dla Tolerancji
Popmoderna (portal kulturalny i stowarzyszenie)
Autoportret (czasopismo)
PROwincja (czasopismo kulturalne)
Fundacja Biuro Inicjatyw Społecznych
Centrum Międzykulturowe
Witajcie w Krakowie
Fundacja Pozytywnych Zmian
Barbarzyńca. Pismo antropologiczne
Fundacja Przestrzeń Kobiet
Pracownia Obywatelska

DSCN49142. Osoby ze świata kultury, religii, mediów i nauki.

Bartosz Szydłowski (dyrektor Teatru Łaźnia Nowa)
prof. dr hab. Halina Grzymała-Moszczyńska (Instytut Religioznawstwa UJ)
prof. dr hab. Irena Borowik (Instytut Socjologii UJ)
ojciec Maciej Zięba (działacz opozycyjny z czasów PRL, Instytut Tertio Millenio)
Ziemowit Szczerek (pisarz, publicysta)
Ks. Adam Boniecki (redaktor senior – Tygodnik Powszechny)
DSCN4927dr hab. Beata Kowalska (Instytut Socjologii UJ)
Anna Lipowska-Teutsch (psycholożka, działaczka antyprzemocowa)
prof. dr hab. Włodzimierz Sady (rektor Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie)
prof. dr hab. Tadeusz Słomka (rektor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie)
prof. dr hab. Ewa Kutryś (rektorka PWST w Krakowie)
Prof. dr hab. med. Wojciech Nowak (rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego)
Prof. dr hab. Maria Flis (Instytut Socjologii UJ)

Marsz zgromadził zaledwie około 500 osób – nic nie szkodzi, nikogo z nas to nie zdziwiło specjalnie. Smutne to, ale oddaje dobrze DSCN4794stan świadomości obywateli. Dodajmy – świadomości formowanej pracowicie przez taki a nie inny przekaz medialny. Marsz był bardzo energetyczny, a turyści zaniosą do swoich krajów wiadomość o tym, że nie wszyscy Polacy zgadzają się z tym co mówią nasi przedstawiciele w parlamencie europejskim i nasz obecny rząd oraz prezydent. Uczestnicy i uczestniczki marszu to zwyczajni obywatele i obywatelki. Przyszli, bo poczuli  potrzebę by zaprotestować przeciwko agresji i mowie nienawiści, która ostatnimi czasy wylała się na ulice miast jak gęste pomyje. Brak reakcji na obecność grup faszyzujących, nawołujących jawnie do agresji, gorzej nawet – przyzwolenie na tę obecność w przestrzeni publicznej, wiele mówi o władzach miast i parlamencie RP. Był to marsz sprzeciwu obywatelskiego, marsz niezgody na kierunek w jakim zmierza Polska.

DSCN4852DSCN4844DSCN4897

DSCN4952DSCN4953DSCN4932

 

 

 

List otwarty pod lupą

Bardzo szanuję Pana Stefana Bratkowskiego. Szanuję go od czasu stanu wojennego kiedy to po raz pierwszy usłyszałam o nim, a to przy okazji jego listu otwartego do… .Niestety nie pamiętam do kogo był adresowany, ale pewnie także do mnie, bo odebrałam go bardzo osobiście, nawet wzruszyłam się, bo zaczynałam wątpić czy ktokolwiek widzi i czuje tak jak ja, a jeśli jestem z tym sama to znaczy, że jestem co najmniej dziwna, żeby nie powiedzieć szurnięta i pozbawiona racji jakiejkolwiek. Przecież miałam dwadzieścia lat, żadnego doświadczenia, nawet jeszcze nie czułam się obywatelem. Ale obserwatorium to mój stan naturalny od zawsze i jakieś zdanie na temat sytuacji w kraju miałam. Wtedy  pełne porozumienie z Panem Stefanem Bratkowskim przyniosło mi ulgę i podniosło upadającego ducha.

okrągły stół

Dziś, kiedy przygotowywałam się do tej publikacji, szukając tamtego listu otwartego w przeglądarce Google, stwierdziłam, że Stefan Bratkowski jest autorem wielu ważnych listów otwartych, że pisze je w ważnych sprawach państwa i adresuje wprost do odpowiednich gremiów… . Poraził mnie szczególnie list w sprawie ustroju mediów publicznych. Koniecznie powinniście go przeczytać. Są tam rzeczowe argumenty i słuszne sugestie, a także diagnoza czym stały się media po transformacji…tekst, dla mnie dołujący, bo choć wiedziałam, że jest bardzo źle, to jednak czym innym są zwykłe moje obserwacje, a czym innym zderzenie z twardymi faktami.

list otwarty S. Bratkowskiego 2009

Najnowszy głos Stefana Bratkowskiego – krótki, treściwy i samo gęste – przeczytałam łapczywie i bezkrytycznie. Potem wysłuchałam jeszcze dyskusji na ten temat, w programie red. Żakowskiego i trochę mnie zaskoczyło, że panowie umiarkowanie się nim przejęli i poszukali uspokojenia w opinii Pani Henryki Bochniarz. Kolejne czytanie przepowiedni Bratkowskiego powoduje, że gdzieś rodzi się we mnie sprzeciw wobec niektórych stwierdzeń. I chociaż ogólnie podzielam pogląd i dość katastroficzną wizję przyszłości Polski, to jednak muszę się odnieść do tych sformułowań, z którymi się nie zgadzam.

Nasze państwo, nasza cywilizacja i demokracja dalekie są od ideału. Rządzący czasem coś partolą. Ale ta cywilizacja jest naszą cywilizacją – jak ją zrobiliśmy. Oni chcą obalić, zniszczyć to państwo ze wszystkimi jego strukturami, wymienić urzędników prawie do czysta. Zwolnią wszystkich pracowników radia i telewizji – kilkuset – jak to już raz zrobili. Wymienią skład prokuratur i sądów, zmienią ich ustrój, żeby wszystko kontrolować. Już raz to robili, tyle że nie zdążyli do końca. Przejmą władzę nad policją i wojskiem. Żeby miał kto pacyfikować zamieszki!

” demokracja daleka od ideału” delikatnie mówiąc – a dosadnie – brak demokracji, brak komunikacji między społeczeństwem a rządzącymi, nieczynne narzędzia demokracji bezpośredniej takie jak petycje, inicjatywy oddolne ustawodawcze, bardzo niska frekwencja wyborcza, brak debaty publicznej z udziałem kompetentnych gremiów eksperckich itd… Trybunał Konstytucyjny zdominowany przez ludzi służących kościołowi a nie stojących na straży Konstytucji i jej postanowień, upolitycznione media, zideologizowana edukacja, brak edukacji społecznej – to tylko niektóre przejawy patologii w naszej demokracji- faktycznie dalekiej od ideału…

„Rządzący czasem coś partolą” – czasami?!! To bardzo łagodna ocena. Moja jest inna. Rządzący doznają paraliżu decyzyjnego z powodu toksycznego związku z „ołtarzem”. Stracili powagę, ośmieszają się i to nie tylko rządzący akurat , ale wszystkie opcje, bez wyjątków – obserwuję to od trzech dekad i jest tylko coraz gorzej. Panie Stefanie skąd tak łagodna ocena? Zadziwia mnie to, ale pewnie mi Pan nie odpowie.

Najbardziej jednak nie potrafię przyjąć stwierdzenia, że : „ Ale ta cywilizacja jest naszą cywilizacją – jak ją zrobiliśmy.” Jeśli autor miał na myśli tych co rządzą i mieli wpływ na decyzje – to zgoda. Ale jeśli próbuje wmówić nam wszystkim, że jesteśmy autorami naszej rzeczywistości, my wszyscy, obywatele, to muszę wstać i powiedzieć swoje votum separatum.

 1. To nie my sprzedaliśmy pod stołem świeckość państwa, to nie my wprowadziliśmy religię do szkół i to nie my szczodrą ręką płacimy katechetom z naszych podatków.

2. To nie my wytyczyliśmy liberalny i neoliberalny kierunek przemian gospodarczych. To nie my zrujnowaliśmy kluczowe gałęzie gospodarki i nie my jesteśmy bohaterami tych wszystkich afer gospodarczych. To nie my jesteśmy beneficjentami reprywatyzacji i prywatyzacji. To nie my ustanowiliśmy komisję majątkową i nikt nie słuchał i nadal nie chce słuchać naszego sprzeciwu…

3. To nie my wprowadziliśmy zasadę, że każda działalność ludzka ma się sama utrzymać i generować zysk – przez co skomercjalizowała się kultura, lecznictwo, szkolnictwo, gospodarka komunalna, przewozy regionalne itd…

Ktoś powie, że oczywiście, że mieliśmy wpływ, bo przecież są wybory, więc wybraliśmy sobie tak a nie inaczej… I wtedy także powiem, że to nadużycie, bo demokracja u nas nie istnieje, a dlaczego? Patrz wyżej… Że mogliśmy się zbuntować, wyjść na ulice?  Że co proszę? Jakie my!?? Nie ma żadnego MY! Zostaliśmy podzieleni, dostaliśmy numerek, ksywkę, znaczek – cokolwiek – i stoimy tam gdzie nas ktoś zaszufladkował. Zawsze kiedy optuję za dobrem społecznym, albo za dobrem pojedynczego obywatela, gdy staję w jego obronie dowiaduję się, że jestem lewacką k…..ą.

Dlaczego na to pozwoliliśmy? Bo ufaliśmy? Bo wydawało nam się po 89 roku, że nasi wiedzą co robią, że nie sprzeniewierzą się dobru społecznemu, że uszanują społeczeństwo i będą działać w zgodzie z jego interesem?

Myliliśmy się. Wprawdzie przemiana ustrojowa odbyła się bezkrwawo, ale ostatni punkt każdej rewolucji jest taki sam – w przeręblu, na powierzchnię wypływają bobki. Od wielu lat patrzymy na te bobki i wybieramy raz żółte, raz zielone, a raz brązowe – ale to wciąż nie jest wybór – to wciąż jest próba szacowania zła- większego lub mniejszego, zależy kto szacuje, z jakiego punktu siedzenia. Jest 30% społeczeństwa, które nie szacuje, które jest posłuszne i wierne. To oni zdecydują za tych, którzy zniesmaczeni sceną polityczną, nie ruszą się z domu w dniu wyborów. I to oni dyktują nam od lat swoje warunki. Można więc powiedzieć, że mamy dyktaturę bezmyślnego elektoratu, na który składa się te 30% posłusznych jedynej opcji i cała reszta milcząca.

Polską rządzono i nadal rządzi się ponad naszymi głowami. Mamy w kraju różne światy – świat warszawki, świat toruńskiej rozgłośni, Polskę A i B. Według innej siatki Polska dzieli się na uprzywilejowany świat lobbystów, dużego biznesu, polityków, hierarchii kościelnej, korporacji, bankowości, czyli świat beneficjentów neoliberalnej gospodarki rynkowej i świat planktonu czyli drobny biznes, budżetówka,  mniejszości i strefa biedy, czyli ofiary tej samej gospodarki… Można Polskę dzielić wzdłuż i wszerz, po przekątnej, w pionie i w poziomie… Jak kto chce i w zależności do jakich celów potrzebuje tego podziału. Jedno zaś jest pewne – nie stanowimy na obecną chwilę spójnego narodu, ani nawet nie jesteśmy zaczynem zdolnym tworzyć społeczeństwo obywatelskie.

Do jakiego więc mrowiska Bratkowski wrzuca wiązkę granatów,  mówiąc o dekonstrukcji państwa? Zastanawiam się głośno. No bo tak: ja już dostałam po głowie – ustrój gospodarczy zredukował mnie do roli planktonu, kościół wlazł mi we wszystkie części intymne, siedzi pod moją kołdrą, wydziera się dzwonami co niedzielę, i zmusza do wysłuchania kazania, przez co poranna kawa jest niestrawna. Zajmuje niemal całą przestrzeń publiczną, irytując prymitywnym przekazem. Na szczęście nie może już skrzywić moich dzieci, bo w samą porę dorosły i uciekły z tego piekła.

Czy autor sugeruje, że może być jeszcze gorzej? Kolejne przesunięcie granic absurdu? Tym razem będzie to dzieło prezydenta i prezesa? Cóż, wszystko jest możliwe w kraju nad Wisłą. Naprawdę nic już mnie nie zdziwi. Czy powinnam się martwić, że zrobią czystki w mediach, wymiarze sprawiedliwości, szkolnictwie, kulturze, uczelniach wyższych? Czy powinnam drżeć z powodu przejęcia kontroli nad wszystkim? Ja mogę się martwić i nawet drżeć mogę, ale to nie wpłynie na tych, a jest ich wielu, którzy będą się z tego cieszyć.

Nie zmartwi ich jeśli wylecą dzisiejsi animatorzy mediów publicznych, ani  że parę papug ktoś oskubie z piór, ewentualnie jakiś utytułowany profesor, co stosuje nepotyzm i zachowuje się jak nadzorca w prywatnym folwarku, poleci ze stołka – Polacy lubią jak innym się dostaje. To nacja zawistnych i zawziętych chłopów pańszczyźnianych, którzy zamieniwszy chodaki na lakierki, zapomnieli wytrzepać słomę z między palców. Sama pochodzę w prostej linii od chłopa pańszczyźnianego, wiem co mówię.

Nie zgadzam się z taką postawą, ale widzę ją wszędzie… I wobec powyższego to ostrzeżenie może obejść jedynie tych, których bezpośrednio dotyczy. Na wyobraźnię zbiorową społeczeństwa bym raczej nie liczyła, a już na pewno nie na to, że to społeczeństwo ujmie się i piersią własną zasłoni. Formatowane przez polityków i media przez ćwierć wieku, zostało wyposażone w język nienawiści, jakim posługują się politycy, a także w zestaw fałszywych argumentów tego samego pochodzenia. I poza wszystkim to społeczeństwo lubi nie tylko rytuały kościelne ale także igrzyska, myśleć nie chce i nie potrafi zobaczyć skutków działania partaczy. Nie Panie Stefanie – na społeczeństwo zdecydowanie bym nie liczyła.

A zatem, wracając do wieszczych sentencji Stefana Bratkowskiego – to co dziś zapowiada, czyli :

Parę lat temu ostrzegałem. Ale dziś to nie ostrzegawcze iluzje. Sami to zapowiedzieli. Nie łudźcie się. To ma być koniec tego państwa, naszej cywilizacji. I nic nie ma wrócić, to nie plan jakiegoś ustroju przejściowego. Można to wyczytać w planach ideologa nowego państwa. Dosłownie w takich planach, jak tu rysuję. Ciepła woda nie popłynie z kranów, nawet w przenośni. I nie wyobrażajcie sobie, że to minie. Ma nie minąć właśnie.

…jak dla mnie, z mojego punktu widzenia i siedzenia jest już faktem . Z mojego kranu już dawno nie płynie ciepła woda, nawet się już przyzwyczaiłam i nie oczekuję ze nagle popłynie.

Miałeś, chamie, złoty róg, Miałeś, chamie, czapkę z piór. Czapkę wicher niesie, Róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur

Nie nawołuję do walki z nimi. Są wśród nich moi dawni przyjaciele. Jeden chce wieszać, drugi chce przeczekać, bo „chrześcijaństwo zabijało, a przeszło jednak na cywilizację”. Trzeba ich nawrócić. To nasi współobywatele. Tylko z innej cywilizacji. I to krąg psujów, może nam się nie ostać nawet sznur. Jeśli tego sami chcecie, nie ma rady

Rozumiem, że nie nawołuje do walki z nimi, bo to znajomi? Cóż to za argument?

Kto ma ich nawracać? Wyborcy? Jacy? Ten żelazny elektorat PIS-u? On nie słucha nikogo poza Radiem Maryja, internetu nie tyka, jest odcięty od innych źródeł informacji.

Reszta wyborców? Ten wkurzony elektorat oszukanych przez PO? Wolne żarty!

I nie uprawnione jest to rozkładanie rączek na koniec – „ Jeśli tego sami chcecie, nie ma rady” – to brzmi jak spychologia… Nie zgadzam się z takim przesunięciem odpowiedzialności, bo jest ona po stronie elit rządzących, które stworzyły przestrzeń na nonsens katolicki, zniszczyły tym samym język poważnej debaty, a także zdradziły społeczeństwo odcinając je od edukacji obywatelskiej.

***

Prawdopodobnie czynni wyborcy ubiorą ten kraj w DUPOPIS, polityka europejska  jakoś upora się z tym infant terible i przemieli nas na swoje potrzeby, Putin dogada się z Obamą i jakoś podzielą między siebie strefy wpływów… Osobiście bardziej obawiam się, że w tym morzu niekompetencji, złości, pośród przepychanek i dbałości o własny koniec nosa, zjednoczona Europa wpuści TTIP do naszego domu, co zakończy w zasadzie wszelkie spory, zniszczy ostatecznie demokrację, a nas uczyni niewolnikami korporacji. I ten temat bardziej mnie elektryzuje niż wizja Polski pod rządami „psujów”, bo do partactwa politycznego w Polsce już przywykliśmy, a bankructwo państwa to coś zupełnie nowego.

Konstytucja – 2015 – zagrożenia

Listopad 2014:

„Obchodziłam temat jak jeża – miałam poczucie, że ważny jest, ale jednocześnie czułam się niekompetentna i uważałam a priori, że jest nudny po prostu.

Tymczasem już w trakcie analizy, nie wiadomo kiedy, wciągnęła mnie ta praca do tego stopnia, że zmęczenie gdzieś pierzchło, myśli się gotowały jak w kotle z piekielną smołą i nabrałam przekonania, że to nie tylko ciekawe przedsięwzięcie ale wręcz konieczny proces poznawczy, jeśli chcemy mówić o świadomym obywatelstwie.

Bo jakby na to nie spojrzeć – obywatel brzmi dumnie, ale nie można nim być w pełni, jeśli nie znamy swojego miejsca w szeregu, nie wiemy jak nas traktuje konstytucja, było nie było najważniejszy akt prawny państwa –  organizatora życia społecznego. Zachęcam Was moi drodzy do wpadania tu od czasu do czasu by zażyć kolejną pigułkę wiedzy obywatelskiej, oraz do samodzielnej analizy tego tekstu i oceny z własnego punktu widzenia.”

Aktualizacja 1; Krótki wykład Prof. Moniki Płatek w radiu RDC 22.08.2015 roku w obliczu groźby zmiany treści Konstytucji RP. Nowe rozdanie polityczne w wyborach jesiennych do parlamentu, może, jeśli prognozy się potwierdzą, oddać władzę w ręce PIS-u, który jak powszechnie wiadomo, marzy o zmianie konstytucji. Istnieją dwie wersje, obie to propozycje PIS-u i obie zmieniają  de facto ustrój państwa, co jest nie tylko potwierdzeniem stanu faktycznego, ale skutecznym umocowaniem go w prawie.

Polecam ten wykład także do wykorzystania na lekcjach wychowawczych w szkołach. Wychowujmy świadome społeczeństwo obywatelskie, bo tylko takie społeczeństwo poradzi sobie z budowaniem demokracji w świeckim państwie prawa, które, mam wciąż nadzieję, zostanie nam przywrócone, jeśli się o to wszyscy postaramy.

Aktualizacja 2 ( od 6min.!) ; Jest początek 2016 roku, jeszcze daleko przed zasadniczymi dekonstrukcjami instytucji demokratycznych. Prof. Ewa Łętowska opowiada czym jest państwo prawa i o tym dlaczego mimo dobrego zapisu prawa i konstytucji, państwem sprawiedliwości społecznej Polska nie jest i nic nie zapowiada by takim miała się stać w najbliższej przyszłości.

Aktualizacja 3… sierpień 2017 , kilka uwag Prof. Ewy Łętowskiej na temat trzech ustaw porządkujących sądy powszechne. Polska jest już po fali protestów skierowanych przeciwko działaniom rządu większościowego, po aferze z Trybunałem Konstytucyjnym, po zignorowaniu przez władzę kilku ogólnopolskich inicjatyw ustawodawczych, mimo obietnicy, że żadnej nie wyrzuci do kosza bez pochylenia się nad nią całego parlamentu, a także po referendum w sprawie 6-latków i licznych petycjach w sprawie deformy edukacji. Rząd twierdzi, że Polska powstaje z kolan, że reformy przeprowadzone przez niego naprawiają wszystko: sądownictwo, środowisko naturalne, energetykę, rolnictwo, edukację, szkolnictwo wyższe, siły zbrojne, opiekę zdrowotną, ale my tu, poza Warszawką i z poziomu zwykłego obywatele widzimy zupełnie coś innego.

                                                                                  DSCN2152

Preambuła w oryginalnym brzmieniu

Preambuła bez pułapek i ukrytych furtek

Rozdz. 1. Rzeczpospolita

Uwagi do rozdz. 1.

Samospełniająca się przepowiednia

Kolejny ekspert ?

Udostępnienie kobietom antykoncepcji jest działaniem antypaństwowym

 

Tym razem niczego nie będę analizować. Szkoda czasu i atłasu. Natomiast chcę zwrócić Waszą uwagę na mechanizm zaszczepiania fałszywych przesłanek, przekonań i poglądów, wyhodowanych w umysłach osób duchownych i świeckich, na podatną tkankę młodego pokolenia Polek i Polaków. Żywię nadzieję, nie wiem czy słuszną, że młodzież wychowywana w normalnych domach przez światłych rodziców nie ulegnie czarowi kłamstwa i absurdu, ale biorąc pod uwagę, że wielu spośród niewierzących posyła swoje dzieci na lekcje katechezy, mam i tu podobne obawy.

Nikogo nie trzeba przekonywać, że nagłaśniane w ostatnich latach wypowiedzi duchownych na temat seksualności to nie tylko stek bzdur, ale także jedna wielka obelga pod adresem przede wszystkim kobiet. Odbiera się im prawo do wolnego wyboru, odmawia się im prawa głosu w sprawie ich funkcji prokreacyjnej, ustawicznie przywołuje się je do porządku pokazując, gdzie jest ich miejsce.

Wielu ateistów nawet cieszy się, że kościół przegina i kompromituje się tymi wypowiedziami, bo, jak twierdzą, własnymi rękami się unicestwia. Tylko, że jednocześnie trwa proces indukcji tych szkodliwych treści w umysły młodego pokolenia. I o to młode pokolenie ktoś wreszcie powinien się upomnieć. Powinni to zrobić specjaliści, psychologowie – seksuolodzy, pedagodzy, ministerstwo oświaty, Rzecznik Praw Dziecka, świeckie organizacje mające w statucie ochronę dzieci i młodzieży przed deprywacją no i wreszcie, przede wszystkim Rodzice. Jakoś nie zauważyłam przejawów troski tych osób fizycznych i podmiotów uprawnionych do reprezentowania interesu społecznego. Nie wątpię, że widzą to samo co ja, nie wątpię, że są równie zaniepokojeni, ale ich głos nie jest słyszalny. I niestety nie będzie go słychać, ponieważ media mają inną misję niż się nam powszechnie wydaje – media oddają głos jedynie słusznej opcji. Czy zdają sobie sprawę ze swojego walnego udziału w procesie ogłupiania społeczeństwa? Są kryci – taką misję mają wpisaną w preambule ustawy. Pozostaje jedynie pozazdrościć dobrego samopoczucia…

dzisiejsza edukacja

Kropla drąży skałę; wystarczająco długo powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Wystarczająco często powtarzane kościelne prawdy objawione na temat seksu, kobiet, rodziny, sumienia, życia poczętego, mordowania i krzyku zarodków zadomowiły się już na dobre w języku i w myśleniu Polaków. Jeśli dziewczyna słyszy, że się będzie puszczać, chłopak, że będzie sobie pozwalał, kobieta, że nie ma prawa do czegokolwiek – to tak będzie. Działa tu bowiem nieuświadomiony mechanizm psychologicznego warunkowania na spełnianie oczekiwań. Działa to mniej więcej tak: jeśli będziemy komuś np. dziecku mówić, że samodzielne przechodzenie przez ruchliwą jezdnię spowoduje iż wpadnie pod samochód – to wielokrotnie wzrasta prawdopodobieństwo, że tak właśnie skończy się pewnego dnia jego życie, skoro tylko uda mu się wyrwać spod kurateli i parasola ochronnego nadopiekuńczych rodziców czy dziadków. Jeśli dziewczynka od maleńkości słyszy, że seks jest czymś nagannym, brudnym, złym uczynkiem, wyuzdaniem, puszczaniem się, wpadaniem w kłopoty, to najprawdopodobniej tak będzie. Jeśli ta dziewczynka, jako dojrzewająca i dojrzała kobieta będzie z całych sił bronić się przed naturalną potrzebą zbliżenia seksualnego z powodu zaindukowanego lęku przed skutkami, to ma zapewnione głębokie zaburzenia w sferze seksualnej. Samospełniająca się przepowiednia – tak się nazywa ten mechanizm.

Zastanawiam się, o co chodzi klerowi w Polsce? Jeśli pan Knabit mówi o ludziach jak o parzących się nieustannie zwierzętach, bezmyślnych istotach goniących za głosem popędów, to, zgodnie z wiedzą o indukcji przekonań i mechanizmach samospełniającej się przepowiedni, chodzi mu zapewne o to, byśmy  zaczęli nieodpowiedzialnie kopulować przy każdej okazji i we wszystkich możliwych konfiguracjach. A co jeśli się tej wizji nie poddamy? Co jeśli kler rozwinie myśl Knabita, że: udostępnienie kobietom antykoncepcji to działanie antypaństwowe? Jak myślicie, ile minie czasu nim usłyszymy coś w stylu, że: gwałt z poczęciem nowego błogosławionego życia, to akt patriotyczny i obowiązek obywatelski każdego porządnego katolika i Polaka? Bo ja myślę sobie, że społeczeństwo, które pomieściło deklarację wiary lekarzy, modlitwę o deszcz w parlamencie RP, poświęcenie windy i rur kanalizacyjnych, łyknie już wszystko… zatem nie będziemy długo trwać w oczekiwaniu.właz

A może rzutem na taśmę zaczniemy wreszcie reagować? Może należałoby zgłosić do Google tego typu filmiki jak zalinkowane wyżej , na równi z treściami faszystowskimi, szczującymi do nienawiści, pornograficznymi i wszelkimi innymi , obscenicznymi  produkcjami. To na prawdę już dawno przestało być śmieszne. I bez obrazy, ale wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji przyswajania  tego typu przekazów. Wprawdzie piszę o tym, tu i teraz, ale akurat ateiści są odporni, a czy ktokolwiek inny tu zagląda, czy moja sąsiadka to przeczyta – nie sądzę. A tymczasem epidemia nagłych, cudownych nawróceń wśród celebrytów zatacza coraz większe kręgi…

I może oprócz tego zaczniemy więcej uwagi poświęcać naszym dzieciom, zadbamy o dobre i otwarte z nimi relacje, zaczniemy autentycznie chronić je przed dezyderatą rodzinakościelną i religią w szkole, zadbamy o poważne traktowanie etyki w nauczaniu powszechnym. Bo kochani – to nie jest tak, że nie mamy na nic wpływu. Nasze dzieci mieszkają z nami pod jednym dachem. Rady rodziców to nie powinno być towarzystwo adoracji dyrektora szkoły tylko odpowiedzialne ciało decyzyjne. Telewizornie można wywalić na śmietnik – i tak nic tam ciekawego ani wartościowego nie znajdziecie. Kupmy dzieciom dobre książki, oglądajmy z nimi dobre filmy on line, słuchajmy dużo dobrej muzyki – wciąż mamy do tego dostęp.

Żeby przerwać indukcję złych treści wystarczy wyjąć wtyczkę.    wtyczka

Żeby nauczyć się demokracji trzeba ją ćwiczyć – można zacząć od tego, że w każdy pierwszy piątek miesiąca wyrazimy głośno i wyraźnie w swoim środowisku – w pracy, w szkole, w sklepie, do sąsiada, do nauczyciela, do księdza albo radnego jedną , dobrze umotywowaną myśl, sprzeciw lub poparcie… spróbujcie- to na prawdę nie boli, a czasem nawet sprawia satysfakcję. 😉

Dlaczego ni z gruchy ni z pietruchy mówię o demokracji? To proste – jeśli się jej nie nauczymy sami, to nikt tego nie zrobi, bo nikt nie jest tym zainteresowany. A po co nam ona?  Bo nie istnieje żadna inna opcja, która by mogła przeciwstawić się tej spektakularnej klerykalizacji czyli polskiej hucpie episkopalno-rządowej. Muszą zacząć działać i to sprawnie mechanizmy demokratycznej kontroli oddolnej i to jest nasze być albo nie być. Mnie też się to nie podoba – też wolałabym zajmować się swoimi pasjami albo beztrosko zbijać bąki – ale sorry – taki mamy klimat.

Oto wyrywkowo kilka przykładów indukowania fałszywych przekazów

Masturbacja – grzech śmiertelny

Kobiecość i męskość  – szczególnie polecam – długie kazanie, ale absolutnie mistrzowska klasa w sztuce indukcji – 95%  obserwacji plus 5% fałszywych wniosków i mylnych interpretacji – mogę się z każdym założyć, że nie wyłapiecie tych elementów, za to po wysłuchaniu, nawet jako ateiści, uznacie model tradycyjnych ról przypisanych do płci za jedynie właściwy i słuszny… i dla każdego, bez względu na jego osobisty wewnętrzny imperatyw. Właściwie jest to pean pochwalny dla wiedzy o gender i wciskanie słuchaczom przekonania, że tylko i wyłącznie tą drogą można osiągnąć szczęście. Bardzo ładnie opakowany kit do zalepiania dziur i pęknięć w emocjonalnych deficytach przeciętnego zjadacza chleba. Ale niestety życie nie chce być aż tak proste, człowiek to jednak kompilacja zbyt wielu zmiennych, a uproszczenia i chadzanie na skróty to droga donikąd, chyba, że zgodzimy się przyjąć schemat i pozbędziemy się ambicji rozwojowych. Wtedy kościół stanie się jedynym beneficjentem i dysponentem naszego życia – i o to w tym wszystkim chodzi. Piotr Pawlukiewicz nie uleczy naszych relacji z partnerem, za to skutecznie odwiedzie nas od prób szukania właściwego rozwiązania problemu. Zapamiętamy i przyjmiemy za pewnik optykę kościoła, że rozwód jest niepotrzebny, dzieci są ukoronowaniem kobiecego szczęścia, rady fałszywych przyjaciółek – bo one zawsze są fałszywe – to głos szatana, rola ojca sprowadza się do zranienia syna, by ten stał się prawdziwym mężczyzną itp. uogólnienia i mądrości życiowe serwowane z ust przedstawiciela instytucji, która z definicji nic o naszym życiu wiedzieć nie może, bo nie ma wglądu w tą część życia społecznego. Rozmowy przy konfesjonale to jednak trochę za mało…by stać się ekspertem, natomiast wystarczająco dużo, by pozować na takiego specjalistę. I Piotr Pawlukiewicz na takiego specjalistę z  powodzeniem pozuje – publiczność przyjmuje go z wielkim aplauzem – co wcale mnie nie dziwi – ludzie lubią populistyczne gadanie, identyfikują się chętnie z obrazkami, jakie im prelegent maluje, a że nie słuchają z właściwym sceptycyzmem i nie stać ich na krytyczny ogląd? Przecież nikt tego w szkole nie uczy. I to  jeden z ważnych  powodów dla których kościół nie widzi miejsca dla etyki w szkole.

 

Bridge – a tu inny rodzaj marketingu…  bardzo silne oddziaływanie na emocjach

 

Czy grzech i poranienia seksualne mogą być furtkami dla szatana – ks. Piotr Glas, egzorcysta

Fenomenalny patent na odwracanie uwagi od prawdziwych przyczyn problemów, sianie lęków, a jednocześnie sprzedaż modnych usług czyli marketing. Takie spotkania i publikacje tworzą rynek zbytu na usługi egzorcystów, dokładnie tak samo jak stworzono rynek zbytu na usługi zmierzające do podtrzymania mitu wiecznej młodości – czyli na operacje plastyczne, wybielanie zębów, czy cały przemysł kosmetyczny, fitness itd. No ale nie czepiajmy się, mamy wolny rynek tak? No mamy! Chciałabym tylko, żeby ludzie ustawiający się w kolejce do egzorcysty mieli świadomość tej manipulacji. I życzyłabym sobie, aby może jednak ktoś zbadał obiektywnie jakie są skutki tych metod leczenia, bo coś mi mówi, że nie są one obojętne dla psychiki. Pewnie szepcze mi te wątpliwości jakiś demon, ups!

edukacja  Nasze dzieci mają prawo do rzetelnej edukacji, podanej systemowo w szkołach publicznych, do podręczników napisanych przez specjalistów w tej dziedzinie, oraz ochrony przed szkodliwymi skutkami oddziaływania indoktrynacji na wczesnych etapach rozwoju w okresie przedszkolnym i wczesnoszkolnym – efekt indukcji lęków przełoży się na jakość ich zdrowia i życia w przyszłości.

Zasygnalizowałam w niniejszym artykule kilka różnych problemów, które po kolei wyskakują przy każdej okazji , gdy propaganda i marketing KK włazi nachalnie w moje życie. Już nie mam ochoty się z tego śmiać, ani żartować. Ten proceder jest bowiem na prawdę groźny, a skutki trudne do oszacowania. Dzielę się przemyśleniami, sieję niepokój, bo nie widzę światełka w tunelu, bo moi młodzi przyjaciele, rodzice maluchów nadal bagatelizują problem. Wierzą, że robią dobrze posyłając dzieci na religię, pielgrzymkę czy oazę…mówią że chronią dzieci przed ostracyzmem. Myślę, że nawet gdyby istniało takie niebezpieczeństwo, a nie wierzę, że tak jest, to i tak jest to nic w porównaniu z tym, na co naraża się dzieci oddając je w ręce sprawnego katechety…

ignored

 

 

Światopogląd, a świadomość społeczna.

 

 

Pytanie na śniadanie (wstałem niedawno ;)):
Obnoszenie się ze swoją religią, próby przekonywania, że ona czyni kimś lepszym, jest przez wielu uznawane za przejaw zbędnego ekshibicjonizmu i demonstracja prywatnych poglądów na życie, czy przypadkiem obnoszenie ze swoim „ateizmem” nie jest tym samym????

Przedstawiam Wam post z Fb autorstwa Jarka Żelińskiego – na takie głosy czekałam od dawna. Przeczuwałam jedynie, że ludzie o takim stosunku do rzeczywistości muszą istnieć i oto widzę czarno na białym , że nie tylko są, ale podzielają nasze frustracje wynikające z całokształtu ostatniego ćwierćwiecza w Polsce. Pytanie zawarte w poście rozwinęło dyskusję, która wkrótce zdryfowała na o wiele ciekawsze kwestie.

Oczywiście, jak to bywa w tego typu rozmowach, wielogłos jest dość przypadkowy i chaotyczny, tym niemniej wyłania się z niego coś wyjątkowego, jak na nasze polskie warunki, coś, co pozwala mieć nadzieję, że więcej nas wszystkich łączy niż, jak chcieliby politycy, dzieli. Zaryzykowałabym nawet 49879_okragly-stol-debatatwierdzenie, że ludzie o dobrej orientacji w rzeczywistości , o pogłębionej świadomości społecznej, to ludzie, którzy prawdopodobnie nie zakwestionują twierdzenia, że liczne podziały jakie uczyniono na naszym społecznym organizmie w minionych dekadach – to podziały sztuczne, oraz, że jedyny podział jaki istnieje faktycznie, mimo, że nie jest do końca uświadomiony, to podział na ONI – rządzący i MY – społeczeństwo.

Zachęcona inicjatywą Jarka Żelińskiego sformułowałam kilka pytań, na które każdy świadomy obywatel powinien sobie dzisiaj odpowiedzieć. Jednocześnie zachęcam do publikacji swoich poglądów w poruszanych kwestiach. Przegląd Waszych wypowiedzi pozwoli nam wszystkim zorientować się kim jesteśmy, wszyscy razem i każdy z osobna. Taka wiedza jest nam dzisiaj szczególnie potrzebna, albowiem oficjalnie nadal jesteśmy społeczeństwem demokratycznym, ale to się może wkrótce zmienić, a tego byśmy chyba nie chcieli…Najwyższy czas by się określić na przyszłość, dać znak, że też mamy swoje zdanie i przestać udawać, że polityka nas nie dotyczy…

 1. Czy obecność jakiejkolwiek ideologii we wszystkich sektorach życia społecznego jest korzystne z punktu widzenia rozwoju państwa i społeczeństwa? Pytanie abstrahuje od klerykalizacji.

2. Czy przeszkadza mi odmienny światopogląd „sąsiada”  czy raczej uważam, że ta sfera jest prywatnym zasobem świadomości i częścią osobistej wolności?

3. Czy czuję się podmiotem we własnym kraju, ergo jak państwo mnie traktuje?

4. Jak ja traktuję swoje prawa i obowiązki wobec państwa?

5. Czy podoba mi się styl rządzenia moim krajem?

6. Czy wiem co to znaczy, że : „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.”

Zaproponujcie swoje pytania, na które odpowiedź, waszym zdaniem, jest ważna z punktu widzenia obywatela.

Przypominam, że gdy mówimy o obywatelu mamy na myśli członka społeczeństwa w jego relacji z państwem, czyli organizatorem życia społecznego.

Ustawa Zasadnicza- Konstytucja

Obchodziłam temat jak jeża – miałam poczucie, że ważny jest, ale jednocześnie czułam się niekompetentna i uważałam a priori, że jest nudny po prostu.

Tymczasem już w trakcie analizy, nie wiadomo kiedy, wciągnęła mnie ta praca do tego stopnia, że zmęczenie gdzieś pierzchło, myśli się gotowały jak w kotle z piekielną smołą i nabrałam przekonania, że to nie tylko ciekawe przedsięwzięcie ale wręcz konieczny proces poznawczy, jeśli chcemy mówić o świadomym obywatelstwie.

Bo jakby na to nie spojrzeć – obywatel brzmi dumnie, ale nie można nim być w pełni jeśli nie znamy swojego miejsca w szeregu, nie wiemy jak nas traktuje konstytucja, było nie było najważniejszy akt prawny państwa – czyli organizatora życia społecznego. Zachęcam Was moi drodzy do wpadania tu od czasu do czasu by zażyć kolejną pigułkę wiedzy obywatelskiej, oraz do samodzielnej analizy tego tekstu i oceny z własnego punktu widzenia.

DSCN2152

Preambuła w oryginalnym brzmieniu

Preambuła bez pułapek i ukrytych furtek

Rozdz. 1. Rzeczpospolita

Uwagi do rozdz. 1.

Ćwiczenia z ateizmu

„Prawdziwa Ameryka”, „Prawdziwa Polska”. Komentarz na gorąco.

uncle-sam-159463_960_720Przed chwilą wysłuchałem głosu korespondenta TVN24 w Nowym Jorku. Mówił, komentując wynik wyborów (cytuję z pamięci, ale wiernie), że prawdziwa Ameryka to nie Nowy Jork, to małe miasteczka. Rozumiem, że to pewien zwrot retoryczny, ale nie mogę powstrzymać się od uwagi, że należałoby z niego zrezygnować, a nie powielać (nie pierwszy raz ten korespondent to mówi). Zarówno Nowy Jork, Kalifornia i wielkie miasta, w których w większości głosowano na Clinton, jak i małe miasteczka i rejony rolnicze, gdzie głosowano częściej na Trumpa – to Ameryka. Nie można powiedzieć, że mamy tu do czynienia z prawdziwą i nieprawdziwą Ameryką. Takie etykietowanie to absurd. Amerykanie są podzieleni w bardzo wielu sprawach, nie tylko w preferencjach wyborczych. Dzielenie na prawdziwą i nieprawdziwą Amerykę jest niemądre.

Czy w Polsce Warszawa, Wrocław, Gdańsk i inne duże miasta, to nieprawdziwa Polska? Zaś wsie i miasteczka białostockie, podlaskie, podkarpackie, to prawdziwa Polska? Absurd.

Rozumiem retorykę języka komentatorów i ich dążenie do ubarwienia swoich korespondencji. Ale mogliby się powstrzymać od retoryki absurdu. – Alvert Jann

PiS nie jest mocny

38 proc. badanych ufa prezydentowi Dudzie, a 50 proc. dobrze ocenia jego pracę. To słaby wynik, świadczy, że prezydent po czterech miesiącach sprawowania urzędu nie zyskuje na popularności. W wyborach w I turze uzyskał 34,76 proc. głosów, w drugiej turze 51,55 proc. Porównując obecne notowania prezydenta z wynikami wyborów, trudno mówić o wzroście poparcia. A Ryszard Petru, wyrastający na lidera opozycji, zyskał 32 proc. zaufania. To niewiele mniej niż prezydent (sondaż Millward Brown z 3 grudnia br).

Artykuł redakcyjny na portalu wPolityce.pl: 38 proc. badanych ufa prezydentowi Andrzejowi Dudzie” to próba odwracania kota ogonem, a nie poważna ocena. Zwykle po wyborach zwycięscy politycy poprawiają swoją pozycję, zyskują swoistą premię za sukces. PiS drepce w miejscu, ma w Sejmie większość, może przegłosować ustawy, ale nie jest tak mocny, jak się często obserwatorom wydaje.

Również notowania PiS i rządu są słabe, nie wskazują na wzrost poparcia.

Poparcie dla PiS utrzymuje się na poziomie uzyskanym w wyborach sejmowych – nie można tego nazwać sukcesem. PiS uzyskał w wyborach 37,58 proc. głosów i wyniki sondażowe oscylują wokół tej wielkości; w ostatnich dwóch sondażach z 27-28 listopada i 3 grudnia (IBRiS i Millward Brown) jest to mniej – 35 i 32 proc. Pisowski sojusznik Kukiz’15 (w wyborach 8,81 proc.) nie zyskuje, raczej słabnie. Bardzo duży wzrost poparcia notuje natomiast Nowoczesna, zdecydowanie opozycyjna wobec PiS (w wyborach 7,60 proc., w sondażach obecnie ok. 20 proc.). Łącznie poparcie dla Nowoczesnej i PO jest wyższe niż dla PiS. Scena polityczna nie jest zabetonowana, możliwe są znaczne zmiany, nowi mają szansę.

Rząd i pani premier Szydło rządzą krótko, ale nie zdołali wzbudzić nadziei na lepszą przyszłość. Po miodowym miesiącu pani premier ufa 30 proc. badanych, to bardzo słaby wynik.

 PiS nie jest mocny.

Wprawdzie wyniki sondaży w Polsce z różnych powodów różnią się, to jednak dają dobre rozeznanie w pozycji/rankingu partii politycznych i polityków. Wskazują też trendy, kierunki, w jakich zmienia się poparcie udzielane partiom politycznym i politykom. Nie powinno się ignorować sondaży, trzeba natomiast pamiętać, że wynik jest zawsze tylko przybliżeniem do rzeczywistości. Sondaże, które uwzględniłem, zasługują na uwagę. Dodam, że zostały przeprowadzone na reprezentatywnej próbie osób pełnoletnich, inaczej nie byłoby warto nimi się zajmować w tym miejscu.

Alvert Jann

Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi/cwiczenia-z-ateizmu/: „Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia”.

O polityce piszę w: „Komentarz do debaty przedwyborczej: Republika wyznaniowa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/komentarz-do-debaty-przedwyborczej-republika-wyznaniowa/

Ponadto zachęcam do przeczytania:

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/